Sroczy Żar od rozmowy z Żywiczną Mordką nie potrafiła nie myśleć o Wilczym Sercu. Rozmyślała, wspominała stare czasy, przypominała kawały i kłótnie. Wzloty i upadki ich znajomości. Ich pierwsze spotkanie, kiedy to jej klan zniewolił jego i wykłócali się jakieś pierdoły. Pierwszą walkę na granicy. Jak sprezentował mu kraba, który dotkliwie uszczypnął wypłosza w nos, a później on w zemście podał jej jeża owiniętego liśćmi i przedstawionego jako smakowity kąsek. Nabrała się i także sobie pokaleczyła pysk. Wilczak wtedy dzielnie pomagał jej wyjmować kolce z pyska, pomimo jej prychnięć i burków. Ich wszystkie walki, pozytywne jak i negatywne. Jak turlali się w śniegu, nacierając się nim nawzajem oraz jak później się trzęsła zmarznięta. Walkę w borsuczym czy tam lisim łajnie, kiedy to Wilcze Serce powiedział jej, że w brązowym jej do twarzy. Pamiętała te wszystkie zgryźliwe i sarkastyczne komentarze wypłosza, którymi ją zalewał. Ale też także brązowe ślipia kocura pełne ironii, które zawsze uważnie ją obserwowały. Im bardziej o tym wszystkim myślała, tym bardziej chciała spotkać go ponownie. Porozmawiać, pośmiać się, powygłupiać jak za starych dobrych czasów. Jednak wciąż na końcu łba miała tą scenę. Kiedy to spojrzał jej prosto w oczy i szeroko się uśmiechnął. Gdy powiedział jej, że nic nigdy do niej nie czuł. Dobrze pamiętała, jak ją to zabolało. Była wtedy głupia i naiwna. Dała się mu owinąć wokół palca. Upokorzyć. Wtedy chciała się tylko zemścić na nim. Rozszarpać na małe kawałki, wyrzucić z pamięci na zawsze. Nawet może i zabić.
A teraz?
Teraz sama nie rozumiała co aktualnie chciała.
Wilcze Serce, on przecież tak ją zranił, a ona znowu jak głupia chciała mu na to pozwolić?
Stała niepewnie przed terenami Klanu Wilka, nie wiedząc czy zaraz popełni największy błąd swojego życia, czy może najlepszą decyzję. O ile Wilczak w ogóle będzie chciał z nią rozmawiać. W końcu to ona chciała go tu zamordować. Stała już dobry czas na spalonej polanie będącej kiedyś miejscem spotkań wszystkich klanów, gdzie nigdy jak na ironię losu się nie widzieli. Wpatrywała się w obcy jej las niepewnie.
Czy mogła tak ryzykować po to by się z nim spotkać?
Czy była gotowa na konsekwencje tego wszystkiego?
Poza tym jaką miała pewność, że nie wpadnie na wrogi patrol zamiast wypłosza?
Nie, musiała zaryzykować, chociażby dla dawnej siebie. Weszła w głąb lasu, uważnie stawiając łapy. Panowała w nim podejrzana cisza, która kotkę wprawiała w lekki niepokój. Wędrując wokół granicy, wypatrywała wyłysiałego futra. Zawsze bezproblemowo na niego natrafiała, a tym razem jak na złość, nie mogła nigdzie znaleźć wypłosza. Przemierzała las niespokojnie, gotowa na atak z każdej strony. Jej uszy chodziły czujnie, wyłapując każdy dźwięk. Wiedziała, że chwila nie uwagi może oznaczać jej śmierć i jak bardzo ryzykuje tym spotkaniem. Słysząc cichy trzask za sobą, odwróciła się gwałtownie, jeżąc się i wysuwając pazury. Nie zamierzała poddać się bez walki. Nawet jeśli miała walczyć z całym klanem. Jej ślipiu ukazał się kocur, wpatrujący się w nią z takim zaskoczeniem jak ona w niego. Wyglądał inaczej. Wydawał się chudszy i smutniejszy. Błyszczące z dumą ślipia nieco przygasły, a futro wyliniało. Kotka analizowała wygląd kocura jak długo się dało, aż w końcu wykrztusiła z siebie jego imię.
― Wilcze Serce ― miauknęła drżącym głosem, czując jak coś w niej mięknie.
<Wilcze Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz