- Deszczowy Poranek radził mu popracować nad pewnością siebie i swoich ruchów. Ale idzie mu bardzo dobrze, po tym treningu jeszcze długo będzie mnie wszystko bolało - wymruczała, widząc iskierki dumy w oczach Ciernistej Łodygi. Mimowolnie przeniosła spojrzenie na dzieci burej. W kociętach, szczególnie tych małych, było coś takiego, co sprawiało, że z jej zwykle oziębłego serduszka zostawała mokra plama zachwytu. A te były i małe, i takie puchate, i takie śliczne... Czasem Świetlistej Łapie ciężko było sobie wyobrazić, że nawet najbardziej okrutne i złośliwe koty były kiedyś takimi słodkimi kuleczkami.
Pożegnała się ze starszą kotką, by ta mogła odpocząć i w spokoju zjeść, po czym opuściła żłobek. Sama również była głodna, więc skierowała się do stosu zdobyczy. Jednak kiedy tylko zaczęła spożywać nornika, pojawił się Kaczeńcowy Pazur, który powiadomił jej o wyjściu na popołudniowy patrol. Pośpiesznie skończyła więc jeść i z lekkim zawodem dołączyła do grupki zbierającej się przed wyjściem z obozu. Patrole graniczne były dla niej co prawda odskocznią od treningów, ale w tym momencie wolałaby akurat odpocząć sobie w cieniu ostrokrzewu. Cóż, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, pomyślała Świetlista Łapa i spróbowała pocieszyć się myślą, że może łapy będą potem boleć ją mniej, jeśli dodatkowo je rozprostuje. Po chwili do kotów wybranych na patrol dołączył ostatni z nich i wszyscy opuścili kotlinkę.
* * *
Łaciata uczennica z trudem dowlokła się do obozu. Zaczynało się już ściemniać. Po obejściu granic (calutkich granic, jakby mało było jednej, pomyślała) wyciągnięto ją jeszcze na polowanie wraz z... a, Klan Gwiazdy wie z kim, nie ma siły się nad tym teraz zastanawiać, a potem jeszcze to całe znoszenie zdobyczy na stos.... Po przejściu połowy obozu - słowo 'przejście' jest może nieadekwatne, bo z perspektywy osoby postronnej musiało to wyglądać bardziej jak chód ślepego zająca, który dodatkowo utyka na wszystkie łapy - zatrzymała się pod krzewem ostrokrzewu i ciężko padła na ziemię. Zaraz, zaraz, jest przecież uczennicą, nie może wyglądać jak zdechły strzępek sierści! Wstawać!
Alarm części jej świadomości poskutkował tym, że kotka uniosła się niemrawo do pozycji siedzącej, poegzystowała tak kilka uderzeń serca, wlepiając nieprzytomne spojrzenie gdzieś w dal, po czym znów pacnęła plackiem na trawę. Jej myśli zajmowało jedno słowo. Spać.
Toteż po chwili zasnęła.
* * *
Zamrugała i szerzej otworzyła oczy. Była już noc, chociaż niezbyt ciemna - księżyc jasno świecił na niebie. Świetlista Łapa zastanowiła się, co mogło ją obudzić. Nie padało, nie słyszała niczego niepokojącego. Wstała i przeciągnęła się, żeby zmienić pozycję i lepiej się ułożyć (przy okazji z ubolewaniem zauważając, że łapy bolą ją bardziej, nie mniej, pewnie z powodu zakopywania i odkopywania zdobyczy). Już miała z powrotem zapaść w sen, kiedy nagle jej uszy podrażnił cichy szelest, dobiegający ze żłobka. Wytężyła słuch.
- ...ale mama mówiła, ze nie moziemy! W nocy latają sowy, mogą nas zjeść!
- Jak się tylko jakaś pokazie, to popamięta! No choć! - jednemu głosikowi odpowiedział następny.
Kotka wolała się nie zastanawiać nad tym, jakie niebezpieczeństwa prócz sów mogą czyhać nocą na takie maleńkie kocięta. Całkowicie rozbudzona ruszyła w stronę kociarni, by odwieść dzieci Ciernistej Łodygi od zostania rozszarpanym na strzępy.
<Cierń? Sorry, wena mi się wyczerpała ;w;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz