*Żeby nie było, to zawaliłam czasowo. Pierwsza część tego opka dzieje się tuż po pierwszej bitwie (chyba XD). Turkawka jeszcze nie wie kim byli jej rodzice*
- Co?! Nie, nie ma takiej opcji! - syknęła, usiłując się podnieść. Cętkowany Liść podbiegła do niej i pomogła asystentce medyka wstać. - Nie będziemy szukać moich rodziców - syknęła Turkawka i poczuła, że czernieje jej przed oczami. Potrząsnęła głową. Świat zaczął obracać się wokół własnej osi. Buraska podprowadziła kocicę do legowiska i pomogła jej usiąść.
- Jak już mówiłam, poszukamy ich, o ile będziesz chciała - mruknęła Cętka, jednak córka Odyseusza zauważyła jej skwaszoną minę.
- A-ale ja nie wiem czy chcę - mruknęła Turkawka, zakrywając niebieskie oczy łapą. - Ja ich nigdy nie widziałam, nie wiem jacy są. Nie... to nieistotne. Przecież i tak są okropni!
- Och nie przesadzałabym - mruknęła Cętkowany Liść, przewracając oczami. - Sama mówiłaś, że nie wiesz kim są... więc jak możesz ich oceniać?
Pointka zacisnęła wargi i odwróciła wzrok od dawnej podopiecznej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Cętka miała rację. Kocica obróciła niesprawną łapę, żałując, ze nie może tak po prostu wstać i stąd wybiec. Wojowniczka dogoniłaby ją w pół uderzenia serca.
- Słuchaj, wiem, że nie powinnam ich krytykować, tylko ja... już wiem jacy oni są. No bo jakim trzeba być kotem, by porzucić swoje dzieci?! Albo tylko córkę?!
Myśl o tym, że jej rodzice mogą podróżować ze swoimi innymi dziećmi wstrząsnęła nią do głębi. Rodzeństwo... to brzmiało tak... obco. Cętka pokręciła głową, jakby z żalem.
- Nie powinnaś... nie! Nie MOŻESZ oceniać ich na podstawie jednego drobnego błędu!
- Uważam inaczej - warknęła asystentka medyczki. - Wiesz co? Czasami strasznie mnie irytujesz przez tę swoją upartość!
- Nawzajem.
Przez chwilę obie kotki mierzyły się spojrzeniami. Turkawka prychnęła i usiadła przy ziołach, przesypując kupkę szałwii pomiędzy łapami. Wojowniczka rzuciła jej jeszcze ostatnie spojrzenie przez ramię, po czym wyszła z legowiska medyków.
***
- Chciałaś o czymś pogadać. To musi być ważne, skoro nie wzięłyśmy ze sobą Miedzianej Iskry... - Turkawie Skrzydło zatrzymała się przy krzewie i odgarnęła parę liści. Spłoszona mysz wybiegła z krzaków, gdzie czekała już na nią Cętkowany Liść. Kocica zabiła gryzonia jednym celnym ugryzieniem i rzuciła jego ciało na ziemię. Pointka odwróciła wzrok i nawinęła na gałązkę kilka nitek z pajęczyny. Buraska prychnęła i usiadła, przerzucając piszczkę między łapami.
- Dalej się gniewasz? - dawna pieszczoszka uniosła spojrzenie na byłą mentorkę. Córka Odyseusza odwróciła wzrok. Chciała już wracać do obozu. Znajdowały się zbyt blisko terenów Dwunożnych, jednak asystentka medyczki potrzebowała kilku medykamentów, właśnie stamtąd.
- Nie wiem - odpowiedziała Turkawka i wypuściła powietrze przez nos. - No dobra, już prawie wcale. W sumie tak, po głębszym namyśle mogłabym ich odnaleźć, no bo masz rację i w końcu są moją rodziną - uniosła głowę i zauważyła zaintrygowane spojrzenie kocicy. Przełknęła ślinę. - Too... o czym chciałaś porozmawiać?
<Cęteł? Wyszło takie sobie ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz