― Klan Gwiazdy to nasi przodkowie. Koty, które odeszły z tego świata, gotowe polować na Srebrnej Skórze. Spoglądają na nas, opiekują się, dbają by nasz los okazywał się łaskawy. ― miauknęła. Czarna kotka siedziała wyprostowana, ze spojrzeniem utkwionym w powierzchni wody.― Zsyłają sny medykom i podobno, mogą nawet ofiarować przywódcy dziewięć żywotów. Gdy dobry kot odejdzie, staję się jednym z gwiezdnych, a pamięć o nim nigdy nie przeminie.
Obecność Klanu Gwiazdy, była w najbliższych dniach, potrzebna bardziej niż dotychczas. Szyszka nie wątpiła, że przodkowie musieli mieć jakiś swój plan, w tej całej powodzi. Nie mogli być przecież na tyle okrutni, żeby bezcelowo odebrać życia tylu dzielnym kotą. Czując napływające do oczu łzy, szybko zamrugała. Zbyt dużo razy płakała. Musiała być silna dla klanu. Nie było niczego złego w okazywaniu wrażliwości, ale jakkolwiek by się na to nie spoglądało, była jednak słabością.
O czym teraz myślał Sokół?
Wojowniczka spojrzała na swojego przyjaciela, próbując odczytać coś z wyrazu jego pyska. Zmrużyła oczy, gdy dopadło ją lekkie poczucie winy. Przeżywał żałobę, a ona niepotrzebnie opowiadała mu o czymś, co jest bezpośrednio powiązane ze śmiercią. Ale... uznała, że powinien wiedzieć. Dotrzymała słowa.
― Wiesz co, chyba pora spać ― burknął Sokół.
Ostatnie złociste promienie, oblewały lśniącą wodę, gdy dwójka kotów podniosła się z miejsca. Szyszka jeszcze kilka uderzeń serca, wpatrywała się w ten widok, zanim otworzyła pysk, by poprosić o coś swojego towarzysza. Obserwowała ze smutkiem, jak Sokół odchodzi, zamiatając ogonem polankę. Nawet się nie obejrzał. Doskonale wiedziała dlaczego i nie czuła żalu. Cichymi, powolnymi krokami, skierowała się za nim. Ich chwilowy obóz, znajdował się niewiele skoków lisa dalej. Większość członków Klanu Lisa, pochrapywała na w miarę przyjemnych legowiskach. Czarnulka zatrzymała się w miejscu, śledząc ostatnim spojrzeniem otoczenie. Dopadło ją złe przeczucie. A jeśli kiedyś to wszystko się skończy? Jeśli wszyscy odejdą i zostanie całkowicie sama? Nie potrafiłaby sobie nawet wyobrazić życia, które czekało poza objęciami jej klanu, pełnego najdroższych kotów.
***
Myślała, że dalsza część nocy przeminie spokojnie. Niestety nadzieja okazała się złudna. Szyszkę obudził głośny huk, gdzieś w oddali. Kotka instynktownie zjeżyła sierść na grzbiecie, wystawiając pazury i z przerażeniem spoglądając ponad sobą. Niebo było typowe dla nocnej pory, coś nieprzyjemnego wisiało jednak w powietrzu. Otworzyła szeroko oczy, widząc błyskawice przecinającą nocną skórkę. Położyła po sobie uszy. Burza. Nie była jej pierwszy raz świadkiem, ale po raz jedyny, nie znajdowała się w znajomym legowisku. Przynajmniej opady deszczu, nie są tak nieznośne - pomyślała, chcąc dodać sobie otuchy. Kłopot w tym, że w momencie, gdy już miała z powrotem położyć się spać, grzmot rozległ się ponownie. Obserwowała, jak pioruny gnają ku sobie, pomału opadając w stronę ziemi. Znajdowały się tak blisko...
W akcje nagłej desperacji, rozejrzała się w poszukiwaniu Brzózki. Brat spał blisko Pszczółki, kilka legowisk dalej. Westchnęła. Może jeśli się mocno skupi, da radę przeczekać burzę?
To nie tak, że Szyszka się bała. Nie miała czego. Różanecznik wiele razy powtarzała, że dopóki będzie dobrze ukryta, nic jej się nie stanie. Coś jednak wzbudzało w wojowniczce niepokój. Wręcz nie potrafiła przestać wpatrywał się w burzliwe niebo.
- Szyszko? - odetchnęła głośno, mogąc w końcu oderwać wzrok. Rzuciła niepewne spojrzenie w stronę Sokoła, który właśnie przecierał niewyspane oczy. Zastrzygł uszami, usłyszawszy wyraźnie głośnie grzmoty. - Wszystko w porządku?
W odpowiedzi skinęła głową. Wpadła na dość nieoczekiwany pomysł, ale czuła, że to jedyna opcja, by jakoś przeżyć tą złą pogodę, bez zepsutych nerwów. Podniosła się ostrożnie ze swojego miejsca, tak by nikogo nie obudzić. Wzdrygnęła się na dźwięk kolejnego uderzenia. Bez słowa powlokła się do legowiska Sokoła i ułożyła przy jego boku. Przycisnęła się bliżej jego sierści, kładąc głowę na przednich łapach. Ziewnęła szeroko, nie odrywając przy tym wzroku od nieba. Czuła, że Sokół jest skrępowany. W końcu zapewne pierwszy raz, miał niezaproszonego gościa w legowisku. Posłała mu lekki uśmiech, mając nadzieję, że się nie pogniewa. Zamknęła oczy.
-Dobranoc, Sokole.-miauknęła.
Pierwszy raz od dłuższego czasu, czuła się naprawdę bezpieczna.
<Sokole? Masz ochotę wtulić się w miękkie futerko? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz