— Cze-cześć, Kozia Łapo! Jak ci minął trening? — zapytał uczeń, szczerząc zęby. Dzisiaj miał dzień wolny od ćwiczeń z zastępcą, a to zazwyczaj oznaczało, że miał świetny humor. Właściwie, to większość dnia spędził, wymieniając legowiska i przynosząc zioła starszyźnie wraz z Żurawinową Łapą, ale na to także nie miał co narzekać. Lubił towarzystwo swojego szwagra, spoko gość. Syn Głuszczowej Łapy wzruszył ogonem, uśmiechając się niepewnie.
— Cóż, chyba nie najgorzej. Zresztą, sam zobacz — podsunął pod łapy przyjaciela niewielką zdobycz, a Zlepiona Łapa pokiwał głową z uznaniem. Zawsze uwielbiał obserwować wszelkie osiągnięcia swoich przyjaciół. W jakimś sensie podziwiał także stojącego naprzeciw niego kocura - Zlepek bał się Księżycowego Pyłu, a co dopiero Lisiej Gwiazdy? Przecież lider potrafił być naprawdę przerażający, a jego spojrzenie! Uczeń miał wrażenie, że na widok rudego kocura z drogi zsuwa się wszystko, co śmiałoby mu ją zawadzać.
— Może zjemy razem? — zaproponował Kozia Łapa. Drugi kocur miał już przytaknąć, kiedy na horyzoncie pojawił się Martwy Cień, spoglądając na dwójkę kocurów wzrokiem pełnym zajadliwości i pogardy. Przez głowę Zlepionej Łapy przeszła przez chwilę myśl, że może Niezapominajkowa Łapa jeszcze coś przeskrobała, podczas swojej wizyty, a teraz starszy od niego wojownik chce mu nakopać do tyłka, za jego rozgadaną siostryczkę. Na tę myśl cały się spiął i poczuł, że lada chwila, a łzy staną mu w oczach.
To się na szczęście nie stało, a bury kocur zdążył jeszcze prychnąć na dwojkę uczniów, nim przemówił.
— Ruszajcie łapami, panienki. Księżycowy Pył kazał mi znosić waszą dwójkę i Pyliste Czoło na patrolu. Ostrzegam, jeśli któreś z was spróbuje mnie opóźniać, wepchnę wam ogon do tyłka i przetoczę przez nasze tereny.
Dwójka kocurów spojrzała po sobie niepewnie, a Zlepiona Łapa mógł przysiąc, że jego towarzysz właśnie przełknął ślinę. Ba, był pewny, że to usłyszał. A nie, zaraz, to był dźwięk, jaki on sam wydał, przełykając ślinę.
Nie istotne.
Te kilka uderzeń serca najwidoczniej robiło najstarszemu z towarzystwa różnicę, gdyż już po chwili ryknął na dwójkę terminatorów, z głosem przepełnionym irytacją.
— Jazda!
Kocury poderwały się i szybkim krokiem pochwyciły w pyski zdobycze Koziej Łapy, aby w ekspresowym tempie przetransportować je do stosu. Gdy już tam byli, syn Głuszczowej Łapy spojrzał poważnie na przyjaciela.
— Jeśli nie wrócę, powiedz Śnieżnej Łapie, że... — zaczął, jednak rozmówca przerwał mu gorączkowo.
— Jeśli nie wrócisz, t-to ja najpewniej też nie w-wrócę, więc to byłoby t-trudne — zauważył, kładąc uszy po sobie. Bicolor mógł tylko kiwnąć głową, przyznając w ten sposób słuszność Zlepionej Łapie.
— Miło było cię poznać — rzucił, szybko ruszając w stronę wyjścia z obozu, gdzie czekały już na nich dwie sylwetki kocurów.
— T-tak, ciebie też — mruknął cichutko terminator, ruszając za przyjacielem i w myślach modląc się do gwiezdnych, aby nie potknął się o własne łapy. Pyliste Czoło próbował nawiązać jakąś rozmowę z uczniakami, jednak Martwy Cień uciszył go jednym spojrzeniem i zarządził natychmiastowy wymarsz, niemym gestem ogona. Zlepek pomyślał wówczas, że pewnie to starszy, rudy wojownik miał prowadzić pochód, jednak nie miał za wiele do powiedzenia, patrząc w złowrogie lico burego kocura. Cóż, trochę go to pocieszało, oznaczało bowiem, że nie tylko jego przerażał sam widok tego osobliwego kota. Poważnie, jak Śnieżna Łapa przeżyła trening z nim? I czemu cała ich trójka miała takich strasznych mentorów?
Właściwie, to częściowo ucieszył się jednak, opuszczając obóz. Dobrze, może i czuł się trochę niepewnie w towarzystwie innych członków jego klanu, a szczególnie Martwego Cienia, jednak oznaczało to, że nie będzie musiał zastanawiać się, jak by tu unikać Księżycowego Pyłu w obozie i za razem nie wyjść na tchórza w oczach Sroczego Żaru. Mimo upływu księżyców, wciąż nie czuł się dobrze w towarzystwie swojego ojca, a już na pewno czuł się okropnie na samą myśl, że to jego ojciec. Zresztą, Zlepiona Łapa nie szedł tam tylko ze "strasznym panem" i losowym członkiem Klanu Klifu, z którym wymienił może dwa, czy trzy słowa. Kozia Łapa był razem z nim, a to od razu sprawiało, że czuł się raźniej. Teraz spojrzał niepewnie na przyjaciela, a potem przed siebie, jakby upewniał się, że jest na tyle daleko od martwego, aby ten go nie usłyszał. Wówczas pozwolił sobie się odezwać.
— J-jak myślisz, co miał na celu, n-nazywając nas panienkami?
Wbrew pozorom, to przezwisko naprawdę uszkodziło jego małe, kruche ego. W końcu, hej, oboje bardzo się starali, aby pokazać, że są dobrymi materiałami na wojowników, a tamten kocur po prostu z nich zakpił. Co prawda, Zlepiona Łapa ani myślał się mu postawić, ale... Chyba było mu trochę przykro. Jak to on, brał wszystko do siebie.
< Kózko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz