Sroczy Żar dreptała w kółko, starając się przeanalizować to wszystko jeszcze raz. Na myśl o wędrówce i opuszczeniu rodzinnych terenów prychnęła zirytowana, wyżywając się na pobliskim drzewie. Wbiła pazury w korę sosny i przejechała po niej. Widząc rozległy ślad, który pozostawiła na drzewie, zrobiła to ponownie. Nie podobała jej się ta przeprowadzka. Tyle zmian, na które nie była gotowa. Uśmiechnęła się pod pyskiem. Mała Sroczka pewnie byłaby zachwycona nowymi terenami do zwiedzania i możliwymi przygodami. Dziś jednak dorosłą Srokę to wszystko przerażało. W chwili gdy Zlepek stracił łapę, ona oko, a Wilk prawdopodobnie życie wszystko się posypało. Jej zaufanie do świata legło w gruzach. Ciągle miała wrażenie, że niebezpieczeństwo czyha za każdym krzakiem albo że nagła epidemia Czerwony Kaszel spadnie na jej klan, czy klif ponownie się zapadnie i wszystkich zabije w ciągu paru uderzeń serca. Cały czas o tym myślała i analizowała każdą ewentualność, gdy tylko znalazła się sama. Zarówno jak i w dzień tak i w noc. Była chyba najbardziej przygotowana na swoją nagłą śmierć niż najstarszy starszy. I pomimo że nie miała nikogo na nim jej zależało, jednak jakaś część jej nie chciała umierać ani teraz, ani w najbliższym czasie. Niezwykle to bawiło Srokę. Hipokryzja jej własnego mózgu. Chęć zakończenia swojego życia jak i też życia wiecznie. Ostatnio dużo myślała o życiu. Swoim, jej dzieci, jej rodziny. Pomimo że jej potomstwo nadal żyło i ją kochało, wiedziała, że długo by po niej nie płakali. No może Żywica. Widząc śnieżno-białą kitę syna, wystającą za drzewa, westchnęła.
― Czego chcesz? ― zapytała, już mając dość tej sytuacji.
Znała już zbyt dobrze tą liliową kupę futra, żeby wiedzieć, że jedynie się zirytuje tą rozmową. Żywica wyszedł za drzewa z położonymi uszami. Z jego pomarańczowych ślip biła skrucha i niepewność, która tak bardzo drażniła kotkę. Wtedy tak bardzo przypominał jej Zlepioną Łapę. Na myśl o liliowym uczniu medyka, przypomniało jej się jego martwe ciało. Puste zielone ślipia, które kiedyś tak uwielbiała. Odgoniła od siebie te myśli. Pokręciła łbem i spojrzała na ziemię. Z białego puchu wystawały podgniłe czubki traw.
Czyżby w końcu miało zrobić się cieplej?
― Więc? ― powtórzyła pytanie już nieco łagodniej.
Kocur przysiadł obok niej. Sroka czuła bijący od niego lęk. Cały nim śmierdział, ale na szczęście chociaż się nie trząsł jak galareta.
W końcu co to za wojownik, który boi się własnej matki?
― M-mam-mo ― zaczął drżącym głosem Żywiczna Mordka, spoglądając na rodzicielkę niepewnie. ― J-ja c-chciałbym się s-spytać kto jest m-moim t-tatą ― miauknął cicho, uważnie obserwując pysk kotki.
Futro na grzbiecie Sroki automatycznie poszło do góry. Jakiekolwiek resztki cierpliwości i wyrozumiałości znikły, a ich miejsce zastąpiła złość i smutek. Nie zamierzała nawet próbował się uspokajać. Sam był sobie winien. Dobrze wiedział jak denerwują ją ten temat, a i tak znowu go zaczynał.
― Ile o tym już rozmawialiśmy?! ― prychnęła, rzucając synowi ostre spojrzenie. ― Po co ci ta wiedza? Bluszczyk i Jarzębinka potrafią jakoś mieć w to dupie! ― warknęła, uderzając wściekle ogonem o glebę. ― Czemu tylko ciebie to tak interesuję? ― dodała już ciszej.
Nie potrafiła tego zrozumieć, czemu ten tak bardzo się na to uwziął. Dużo kociąt wychowywało się bez jakiegoś rodzica, ale żadne znane Sroce tak uparcie nie męczyło o informacje o tym nieznanym. Nie mogła załapać, dlaczego Żywica nie może pojąć, że nie chce o tym gadać z nim ani z nikim innym. Liliowy jeszcze bardziej się skulił, jednak nie poddawał się. Mamrocząc pod nosem, podniósł łeb i spojrzał swoimi zaszklonymi oczami na matkę. Kotka zamilkła, czekając na usprawiedliwienie syna.
― R-rozmawiałem z t-tym pół ł-łysym k-kocurem... ― urwał, widząc zaskoczenie w ślipiu matki.
Sroczy Żar zamarła, słysząc słowa syna.
― Wilcze Serce żyje? ― zapytała bardziej siebie niż Żywice, jednak widząc jak ten kiwa łbem, wzięła głębszy oddech.
Wilcze Serce żył i miał się dobrze.
Ta informacja jakoś nie mogła się przyswoić do jej mózgu. Była prawie całkowicie pewna, że wraz z Zimorodkiem odesłały go na inny świat. A on żył. Chodził, rozmawiał z jej synem, pewnie nadal rzucał te swoje nieśmieszne i pełne ironii żarty. Pewnie żył dalej nawet o niej nie pamiętając. W końcu jaki kocur wspominałby ciepło kotkę, która go prawie rozszarpała wraz z siostrą?
Pokręciła łbem i spojrzała na syna. Coś tu jeszcze jej tu nie pasowało.
― Czemu pytałeś Wilcze Serce czy jest twoim tatą? ― zapytała syna, podejrzliwie się mu przyglądając. ― I co ci powiedział ten mysi bobek? ― dodała, mając nadzieję, że ta wyłysiała kupa futra nie naopowiadała jej synowi jakiś bzdur.
― C-cioc-cia nazwa g-go two-oim k-kochasiem ― wyjąkał niepewnie. ― A-a t-ty nie za-zaprzeczyłaś... P-powiedział, że nie i że m-mam ci nie m-mówić, ż-że się widzieliśmy ― dodał ciszej, mając nadzieję, że kotka nie będzie na niego zła.
Sroczy Żar patrzyła na syna z szeroko otwartym ślipiem, analizując to wszystko co właśnie ten powiedział. Siedziała jak wbita w ziemię, przetrawiając każde słowo liliowego. To wszystko było zbyt nagłe dla niej. Dawne wspomnienia, wypełniały jej łeb, nie pozwalając myśleć o niczym innym. Zaczęła rozmyślać co było gdyby nie wpadłaby wtedy na Zimorodka i Żywicę.
Czy może jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz