*księżyc po mianowaniu na ucznia*
Syknął wściekły, wbijając pazury w glebę, kiedy to kolejny raz spłoszył tę cholerną mysz. Nienawidził tego! Nienawidził! Słońce potwornie mocno ogrzewało mu grzbiet, doprowadzając do szału. Było gorąco, chciało mu się pić, chciał iść do cienia ODPOCZĄĆ chociaż chwilkę. Jednak mógł o tym zapomnieć. Pyliste Czoło co chwilę wytykał mu błędy, starając się naprowadzić liliowego na dobrą drogę, jednak na marne. Polowanie nie było dla niego. W nosie miał tę złotą zasadę, że królik go usłyszy, mysz wyczuje czy jak to tam szło. Chciał po prostu wrócić do legowiska i zasnąć. Najlepiej na zawsze.
- Źle Lśniąca Łapo! Jeszcze raz - syknął mentor, kiedy ponownie nie udało mu się pochwycić myszy, którą na czas treningu imitował kamień. Czuł w sobie rosnącą frustrację, gniew oraz żal. Krew buzowała mu w uszach do tego stopnia, że zagłuszała słowa mentora. Z wściekłości uderzył łapą w kamień, posyłając go głęboko w zarośla. Dyszał głośno i ciężko, jak po jakimś maratonie, źrenice zwęziły się do absolutnego minimum. Ściągnął uszy, marszcząc nos.
- Przydatny jak zdechły lis - warknął, nadal wpatrując się w miejsce, w którym zniknął ten przeklęty przedmiot do ćwiczeń. Spuścił łeb i podszedł do swojego mentora, siadając przed nim. Ten jedynie pokręcił głową, wzdychając cicho na poczynania swojego terminatora. Nie tego spodziewał się po dziecku Poplamionego Piórka.
- Chodź, poćwiczymy twoją zwinność. Może chociaż to nam wyjdzie - mówiąc to, wyraźnie zaakcentował drugie zdanie, szczególnie ostro podkreślając słowa "chociaż" oraz "wyjdzie". Lśniąca Łapa pokiwał twierdząco głową, uspokajając się nieco.
Może popełnił błąd? Może powinien poprosić Niedźwiedzią Gwiazdę, aby dał mu medyczkę na mentorkę?
Nie.
Na pewno nie.
Po prostu ma głupie myśli przez to słońce.
Musi zaimponować ojcu, innego wyjścia nie było. Zmusi się do tego, nawet gdyby musiał jeść piach.
Posłusznie poszedł za rudym kocurem, wlokąc łapę za łapą. Miał ochotę wrócić do obozu i porozmawiać z Czarnym Potokiem, chociaż szczerze powiedziawszy, są nikłe szanse na to, że zdoła on ułożyć jakieś sensowne zdanie przy czarnym kocurze. Pokręcił szybko głową, odganiając od siebie tę myśl, musi się po prostu skupić na treningu, myśli uporządkuje potem. Jednak mimo wszystko był tak nierozgarnięty, że nawet nie zauważył, kiedy wojownik zatrzymał się, w efekcie czego wpadł na niego. Oba koty upadły na ziemię, a żółtooki zasyczał zirytowany, zarzucając z siebie młodziaka.
- Uważaj, jak chodzisz, na Klan Gwiazdy przyłóż się chociaż trochę do treningu, inaczej na wieki zostaniesz uczniem! - prychnął kocur, na co młodszy skulił się w duchu. Czy on był naprawdę aż tak bardzo beznadziejny czegokolwiek by nie zrobił? Westchnął cicho, zaraz jednak wyprostował się niczym struna, stawiając uszy na sztorc. W oddali dojrzał Słoneczny Blask oraz Cichą Łapę, oboje wyglądali na szczęśliwych i zadowolonych z treningu. Ten widok sprawił, że coś ukuło go w serce.
- Gratulacje Cicha Łap! Robisz świetne postępy! Jesteś bardzo zdolna - wbił pazury w ziemię, czując, jak jego ciało trzęsie się ze wściekłości. Uczucia do siostry zeszły na bok, teraz ogarnęła go czysta nienawiść oraz zazdrość.
- Wracamy do obozu. Koniec na dzisiaj - spokojny ton głosu Pylistego Czoła jako tako przywrócił mu racjonalne myślenie. Pokiwał delikatnie głową i nie chcąc się sprzeciwiać mentorowi - ruszył posłusznie obok niego.
Szedł zgarbiony, praktycznie szurając nosem po ziemi.
Czy naprawdę do niczego się nie nadawał?
Możliwe, z drugiej strony... Niedawno został mianowany, jednak od tego czasu nie zrobił żadnych postępów. ŻADNYCH! Do tego wiedzą, którą rudy kot starał się mu jakoś wbić do łba, skutecznie się z niego wymykała, nieważne jak często wałkowali dany temat.
- Zapytaj Różany Kwiat czy nie potrzebuje pomocy, potem zanieś jedzenie starszym - mimo wszystko ucieszył się lekko na wieść, że będzie mógł chociaż przez moment popracować u boku szylkretowej medyczki. Kiedy weszli do obozu liliowy szepnął ciche "Przepraszam", po czym oddalił się w stronę legowiska uzdrowicielki.
Syknął wściekły, wbijając pazury w glebę, kiedy to kolejny raz spłoszył tę cholerną mysz. Nienawidził tego! Nienawidził! Słońce potwornie mocno ogrzewało mu grzbiet, doprowadzając do szału. Było gorąco, chciało mu się pić, chciał iść do cienia ODPOCZĄĆ chociaż chwilkę. Jednak mógł o tym zapomnieć. Pyliste Czoło co chwilę wytykał mu błędy, starając się naprowadzić liliowego na dobrą drogę, jednak na marne. Polowanie nie było dla niego. W nosie miał tę złotą zasadę, że królik go usłyszy, mysz wyczuje czy jak to tam szło. Chciał po prostu wrócić do legowiska i zasnąć. Najlepiej na zawsze.
- Źle Lśniąca Łapo! Jeszcze raz - syknął mentor, kiedy ponownie nie udało mu się pochwycić myszy, którą na czas treningu imitował kamień. Czuł w sobie rosnącą frustrację, gniew oraz żal. Krew buzowała mu w uszach do tego stopnia, że zagłuszała słowa mentora. Z wściekłości uderzył łapą w kamień, posyłając go głęboko w zarośla. Dyszał głośno i ciężko, jak po jakimś maratonie, źrenice zwęziły się do absolutnego minimum. Ściągnął uszy, marszcząc nos.
- Przydatny jak zdechły lis - warknął, nadal wpatrując się w miejsce, w którym zniknął ten przeklęty przedmiot do ćwiczeń. Spuścił łeb i podszedł do swojego mentora, siadając przed nim. Ten jedynie pokręcił głową, wzdychając cicho na poczynania swojego terminatora. Nie tego spodziewał się po dziecku Poplamionego Piórka.
- Chodź, poćwiczymy twoją zwinność. Może chociaż to nam wyjdzie - mówiąc to, wyraźnie zaakcentował drugie zdanie, szczególnie ostro podkreślając słowa "chociaż" oraz "wyjdzie". Lśniąca Łapa pokiwał twierdząco głową, uspokajając się nieco.
Może popełnił błąd? Może powinien poprosić Niedźwiedzią Gwiazdę, aby dał mu medyczkę na mentorkę?
Nie.
Na pewno nie.
Po prostu ma głupie myśli przez to słońce.
Musi zaimponować ojcu, innego wyjścia nie było. Zmusi się do tego, nawet gdyby musiał jeść piach.
Posłusznie poszedł za rudym kocurem, wlokąc łapę za łapą. Miał ochotę wrócić do obozu i porozmawiać z Czarnym Potokiem, chociaż szczerze powiedziawszy, są nikłe szanse na to, że zdoła on ułożyć jakieś sensowne zdanie przy czarnym kocurze. Pokręcił szybko głową, odganiając od siebie tę myśl, musi się po prostu skupić na treningu, myśli uporządkuje potem. Jednak mimo wszystko był tak nierozgarnięty, że nawet nie zauważył, kiedy wojownik zatrzymał się, w efekcie czego wpadł na niego. Oba koty upadły na ziemię, a żółtooki zasyczał zirytowany, zarzucając z siebie młodziaka.
- Uważaj, jak chodzisz, na Klan Gwiazdy przyłóż się chociaż trochę do treningu, inaczej na wieki zostaniesz uczniem! - prychnął kocur, na co młodszy skulił się w duchu. Czy on był naprawdę aż tak bardzo beznadziejny czegokolwiek by nie zrobił? Westchnął cicho, zaraz jednak wyprostował się niczym struna, stawiając uszy na sztorc. W oddali dojrzał Słoneczny Blask oraz Cichą Łapę, oboje wyglądali na szczęśliwych i zadowolonych z treningu. Ten widok sprawił, że coś ukuło go w serce.
- Gratulacje Cicha Łap! Robisz świetne postępy! Jesteś bardzo zdolna - wbił pazury w ziemię, czując, jak jego ciało trzęsie się ze wściekłości. Uczucia do siostry zeszły na bok, teraz ogarnęła go czysta nienawiść oraz zazdrość.
- Wracamy do obozu. Koniec na dzisiaj - spokojny ton głosu Pylistego Czoła jako tako przywrócił mu racjonalne myślenie. Pokiwał delikatnie głową i nie chcąc się sprzeciwiać mentorowi - ruszył posłusznie obok niego.
Szedł zgarbiony, praktycznie szurając nosem po ziemi.
Czy naprawdę do niczego się nie nadawał?
Możliwe, z drugiej strony... Niedawno został mianowany, jednak od tego czasu nie zrobił żadnych postępów. ŻADNYCH! Do tego wiedzą, którą rudy kot starał się mu jakoś wbić do łba, skutecznie się z niego wymykała, nieważne jak często wałkowali dany temat.
- Zapytaj Różany Kwiat czy nie potrzebuje pomocy, potem zanieś jedzenie starszym - mimo wszystko ucieszył się lekko na wieść, że będzie mógł chociaż przez moment popracować u boku szylkretowej medyczki. Kiedy weszli do obozu liliowy szepnął ciche "Przepraszam", po czym oddalił się w stronę legowiska uzdrowicielki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz