BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.
Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 3 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

29 kwietnia 2016

Od Mglistego Cienia CD Cętkowanego Ogona

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom - Cętkowany Ogon był w ciąży! Nie miałem pojęcia które uczucie u mnie górouje - ogromna radość, czy zmartwienie.
- Wow... - wydusiła z siebie kotka, nie wiedząc jak powinna zareagować. Po czym uśmiechnęła się szczerze - Nareszcie! Mglisty Cieniu, uwierzysz w to?
Trąciłem ją lekko nosem w odpowiedzi. Sucha Paproć prychnęła, oznajmiając, że powinniśmy już iść.
Wyprowadziłem Nakrapianą z polanki medyka. Słońce powoli hyliło się ku zachodowi, barwiąc niebo na lekkie odcienie fioletu i pomarańczu. Pierwsze gwiazdy zamigały na nieboskłonie. Usiedliśmy przed jaskinią.
- Więc... - zacząłem. - Wiesz, ile ich tam masz?
Kotka spojrzała na swój brzuch.
- Hmm, sama nie wiem. Może 2? 3? - westchnęła lekko, po czym uniosła głowę w stronę nieba. Srebrna Skóra błyszczała jasno nad nami, niczym baldachim chroniący nas przed złem. Często, wpatrując się w nią, widziałem ciepłe oczy Wilczej Gwiazdy. Patrzył na mnie z dumą, lecz jego wzrok był lekko zmartwiony. Zastanawiałem się, co jeszcze ciekawego przyniesie mi życie. Cętkowany Ogon oparła się o moje łopatki.
- Wiesz, jak je nazwiesz? - zapytałem się ponownie. Cętkowany Ogon zastanowił się.
- Jeszcze nie wiem, zobaczymy, jak się urodzą - zaśmiała się cicho. - Jednego jestem pewna - chciałbym syna lub córkę o twoich oczach.
Zmrużyłem ślepia.
- Co w nich jest takiego niezwykłego? Ja tam wolę twoje - odbija się w nich całe życie.
- Twoje są nieskazitelnie niebieskie - przypominają spokojny ocean przed burzą. Jednocześnie tak zimne i poważne...
Zamilkliśmy oboje.
- Zobaczymy, co przyniesie los.. - odparłem.
< kilka miesięcy później>

W końcu nadszedł ten dzień - Cętkowany Ogon urodził. Nie pozwolono mi zostać przy niej, przez co zmieniłem się w kłębek nerwów, jakim jeszcze nigdy nie byłem. Chciałem je zobaczyć. Moje dzieci... Czy będą podobne do mnie bardziej, czy do Cętkowanej? Ile ich będzie? Wiele pytań kłębiło mi się po łepetynie. Sucha Paproć została ze mną aby mnie uspokoić. Jej cierpki głos sprowadził mnie na ziemię.
Po chwili z polanki wyszła Sowie Skrzydło. Jasnozielone oczy utkiwła we mnie - nie widziałem w nich żadnej dogryźliwości, jaką darzyła mnie przez ostatnie miesiące - zamiast tego promieniowały szczęściem i ulgą. Kiwnęła na mnie łebkiem.
Czym prędziej pobiegłem w stronę Cętkowanej. Leżała na boku, szczęśliwa, a obok niej zmięte w kulki leżały trzy kociaki - jeden biały jak ja, o rudej masce pręg na pysku, jak i na ogonie. Drugi był rudy z białym krawatem, trzeci natomiast szary. Kotki miały zamknięte oczka.
Cętkowany Ogon żucił mi uradowane spojrzenie. Kucnąłem, podwijając łapki pod brzuch.
- Co powiesz na imię, Widmowe Kocię?- zapytałem nagle. Zdziwiła ją ta propozycja. . Ale pasowało mi do tego cichego i spokojnego kotka. Poza tym wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłynąć w powietrzu. Gdy na niego patrzyłem, miałem wrażenie, że zaraz wtopi się w tło.
- Jestem za. A spójrz na tego rudego, wygląda jak samo słońce....hej! W sumie pasuje! Co powiesz na imię, Słońce?
- Cóż to ciekawe imię- zaśmiałem się za co oberwałem ogonem( ty nie masz ogona xd) po tylej łapie. Gdy przestałem się śmiać spojrzałem na małą biało-rudą kotkę.
- A to będzie Lisek. Ma taki... lisi ogonek- mruknąłem. Otarła się o mnie i spojrzała znów na nasze kocięta, które aktualnie drzemały.
- Teraz zostaniesz królową, prawda? - zapytałem.
< Cętko?>

"Często, wpatrując się w nią, widziałem ciepłe oczy Wilczej Gwiazdy. Patrzył na mnie z dumą, lecz jego wzrok był lekko zmartwiony."
SIMBA, REMEMBER WHO YOU ARE. YOU ARE MY SON AND THE ONE TRUE KING. REMEMBER WHO YOU ARE.
XDDDDDDD

28 kwietnia 2016

Od Cętkowanego Ogona

Dni mijały a ja nadal chodziłam z ogromnym brzuchem w którym siedziały moje przyszłe kocięta. Dużo odpoczywałam i od jakiegoś czasu nie wypuszczano mnie ze żłobka. Mglisty Cień przychodził codziennie i rozmawiał ze mną przez godziny. Był bardzo zestresowany i poddenerwowany. Niby starał się tego nie pokazywać, ale gdy wychodził to cały drżał. Za każdym razem gdy wspominałam o kociętach on kręcił się niespokojnie. Zastanawiałam się czy czegoś nie ukrywa. Może ma inną, albo jest jakimś tyranem? Ilekroć o tym myślałam to i ja byłam bardziej zestresowana, chodź wiedziałam, że to jest złe dla młodych. Więc starałam się czymś zająć. Zazwyczaj układałam mech ponownie i ponownie. Nie miałam tu dużo zajęć. Nudziłam się.
Lecz pewnego dnia obudziłam się obolała. Ledwo wstałam na łapy. Miałam okropne skurcze, które na chwile przestawały by ponownie zaatakować. Nagle zrozumiałam, że ja przecież rodzę! Położyłam się powoli na posłaniu i miauknęłam najgłośniej jak umiałam. Nie miałam pojęcia która godzina, ale przez wejście nie wpadało żadne światło, co mogło oznaczać iż jest ciągle noc. Nikt niestety nie przyszedł więc ponowiłam próbę. Za drugim razem ktoś mnie usłyszał. Do żłobka zajrzał jakiś kot, przez to w jakim byłam stanie nie mogłam rozpoznać kim był.
- Idź po Suchą Paproć- rzuciłam w jego stronę. Kot od razu zrozumiał i pognał ile sił w łapach po medyczkę. Po chwili i ona pojawiła się w przejściu razem z Swoim Skrzydłem. Podeszły do mnie po czym medyczka obejrzała mój stan.
- Nie jest źle, spokojnie, oddychaj. Nic się nie dzieje, tylko rodzisz- rzuciła w moją stronę. Nie był to nieprzyjazny ton, bardziej stonowany. Kiwnęłam głową i głęboko odetchnęłam. Sowie Skrzydło przyglądała mi się bacznie. Gdy spojrzałam w jej stronę uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Nagle przez przejście wpadł kolejny kot. Po zapachu poznałam, że to Mglisty Cień. Jego błękitne oczy przeświecały mrok. Cały drżał, czułam to. Sowie Skrzydło odwróciła się do niego.
- Mglisty Cieniu, wyjdź. Nie jesteś tu potrzebny, tylko ją stresujesz- mruknęła w jego stronę. Kot nadal stał jak pień. W końcu Sucha Paproć wyszła z nim na zewnątrz.
- Zajmiesz się nią?- rzuciła do drugiej medyczki, a ta kiwnęła głową.
- Więc...spokojnie, jestem tutaj- szepnęła- wszystko będzie dobrze...
Uwierzyłam jej, bo jakie inne miałam wyjście?
------------------------------------------------------------------------
Długo się męczyłam, nie ma co. Kiedy było już po wszystkim obok mnie leżały trzy małe robaczki. Szturchnęłam je nosem i popatrzyłam z dumą na nie. Sowie Skrzydło odetchnęła z ulgą.
- Słuchaj...nie wiem czy to dobry moment, ale czy nasza umowa dalej obowiązuje?- spytała mnie z dziwnym, tajemniczym uśmiechem. Odpowiedziałam jej tym samym.
- Tak moja droga. A co? Spodziewasz się kociąt?- zapytałam badawczo. Medyczka pokręciła przecząco głową.
- Nie. Ale któż powiedział, że nie zamierzam?- zaśmiała się. Wydawała się bardzo wesoła mimo tego iż spędziła ze mną pół nocy. Do legowiska zajrzała Sucha Paproć. Gdy zobaczyła obok mnie moje kocięta kiwnęła głową w stronę innego kota aby wszedł. Okazał się to być Mglisty Cień, bo jakby inaczej. Od razu podbiegł do mnie i wręcz upadł na ziemię. Wydawał się nieobecny, jakby trawiła go choroba.
- Wszystko w porządku?- spytałam go niepewnie. Kocur spojrzał na mnie i kiwnął łbem.
- Jeżeli w porządku oznacza to, że mało nie zszedłem na zawał, to tak- zaśmiał się i zwrócił wzrok na kotki- jakie śliczne maleństwa...
- I są nasze- dokończyłam jego wypowiedź. Mglisty Cień otarł się łebkiem o mój. Ukradkiem spojrzałam na dwie medyczki. Sucha Paproć wyglądała na...zadowoloną? Czy ten uśmiech mógł być prawdziwy? Natomiast Sowie Skrzydło była dość przygnębiona. Rozumiałam ją, nie może mieć kociąt, zabrania jej kodeks. Mimo to chce go złamać. Ponownie spojrzałam na kotki, były takie malutkie. Otuliłam je łapą i przyciągnęłam bliżej.
------------------------------------------------------------------------
Minęło kilka dni. Kotki zaczęły już powoli się wiercić i pokrywać widoczną sierścią. Mieliśmy jednego rudzielca, białą kotkę z rudymi akcentami i śnieżnego kociaka z szarymi przebłyskami. Mglisty Cień odwiedził mnie dziś ponownie. Mieliśmy nadać imiona naszym kociakom. Kocur położył się obok mnie. Przyglądał się bacznie każdemu z kociąt. Jego wzrok przystanął na szaro-białym kociaku.
- Co powiesz na imię, Widmowe Kocię?- zapytał nagle. Zdziwiła mnie ta propozycja. To dość...dziwne imię. Ale pasowało mi do tego cichego i spokojnego kotka.
- Jestem za. A spójrz na tego rudego, wygląda jak samo słońce....hej! W sumie pasuje! Co powiesz na imię, Słońce?
- Cóż to ciekawe imię- zaśmiał się mój partner za co oberwał ogonem po tylej łapie. Gdy przestał się śmiać spojrzał na małą biało-rudą kotkę.
- A to będzie Lisek. Ma taki...lisi ogonek- mruknął Mglisty Cień. Ponownie trafił w mój gust. Otarłam się o niego i spojrzałam znów na nasze kocięta, które aktualnie drzemały.
Teraz to dopiero się zacznie....

Od Czarnej Gwiazdy CD Szarego Kła

Czy mój zastępca ośmielił się złamać kodeks? Odwróciłem się. "Klan Nocy robi się coraz gorszy..." - pomyślałem. Zaraz, ale skoro się o to pyta ta samotniczka musi gdzieś tu być! Szybko wziąłem wdech. Czułem delikatną woń strachu od mojego zastępcy i słusznie. Znów stanąłem do niego przodem i spojrzałem prosto w oczy jak na zdrajcę. Zacząłem węszyć. Wiedziałem z którego kierunku przyszedł Szary Kieł. Tam też musiała być owa samotniczka. Zacząłem iść w tamtą stronę. Słyszałem jak szybciej bije mu serce. Po chwili zobaczyłem kawałek jasnej sierści.
- Podejdź do Szarego Kła. - powiedziałem próbując mówiąc spokojnie. Kotka wyszła i przeszła obok mnie niepewnie. Kiedy siedziała już obok Szarego podszedłem do nich. Znów skarciłem wzrokiem zastępcę.
- Jak się nazywasz? - spojrzałem na samotniczkę.
- Pustynna Dusza. - odpowiedziała cicho i niepewnie.
- Więc jesteś nową wojowniczką Klanu Nocy. - powiedziałem. Szary Kieł i Pustynna Dusza odetchnęli z ulgą.
- Szary Kle, kiedy odprowadzisz Pustynną Duszę do obozu przyjdź do mnie. - powiedziałem ledwo ukrywając złość. Kocur przytaknął i odszedł wraz z kotką.
Niedługo później wrócił. Stanął naprzeciwko mnie.
- Jak mogłeś to zrobić?! - zawołałem. - Jesteś moim zastępcą, powinieneś być przykładem dla innym, a nie zdradzać klan! - kocur spojrzał na mnie smutny, a potem wlepił swe spojrzenie w ziemię. Poczekałem, aż nerwy ze mnie trochę zejdą.
- Będziesz miał zmniejszoną rację żywieniową do Pory Zielonych Liści. - powiedziałem. - Jeszcze jeden taki wybryk, a przestaniesz być moim zastępcą. - syknąłem i odszedłem. Wszedłem do obozu. Za mną szedł wyglądający teraz jak skarcone kocię Szary Kieł. Wskoczyłem na kopczyk i zawołałem koty. Za mną usiadł Szary Kieł.
- Prawdopodobnie zauważyliście już nową kotkę w naszym obozie. Jest to Pustynna Dusza i będzie naszą nową wojowniczką. - powiedziałem. Po krótkim namyśle dodałem: - Za trzy dni wyruszam do Księżycowego Kamienia. Jako, że nie mamy medyczki, pójdę do Klanu Burzy i od nich pożyczę zioła na podróż. Pójdą ze mną Szary Kieł i Nakrapiany Kwiat. - skończyłem. Schodząc przeszedłem obok Szarego Kła.

<Szary Kle? Pustynna Duszo?>

Od Szarego Kła CD Pustynnej Duszy

Byłem zakłopotany, ale równocześnie szczęśliwy. Zacząłem układać w głowie rozmowę z Czarną Gwiazdą. Bałem się o Pustynną. Czarny może ją nawet zabić, ale dopilnuję, by to się nie stało. Byliśmy coraz bliżej obozu. Nigdy nie wpuszczałem tej kotki na tak odległe tereny. Wkroczyłem na miejsce, które najczęściej jest odwiedzane przez Czarną Gwiazdę. Zauważyłem kocura, który siedział na klifie z jakimś kotem i rozmawiał z nim. Gdy kot odszedł szepnąłem do Pustynnej:
- Zostań tu na chwilę. I polizałem ją po jej pięknym futrze.
- Czarna Gwiazdo... Powiedziałem, i wyszedłem z wysokiej trawy pokrytej bluszczem i kwiatami.
- Oh, witaj Szary Kle. Odpowiedział Czarna Gwiazda. Poczułem że robi mi się gorąco. Nerwowo kręciłem ogonem w tę, i we wte..
- Mam do ciebie sprawę. Powiedziałem stanowczo podnosząc głowę do góry.
- Tak? Zapytał kocur wracając do obserwowania dróżki którą szedł owy kot.
- Czy koty, które wyrzekły się klanu mogą dołączyć do klanu?
Czarna Gwiazda milczał.
- Po co pytasz, Szary Kle? Zapytał kocur. Ja jednak zauważyłem że wysuwa pazury, a potem je chowa, jakby buzowały w nim emocje, a chwile potem uspokajał się.
- Bo zakochałem się w samotniczce, i żądam by została przyjęta do Klanu Nocy. Szepnąłem tak głośno, że prawie mogło być to uznane za wyzywający ton. Panowała chwila ciszy, a ja wręcz usłyszałem bicie serca Pustynnej. Jej serce jest niespokojne.

< Czarna Gwiazdo, Pustynna Duszo? Te emocje..>


27 kwietnia 2016

Tamtaratam

W związku z tym całym zamieszaniem... Postarzam każdego kota o 6 księżycy.
Każde kocię staje się terminatorem, każda królowa rodzi, a każdy kot powyżej 102 księżycy umiera lub jest bardzo bliski śmierci.
Dziękuję, do widzenia.

Od Pustynnej Duszy CD Szarego Kła

Słowa kocura sprawiły, że po moim ciele przeszedł łagodny dreszcz. Poczułam się lekko zdezorientowana.
- O... T-to miło z twojej strony. - Popatrzyłam na błyskotkę, którą podsuwał do mnie Szary Kieł.
Kocurek zamruczał łagodnie. Otarł się o moje futro. Spojrzałam w jego piękne błękitne oczy i natychmiastowo się zluzowałam. Wiedziałam o co chodziły Szaremu. Moje policzki się zarumieniły i znów spojrzałam w jego oczy. Miały w sobie coś uspokajającego. Znów zetknęliśmy się noskami.
- Tak. - Odpowiedziałam na ten gest. Nie wiedziałam czy byłam wtedy szczęśliwa czy speszona.
Robiło się coraz później, po woli nad niebem zawisł księżyc i gwiazdy które się tak pięknie komponowały. Oczy Szarego kła powiększyły się by lepiej widzieć w ciemności. W nocy lśniły tak pięknie jak żadne inne.
- Chyba będę musiał zdobyć się na odwagę. - Oznajmił wypinając pierś do przodu.
- Co masz na myśli? - Szepnęłam mu do ucha.
- Chciałbym żebyś dołączyła do klanu Nocy. - Uśmiechnął się szaro-biały wojownik.
Zaskoczyły mnie jego słowa. Czy jego lider pozwoliłby mi dołączyć? Mógłby skazać Szarego Kła za to że jestem jego partnerką. - Pomyślałam sobie.
- Czy to dobry pomysł? - Zapytałam niepewnie.
- Trochę szalony, ale nie zaszkodzi spróbować. Czarna Gwiazda jest wyrozumiałym liderem. - Dodał po krótkiej chwili. Na te słowa mogłam odetchnąć, lecz nie była tego pewna. Szary Kieł prowadził mnie powoli do obozu.

<Szary Kle? Nawet spoko te nazwy :3>

Od Szarego Kła CD Pustynnej Duszy

- Nie, nic... Powiedziałem nerwowo grzebiąc w ziemi pazurem. Usłyszałem znajome warczenie. Otworzyłem szeroko oczy, by upewnić się, że to o czym myślę to prawda. Zobaczyłem wielkiego, szarego pożeracza drzew. Byliśmy dość daleko od samej kwatery głównej.
- Biegnij! Krzyknąłem do kotki. Zerwałem się razem z nią i pobiegłem intuicyjnie do Siedliska Koni
*Parę bić serca potem*
Siedziałem na dachu starej budowli. Pożeracz drzew biegł przez łąkę, odganiając konie, które ze strachu panikowały i rozbiegały się na skraj płotów. Ukończył swą podróż w miejscu, gdzie nigdy nikt nie zaglądał.
Obserwowałem jeszcze trochę to dziwne zwierzę i bez odpowiedzi zerwałem się.
- Dokąd idziesz? Zapytała Pustynna.
- Pamiętam coś, co tu schowałem. Odpowiedziałem odwracając się z ogromnym uśmiechem. Pobiegłem na środek łączki. Wygrzebałem z trawy i ziemi mały, zielony kamień który urokliwe błyskał w słońcu. Próbując naśladować konia podbiegłem do dachu starej budowli z kamieniem szlachetnym w zębach i wskoczyłem o mało nie przewracając Pustynnej.
- Przybyłem! Zakrzyczałem i wypuściłem błyskający kamień z pyszczka.
- To dla ciebie. Popchnąłem materiał łapą do łap Pustynnej Duszy.
Mam nadzieję, że zrozumie me uczucia....

< Pustynna Duszo?>
(Jezu jak ja kocham te nowe nazwy )

26 kwietnia 2016

Od Cętkowanego Ogonu CD Mglistego Cienia

Zaśmiałam się. Jak zawsze był głodny. Wstałam i poszłam z nim do stosu. Wzięłam najdorodniejszą mysz jaką znalazłam i przysiadłam gdzieś z boku. Zaczęłam ją jeść słysząc jak kości biednej nornicy pękają pod naporem kłów Mglistego Cienia. Gdy skończyłam oblizałam pysk i popatrzyłam na niego.
- Skończyłeś?
- Już..tak- mruknął i spojrzał w moją stronę- smakowało?
- Nie ma nic lepszego niż tłusta mysz- zaśmiałam się- chodź, pójdziemy na spacer.
Wstałam z ziemi i podreptałam w stronę wyjścia. Mój partner ruszył za mną bez cienia zwłoki.
Ptaki śpiewały i latały nad naszymi głowami, drzewa szumiały, ogółem wszystko żyło. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wciągnęłam wiosenne powietrze. Było takie czyste i świeże. Szliśmy dalej po polach otoczeni wysokimi trawami. Czasem widywaliśmy drobne gryzonie przebiegające pod naszymi łapami. Dzień był piękny, słońce świeciło tak jasno, że nawet z moim jasnym futrem było mi gorąco. Przysiedliśmy więc przy Mokrych Oczach by chodź na chwilę odpocząć i powygrzewać się w tym blasku. Położyłam łeb na łapkach Mglistego Cienia i cicho zamruczałam.
- Co tam mamroczesz?- spytał mnie mój partner.
- A nic. Tak sobie- odparłam. Nie miałam ochoty rozmawiać, chciałam napawać się tą ciszą którą mogłam z nim spędzić. Obróciłam się na plecy tak byśmy stykali się pyszczkami. Szary kocur mruknął coś pod nosem i polizał mnie w brodę.
- Co tak się wiercisz?- zaśmiał się mrucząc cicho z zadowolenia.
- Ja? Po prostu chciałam na ciebie popatrzeć. Twoje łapy nie wystarczą- uśmiechnęłam się i sama polizałam go w pysk. Mglisty Cień otarł się o moją szyję i zamruczał głośno. Nadal z uśmiechem na pysku sama objęłam go łapką.
- Kocham cię- mruknęłam do niego. Nic nie odpowiedział, jedynie położył mi łeb na szyi.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Minęło kilka tygodni a ja zaczęłam niebezpiecznie przybierać na masie. Sądziłam, że to wina tego głodomora Mglistego Cienia gdyż wciąż kazał mi jeść. Zaniepokojona szybkim przyrostem masy skierowałam się w stronę medyka. Nagle usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się a za mną stał szary kocur.
- Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej- stwierdził rzucając na mnie wzrokiem.
- Wiesz..nie mówi się takich rzeczy- zaśmiałam się- ale tak czuje się średnio. Chodź ze mną do medyczki. Poszliśmy więc razem. Sucha Paproć od razu nas wyczuła.
- Co się stało?- spytała od progu, jak zawsze swym suchym głosem. Kiwnęłam w jej stronę łebkiem.
- Trochę za szybko tyję...i ogólnie źle się czuje- mruknęłam. Medyczka wskazała mi posłanie. Położyłam się i czekałam aż podejdzie. Sucha Paproć spojrzała na mnie dokładnie i po chwili wygłosiła swój werdykt.
- Brawo, jesteś w ciąży- mruknęła beznamiętnie. Z kąta wyłoniła się Sowie Skrzydło która wszystko słyszała. Mglisty Cień stał jak wryty. Nie potrafił nic powiedzieć. Ja w sumie też nie.

<<Mglisty Cieniu? XD>>

Od Sowiej Łapy (Sowiego Skrzydła)

Ciemno, ciemno i... ciemno? Tak można było określić te miejsce. Krążyłam zdezorientowana, błądząc po nikłym zapachu Suchej Paproci. W końcu, ku mojej radości, ujrzałam blade światło. Przyśpieszyłam, idąc w jego stronę. I zapewne byłabym na miejscu w czasie krótszym niż uderzenie serca, gdyby nie szylkretowy, tłusty, śmierdzący worek przede mną.
- Augh! - syknęła medyczka, kiedy wpadłam na nią. - Sowia Łapo, uważaj z łaski swojej!
- Nie denerwuj się tak, Sucha - odgryzłam się.
Kotka warknęła na mnie i ruszyła ponownie przed siebie.
***
Księżycowy Kamień był... świecący. Światło księżyca odbijające się od kamienia dawało światło. Mogli go nazwać Świecącym Księżycowym Kamieniem. Jednak żary odłóżmy na później. Mimo, że skała wyglądała komicznie  przerażająco zarazem, słychać było szepty zmarłych duchów. Było ich tu masa, czułam to wszystkimi częściami ciała. Przełknęłam ślinę.
- Podejdź - głos Suchej Paproci był dziwnie łagodny. - Nie po to trenowałam się tak długi czas, byś teraz stała tutaj i przyglądała się...
Posłusznie zrobiłam kilka kroków w przód, w stronę "kamyka". Medyczka podeszła do mnie i przemówiła:
- Ja, Sucha Paproć, medyk Klanu Wilka, Wołam do naszych Przodków, by spojrzeli na tego Terminatora. Ciężko trenowała, by zrozumieć Wasze ścieżki i z Waszą pomocą będzie mogła służyć swemu Klanowi przez wiele księżyców. Sowia Łapo czy obiecujesz postępować według Kodeksu Wojownika, pozostawać z dala od rywalizacji między Klanami i chronić wszystkie koty nawet kosztem własnego życia?
Drżałam jak... jak listek miotany ostrym wiatrem. Impuls zadziałał i wydukałam z siebie:
- T-tak.
- Więc z mocy Gwiezdnego Klanu - medyczka kontynuowała - nadaję Ci prawdziwe imię medyka. Sowia Łapo, od tej chwili będziesz znana jako Sowie Skrzydło. Gwiezdny Klan uznaje Twoją szczerość oraz odwagę, a my witamy Cię jako prawdziwego Medyka Klanu Wilka.
Zamrugałam z otępieniem. Brakowało mi oddechu. Zbliżyłam się do kamienia o kilka kroków, w końcu położyłam się obok niego i dotknęłam go nosem. Jestem medykiem. Medykiem Klanu Wilka, medykiem klanu mojego ojca.

25 kwietnia 2016

Od Pomarańczowej Stopy

Droga Grzmotu w pewnym miejscu przechodziła nad głębokim rowem. W tamtym miejscu dwunożni stworzyli kładkę, a pod nią powstał dość duży tunel. Wiele księżyców wcześniej Klan Cienia używał tego tunelu jako bezpiecznego przejścia do Czterech Drzew, jednak teraz była to tylko zacieniona dziura nienależąca do żadnego klanu. Wśród mroków właśnie tej dziury leżała szylkretowa kotka obgryzając królicze kości.
Była to bardzo ładna samica, o czarnym pysku i charakterystycznej rudej łapie. Jej żółte oczy lśniły jak oczęta malutkiego kociaka, a nie była to przecież młoda kocica. Leżała w ciszy machając delikatnie swoim łatanym ogonem, wyglądając pozornie bardzo niewinnie. Pozornie, gdyż na imię jej było Pomarańczowa Stopa, a to imię zostało splamione krwią już wiele księżyców wcześniej.
Pomarańczowa Stopa była kiedyś liderką własnego, małego klanu, który sama zniszczyła zabijając kilku z jego członków. Przez wiele lat koty omijały ją szerokim łukiem, jednak poprzedniej nocy zrobiła coś niewybaczalnego – zamordowała własną matkę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że tej zbrodni Klan Gwiazd nigdy już jej nie wybaczy. Miała to jednak głęboko gdzieś. W jej głowie zrodził się plan, który chciała za wszelką cenę zrealizować. Chciała odrodzić Cztery Klany.
Jednak aby tego dokonać, kotka musi najpierw pozbyć się obecnych klanów. Klany Wilka, Nocy, Burzy i Klifu są duże i silne. Jak na razie zdołała zabić tylko dwa słabe koty. Bezbronne kocię i półślepą staruchę! Jeżeli jej plan ma dojść do skutku musi wybić całe klany, a samodzielnie togo nie dokona!
„Potrzebny mi klan” – pomyślała. – „Klan, który z radością zniszczy pozostałe.”
Pomarańczowa Stopa machnęła nerwowo ogonem. Wstała i powoli wynurzyła się ze swojej jaskini. Znalazła się po tej stronie Drogi Grzmotu, po której rosły Cztery Drzewa. Ruszyła w ich kierunku. Już poprzedniego dnia wyczuła w okolicy zapachy kotów niebędących członkami Klanu Burzy, ani Klanu Nocy. Miała nadzieję, że wśród samotników zdoła odnaleźć odpowiednich sojuszników, którzy pomogą jej w realizacji misternego planu.
Gdy dotarła do Czterech Drzew zaczęła dokładnie obwąchiwać polanę. Mieszały się na niej bardzo stare zapachy, sprzed wielu księżyców, ale także dało się wyczuć trop innego kota, samotnego kocura. Pomarańczowa Stopa uważnie obwąchiwała każdy kamień i każdy pień. Wszystkie były oznaczone przez jednego kota.
Nagle do jej uszu dotarł dźwięk łamanych gałęzi. Samotnik wraca! Kotka w chwilowej dezorientacji rzuciła się na najbliższe z drzew i zaczęła się na nie wspinać. Weszła na najniższą gałąź i zaczęła obserwować. Wielki, szary samotnik wszedł na polanę. Wyglądał jak szkielet oklejony skórą, a cuchnął wronim jedzeniem nawet z wysokości drzewa. Był krótko mówiąc brzydki i śmierdzący. Kot zatrzymał się pośrodku polany i wciągnął nosem powietrze.
– Wiem, że tu jesteś – powiedział z delikatnym pomrukiem radości. Mogła się tego spodziewać. Powoli zbliżyła się do pnia i zeszła na dół. Po chwili stała przed kotem i spostrzegła, że ten ma bardzo mocno poranione oczy.
– Na Gwiezdnych! Kto ci to zrobił? – Głos kotki był łagodny, melodyjny i pełen troski.
– Kim jesteś? – syknął kocur. Nie bił taką empatią, jak jej słowa.
– Nazywam się Pomarańczowa Stopa – oznajmiła kotka zgodnie z jego wolą. – A jakie jest twoje imię?
Kocur mruknął nieufnie.
– Kamienny Pazur – powiedział krótko, z wyraźną nieufnością.
– Tak, to imię zdecydowanie pasuje do tak potężnego wojownika jak ty… – oznajmiła kotka powoli okrążając wojownika. – Masz taką… twardą postawę. Wyglądasz jak głaz.
– O tobie nie mogę powiedzieć tylu dobrych słów Pomarańczowa Stopo – mruknął. – Cuchniesz dwunożnymi!
Kotka zaśmiała się chicho i otarła ogonem pyszczek kocura.
– Masz rację. Zbyt dużo czasu spędziłam w siedlisku dwunożnych. Teraz cuchnę jak jeden z ich kociaków… – prychnęła tupiąc swoją rudą łapą. – Chciałabym znów należeć do klanu…
– W okolicy jest pełno klanów! Te wypłosze na pewno cię przyjmą!
– Na pewno… – Kotka widząc, że jej rozmowa obiera inny kierunek rozejrzała się po polanie. – Czyje to zapachy? Te stare?
– Pewnie Klanu Wschodu – prychnął kocur. – Khe! Ten pchlarz Gromowa Gwiazda dał się zabić tej głupiej Porannej Rosie!
Pomarańczowa Stopa miała wrażenie, że już wcześniej słyszała to imię. Tak, jej matka mówiła o niej ostatniej nocy. „Ta szara królowa zabiła lidera Klanu Wschodu. Może być dla mnie niebezpieczna.” – pomyślała.
– Głupiej? Dzięki niej masz dla siebie ten obóz! – kontynuowała rozmowę swoim słodkim tonem.
– Coś ty taka dociekliwa? – syknął kocur. – Radzę ci się stąd wynosić! Albo i tobie wydrapię oczy!
Kocur wygiął grzbiet i przybrał bojową pozę. Pomarańczowa Stopa zaśmiała się kpiąco, a zdenerwowany kocur skoczył w jej kierunku. Ta pochyliła się jednak i Kamienny przeleciał nad jej grzbietem lądując pyskiem na ziemi. To jeszcze bardziej rozbawiło kotkę.
– Nawet walczyć nie umiesz, a śmiesz mi grozić! – prychnęła. – Wiesz co? Mam dla ciebie szansę nie do odrzucenia. Ty będziesz moim klanem! Ta kotka, Poranna Rosa… To twój słaby punkt!
– Ta nędzna kocica śmiała rzucić mi wyzwanie! – zasyczał wściekle Kamienny Pazur. – Szczęśliwie dokonałem jako takiej zemsty, ale teraz nie umiem oprzeć się myśli, że mogła urodzić moje kocięta, a nie Czarnej Gwiazdy!
– Hmm… Rozumiem. Sądzę, że nie tylko ty oddychasz nienawiścią do tej kotki. Mówiłeś, że zabiła też lidera Klanu Wschodu…
– Ale nie ma kota, który mógłby go pomścić. No chyba, że Onyks, ale to tylko potulny domowy pieszczoch! Należał kiedyś do Klanu Wschodu, ale teraz żyje w Klanie Klifu. To bardzo duży i silny wojownik, Poranna Rosa nie miałaby z nim szans!
– Poranna Rosa i mnie zalazła za skórę – skłamała Pomarańczowa Stopa. – Wiem, jak ja zabić, ale będę potrzebowała twojej pomocy. Zgadzasz się na sojusz?
– Najpierw opowiedz mi swój plan! Zobaczymy, czy będzie warto…
– Zwabimy jakoś Onyksa i Poranną Rosę w jedno miejsce, a on ją zabije! Wtedy my zabijemy Onyksa. W ten sposób osłabimy Klany Nocy i Klifu odbierając im po członku, a nasz mały klan stanie się większy.
– Skoro to będzie klan, ja zostanę jego liderem! – oznajmił stanowczo Kamienny Pazur. Kotka lekko się wzdrygnęła. Nie chciała oddawać tej pozycji komuś innemu. To ona miała być liderem!
– Ależ oczywiście! – zgodziła się. – A ja zostanę twoim zastępcą! Czyli, zgadzasz się na ten sojusz?

<Kamienny Pazurze?>


Od Porannej Rosy C.D. Czarnej Gwiazdy

{podobają mi się te nowe imiona :3}

Klan wyruszył na poszukiwania zostawiając mnie z Wilczą Pieśnią dla bezpieczeństwa. Razem pochowaliśmy zmarłych członków naszego klanu i poleciliśmy ich Klanowi Gwiazd. Po małej Długoszce zostanie mi w sercu jedynie pustka, której nie zapełnię już nigdy. Płakałam cicho przytulając do siebie synów, a Wilcza Pieśń wylizywał rany po bitwie z borsukiem. Jestem mu wdzięczna, za to, że jest tutaj. Nie chciałabym słuchać słów pocieszenia od tych domowych pieszczochów, czy od innych kotek. Co Nakrapiany Kwiat i Nigdy Łapa mogą wiedzieć o utracie dziecka? Przecież nigdy nie miały dzieci! Ale Nakrapiany Kwiat zawsze mówiła, że marzy o kociętach… Niech Gwiezdni pozwolą jej spełnić marzenie i dopilnują, by jej kocięta nie podzieliły losu mej córki! Mojej małej Długoszki…
Moi synowie wpatrywali się we mnie swoimi wielkimi oczami. Były pełne smutku po siostrze, ale miały w sobie też coś pocieszającego. Nagle przypomniała mi się moja siostra. „Gdyby zostało mi choć jedno, tylko jedno kocię, kochałabym je bardziej niż wcześniej, ponieważ mogłabym ofiarować mu miłość, przeznaczoną dla jego rodzeństwa.” – mówiła w dniu, w którym umarły jej dzieci. Nigdy nie powiedziałam jej, kto zabił jej młode. Umarła nie zdając sobie sprawy, jak bardzo została zdradzona.
Moją córkę zabiła jednak samotniczka. Nie wiem, która była na tyle odważna, by zaatakować sam obóz Klanu Nocy, ale doskonale wiedziała, kiedy to zrobić! Zadrżałam wyobrażając sobie jakąś czarną kocicę, jak obserwuje obóz, kuląc się w krzakach jałowca. Po chwili do obozu wrócił Szary Kieł. Jego błękitne oczy lśniły smutkiem. Wstałam i podeszłam do niego.
– Oszroniona Paproć nie żyje – westchnął kręcąc głową. – Znalazłem jej ciało niedaleko wodospadu, było przysypane głazami i błotem. Nie będziemy w stanie jej odkopać.
Moje serce, świeżo sklejone znów rozpadło się na kawałki. Medyczka, ta sama medyczka, która powiedziała mi, ze jestem w ciąży i ta sama, która odbierała mój poród… Ona nie żyje? To było bez sensu. Po chwili zastępca Czarnej gwiazdy wyciągnął coś ze swojej chustki. To była różowa chustka medyczki. Nadal pachniała jej futrem.

Członkowie klanu wracali kolejno z pustymi pyszczkami i dopiero w obozie dowiadywali się, jaki los spotkał naszego medyka. Kiedy wrócił Czarna Gwiazda wspólnie udaliśmy się w miejsce zwłok, gdzie pochowaliśmy dzisiaj już trzech członków klanu. Gdy dotarliśmy na miejsce zauważyłam coś dziwnego. Kopczyk mojej córki był rozkopany! Podbiegłam bliżej nie wierząc własnym oczom! Dołek był pusty, ktoś wykradł ciało mojej córki! Na dodatek w powietrzu unosiła się obca woń.
– Kimkolwiek jesteś samotniczko, zamorduję cię własnymi pazurami! – warknęłam wściekle z nadzieją, że kotka może słyszy moje słowa.
Potem w dołku po moim dziecku zakopaliśmy chustkę Oszronionej Paproci i poleciliśmy ją Klanowi Gwiazd. Nie miałam już w oczach łez, by móc dalej płakać. Była już noc, kiedy czarna Gwiazda zwołał klan na spotkanie.
– Dzisiaj spełniły się słowa przepowiedni danej nam przez Gwiezdnych. Nasz klan opuścili Nocny Cień, Koszmarny Cień, Oszronione Futro, oraz Długoszka. Dziękujemy Klanowi Gwiazd za ich żywota, nieszczęśliwie zakończone tego smutnego dnia. Niech ich dusze dołączą do pozostałych członków Klanu Gwiazd na Srebrnej Skórze, i czekają na nas i naszą śmierć. Dziś Klan Nocy został osłabiony o cztery żywota. W tym medyka i dwóch wojowników. Dlatego ten smutny wieczór połączymy z świętem! Nigdy Łapo, podejdź bliżej!
Przez chwilę nie rozumiałam, o co chodzi Czarnej Gwieździe, ale po chwili pojęłam. Dziś mianuje Nigdy Łapę wojownikiem! Poczułam się bardzo dumna z powodu tej nagłej zmiany. Klan Nocy stracił dziś wojowników, ale nowy właśnie wchodzi na ich miejsce. Kocur uniósł głowę w kierunku Srebrnej Skóry i zaczął mówić tradycyjną w każdym klanie formułę:
– Ja, przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, by spojrzeli na tę oto uczennicę. Trenowała pilnie, by poznać zasady Waszego szlachetnego Kodeksu. Polecam wam ja jako kolejną wojowniczkę. Nigdy Łapo, czy obiecujesz przestrzegać Kodeksu Wojownika oraz chronić ten klan i bronić go nawet za cenę życia?
– Obiecuję! – odparła bez namysłu kotka.
– W takim razie, mocą Klanu Gwiazd, nadaję ci imię wojownika. Od tej chwili będziesz znana jako Bażancie Pióro. Klan Gwiazd uznaje twoją odwagę i dobroć, witamy cie jako pełnoprawnego wojownika Klanu Nocy!
Wszystkie koty zgodnym chórem zaczęły skandować nowe imię kotki:
– Bażancie Pióro! Bażancie Pióro!...

Obudziłam się dość wcześnie słysząc zamęt panujący w obozie. Wstałam i powoli wyszłam zobaczyć, co się stało. Nikt już nie spał, wszystkie koty rozglądały się pilnie po obozie. Podeszłam do Nakrapianego Kwiatu.
– Co się stało? – spytałam.
– Bażancie Pióro zniknęła! Powinna pilnować obozu przez całą noc nie ruszając się z miejsca, ale jej tu nie ma! Szary Kieł rozgląda się na zewnątrz obozu.
Po chwili kocur wrócił do obozu.
– Nasza nowa wojowniczka została zabita przez lisa!


<Czarna Gwiazdo?>

24 kwietnia 2016

Od Blackstar'a CD Morningdew

Ten kto to zrobił odpowie mi za to! Skoro to samotniczka mogła być z plemienia. Jeżeli tak jest, to pozabijam ich wszystkich, co do jednego. i wszystkich którzy od nich będą pochodzili. Spojrzałem na Morningdew ze smutkiem. Czemu nie potrafię uronić choć jednej łzy? Poszedłem powoli do miejsca gdzie była reszta maluchów. W kącie leżał zakrwawiony kłębuszek sierści. Longkit... Podszedłem czując, że mam łapy jak z waty. Byłem jednocześnie sztywny jak i dziwnie rozluźniony.  Położyłem się przed ciałem kociaka i dotknąłem zimnego brzuszka Long. Ścisnąłem zęby i wtedy łza popłynęła po moim pyszczku. Polizałem jej futerko. Ten metaliczny smak i jednocześnie słodki i delikatnie drażniący zapach krwi. Niedługo później kilka kotów pojawiło się w wejściu. Podeszła do mnie Frostedfern.
- Przepraszam... - powiedziała cicho. Szybko otarłem łzę i wstałem.
- Wiesz czy ta samotniczka mogła być z Plemienia Krwawego Księżyca? - zapytałem znów z kamienną miną.
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że nie. Tamci samotnicy nie są raczej tacy głupi i nie narażaliby się na gniew jakiego kolwiek klanu. - odpowiedziała szybko. W głowie miałem tylko jedną myśl: Odnaleźć tą która to zrobiła i zemścić się. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech by trochę się uspokoić. Po chwili jednak ruszyłem jak strzała do wyjścia i zniknąłem z oczu klanu. Popędziłem na tereny nie zajmowane przez żadnego z klanów. Do plemienia. Nie znam nikogo z jego członków. Kiedy byłem już wystarczająco daleko od klanów zatrzymałem się. Zacząłem drapać w najbliższe drzewo. Wyłączyłem się na chwilę nie wiedziałem co robię. Nie wiedziałem co wokół mnie się dzieje. Po chwili coś mnie trąciło wyrywając z kojącego 'snu'. Spojrzałem na to 'coś', była to kotka, wydawała mi się dziwnie znajoma, a jej sierść połyskiwała na biało, choć miała złotawy odcień.
- Witaj. - powiedziała. Jednak wtedy zobaczyła gwiazdę na moim czole i jakby nie wiedziała co powiedzieć. - Jesteś liderem? - zapytała. Kiwnąłem głową. Jej głos mnie uspokajał, nie wiedziałem o się dzieje, ale czułem się jak w transie... zupełnie jakbym rozmawiał z gwiezdnymi, ale to działo się na prawdę. - Więc czemu nie jesteś ze swoim klanem? - zapytała. Wtedy poczułem, że mogę jej wszystko powiedzieć.
- Chcę pobyć sam... - powiedziałem cicho.
- Twa rzeka została splamiona krwią. Dopilnuj by nie stało się to ponownie. - powiedziała tajemniczo. - Wróć nim będzie za późno! - dodała. Spojrzałem w kierunku klanu. Potem znowu w kierunku kotki, ale jej już nie było. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Usiadłem i zacząłem myśleć nad tym co powiedziała i skąd wiedziała co gwiezdni dziś mi powiedzieli. Nim się obejrzałem minęło sporo czasu. Zaraz, ona kazała mi szybko wracać. Pognałem z powrotem do obozu. Tuż przed wejściem zatrzymałem się. Nie rozumiem już niczego, muszę iść do Księżycowego Kamienia i porozmawiać z Klanem Gwiazd. Tam zastałem Morningdew z Waterkit'em, Bluekit'em i Eveningkit'em. Reszta była w jaskini w której leżało ciało Longkit. Nie było tylko naszej medyczki. Podszedłem do Morningdew.
- Gdzie jest Frostedfern? - zapytałem lekko zaniepokojony.
- Poszła poszukać cię. - powiedziała. Odwróciłem się i zacząłem chodzić nerwowo. Nie, to nie może być prawda. Ta kotka nie mogła przewidzieć co się stanie. Teraz już rozumiem co miała na myśli mówiąc "...Dopilnuj by nie stało się to ponownie". Muszę szybko ją odszukać! - pomyślałem. Wskoczyłem na kopiec i zawołałem wszystkich.
- Dziś spełniła się przepowiednia. Martwię się, że może się powtórzyć więc niech wszyscy wojownicy ruszą w poszukiwaniu Frostedfern. - zawołałem i szybko ruszyłem ku wyjściu z resztą.
Po długim czasie bezowocnych poszukiwań poddałem się. Wróciłem do obozu, a tam czekała na mnie smutna wiadomość. Znaleziono ciało naszej medyczki wśród głazów z lawiny. Boję się o przyszłość naszego klanu. To może być początek końca...

<Morningdew?>

Nowi Człownkowie Gwiezdnego Klanu!

Czas na małe zmiany, koniec obijania się.
Nieaktywnych żegnamy.

Imię: Angelshadow (Anielski Cień)
Klan: Klan Wilka
Powód odejścia: Brak jakiegokolwiek znaku życia/aktywności
 Przydzielona śmierć: Utopiła się.


Imię: Whitepaw
Klan: Klan Wilka
Powód odejścia: Brak jakiegokolwiek znaku życia/aktywności
Przydzielona śmierć: Spadło na nią drzewo, miażdżąc ją.


Imię: Darkheart - Mroczne Serce.
Klan: Klan Wilka
Powód odejścia: Wywalony za Brak aktywności
Przydzielona śmierć: Spadł z klifu, próbując złapać zwierzynę.

Imię: Leafstripe (Liściasta Pręga)
Klan: Klan Wilka
 Powód odejścia: Wywalony za Brak aktywności
Przydzielona śmierć: Ugrzęzła w mule po czym utopiła się.

Imię: Nightmareshadow (Koszmarny Cień)
Klan: Klan Nocy
Powód odejścia: Wywalony za Brak aktywności
 Przydzielona śmierć: Zabity przez borsuka

Imię: Nightshadow (Nocny Cień)
Klan: Klan Nocy
 Powód odejścia: Wywalony za Brak aktywności.
 Przydzielona śmierć: Zabita przez borsuka, takiego dużego.


zdjęcie w budowie (to se już nie zbudujesz)
Imię: Neverpaw (Nigdowa Łapa xD ~by Wydma)
Klan: Klan Nocy
Powód odejścia: Do jasnej kurki,wywalona za brak aktywności.
 Przydzielona śmierć: Rozszarpanie przez lisa


Imię: Frostedfern
Klan: Klan Nocy
Powód odejścia: Wywalona za brak aktywności.
 Przydzielona śmierć: Zasypana przez lawinę.
Imię: Imperceptibleshade (Niedostrzegalny Cień)
Klan: Klan Burzy
Powód odejścia: Wywalona za brak aktywności.
 Przydzielona śmierć: Zginął od ran zadanych przez psa.




Od Mornindew

Tego ranka obudził mnie pisk Silenkit’a. Maluchy nie spały, tylko się bawiły. Bracia musieli znów coś mu zrobić.
– Co to za krzyki? – spytałam mrużąc oczy. Poczułam jak Silen wtula się w mój brzuch.
– Bluekit i Eveningkit znowu atakują mnie, kiedy śpię! – jęknął maluch. Spojrzałam z oburzeniem na jego braci. Czarne kłębki sierści kuliły się w rogu jaskini kryjąc się przed moim wzrokiem.
– Bluekit! Widzę was! Kazałam wam zostawić brata w spokoju!
– To nie nasza wina, że takie z niego mysie serce! – odpowiedział długowłosy kociak.
– Kto cię nauczył takich określeń? – syknęłam. Kociak nastroszył sierść.
– Greyfang… – szepnął. – Mówił, że członkowie Klanu Wilka są mysimi sercami, skoro uciekają na widok naszych patroli!
– Ale Silenkit jest członkiem naszego klanu, a nie Klanu Wilka – pokręciłam głową.
– Ucieka na nasz widok, jakbyśmy byli naszym patrolem, a on należał do wrogiego klanu! – wyjaśnił mi ich rozumowanie Eveningkit. Zaśmiałam się.
– Dzieci… Klan Gwiazd dał nam nasze klany, byśmy pielęgnowali w sobie cechy naszych przodków. Odwagę, wierność, honor i dobroć. Ale w swoim postępowaniu musimy być rozsądni. Jeżeli Klan Wilka kryje się przed naszymi patrolami, oznacza to, że jego członkowie wiedzą, że nie mają z nami szans w walce na Słonecznych Skałach. Jednak pamiętajcie, że nawet my w obawie przed patrolami Klanu Wilka nie zapuszczamy się w głąb ich lasu. Rozsądek to nie tchórzostwo.
– A atakowanie kota we śnie jest rozsądne? – oburzył się Silenkit.
– Musisz nauczyć się czujności. Nie każdy wojownik przestrzega Kodeksu. Kiedyś, podczas snu, ktoś może cię zaatakować. Musisz być gotowy na odparcie nawet tak tchórzliwego ataku!
Dawałam dzieciom bardzo ważne lekcje, które z pewnością pomogą im w przyszłym życiu. Jednak i oni uczą mnie czegoś ważnego. Kiedyś byłam tchórzem. Sądziłam, że jestem wzorowym wojownikiem, a w rzeczywistości zaatakowałam śpiącego kota. Czy Thunderstar mi wybaczył? Mam nadzieję, że tak. Odebrałam życia wszystkich członków swojego klanu. Chociaż… Onyxhunter jednak żyje. I jest niebezpieczny. Należy jednak do Klanu Klifu, z którym nie graniczymy. Dzięki Gwiezdnym! Nie chciałabym zobaczyć, jak któryś z moich synów z nim walczy! Nie mówiąc już o Longkit!
Z obozu dobiegały różne dźwięki. Wszyscy pewnie już nie spali, tylko polowali i patrolowali granice… Póki mamy spokój mogę wyjść z dziećmi na zewnątrz żłobka.
– Wstawajcie. Idziemy na dwór – powiedziałam szturchając nosem Waterkit’a i Longkit. Kocięta ziewnęły i podniosły się do siadu. Tymczasem Evening i Blue wybiegli na zewnątrz.
Po chwili wszyscy byliśmy na zewnątrz. Kociaki wypatrzyły błotną kałużę, na którą niemal od razu się rzuciły. Bawiły się w najlepsze ochlapując się mokrą ziemią.
W obozie były bezpieczne, więc nie musiałam się o nie martwić. Rozejrzałam się po obozie. Był prawie pusty z wyjątkiem Blackstar’a, który wylegiwał się na usypanym z ziemi kopczyku. Leżał, ale nie spał. Podeszłam bliżej i poczułam zapach strachu. Coś musiało się stać! Kocur wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Miałam wrażenie, że nawet mnie nie zauważa. Nagle wybrudził się z tego transu. Już kiedyś to widziałam.
– Rozmawiałeś z Klanem Gwiazd? – spytałam niepewnie.
– Tak – odparł krótko lider. – Nasza rzeka spłynęła krwią. To zły znak.
– Twierdzisz, że to krew naszego klanu? – dociekałam.
– Mam nadzieję, że nie. Dziś zwołam zebranie klanu. Powinniśmy być czujni i nie podejmować żadnych nieprzemyślanych decyzji – powiedział z powagą, jednak szybko zmienił temat. – Zabrałaś dzieci na spacer?
– Tak, przyda im się trochę ruchu na świeżym powietrzu. Muszą znać zapach swojego klanu i odkryć nasz świat.
– Daj im jakieś zadanie. Nauczą się odpowiedzialności i wytrwałości.
Uśmiechnęłam się do partnera i wróciłam do kociąt. Czarne futerko moich synów zrobiło się brązowe od błota. Longkit i Silen nie bawili się z nimi, tylko jak zwykle polowali na motyle. Waterkit trzymał się dzisiaj na uboczu zaczepiając mniszka, który wyrósł na ścianie obozu. Zastanawiałam się, czym zająć maluchy.
– Mam misję dla piątki dzielnych wojowników Klanu Nocy – powiedziałam z uśmiechem. Kociaki odwróciły się do mnie. – Kto pierwszy złapie mój ogon?

Słońce chyliło się ku zachodowi. Po nakarmieniu i uśpieniu dzieci wyszłam z jaskini na zebranie. Blackstar siedział z dumnie uniesioną głową na swoim kopczyku. Nieco niżej niego, w podobnej pozie zasiadał Grayfang. Członkowie klanu już się zebrali.
– Dziś miałem wizję – zaczął Blackstar. – Klan Gwiazd przekazał, że niebawem śmierć nawiedzi okolicę. Z początku nie rozumiałem jej, jednak sprawozdanie Grayfang’a z patrolu dało mi jasno do zrozumienia. Na terenach Klanu Nocy osiedlił się borsuk!
Tam, gdzie żyłam w młodości nie spotykało się borsuków. Był jednak w klanie starszy, którego opowieści wywoływały w mojej głowie koszmary przez kilka księżyców. Wśród nich była historia o tym, jak pewnego dnia jego mentor polecił mu i innemu uczniowi udać się daleko za siedlisko dwunogów i przynieść dla medyka zioła, które rosły tylko tam. Spotkali tam borsuka, a jego przyjaciel wrócił bez łapy i z połową ogona. Nic więc dziwnego, że członkowie Klanu Nocy aż zapiszczeli słysząc tę informację.
– Przeganiając go musimy zachować ostrożność. Wybrać najlepszy moment i zaatakować całym klanem – mówił lider z powagą. – Zanim jednak ten moment nadejdzie niech nikt nie opuszcza obozu samotnie! A jeżeli ktokolwiek wyczuje zapach borsuka, niech prędko wraca do obozu! Borsuki, jak nasz klan żywią się rybami, więc nasz wróg będzie z pewnością polował w pobliżu rzeki. Dlatego radzę przenieść tymczasowo łowisko na siedlisko koni. Pora nagich drzew jest już za nami, więc te tereny będą obfitować w myszy i norniki. Możecie już zjeść kolację, ale proszę, bądźcie ostrożni.
Koty udały się do sterty ze świeżymi zdobyczami i każdy zabrał coś dla siebie. Sama miałam ochotę ustawić się w kolejce, ale Spottedflower podbiegła do mnie z małą płotką w pyszczku.
– Chyba każdy się zgodzi, że ryby muszą trafić do brzucha królowej – powiedziała z przyjacielskim uśmiechem. – Trochę czasu minie, zanim wytropią tego borsuka.
– Widziałaś kiedyś to zwierzę? – spytałam cicho, lekko zawstydzona tym, że nie za bardzo wiem czym są borsuki.
– Uwierz mi, nie. – W jej tonie dało się usłyszeć lekki wstyd. – Ale byłam z Grayfangiem, kiedy wyczuł jego zapach, więc i ja go znam. Jestem w grupie kotów, które mają znaleźć kryjówkę tego stwora.
– Obyście dokonali tego jak najprędzej! Jeżeli potrzeba aż dwóch dorosłych kotów, żeby mieć jakieś poczucie bezpieczeństwa, to ja nie chcę nawet wiedzieć, co mogłoby spotkać moje dzieci w obliczu spotkania z tym stworem!
Kotka nic już nie odpowiedziała, tylko zabrała się za wróbla, którego zgarnęła ze stosu dla siebie. Ja zaczęłam jeść swoją rybę zdając sobie sprawę z tego, że to mój ostatni posiłek tego rodzaju w najbliższym czasie. Po kolacji podziękowałam wojowniczce i wróciłam do swoich młodych, które nadal smacznie spały.

Cała ta sprawa z borsukiem męczyła moje myśli. Miałam nawet sen, w którym wielka, czarna bestia o długich kłach i pazurach zabiła i pożarła moje młode, a ja nie mogłam nawet podejść sparaliżowana strachem. Szczęśliwie to tylko sen. Przecież taki borsuk nie może być straszniejszy niż potwory żyjące na Drodze Grzmotu? Blackstar mówił, że klan jest w stanie go pokonać, a tamtych bestii nie można się pozbyć w żaden sposób!
A jednak borsuk był nieuchwytny i przez trzy wschody słońca nikt nie znalazł jego kryjówki. Już chyba każdy członek klanu znał zapach tej bestii. Wolfsong wywęszył jego smród przy kładce, a Nightmareshadow przechwalał się, że słyszał jego ociężałe kroki bardzo blisko obozu! Nawet mi pozwolono powąchać liść, o który ocierał się ten stwór. Jego zapach był ostry i drażnił nos jak smród lisa!
Siedziałam właśnie pod jedną ścianą obozu i obserwowałam jak dzieci bawią się w dorosłych wojowników. Poza nami w obozie był jeszcze Wolfsong, Spottedflower, Neverpaw i medyczka – Frostedfern. Blackstar i Grayfang wyszli na poszukiwania borsuka, a pozostali udali się na polowanie. Odwróciłam się w kierunku uczennicy Nightshadow. Ruda kotka wylizywała swoją łapę. Należała do klanu od dość dawna, była już dorosła… A jednak nadal była uczennicą. Zrobiło mi się jej żal.
– Neverpaw! – zawołałam. Kotka nastawiła uszu i podbiegła w moim kierunku. Jej rude futerko zalśniło w słońcu.
– Słucham? – spytała niepewnym głosem.
– Dlaczego nie poszłaś z Nightshadow na polowanie?
– Moja mentorka uważa, że nie powinnam wychodzić, kiedy w okolicy kryje się borsuk – westchnęła kotka. – Czasami traktuje mnie jak kociaka, a mam już przecież czternaście księżyców!
– To przykre. Moja siostra w twoim wieku została królową. Powinnaś już dawno dostać imię wojownika! Kiedy tylko Blackstar wróci poproszę go, aby mianował cię wojownikiem. Chyba już najwyższa pora.
Pyszczek kotki nawiedził szeroki uśmiech. Była cała rozradowana!
– Niech ci Gwiezdni wynagrodzą! Już nie mogę się doczekać! Jak myślisz, jakie imię dostanę? – Radość nie schodziła kotce z pyszczka. Zastanowiłam się chwilę.
– Skąd wzięło się twoje obecne imię? – odpowiedziałam pytaniem. Kotka pomyślała chwilę.
– „Never” nazwała mnie matka. „Paw” dodał pewien były klanowicz, kiedy podróżowałam samotnie.
– Blackstar na pewno je zmieni. Nie wiem, jakie słowo mogłoby pasować do „Never”. Ja bym nazwała cię Redstorm lub Sunshine.
Kotka zaśmiała się chicho, podziękowała mi jeszcze raz i odeszła. Po chwili do obozu wrócił nasz „borsuczy patrol”. Od razu udali się do kopczyka i zajęli na nim swoje miejsca. Lekko mnie to zaniepokoiło.
– Niech wszyscy zbiorą się, aby posłuchać! – zawołał głośno lider. Koty wstały i podeszły bliżej. Nawet moje dzieci odwróciły głowy z zainteresowaniem patrząc na tatę. – Długie poszukiwania możemy uznać za zakończone. Znamy lokalizację nory borsuka.
Radość szarpnęła całym moim ciałem. Nareszcie możemy go wypędzić!
– Jednak – kontynuował dalej Grayfang. – Borsuk skrył się na siedlisku koni! Najświeższe tropy prowadzą właśnie w to miejsce!
– Gdzie Nightshadow i Nightmareshadow? – spytał Blackstar rozglądając się po obozie.
– Gwiezdny Klanie! Poszli na polowanie! – zawołała z przerażeniem Spottedflower. Zanim ktokolwiek zareagował zauważyłam jak Neverpaw wybiega z obozu. Szybko odwróciłam się do medyczki.
– Pilnuj kociąt!
I rzuciłam się w pogoń za uczennicą. To był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy opuściłam obóz. Z początku nie wiedziałam, gdzie jestem, ale szybko przypomniałam sobie drogę do siedliska koni. Pobiegłam bardzo szybko śladem kotki. Słyszałam jeszcze przez chwilę wołania członków klanu, ale zignorowałam je i szybko się oddaliłam.
Wypatrzyłam rude futerko kotki, kiedy biegła przez niską trawę. Kawałek dalej pasły się dwa konie. Nie stanowiły zagrożenia, więc swobodnie przebiegłyśmy obok nich. Nagle w moje nozdrza uderzył gorzki zapach. Znałam go, choć ten na liściu był znacznie słabszy. Borsuk jest blisko. Musiałam czym prędzej dogonić kotkę.
Nagle okolicę przeszył głośny pisk. Poznałam go – to Neverpaw! Po chwili zobaczyłam jej rude futerko stroszące się przed… Dużą, szarą istotą o czarnobiałym pysku. Nie musiałam widzieć jej wcześniej, by ją znać.
– Neverpaw! Uciekaj! – krzyknęłam. Kotka szybko odskoczyła robiąc unik dosłownie jedno uderzenie kocięcego serca przed tym, jak borsuk zaatakował. Kotka zbliżyła się do mnie i schowała za mną. Cała drżała. Przez chwilę nie rozumiałam jej strachu. Racja, borsuk to okropne zwierzę, ale widziałam straszniejsze istoty. Jednak po chwili ujrzałam, że stwór jest ranny i cały pokryty krwią. Kawałek za nim na ziemi leżało coś czarnego.
Łzy napłynęły mi do oczu na widok martwej sylwetki Nightmareshadow’a. Nie przepadałam za nim, ale był członkiem mojego klanu. Moim sojusznikiem. Szarpnęła mną nienawiść zmieszana ze strachem. Chciałam rzucić się bestii do gardła, jednak bałam się to uczynić. On niestety nie miał tej blokady. Zaczął na nas szarżować. Musiałyśmy uciekać!
Nie przebiegłyśmy wiele, kiedy dostrzegłam w oddali kocie sylwetki. Klan Nocy! Widok przyjaciół napełnił mnie energią. Razem możemy pokonać borsuka! Koty szybko znalazły się tuż obok. Otoczona przez członków zatrzymałam się i odwróciłam przodem do goniącej mnie istoty. Borsuk był lekko zmieszany. Koty otoczyły go ze wszystkich stron i zaczęły atakować. Sama przyłączyłam się do ataku. Po chwili zwierz był już tak ciężko ranny, że zrezygnował z dalszej walki przez wycieńczenie. Upadł płasko na ziemię, a Blackstar zrobił mu to, co ja zrobiłam kilka księżyców temu Thunderstarowi. Rozpruł mu brzuch.
Klan z triumfem zamiauczał. Wszyscy byli szczęśliwi z powodu udanego ataku. Jedynie Neverpaw płakała. Oni nie rozumieli, ale ja tak.
Pobiegłam w miejsce, gdzie wcześniej widziałam ciało naszego wojownika. Słyszałam, że klan mnie woła jednak znów się nie odwracałam. Oni musza pobiec za mną. Muszą zobaczyć ich ciała.
Nightmareshadow leżał zakrwawiony na ziemi. Miał wiele ran, ale największa znajdowała się na jego głowie. Pewnie od niej zginął. Nightshadow była kilka długości lisa dalej. Jej puchaty ogon wystawał ponad trawę. Leżała tuż nad klifem. Jej ciało było jeszcze bardziej zakrwawione niż cało kocura. Ogarnęły mnie złość, smutek i strach jednocześnie. Zaczęłam głośno lamentować nad ciałami towarzyszy, a po chwili dołączył do mnie cały Klan Nocy. Płakaliśmy nad ich śmiercią dość długo. W końcu Blackstar usiadł na jednym z większych kamieni i powiedział:
– Utrata tych dwojga wojowników to dla Klanu Nocy wielki cios. Nightshadow i Nightmareshadow zamieszkają dzisiejszej nocy wraz z Klanem Gwiazd na Srebrnej Skórze. Nigdy nie zapomnimy ich odwagi, którą z pewnością wykazywali się w walce z borsukiem. Zabierzemy ich ciała i pochowamy je tam, gdzie spoczywają inni zmarli członkowie naszego klanu.
Wojownicy, każdy po kolei podchodzili do ciał zmarłych i lizali je na znak pożegnania. I ja zrobiłam tak samo. Potem Blackstar wziął na grzbiet ciało Nightmareshadow’a, a Grayfang Nightshadow i udaliśmy się w kierunku obozu.
Byliśmy prawie na miejscu, kiedy wybiegła do nas Frostedfern. Jej białe futerko było zakrwawione. Mówiła coś szybko i niezrozumiale do Blackstar’a. Przepraszała go za coś… Dzieci! Szybko pobiegłam do obozu. Zobaczyłam ślady bitwy. Coś zaatakowało nasz obóz, kiedy Frostedfern została w nim samotnie z dziećmi!
– Bluekit! Eveningkit! Waterkit! Silenkit! Longkit! – zawołałam z przerażeniem. Nikt mi nie odpowiedział. Powtórzyłam więc zawołanie i po chwili z jaskini medyka wynurzył się biały pyszczek Bluekit’a. Serce biło mi niezwykle szybko. Podbiegłam do dziecka.
– Mamo! – pisnął przerażony kocurek. Po chwili za jego przykładem kryjówki opuścili jego trzej bracia. Brakowało tylko córki.
– Longkit! Longkit! – zawołałam. – Longkit!
– To bez sensu – powiedział z powagą Blackstar wchodząc do obozu. – Nasza córka nie żyje.
– Robiłam co mogłam! Ta samotniczka walczyła jak trzy koty! – tłumaczyła się medyczka. Miałam jednak głęboko gdzieś jej słowa. Moja córka? Moje maleństwo? O-ona-na nie żyje? To brzmiało jak żart. Oni chcą mnie oszukać.
– Longkit! – krzyknęłam ponownie tak głośno, jak tylko potrafiłam. – Longkit!
Szlochałam głośno, a po chwili upadłam na ziemię. Blackstar podszedł do mnie i polizał mnie między uszami. Jak on może być tak spokojny? Dziś umarło troje naszych klanowiczów, z czego jeden był jego własnym dzieckiem. Wiele kotów poniosło poważne rany, a on był spokojny.
– Czemu nie płaczesz? – spytałam przez łzy. Kocur mi nie odpowiedział.
– Nasza rzeka spłynęła dziś krwią! – jęknął Grayfang. – Tak jak mówiła przepowiednia!

<Ktoś z klanu?>


Łoł, łoł, łoł! Co się stało? Skoro Sowa wszystkich wywala, to wszystkich wywala. Nie wiem, czy ta rewolucja dotknie też NPC, ale mam takie marzenie, że Neverpaw jednak zostanie tom NPC, bo to jednak głupie tak wszystkich bez wyjątku pozabijać... 

Aha, Longkit nie żyje, bo tak chciała właścicielka. 

19 kwietnia 2016

Nowi członkowie Klanu Gwiazd!

Torntail odchodzi, gdyż jej właścicielka postanowiła się jej pozbyć nasyłając na nią jej córę.

Fajna ta córa, bo zabiła też córę Morning -.- Onyx tak chciał.

Klany będą was ciepło wspominać!

Od Torntail

Ciągłe przebywanie w obozie powoli traciło sens. Koty wchodziły i wychodziły, to na patrol, to na polowanie… Withered praktycznie nie wychylała się z jaskini, jedynie kiedy szła po leki. A ja? Ja nie miałam nic ciekawego do roboty. Mogłam leżeć na kamieniu i wygrzewać się w słońcu przez cały dzień! Racja, miewam czasem problemy z kośćmi, ale nienawidzę bezczynności.
Zauważyłam, że Braveheart i Beigesoul wracają z patrolu. Podbiegłam do zastępcy. Może on wymyśli mi jakieś zajęcie?
– Wiesz Torntail… Nie za bardzo wiem co mogłabyś robić… Eee… Starszyzna chyba zajmowała się kociętami, tak? – Braveheart nie był wyraźnie do końca pewny co powiedzieć. – Ale nie mamy kociąt. Nie możesz po prostu poleniuchować i cieszyć się emeryturą?
– Nie! – zaprzeczyłam natychmiastowo. – Mogę polować, choćby na swoje konto. Nie chcę być pchłą dla klanu!
Kot wymienił spojrzenie ze swoją towarzyszką.
– Jeśli naprawdę aż tak tego chcesz, to nie będę cię zatrzymywać – powiedział. – Powiadomię Silverstar o twoich uprawnieniach.
– Och, dziękuję! – zawołałam i liznęłam go w policzek, na co Beige zareagowała niechętnie. Po chwili wybiegłam z obozu czując się wolna i młoda jak kocię!

Okolica była cichy i spokojny. Ledwo dało się słyszeć śpiew ptaków. Przez chwilę naszła mnie ochota na złapanie takiego wróbla, jak to zwykłam niegdyś robić, ale bez ogona i z moimi stawami mogę sobie ptaki najwyżej obserwować. Nagle poczułam zapach myszy. Była niedaleko. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam ją, kryjącą się w niskiej trawie. Przybrałam pozycję myśliwską i podeszłam bliżej. Mysz niestety spłoszyła się i uciekła.
– Szlag! – warknęłam. Już nie te lata… Nagle usłyszałam głośny śmiech, ten sam co kilka wschodów słońca temu. Rozejrzałam się, ale nic tam nie było. Znów ten śmiech.
– Tu jestem – odezwał się głos kotki. Odwróciłam się w jego kierunku i serce mi zamarło. W cieniu pobliskiego krzewu siedziała szylkretowa kotka o żółtych oczach. Miała czarny pyszczek i jedną rudą łapę.
– Orangefoot. – Nie mogłam uwierzyć własnemu oku. Moja córka, moje jedyne dziecko! Siedziała tak blisko mnie… Miałam wrażenie, że nie widziałam jej całe życie. – Córeczko…
Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, kotka uśmiechnęła się do mnie.
– Czemu płaczesz matko? Znów jesteśmy razem! – powiedziała wstając. Nie podeszła do mnie jednak.
– Moje dziecko, tak dawno cię nie widziałam! – westchnęłam oglądając jej piękne futro. Nagle dostrzegłam bliznę na jej boku. Była świeża. – Co ci się stało?
– To nic wielkiego, zwykły samotnik… – mruknęła cicho.
– Opatrzę cię! Poczekaj tu… – powiedziałam i odwróciłam się w kierunku obozu. Pobiegłam tam tak szybko, jak tylko umiałam. Poczułam lekki lęk. Żeby uleczyć córkę muszę okraść Witheredleaf, co więcej Orange nie należy do Klanu Burzy. To będzie zdrada! Czy warto ryzykować?
Zatrzymałam się. Byłam kawałek od obozu. Zapach Klanu był tu bardzo silny. Skuliłam się. Orangefoot to moja córka. Mam zamiar jej pomóc, aby duch jej ojca przetrwał. Ripper, mój ukochany. Nasza córka.
Powoli przedarłam się do obozu. Był prawie pusty. Ostrożnie zakradłam się do jaskini medyka.
– Withered?
Cisza. Nikogo nie ma. Weszłam do środka i powtórzyłam pytanie, jednak nikt się nie odezwał. Powoli podkradłam się do zapasów i wzięłam z nich kilka liści babki i szpulkę pajęczych nici. Będę mogła opatrzyć rany Orangefoot. Udałam się do wyjścia i rozejrzałam się po obozie. Beigesoul siedziała w wejściu do jaskini wojowników, ale poza nią obóz wyglądał na pusty. Miałam szansę wydostać się niedostrzegalnie, o ile ukryję przemycane leki. Powoli wydostałam się z jaskini medyka i zakradłam się do sterty z piszczkami, cały czas obserwując kotkę. Nie widziała, skąd wychodzę. Z miejsca, w którym byłam już łatwo przedostałam się do wyjścia nawet nie przejmując się tym, czy kotka mnie widzi, czy też nie. Mogłam teraz iść do Orangefoot!

Mojej córki nie było w miejscu, w którym ją ostatnio widziałam. Jednak zapach krwi z jej rany nabrał na sile. Zaczęłam węszyć i szybko złapałam jej trop. Prowadził w kierunku przeciwnym do obozu. Szła nad wodospad. To dobrze, że nie będzie się kręcić blisko mojego klanu. Mogłoby przecież dojść do niechcianej walki…
Gdy byłam na tyle blisko, by słyszeć szum wody wyczułam, że zapach krwi Orange przybrał na sile. Przyspieszyłam kroku, po chwili nawet biegłam. Słońce powoli znikało, a okolica oblewała się ciemnością. Gwiezdny Klanie! Mam nadzieję, że ta rana to nic poważnego! Nie zniosę kolejnej straty!
Byłam już nad wodospadem. Przez delikatną mgiełkę przebijała się kocia sylwetka.
– Orangefoot? – zawołałam. Cień poruszył się i nastawił uszu.
– Matko? – Odezwała się kotka. Westchnęłam z ulgą i ostrożnie zsunęłam się z klifu. Wskoczyłam do wody i tak szybko, jak mogłam przepłynęłam na drugi brzeg.
Znajdowałam się o dwa królicze susy od córki. Do moich nozdrzy ponownie trafił zapach krwi, jednak tym razem towarzyszył też mu inny. Zapach śmierci. Orangefoot siedziała na brzegu. Jej rana była jeszcze większa niż poprzednio. Krew kapała z niej co chwila na ziemię. Przez chwilę tego nie dostrzegałam, ale pyszczek kotki także barwiła czerwona ciecz. Uśmiechnęła się do mnie i przesunęła po czymś łapą. Było to szare, z początku wzięłam to za kamyk. Jednak kiedy zrobiłam kilka kroków w przód dostrzegłam, że to zwierzę. Przyjrzałam się mu uważnie i serce mi zamarło. Przed moją córką leżało martwe, zakrwawione kocię. Czy to mogła być prawda? Czy Orangefoot zabiłaby niewinne kocię? Wiedziałam, że bywa okrutna, ale nie sądziłam, że odważyłaby się zabić bezbronne maleństwo! Przyjrzałam się maluszkowi jeszcze raz. Jego biały brzuszek zaplamiony był krwią, a z małego pyszczka zwisał język. Ponadto kociak nie zamknął oczu. Umarł z otwartymi.
– Przyniosłam piszczki matko – oznajmiła z niesamowitym spokojem. W jej głosie nie dało się czuć zmęczenia, ani smutku. Był beznamiętny, oznajmujący. Do tego w jej oczach nie było widać strachu, ani lęku. Uśmiechała się do mnie serdecznie podsuwając bliżej mnie swoją „zdobycz”.
– Czyje to kocie? – Próbowałam mówić z podobnym spokojem, jednak daremny mój trud. Bałam się, a ona doskonale o tym wiedziała. Przed chwilą cieszyłam się ze spotkania, a teraz… Nie wierzyłam temu, co widziałam.
– Jakie kocię? – zaśmiała się. – To królik!
Szare ciałko nawet z tej odległości pachniało Klanem Nocy. Wiedziałam, że mieli kocięta. To jedno z nich?
– Czy to dziecko Morningdew? – ciągnęłam. – Zabiłaś kocie z Klanu Nocy?
Kotka zmarszczyła nos. Spojrzała na malucha.
– Bawiła się nad rzeką, nikt jej nie pilnował – wyznała.
– A twoja rana? Powiększyła się od naszego ostatniego spotkania! – naciskałam. – Orangefoot! Czy ty zdajesz sobi9e sprawę z tego, co zrobiłaś?
Kotka mrużyła wściekle oczy. Jej ogon poruszał się nerwowo.
– Zabiłam członkinię klanu, który będzie stanowił w przyszłości zagrożenie, dla odrodzonego Klanu Wiatru – wyjaśniła panując na buzującymi w niej emocjami. – Na razie ta jedna mała kotka wystarczy. Potem odzyskam dawne terytorium niszcząc Klan Burzy.
Jej spokojny ton był okropny. Mówiła tak, jakby przed chwilą nawąchała się kocimiętki. Jej źrenice były okrągłe, błyszczące nienawiścią. Nagle zaśmiała się głośno. To był ten sam śmiech, który słyszałam wcześniej. Jednak teraz przerażał o wiele bardziej. Był okropny! Zupełnie nie pasował do sytuacji, w jakiej się znajdowałyśmy. Nagle przestała i spojrzała na mnie zmniejszając swoje źrenice do dwóch wąziutkich kresek.
– Dołącz do mnie matko. – Jej głos był zimny i nadal bez uczuć. – Razem odbudujemy nasze dziedzictwo i stworzymy Klan Wiatru na nowo!
Jej słowom towarzyszył zachęcający uśmiech. Nie mogłam jednak przyjąć tej propozycji. Kocham córkę, ale nie mogę ciągle zdradzać Klanu Burzy. Kocham jego członków. Są moją rodziną, tak jak Orange. Oni zadają sobie niestety tyle trudu, by się mną zająć, a ja odwdzięczyłam się im dzisiejszą kradzieżą.
– Nie – powiedziałam krótko. – A może zamiast niszczyć nasz klan dołączysz do niego? Zobaczysz! Jest tu świetnie!
– Jak ty nic nie rozumiesz! – krzyknęła. Aż odskoczyłam słysząc ten wybuch. Przed chwilą była spokojna, ale widziałam, jak się złości. – Nie będę dołączać do kotów, które nawet nie szanują tego, że są następcami Klanu Wiatru i zmieniają swoją szlachetną nazwę na jakiś klan Burzy! Czy to nie ty uczyłaś mnie szacunku do historii? Jesteśmy córkami Klanu Wiatru. Nasi przodkowie byli jego członkami, a niektórzy nawet liderami! Chcesz to zhańbić pozwalając tym wypłoszom na niszczenie naszej historii?
– Orangefoot, ty naprawdę nie masz pojęcia, o czym mówisz. – Tym razem to ja byłam spokojna. – Chodź, opatrzę cię.
– Nie! Najpierw obiecaj, że się do mnie przyłączysz! Albo jesteś ze mną, albo przeciw mnie!
Jej wściekłe spojrzenie żądało odpowiedzi. Westchnęłam.
– Zostaję z Klanem Burzy.
Położyłam przed sobą skradzione leki i odwróciłam się. Nagle coś przydusiło mnie do ziemi. Orangefoot warczała, gryzła mnie i drapała. Nie miałam siły się odwrócić. Przygniotła mnie swoim młodym, silnym ciałem i atakowała szybko i wściekle. Czułam, jak na moim grzbiecie pojawiają się kolejne, głębokie rany, a stare się otwierają. Nagle kotka puściła mnie pozwalając się podnieść, ale szybko chwyciła moją szyję, kiedy tylko było to możliwe. Trzymała mnie i dusiła. Czułam, jak jej kły wbijają się w moją szyję. Po chwili znów mnie puściła.
– Zdrajczyni, nie matka! – prychnęła i odeszła. Próbowałam złapać oddech, jednak moje gardło było rozszarpane. Krew lała się z mojego pyszczka kiedy tylko go otwierałam. Sama nie wiem, jak długo leżałam dusząc się własnym oddechem. Cierpiałam. To były ostatnie chwile mojego życia. Przewróciłam się na grzbiet. Moim ciałem szarpnął jeszcze większy ból, niż dotychczas. Trwał jednak krótko, a ja mogłam spokojnie patrzeć na Srebrną Skórę.
Po chwili kilka gwiazd mrugnęło jednocześnie i zniknęło. Ból zniknął, jednak w kolejnym momencie coś ukuło mnie w oko. Przymrużyłam je, a gdy znów było otwarte… Nie mogłam uwierzyć! Ja widzę! Widzę obojgiem oczu! Wstałam powoli… Wstałam! Spojrzałam za siebie, a tam był mój ogon. Byłam szczęśliwa! Cholernie szczęśliwa! Odwróciłam wzrok od ogona, a mój pyszczek zetknął się z innym. Wzdrygnęłam się lekko i odskoczyłam. Wtedy zauważyłam, że przede mną stoi łaciaty kot.
– Ripper! – Moja radość była jeszcze większa.
– Chodź – szepnął mój ukochany liżąc mnie miedzy uszami. Ruszyłam za nim spokojnie.
– Gdzie idziemy? – spytałam.
– Whitekit i Frostkit na nas czekają – oznajmił. Uśmiechnęłam się.
– A Orangekit? Co z nią?
– Jej jeszcze tu nie ma. I nie będzie.

Zatrzymałam się. Straciłam Orange na zawsze, a nasze ostatnie spotkanie było pełne nienawiści.

17 kwietnia 2016

Realistyka musi być

Zgodnie z tytułem - będą zmiany. I to DUŻE.
***
Każdy kot, który ma nierealistyczne umaszczenie, zostanie zmieniony do tego stopnia, aż jego wygląd będzie... normalny. Daję tutaj poziomy i proponowane zmiany, które powinny być zastosowane.
Poziom I
Blackstar - usunąć szare plamy na czole *
Imperceptibleshade - zmienić rodzaj pręg *
Morningdew - jak to już powiedziała, "poszarzyć".
Unexpectedstar - usunąć pręgi na nogach/zrobić Unex jaśniejszą, a pręgi - ciemniejsze.
Vindictiveeye - Usunąć małe plamki w dużej plamie
Leafstripe - Usunąć białe zaznaczenia i czarne skarpetki

Poziom II
Dryfern - doprowadzić maść do normalnego szylkretu.
Nightshadow - usunąć jasne pręgi *
Deerpaw - pociemnić/usunąć plamki
Spottedtail - nieco zmienić rozmieszczenie i wielkość plam

Poziom III
Stoneclaw - usunąć maskę, zwężyć pręgę
Badgerpaw - usnąć maskę, pasy na dupie ogonie, zwężyć pręgę
Owlpaw - usunąć maskę, zwężyć pręgę
***
Oke, trochę tego jest. Żegnam więc moje ziemniaki, i mam nadzieję, że jak najszybciej uzyskam zgodę od właścicieli postaci na edytowanie ich wyglądu.
~Owlpaw
*Koty z pręgami/plamami jaśniejszymi od podstawy futra są genetycznie niemożliwe


16 kwietnia 2016

Hahaha... Nie.

Reaktywuję bloga.
A raczej resetuję.
Wszyscy członkowie zostaną usunięci, obrazki zastąpione zdjęciami (z linkami do autorów), nowy szablon, spolszczenie imion.
Dziękuję, do widzenia.
Owlpaw, a od dzisiaj Sowia Łapa
propozycje kotów
Sowia Łapa
http://malleni-stock.deviantart.com/
http://cougarlv.deviantart.com/
Poranna Rosa


(można przekolorować oczy na niebieskie)
Rozdarty Ogon
Szary Płomień


Beżowa Dusza/Zakrzywionooki
Tylko Zakrzywionooki ^
Niespodziewana Gwiazda

Mysiowąsa

dorosły Promieniste Kocię/Onyksowy Łowca (proponuję zmienić imię, bo po polsku to brzmi jak śmiech naćpanej kury)

Kamienny Pazur
Srebrna Gwiazda


Mglisty Cień

Zima Diamentowego Serca

dorosła/y Długie Kocię/Ciche Kocię
młoda/y Długie Kocię/Ciche Kocię

dorosła i młoda Miodowe Kocię albo inne dziecko Mysiowąsej
Błyskającowąsy


Czarna Gwiazda

Pomarańczowa Stopa (nowa postać Porannej Rosy)

Szczurze Kocię jako starsze kocię/terminator

dorosły Szczurze Kocie

Cień Gromowego Serca
Sucha Paproć
Dzika Burza
Gwieździste Futro

Niedostrzegalny Cień/Wojenna Gwiazda


Nakrapiana Dupa Ogon


Oczy Rysia
Pustynna Dusza
Wilcza Pieśń

Koty, które mogą się przydać

http://warriorsgraphics.tumblr.com/
***
Ktoś nie wymieniony albo potrzebuje zdjęcia? Chętnie załatwię.
Oferta przemalowania oczu dla fajnych ludzi.
Lelele, się Srebrnej Gwieździe kota zachciało.
Miszcz gimpa wkracza do gry!

DOSTAWA ZDJĘĆ NAMBER TU
Nieśmiertelny Duch
czemu białe koty mają zawsze takie zalotne spojrzenia