Tego ranka obudził mnie pisk
Silenkit’a. Maluchy nie spały, tylko się bawiły. Bracia musieli znów coś mu
zrobić.
– Co to za krzyki? – spytałam
mrużąc oczy. Poczułam jak Silen wtula się w mój brzuch.
– Bluekit i Eveningkit znowu
atakują mnie, kiedy śpię! – jęknął maluch. Spojrzałam z oburzeniem na jego
braci. Czarne kłębki sierści kuliły się w rogu jaskini kryjąc się przed moim
wzrokiem.
– Bluekit! Widzę was! Kazałam wam
zostawić brata w spokoju!
– To nie nasza wina, że takie z
niego mysie serce! – odpowiedział długowłosy kociak.
– Kto cię nauczył takich
określeń? – syknęłam. Kociak nastroszył sierść.
– Greyfang… – szepnął. – Mówił,
że członkowie Klanu Wilka są mysimi sercami, skoro uciekają na widok naszych
patroli!
– Ale Silenkit jest członkiem
naszego klanu, a nie Klanu Wilka – pokręciłam głową.
– Ucieka na nasz widok, jakbyśmy
byli naszym patrolem, a on należał do wrogiego klanu! – wyjaśnił mi ich
rozumowanie Eveningkit. Zaśmiałam się.
– Dzieci… Klan Gwiazd dał nam
nasze klany, byśmy pielęgnowali w sobie cechy naszych przodków. Odwagę,
wierność, honor i dobroć. Ale w swoim postępowaniu musimy być rozsądni. Jeżeli
Klan Wilka kryje się przed naszymi patrolami, oznacza to, że jego członkowie
wiedzą, że nie mają z nami szans w walce na Słonecznych Skałach. Jednak
pamiętajcie, że nawet my w obawie przed patrolami Klanu Wilka nie zapuszczamy
się w głąb ich lasu. Rozsądek to nie tchórzostwo.
– A atakowanie kota we śnie jest
rozsądne? – oburzył się Silenkit.
– Musisz nauczyć się czujności.
Nie każdy wojownik przestrzega Kodeksu. Kiedyś, podczas snu, ktoś może cię
zaatakować. Musisz być gotowy na odparcie nawet tak tchórzliwego ataku!
Dawałam dzieciom bardzo ważne
lekcje, które z pewnością pomogą im w przyszłym życiu. Jednak i oni uczą mnie
czegoś ważnego. Kiedyś byłam tchórzem. Sądziłam, że jestem wzorowym
wojownikiem, a w rzeczywistości zaatakowałam śpiącego kota. Czy Thunderstar mi
wybaczył? Mam nadzieję, że tak. Odebrałam życia wszystkich członków swojego
klanu. Chociaż… Onyxhunter jednak żyje. I jest niebezpieczny. Należy jednak do
Klanu Klifu, z którym nie graniczymy. Dzięki Gwiezdnym! Nie chciałabym
zobaczyć, jak któryś z moich synów z nim walczy! Nie mówiąc już o Longkit!
Z obozu dobiegały różne dźwięki.
Wszyscy pewnie już nie spali, tylko polowali i patrolowali granice… Póki mamy
spokój mogę wyjść z dziećmi na zewnątrz żłobka.
– Wstawajcie. Idziemy na dwór –
powiedziałam szturchając nosem Waterkit’a i Longkit. Kocięta ziewnęły i
podniosły się do siadu. Tymczasem Evening i Blue wybiegli na zewnątrz.
Po chwili wszyscy byliśmy na
zewnątrz. Kociaki wypatrzyły błotną kałużę, na którą niemal od razu się
rzuciły. Bawiły się w najlepsze ochlapując się mokrą ziemią.
W obozie były bezpieczne, więc
nie musiałam się o nie martwić. Rozejrzałam się po obozie. Był prawie pusty z
wyjątkiem Blackstar’a, który wylegiwał się na usypanym z ziemi kopczyku. Leżał,
ale nie spał. Podeszłam bliżej i poczułam zapach strachu. Coś musiało się stać!
Kocur wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Miałam wrażenie, że nawet mnie nie
zauważa. Nagle wybrudził się z tego transu. Już kiedyś to widziałam.
– Rozmawiałeś z Klanem Gwiazd? –
spytałam niepewnie.
– Tak – odparł krótko lider. –
Nasza rzeka spłynęła krwią. To zły znak.
– Twierdzisz, że to krew naszego
klanu? – dociekałam.
– Mam nadzieję, że nie. Dziś
zwołam zebranie klanu. Powinniśmy być czujni i nie podejmować żadnych
nieprzemyślanych decyzji – powiedział z powagą, jednak szybko zmienił temat. –
Zabrałaś dzieci na spacer?
– Tak, przyda im się trochę ruchu
na świeżym powietrzu. Muszą znać zapach swojego klanu i odkryć nasz świat.
– Daj im jakieś zadanie. Nauczą
się odpowiedzialności i wytrwałości.
Uśmiechnęłam się do partnera i
wróciłam do kociąt. Czarne futerko moich synów zrobiło się brązowe od błota.
Longkit i Silen nie bawili się z nimi, tylko jak zwykle polowali na motyle.
Waterkit trzymał się dzisiaj na uboczu zaczepiając mniszka, który wyrósł na
ścianie obozu. Zastanawiałam się, czym zająć maluchy.
– Mam misję dla piątki dzielnych
wojowników Klanu Nocy – powiedziałam z uśmiechem. Kociaki odwróciły się do
mnie. – Kto pierwszy złapie mój ogon?
Słońce chyliło się ku zachodowi.
Po nakarmieniu i uśpieniu dzieci wyszłam z jaskini na zebranie. Blackstar
siedział z dumnie uniesioną głową na swoim kopczyku. Nieco niżej niego, w
podobnej pozie zasiadał Grayfang. Członkowie klanu już się zebrali.
– Dziś miałem wizję – zaczął
Blackstar. – Klan Gwiazd przekazał, że niebawem śmierć nawiedzi okolicę. Z
początku nie rozumiałem jej, jednak sprawozdanie Grayfang’a z patrolu dało mi
jasno do zrozumienia. Na terenach Klanu Nocy osiedlił się borsuk!
Tam, gdzie żyłam w młodości nie
spotykało się borsuków. Był jednak w klanie starszy, którego opowieści
wywoływały w mojej głowie koszmary przez kilka księżyców. Wśród nich była
historia o tym, jak pewnego dnia jego mentor polecił mu i innemu uczniowi udać
się daleko za siedlisko dwunogów i przynieść dla medyka zioła, które rosły
tylko tam. Spotkali tam borsuka, a jego przyjaciel wrócił bez łapy i z połową
ogona. Nic więc dziwnego, że członkowie Klanu Nocy aż zapiszczeli słysząc tę
informację.
– Przeganiając go musimy zachować
ostrożność. Wybrać najlepszy moment i zaatakować całym klanem – mówił lider z
powagą. – Zanim jednak ten moment nadejdzie niech nikt nie opuszcza obozu
samotnie! A jeżeli ktokolwiek wyczuje zapach borsuka, niech prędko wraca do
obozu! Borsuki, jak nasz klan żywią się rybami, więc nasz wróg będzie z
pewnością polował w pobliżu rzeki. Dlatego radzę przenieść tymczasowo łowisko
na siedlisko koni. Pora nagich drzew jest już za nami, więc te tereny będą
obfitować w myszy i norniki. Możecie już zjeść kolację, ale proszę, bądźcie
ostrożni.
Koty udały się do sterty ze
świeżymi zdobyczami i każdy zabrał coś dla siebie. Sama miałam ochotę ustawić
się w kolejce, ale Spottedflower podbiegła do mnie z małą płotką w pyszczku.
– Chyba każdy się zgodzi, że ryby
muszą trafić do brzucha królowej – powiedziała z przyjacielskim uśmiechem. –
Trochę czasu minie, zanim wytropią tego borsuka.
– Widziałaś kiedyś to zwierzę? –
spytałam cicho, lekko zawstydzona tym, że nie za bardzo wiem czym są borsuki.
– Uwierz mi, nie. – W jej tonie
dało się usłyszeć lekki wstyd. – Ale byłam z Grayfangiem, kiedy wyczuł jego
zapach, więc i ja go znam. Jestem w grupie kotów, które mają znaleźć kryjówkę
tego stwora.
– Obyście dokonali tego jak
najprędzej! Jeżeli potrzeba aż dwóch dorosłych kotów, żeby mieć jakieś poczucie
bezpieczeństwa, to ja nie chcę nawet wiedzieć, co mogłoby spotkać moje dzieci w
obliczu spotkania z tym stworem!
Kotka nic już nie odpowiedziała,
tylko zabrała się za wróbla, którego zgarnęła ze stosu dla siebie. Ja zaczęłam
jeść swoją rybę zdając sobie sprawę z tego, że to mój ostatni posiłek tego
rodzaju w najbliższym czasie. Po kolacji podziękowałam wojowniczce i wróciłam
do swoich młodych, które nadal smacznie spały.
Cała ta sprawa z borsukiem
męczyła moje myśli. Miałam nawet sen, w którym wielka, czarna bestia o długich
kłach i pazurach zabiła i pożarła moje młode, a ja nie mogłam nawet podejść
sparaliżowana strachem. Szczęśliwie to tylko sen. Przecież taki borsuk nie może
być straszniejszy niż potwory żyjące na Drodze Grzmotu? Blackstar mówił, że
klan jest w stanie go pokonać, a tamtych bestii nie można się pozbyć w żaden
sposób!
A jednak borsuk był nieuchwytny i
przez trzy wschody słońca nikt nie znalazł jego kryjówki. Już chyba każdy
członek klanu znał zapach tej bestii. Wolfsong wywęszył jego smród przy kładce,
a Nightmareshadow przechwalał się, że słyszał jego ociężałe kroki bardzo blisko
obozu! Nawet mi pozwolono powąchać liść, o który ocierał się ten stwór. Jego zapach
był ostry i drażnił nos jak smród lisa!
Siedziałam właśnie pod jedną
ścianą obozu i obserwowałam jak dzieci bawią się w dorosłych wojowników. Poza
nami w obozie był jeszcze Wolfsong, Spottedflower, Neverpaw i medyczka –
Frostedfern. Blackstar i Grayfang wyszli na poszukiwania borsuka, a pozostali
udali się na polowanie. Odwróciłam się w kierunku uczennicy Nightshadow. Ruda
kotka wylizywała swoją łapę. Należała do klanu od dość dawna, była już dorosła…
A jednak nadal była uczennicą. Zrobiło mi się jej żal.
– Neverpaw! – zawołałam. Kotka
nastawiła uszu i podbiegła w moim kierunku. Jej rude futerko zalśniło w słońcu.
– Słucham? – spytała niepewnym
głosem.
– Dlaczego nie poszłaś z
Nightshadow na polowanie?
– Moja mentorka uważa, że nie
powinnam wychodzić, kiedy w okolicy kryje się borsuk – westchnęła kotka. –
Czasami traktuje mnie jak kociaka, a mam już przecież czternaście księżyców!
– To przykre. Moja siostra w
twoim wieku została królową. Powinnaś już dawno dostać imię wojownika! Kiedy
tylko Blackstar wróci poproszę go, aby mianował cię wojownikiem. Chyba już
najwyższa pora.
Pyszczek kotki nawiedził szeroki
uśmiech. Była cała rozradowana!
– Niech ci Gwiezdni wynagrodzą!
Już nie mogę się doczekać! Jak myślisz, jakie imię dostanę? – Radość nie
schodziła kotce z pyszczka. Zastanowiłam się chwilę.
– Skąd wzięło się twoje obecne
imię? – odpowiedziałam pytaniem. Kotka pomyślała chwilę.
– „Never” nazwała mnie matka.
„Paw” dodał pewien były klanowicz, kiedy podróżowałam samotnie.
– Blackstar na pewno je zmieni.
Nie wiem, jakie słowo mogłoby pasować do „Never”. Ja bym nazwała cię Redstorm
lub Sunshine.
Kotka zaśmiała się chicho,
podziękowała mi jeszcze raz i odeszła. Po chwili do obozu wrócił nasz „borsuczy
patrol”. Od razu udali się do kopczyka i zajęli na nim swoje miejsca. Lekko
mnie to zaniepokoiło.
– Niech wszyscy zbiorą się, aby
posłuchać! – zawołał głośno lider. Koty wstały i podeszły bliżej. Nawet moje
dzieci odwróciły głowy z zainteresowaniem patrząc na tatę. – Długie
poszukiwania możemy uznać za zakończone. Znamy lokalizację nory borsuka.
Radość szarpnęła całym moim
ciałem. Nareszcie możemy go wypędzić!
– Jednak – kontynuował dalej
Grayfang. – Borsuk skrył się na siedlisku koni! Najświeższe tropy prowadzą właśnie
w to miejsce!
– Gdzie Nightshadow i
Nightmareshadow? – spytał Blackstar rozglądając się po obozie.
– Gwiezdny Klanie! Poszli na
polowanie! – zawołała z przerażeniem Spottedflower. Zanim ktokolwiek zareagował
zauważyłam jak Neverpaw wybiega z obozu. Szybko odwróciłam się do medyczki.
– Pilnuj kociąt!
I rzuciłam się w pogoń za
uczennicą. To był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy opuściłam obóz. Z
początku nie wiedziałam, gdzie jestem, ale szybko przypomniałam sobie drogę do
siedliska koni. Pobiegłam bardzo szybko śladem kotki. Słyszałam jeszcze przez
chwilę wołania członków klanu, ale zignorowałam je i szybko się oddaliłam.
Wypatrzyłam rude futerko kotki,
kiedy biegła przez niską trawę. Kawałek dalej pasły się dwa konie. Nie
stanowiły zagrożenia, więc swobodnie przebiegłyśmy obok nich. Nagle w moje
nozdrza uderzył gorzki zapach. Znałam go, choć ten na liściu był znacznie
słabszy. Borsuk jest blisko. Musiałam czym prędzej dogonić kotkę.
Nagle okolicę przeszył głośny
pisk. Poznałam go – to Neverpaw! Po chwili zobaczyłam jej rude futerko
stroszące się przed… Dużą, szarą istotą o czarnobiałym pysku. Nie musiałam
widzieć jej wcześniej, by ją znać.
– Neverpaw! Uciekaj! –
krzyknęłam. Kotka szybko odskoczyła robiąc unik dosłownie jedno uderzenie
kocięcego serca przed tym, jak borsuk zaatakował. Kotka zbliżyła się do mnie i
schowała za mną. Cała drżała. Przez chwilę nie rozumiałam jej strachu. Racja,
borsuk to okropne zwierzę, ale widziałam straszniejsze istoty. Jednak po chwili
ujrzałam, że stwór jest ranny i cały pokryty krwią. Kawałek za nim na ziemi
leżało coś czarnego.
Łzy napłynęły mi do oczu na widok
martwej sylwetki Nightmareshadow’a. Nie przepadałam za nim, ale był członkiem
mojego klanu. Moim sojusznikiem. Szarpnęła mną nienawiść zmieszana ze strachem.
Chciałam rzucić się bestii do gardła, jednak bałam się to uczynić. On niestety
nie miał tej blokady. Zaczął na nas szarżować. Musiałyśmy uciekać!
Nie przebiegłyśmy wiele, kiedy
dostrzegłam w oddali kocie sylwetki. Klan Nocy! Widok przyjaciół napełnił mnie
energią. Razem możemy pokonać borsuka! Koty szybko znalazły się tuż obok.
Otoczona przez członków zatrzymałam się i odwróciłam przodem do goniącej mnie
istoty. Borsuk był lekko zmieszany. Koty otoczyły go ze wszystkich stron i
zaczęły atakować. Sama przyłączyłam się do ataku. Po chwili zwierz był już tak
ciężko ranny, że zrezygnował z dalszej walki przez wycieńczenie. Upadł płasko
na ziemię, a Blackstar zrobił mu to, co ja zrobiłam kilka księżyców temu
Thunderstarowi. Rozpruł mu brzuch.
Klan z triumfem zamiauczał.
Wszyscy byli szczęśliwi z powodu udanego ataku. Jedynie Neverpaw płakała. Oni
nie rozumieli, ale ja tak.
Pobiegłam w miejsce, gdzie
wcześniej widziałam ciało naszego wojownika. Słyszałam, że klan mnie woła
jednak znów się nie odwracałam. Oni musza pobiec za mną. Muszą zobaczyć ich
ciała.
Nightmareshadow leżał zakrwawiony
na ziemi. Miał wiele ran, ale największa znajdowała się na jego głowie. Pewnie
od niej zginął. Nightshadow była kilka długości lisa dalej. Jej puchaty ogon
wystawał ponad trawę. Leżała tuż nad klifem. Jej ciało było jeszcze bardziej
zakrwawione niż cało kocura. Ogarnęły mnie złość, smutek i strach jednocześnie.
Zaczęłam głośno lamentować nad ciałami towarzyszy, a po chwili dołączył do mnie
cały Klan Nocy. Płakaliśmy nad ich śmiercią dość długo. W końcu Blackstar
usiadł na jednym z większych kamieni i powiedział:
– Utrata tych dwojga wojowników
to dla Klanu Nocy wielki cios. Nightshadow i Nightmareshadow zamieszkają
dzisiejszej nocy wraz z Klanem Gwiazd na Srebrnej Skórze. Nigdy nie zapomnimy
ich odwagi, którą z pewnością wykazywali się w walce z borsukiem. Zabierzemy
ich ciała i pochowamy je tam, gdzie spoczywają inni zmarli członkowie naszego
klanu.
Wojownicy, każdy po kolei
podchodzili do ciał zmarłych i lizali je na znak pożegnania. I ja zrobiłam tak
samo. Potem Blackstar wziął na grzbiet ciało Nightmareshadow’a, a Grayfang
Nightshadow i udaliśmy się w kierunku obozu.
Byliśmy prawie na miejscu, kiedy
wybiegła do nas Frostedfern. Jej białe futerko było zakrwawione. Mówiła coś
szybko i niezrozumiale do Blackstar’a. Przepraszała go za coś… Dzieci! Szybko
pobiegłam do obozu. Zobaczyłam ślady bitwy. Coś zaatakowało nasz obóz, kiedy
Frostedfern została w nim samotnie z dziećmi!
– Bluekit! Eveningkit! Waterkit! Silenkit! Longkit!
– zawołałam z przerażeniem. Nikt mi nie odpowiedział. Powtórzyłam więc
zawołanie i po chwili z jaskini medyka wynurzył się biały pyszczek Bluekit’a.
Serce biło mi niezwykle szybko. Podbiegłam do dziecka.
– Mamo! – pisnął przerażony
kocurek. Po chwili za jego przykładem kryjówki opuścili jego trzej bracia.
Brakowało tylko córki.
– Longkit! Longkit! – zawołałam.
– Longkit!
– To bez sensu – powiedział z
powagą Blackstar wchodząc do obozu. – Nasza córka nie żyje.
– Robiłam co mogłam! Ta
samotniczka walczyła jak trzy koty! – tłumaczyła się medyczka. Miałam jednak
głęboko gdzieś jej słowa. Moja córka? Moje maleństwo? O-ona-na nie żyje? To
brzmiało jak żart. Oni chcą mnie oszukać.
– Longkit! – krzyknęłam ponownie
tak głośno, jak tylko potrafiłam. – Longkit!
Szlochałam głośno, a po chwili
upadłam na ziemię. Blackstar podszedł do mnie i polizał mnie między uszami. Jak
on może być tak spokojny? Dziś umarło troje naszych klanowiczów, z czego jeden
był jego własnym dzieckiem. Wiele kotów poniosło poważne rany, a on był
spokojny.
– Czemu nie płaczesz? – spytałam
przez łzy. Kocur mi nie odpowiedział.
– Nasza rzeka spłynęła dziś
krwią! – jęknął Grayfang. – Tak jak mówiła przepowiednia!
<Ktoś z klanu?>
Łoł, łoł, łoł! Co się stało? Skoro Sowa wszystkich wywala, to wszystkich wywala. Nie wiem, czy ta rewolucja dotknie też NPC, ale mam takie marzenie, że Neverpaw jednak zostanie tom NPC, bo to jednak głupie tak wszystkich bez wyjątku pozabijać...
Aha, Longkit nie żyje, bo tak chciała właścicielka.