Wciągnęła świeże powietrze w nozdrza. Wczesna pora zielonych liści. W końcu. Chyba najlepszy czas w życiu klanu. Całe otoczenie zaczęło się budzić, było ciepłej i przyjemniej, a co najważniejsze - pojawiało się więcej zwierzyny niezbędnej do przeżycia.
Tego dnia kotka nie miała zbyt wiele ciekawego do roboty. Nikt nie wysłał jej na patrol ani nie zaprosił na polowanie. Siedziała więc znudzona w obozie przed legowiskiem wojowników. Co mogłaby dzisiaj zrobić...? Rozejrzała się uważnie. Ciernistej Łodygi nie było, zapewne wyszła. Wtedy, dojrzała dobrze jej znaną pręgowaną wojowniczkę. Powinna pogłębić trochę relacje z wspaniałą istotą, która zastąpiła jej rodzicielke. Podeszła, witając się radosnym mruczeniem.
- Witaj, Pręgowane Piórko! Co tam u ciebie? - zapytała przymilnie.
- Witaj Migoczące Niebo. - Kocica odwzajemniła mruczenie. - Wszystko w porządku. W końcu te dwie kulki nie dają mi w kość - zachihotała, wspominając swoje dwie córki, które już jakiś czas temu dostały swoich mentorów i wraz z matką opuściły ściany żłobka.
- Rozumiem - odparła, chociaż sama oczywiście nie miała kociąt. Chodziło jej bardziej o pociechy swej najlepszej przyjaciółki, a w szczególności o Fiołek, która strasznie się jej uczepiła. - Hm... A może pójdziemy na spacer? Jest taka ładna pogoda... - stwierdziła, spoglądając na niebo.
- To dobry pomysł. - Uśmiechnęła się. - A może wzięlibyśmy Świetlisty Potok i Ziołową Łapę, o ile są w obozie.
Ochoczo pokiwała głową i natychmiast ruszyła po wspomnianą dwójkę. Bura szylkretka rozmawiała z niedawno mianowaną wojowniczką, Błękitną Cętką, siostrą Leśnej Łapy.
- Cześć - przywitała się z obydwiema.
- O, hej Migoczące Niebo! - zawołała niebieska z radością na pysku. Ta jednak zignorowała ją.
- Świetlisty Potoku, pójdziesz może ze mną, Pręgowanym Piórkiem i Ziołową Łapą się przejść? - miauknęła.
Przytaknęła, wstając i żegnając rozczarowaną towarzyszkę. Podążyły przed legowisko uczniów, gdzie przesiadywał w samotności terminator o żółtych oczach, który jednak na ich widok od razu się podniósł.
Powtórzyła przed chwilą wypowiadane pytanie, oczekująco spoglądając na niego.
- Mogę pójść - mruknął lekko obojętnie i poszedł za nimi.
Jak się okazało, przyszywana matka trójki czekała już na nich przy wyjściu. Bez słowa ruszyli na otwarty teren, napawając się pięknem i spokojem tej pory roku. Było bardzo przyjemnie i cicho... aż za cicho. Mimo to nikt z nich nie wyczuł tego wydarzenia, które zmieni tą sielankową wycieczkę w istny, paraliżujący, mrożący krew w żyłach koszmar. Ich kroki były powolne i melancholijne. Niebieska szylkretka postanowiła zacząć rozmowę, zwracając się do brata:
- Ziołowa Łapo, jak idzie ci trening?
Bicolor posłał jej zimne spojrzenie i odwrócił łeb, nie odpowiadając. Westchnęła i przeklnęła pod nosem tak, by nikt tego nie zauważył . Relacje z kochanym braciszkiem każdego dnia stawały się coraz chłodniejsze, a każda próba ratowania ich przez wojowniczkę tylko pogarszała sytuację. Może i miał trochę racji - cała trójka przeżyła 21 księżyców, a to zdecydowanie dużo jak na kogoś, kto jeszcze nie ukończył swego treningu. Kocur był, cóż, trochę nieudaczny i mozolny, a znowu mentorka chciała, by opanował wszystko do perfekcji, więc zrozumiałym było, że nie dopuści go do mianowania, zanim porządnie się tego nie nauczy. Ta technika jednak mocno pogrążała Ziółka, który teraz, zdawałoby się, w ogóle przestał mieć chęci do komunikowania się ze światem z zewnętrznym. Stał się zamkniętą z sobie oraz w swoich problemach, nieszczęsną kupką futra. Może powinna pogadać trochę o nim z Ciernistą Łodygą?... Może, gdyby ta dowiedziała się więcej o jego zachowaniu poza nauką, przyśpieszyłaby chociaż trochę jego szkolenie? Przecież ona doskonale zrozumie Migoczące Niebo, prawda?... Jeszcze raz głęboko westchnęła. Pręgowana spokojnie rozmawiała z drugą żywą córką z miotu Rdzawego Ogona. Z tą było znowu na odwrót - nie cofała się, tylko coraz bardziej przełamywała lody na innych, a z niektórymi, według obserwowań długołapej, rozmawiała już zupełnie normalnie. Och, gdyby ich bratu również przychodziło to tak łatwo...
Spacer zaczął się powoli ciągnąć. Kotka miała ochotę zapowiedzieć powrót do obozu, lecz pewien zapach przykuł jej uwagę. Nagle, stanęła jak wryta z otwartym pyskiem, a pazury wysuwała i wsuwała. Żółtooka spojrzała na nią zaniepokojona.
- Tu gdzieś jest pies... - wymamrotała młodsza, zmuszając łapy do ruszenia się z miejsca i ewentualnej ucieczki.
Po wypowiedzeniu ostatniego słowa, zastępczyni rodzicielki zupełnie zmieniła swoje zachowanie w przeciągu kilku sekund. Źrenice powiększyły się jej do granic możliwości, a także zaczęła krążyć w miejscu. I wtedy... i wtedy zza nich wychyliła się potworna kreatura. Migoczące Niebo musiała przyznać, że nigdy nie widziała na oczy psa. Był jednak wielki, przerażający, a z pyska naznaczonego dużymi zębiskami leciała ślina. Jedynym, co zrobiła, był przerażający okrzyk i rzucenie się do szaleńczego biegu o swoje życie. Miała tylko nadzieję, że pozostali ruszyli za nią. Tym razem umiejętności burzowiczy do szybkiego biegu mocno się im przydały. Kreatura raczej nie byłaby w stanie ich dogonić... Jednak dopiero, gdy zatrzymali się, łapiąc oddech, kocica dokonała zatrważającego odkrycia - napastnik wcale ich nie gonił, ale też nie było z nimi pręgowanej. Bez wahania zaczęła biec z powrotem, pozostawiając siedzieć bezczynnie zdezorientowanemu rodzeństwu. W głowie miała już najgorsze scenariusze... i wtedy zdołała usłyszeć coś w stylu wołania o pomoc dwóch młodych kotów pachnących strachem. Gdy po chwili zrozumiała, o co prawdopodobnie chodziło, o mało co nie zsunęła się na ziemię ze łzami. Jeśli to byli pierwszy potomkowie Pręgowanego Piórka? Obydwoje umarli młodo, jako terminatorzy, a obydwóch zabił pies. Ta sama bestia stojąca teraz ze starszą pysk w pysk. Po chwili była już na miejscu, zanosząc się nadzieją, lecz jedynym, co zobaczyła, było zakrwawione ciało i oddalający się odór wroga. Zawyła bardzo rozpaczliwie, co szybko przywołało równie przestraszonych ucznia i wojowniczkę. Podbiegła do poszkodowanej. Ku ogromnej radości ujrzała, że ta, mimo wielu głębokich ran, wciąż żyje.
- Mamo... Słyszysz mnie?! Mamo!
Oddychając bardzo chrapliwie i płytko, otworzyła zmęczone powieki. Jej oczy nadal miały ten ciepły i przyjemny blask. Potomkini Czarnej Gwiazdy bez najmniejszego wahania zabrała ją na swój grzbiet, chociaż o mało co nie upadła pod ciężarem. Szary i szylkretowa jednakże byli już przy niej, z troską podpierając i ruszyli tak powoli, zbyt powolno jak ma kogoś, kto chce uratować mocno rannego, nie byli jednak w stanie przyspieszyć. A mimo, że w głębi serduszka wiedziała, że nie są w stanie uratować kochanej, i jeśli jakimś cudem ta nie wykrwawi się przed dojściem do obozu, usłyszą jedynie smętne "Nie mogę nic zrobić." Nagle, w pewnym momencie podróży, nastąpiło niespodziewanie coś, co już kompletnie wyprowadziło ich z równowagi. Pręgowane Piórko zaczęła dziwnie majaczyć, opowiadając urywane zdania, pojedyncze wyrazy i co jakiś czas rzucając różnymi imionami.
- Tak, chodź tu do mnie... nie... ty... dlaczego mi to robisz... Pliszkowa Łapa... bądź grzeczna... tak... ona... - szeptała chrapliwie, a nikt nie był w stanie jej wybudzić i musieli tego słuchać.
W pewnym momencie padło jednak coś, co sprawiło, że Migoczące Niebo z trudem powstrzymała się od krzyku i rzzucenia z siebie umierającej.
- Płonący Grzbiet, kochanie, dlaczego mnie... co ja... nie chcę... Albert...
A tak właściwie to ostatnie słowo. Sprawa Płonącego Grzbieta też ją zaciekawiła, gdyż miała wrażenie, że zna to imię, lecz nie mogła sobie przypomnieć, skąd. Postanowiła spytać o niego później, gdy szczęśliwie wrócą, a matka będzie zdrowieć.
- Wiesz... kim był Albert? - wyszeptała słabo.
W odpowiedzi dostała jednak tylko niezrozumiałe spojrzenie i zaskoczone pyski rodzeństwa. Westchnęła, mknąc dalej. Byli już niedaleko... lecz... przecież w jej życiu nic nie musiało się kończyć dobrze, prawda? W pewnym momencie poszkodowana sama zsunęła się z jej pleców. Długołapa z cichym piskiem natychmiast usiadła koło niej, wtulając się w piękne szare futro, teraz niemal niewidoczne pod warstwą krwi. Miała cichą nadzieję, że dostanie chociaż ciepły, lekko motywujący uśmiech, lecz żółte oczy nadal były nieobecne. Oddech z każdą sekundą słabł, aż po chwili zniknął kompletnie. Niebieska szylkretka słyszała już tylko płacz rodzeństwa... A sama nieprzytomnie rzuciła się na ziemię.
***
- Migoczące Niebo... Migoczące Niebo... Migotko, obudź się! - Słyszała nad uchem delikatne słowa, które pomogły jej podnieść niemrawo łeb. Nie była już na polanie, a Pręgowane Piórko nie leżała koło niej. Zamiast szarej siedziała Ciernista Łodyga, nieodczytywalnym wzrokiem patrząca na nią.
- Ciernista Łodygo, g-gdzie ja... c-co się stało? - miauknęła niepewnie.
- Do obozu przybiegli Ziołowa Łapa i Świetlisty Potok... opowiedzieli nam, że zaatakował was pies i Pręgowane Piórko... przykro mi - szepnęła, spoglądając błogo na szylkretkę.
W oczach młodszej z wojowniczek natychmiastowo zabłysł niewyobrażalny ból i smutek. Coś jednak ruszyło. Zamiast wtulić się w sierść przyjaciółki, co normalnie by zrobiła, zmrużyła oczy w szparki i odwróciła się.
- Lepiej ją zostaw. Jest teraz w szoku, musi dojść do siebie - odezwał się Burzowe Serce. Długołapą jednak mało to obchodziło. Bo dlaczego miało obchodzić, skoro prawie wszyscy jej bliscy odeszli? Klan Gwiazd się od niej odwrócił, już nic nie miało znaczenia i sensu. Jej życie nie miało sensu.
***
Minęło trochę czasu, może tydzień? Nie orientowała się już. Ciągle leżała u medyka, praktycznie nic nie jedząc. Wiele kotów zmarło w jej krótkim życiu, lecz ta śmierć przybiła i nasiliła wszystkie pozostałe. Ledwie rankiem wróciła do swych obowiązków. Lecz nie chciała wracać na długo. Nie tutaj. Nie było już dla niej miejsca w Klanie Burzy. Odejdzie za wszystkimi swoimi przodkami, których Gwiezdni jej odebrali.
Skoro tak się bawią, to niech zabiorą i ją, po co ma się męczyć na tym niesprawiedliwym świecie?
Wyszła pod pretekstem swobodnego polowania. Przecież nikomu nie przyjdzie do głowy, by pójść na wszelki wypadek za nią, gdy miała taki zły stan psychiczny, prawda? Dreptała przed siebie z oczyma zmrużonymi w szparki. W oddali słyszała ciepłe wołania należące do tych wszystkich, których straciła.
- Już za chwilę mamo... znów będziemy razem - wyszeptała, unosząc kąciki ust, prawdopodobnie by utrzymywać samą siebie w pewności.
Słońce ogrzewało jej krótkie futro, a wiatr delikatnie i spokojnie powiewiał w bark. Odetchnęła, zamykając oczy, my nacieszyć się chwilą. Po chwili jednak wróciła do rzeczywistości i pomknęła przed siebie, czując krew dudniącą w uszach. Do nozdrzy zaczął dolatywać smród Drogi Grzmotu. Zwykle przyprawiający o zawroty, teraz niemiłosiernie kusił, by podejść bliżej. Stanęła przy płaskiej nawierzchni, przełykając i przez chwilę zastanawiając się, co tak właściwie zrobić. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają, a ona nie była zdolna wykonać żadnego kroku. Dopiero, gdy warczący potwór przejechał, postawiła przednią łapę, lecz zaraz ją cofnęła, gdy kolejny taki podążył obok niej.
- Teraz - mruknęła i rzuciła się przed siebie, tak intensywnie zamykając powieki, że pojawiły się w nich łzy. Gdy ślepia przed nią rozbłysły, poczuła, że coś ją gwałtownie uderza i odpycha, lecz nie było to bolesne i śmiertelne uderzenie, którego się spodziewała. Było bardziej... miękkie. Wylądowała na trawie pare ogonów dalej oddychając chrapliwie, lecz bardziej z szoku niż wycieńczenia. Podniosła się, by ujrzeć, kto to zrobił. Nad kotką stał nie kto inny jak buraska o swych przenikliwych zielonych ślepiach.
- Wszystko w porządku? Coś ty zrobiła?! - wylało się z jej pyszczka niczym obfity deszcz.
- N-nic m-mi n-nie jest... - wyjąkała, podnosząc się do siadu. - Jednak równie dobrze ja mogę ciebie o to spytać - co ty zrobiłaś? - Jej ton był dziwnie lodowaty, zupełnie niepodobny.
- A co, spodziewałaś się, że w takim stanie wypuszczę cię na samotne polowanie. Jesteś wycieńczona psychicznie, Burzowe Serce powinien cię dłużej przytrzymać, gdy tylko wrócimy porozmawiam z nim - odparła.
- Nic mi nie jest - powtórzyła pewnie, chcąc ponowić próbę rzucenia się pod łapy wroga.
- Musimy pogadać - zaczęła spokojnie, lecz wyraz oczu wskazywał na zupełnie inny stan emocjonalny. - Wiem, że musi ci być z tym ogromnie ciężko. Ja... pożegnałam i siostrę, i brata, i ukochaną mentorkę, a ojca nigdy nie miałam, lecz chyba nigdy nie zrozumiem twojego bólu. Lecz czy to jest powód, by zabijać się? Spójrz, kogo jeszcze masz - mnie, Ziółka, Świetlisty Potok, Leśną Łapę, którego przecież musisz wyszkolić na świetnego wojownika... masz dla kogo żyć, więc po prostu żyj - zakończyła.
W oczach nakrapianej zalśniły łzy. Odetchnęła głęboko i bez słowa wtuliła się w towarzyszkę, pragnąc jej ciepła.
- P-przepraszam, t-tak bardzo przepraszam! - wydukała ledwo słyszalnie, gdy jej pysk był ukryty w pręgowanym futrze.
- Nie masz za co - zamruczała. - Nie martw się. W Klanie Burzy zawsze będzie dla ciebie miejsce.
Również zamruczała, lecz wtedy coś jej się przypomniało.
- A może wiesz... wiesz kim jest Płonący Grzbiet?
- To zastępca przywódcy w Klanie Wilka. A dlaczego pytasz?
- Ach, nie, nic...
***
Ostatnimi czasy atmosfera w klanie była dosyć napięta. Wszystko oczywiście za sprawą Nocnej Gwiazdy i jego częstych kłótni z swoją własną zastępczynią. Lider strasznie opóźniał mianowania. W końcu kociaki Tulipanowego Pąku miały koło 8-9 księżyców, a nadal nudziły się w żłobku! Nie mówiąc już o biednym Ziółku. To przez tego zielonookiego głupca jej braciszek musiał tak długo kisić się jako uczeń, co dalej prowadziło do nikłej i ciężkiej relacji między nimi. Dopiero teraz kocica zaczynała rozumieć nienawiść swojego ucznia do ich przywódcy. No właśnie, Leśna Łapa. Cóż, musiała porządnie się za niego wziąć. Jego rodzeństwo dawno otrzymało tytuł wojownika, Błękitna Cętka i Czapli Potok, a ona miała wrażenie, że cętkowany kocurek nawet w połowie nie dorównuje im swoimi umiejętnościami. Co prawda była to też jej wina, gdyż ostatnimi czasy mocno zaniedbywała jego trening (zwłaszcza po stracie przybranej matki). Czas, by powrócili do intensywnych ćwiczeń. Nagle, nastawiła uszu, gdy długa cętkowana sierść ujawniła się w miejscu, w którym to liderzy klanu zwykli przemawiać. Ocho, ostatnio rzadko go tam widywano. Czyżby jakieś wieści? Podeszła, ocierając się o szare futro bicolora. Obydwoje przysiadli przy Ciernistej Łodydze, Brzoskwiniowej Gałązce i ich dzieciach, które zresztą były już uczniami! Na pysku tej pierwszej widniał triumfalny wyraz.
- Ziołowa Łapo, wystąp - zabrzmiał jakby niechętny i obojętny głos.
Terminator gapił się ze zdziwieniem, lecz mentorka delikatnie popchnęła go, by podszedł. Nocna Gwiazda kontynuował:
– Ja, Nocna Gwiazda, przywódca klanu Burzy wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam, jako kolejnego wojownika. Ziołowa Łapo. Czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój plan, nawet za cenę życia?
- Przysięgam - oznajmił dumnie już nie taki mały i młody żółtooki.
- Mocą klanu gwiazd nadaję ci imię wojownika. Ziołowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Ziołowy Nos. Klan gwiazdy ceni twoją wytrwałość i zawzięcie, oraz wita cię, jako nowego wojownika Klanu Burzy.
Chociaż ostatnio w klanie atmosfera nie była zbyt przyjemna, teraz wszyscy zaczęli zgodnie skandować imię nowego wojownika. Zaczęli do niego podchodzić z gratulacjami. Potomkini Czarnej Gwiazdy poczekała, aż wszyscy odeszli i niespodziewanie rzuciła się na swego brata, przewracając go i mrucząc jak kotka, której ukochany właśnie wyznał miłość.
- Gratulacje! - wręcz wrzasnęła, liżąc go po nosie. - Wreszcie będziemy spać razem... nie będzie między nami różnic. Przecież jesteś moim Ziółkiem - zamruczała.
- Dzięki - odparł tylko nieśmiało, nie wiedząc, co robić w takiej sytuacji.
Długołapa natomiast wróciła myślami do swojego własnego mianowania. Och, to było niemal 20 księżyców temu! Nic dziwnego, że przez to szary często bywał tak zdesperowany, tymbardziej, że ich siostra Świetlisty Potok również otrzymała swoje imię na jakieś 10 księżyców przed nim. Jeszcze raz uśmiechnęła się do niego serdecznie, zostawiając świeżo upieczonego wojownika swoim myślom podczas nocnego czuwania.
***
Te kilka dni przebiegło wyjątkowo spokojnie i radośnie. Za spokojnie jak na atmosferę panującą na co dzień w klanie. Dlatego wręcz oczywistym było, że zaraz wydarzy się coś, co przerwie tą harmonię. Migoczące Niebo nie spodziewała się jednak, że mógłby to być wybuch złości Żmijowej Łuski, największy z tych które stara kocica często miewała. Tak więc po powrocie z polowania z rodzeństwem czekała na nią, cóż, z pewnością niemiła niespodzianka. W obozie panowało duże napięcie, koty szeptały między sobą, a w powietrzu rozchodziła się woń strachu... oraz krwi. Natychmiast ruszyła w stronę legowiska uzdrowiciela, bo właśnie z tamtego miejsca dochodził niepokojący zapach. Zastała tam bezczynnie stojącą Brzoskwiniową Gałązkę z dwójką swych kociąt u boku. Dwójką... Fiołek leżała nieprzytomnie kilka lisich ogonów dalej, gdzie Burzowe Serce wraz z swą uczennicą, Skowronkową Łapą dwoił się i troił, próbując pomóc córce zielonookiej zastępczyni.
- Na Klan Gwiazd! Co tu się stało?! Brzoskwiniowa Gałązko, gdzie jest Ciernista Łodyga? - wykrzyknęła z przerażeniem, szybko jednak uciszyło ją spojrzenie burego.
- Ciernista Łodyga? Jest u Nocnej Gwiazdy, załatwiają... pewne sprawy z Żmijową Łuską... - odpowiedziała smętnie.
Oczy przybyłej rozbłysły gniewem. Czy ta nędzna kupa futra tak urządziła biedną i niewinną terminatorkę? Była niezwykle wybuchowa, to fakt, a szylkretowa będąca zresztą jej uczennicą miała matczyny cięty język, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwiało okropnych czynów bengalki! Westchnęła, pocieszając się jedynie faktem, że sprawczynię zajścia z pewnością spotka zasłużona kara. Nie myliła się, gdyż chwilę później po kotlinie przenikło nawoływanie na zebranie. Natychmiastowo wyjrzała z leża, do którego kierowała się właśnie pokrzywdzona matka o nieodgadniętym wyrazie pyska, jak zawsze w takich sytuacjach. Szylkretka przez chwilę miała okazję polizać ją serdecznie i obrzucić słowami pełnymi współczuć, lecz szybko zorientowała się, że nie jest to dobry moment. Jedynie posłała jej smutne spojrzenie i spojrzała ze zmrużonymi oczyma na winowajczynie, ogromnie niechętnie podchodzącą do lidera.
- Żmijowa Łusko, czy chcesz porzucić swoją rolę wojowniczki i dołączyć do grona starszych? - zapytał, zaczynając ceremonię.
— Skoro muszę - warknęła z ogromną ilością jadu, przez który córce Rdzawego Ogona zrobiło się wręcz niedobrze.
- Twój klan dziękuje ci za wierną służbę, jaką mu dałaś. Niech Klan gwiazdy da ci wiele księżyców spokoju! - zawołał, a wręcz kipiąca ze złości węglowa wycofała się w tłum.
- Czapli Potoku - miauknął, zwracając się do młodszego brata Ciernistej Łodygi. - Przejmiesz trening Fiołkowej łapy, jak tylko wróci do sił. Dbaj o nią.
Nowy mentor kotki kiwnął łbem i skierował swe kroki do reszty rodziny siedzącej w legowisku medyka i czekającej na nagłe obudzenie się jednookiej.
***
- Migoczące Niebo - usłyszała nad uchem poważny, lecz wyraźnie zmęczony głos. - Pójdziesz ze mną i Kaczeńcowym Pazurem na polowanie. Zbieraj się. - Po tych słowach właściciel długiego, zdobionego cętkami futra natychmiast się oddalił.
Uniosła się, wyraźnie zdziwiona. Od kiedy to ich lider chodził na polowania? Ostatnimi czasy praktycznie nie wynurzał nosa poza swoje posłanie! Szybko przeprosiła Ziołowego Nosa i podążyła do wyjścia. Dwójka kocurów czekała tam na nią. Bez słowa ruszyli. Długołapa przez większość drogi lustrowała syna nowej członkini starszyzny. Od śmierci Pręgowanego Piórka chodził zamyślony i przygnębiony. Wydawało się, że to zdarzenie przygnębiło go bardziej niż jej przyszywane, jak i
te prawdziwe. Och, dlaczego ostatnio spotykało ich tyle nieszczęść? Najpierw szara, potem wypadek biednej Fiołkowej Łapy, a ledwie kilka wschodów i zachodów księżyca temu Klan Gwiazd zabrał do siebie również Kwiecisty Wiatr, najstarszą członkinię klanu, dawną medyczkę. Westchnęła cicho, próbując skupić się na wytropieniu czegokolwiek. Wyczuła zapach zająca, więc natychmiastowo przybrała pozycję i bezszelestnie podchodziła swą ofiarę. Gdy była już na odpowiedniej odległości, skoczyła, zabijając stworzenie przegryzieniem jego karku.
Po kilku kolejnych złapanych zwierzętach, zielonooki stwierdził, że muszą wracać. Szedł jakoś niemrawo, myślami zdawał się być zupełnie gdzieś indziej, a łupy uciekały mu z przed nosa. Nie był może strasznie stary, lecz wyraźnie zmęczony życiem i nakrapiana pokusiła się o stwierdzenie, że gdyby zmarł, dla wszystkich skończyłoby się to dobrze. Nagle, chwilę później, przodkowie zdali się wysłuchać jej wręcz spiskowych myśli. Zza krzewów wynurzył się wąż pełzający prosto na starego lidera.
- Nocna Gwiazdo, uważaj! - krzyknęła, lecz za późno. Kły wbiły się w bok, a ofiara zawyła, padając na glebę. Bengal rzucił się wściekle, rozrywając atakującą istotę na pół. W ciało poszkodowanego zaraz wdały się drgawki i nie miał siły się podnieść.
- Musimy jak najszybciej zabrać go do Burzowego Serca - stwierdził, lecz okazało się, że trucizna działało wiele szybciej, niż myśleli.
Dalej akcja działa się w szybkim tempie. Ślepia się zamknęły, drgawki i jakikolwiek oddech znikły.
- Traci życie - wyszeptała.
Siedzieli tak jakiś czas nad Nocną Gwiazdą, aż w końcu boki zaczęły się delikatnie unosić i upadać. Kocur chwiejnie i ostrożnie podniósł się. Przebywający z nim wojownicy od razu podparli go z obu stron i tak powolnym krokiem wyruszyli z powrotem do obozu. Na miejscu długowłosy natychmiastowo skierował się do swojego legowiska, nie mówiąc ani słówka o tym, co przed chwilą miało miejsce. Ona wiedziała jednak, kto koniecznie musi się o tym dowiedzieć. Oraz gdzie może tą osobę spotkać. Weszła do leża uzdrowiciela, gdzie przesiadywała w milczeniu pręgowana kotka.
- Ciernista Łodygo... - zaczęła. - Musimy porozmawiać.
- Tak? - Jej przyjaciółka powoli się odwróciła.
- Przed chwilą, na polowaniu, Nocna Gwiazda stracił życie, lecz nie wygląda na chętnego do dzielenia się o tym z kimkolwiek. A wolałabym, żebyś ty wiedziała.
Pręgowana natychmiastowo wydała się być bardziej zainteresowana.
- Ach tak... co mu się stało?
- Zaatakował go wąż - odparła.
- Hm... powiem Burzowemu Sercu, by miał go na oku - stwierdziła, kiwając głową. - Dzięki.
Uśmiechnęła się, ocierając się o nią i liżąc delikatnie. Następnie zostawiła zastępczynie samą z jej ranną, pogrążoną we śnie córką.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Jeszcze podczas szczególnie upalnej Pory Zielonych Liści, na patrol napada para lisów. Podczas zaciekłej walki ginie aż trójka wojowników - Skacząca Cyranka, która przez brak łapy nie była się w stanie samodzielnie się obronić, a także dwoje jej rodziców - Poranny Ferwor i Księżycowy Blask. Sytuacja ta jedynie przyspiesza budowę ziołowego "ogrodu", umiejscowionego na jednej z pobliskich wysp, którego budowę zarządziła sama księżniczka, Różana Woń. Klan Nocy szykuje się powoli do zemsty na krwiożerczych bestiach. Życie jednak nie stoi w miejscu - do klanu dołącza tajemnicza samotniczka, Zroszona Łapa, owiana mgłą niewiadomej, o której informacje są bardzo ograniczone. Niektórym jednak zdaje się być ona dziwnie znajoma, lecz na razie przymykają na to oko. Świat żywych opuszcza emerytka, Pszczela Duma. Miejsce jej jednak nie pozostaje długo puste, gdyż do obozu nocniaków trafiają dwie zguby - Czereśnia oraz Kuna. Obie wprowadzają się do żłobka, gdzie już wkrótce, za sprawą pęczniejącego brzucha księżniczki Mandarynkowe Pióro, może się zrobić bardzo tłoczno...W Klanie Wilka
Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Klanie Klifu!
(dwa wolne miejsca!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz