Jakiś czas temu, gdy powoli wychodził ze żłobka, przed akcją z Krukiem.
Nie mogło mu umknąć, że tylko część kotów miała rude futro, w dodatku mniejsza część z tej części nie należała do jego rodziny. Była ciocia medyczka i kilka innych kotów wśród wojowników, jednak o ile na ich temat uzyskał odpowiedzi, tak niezbyt chciał ojciec mówić o pewnej rudej pani i o ile wolę ojca szanował, tak kocięca ciekawość przejęła całkiem władzę. Wymknął się więc razu pewnego spod matczynego ogona, szukając rdzawej istoty. Chciał poznać więcej kotów, nie tylko z rodziny, ale też spoza niej! Tata mówił coś o tym, że płynie w nich ognista krew i że są lepsi od innych. To znaczy, że wszyscy inni rudzi spoza rodziny też są specjalni?
— Dzień dobry! — przywitał się wpierw grzecznie, gdy już ich wzrok się skrzyżował. Nawet nie musiał szczególnie szukać! — Przepraszam, ale kim Pani jest? Dalszą ciocią? A może kuzynką?
Zamurowało ją. Zdecydowanie było widać niezbyt przyjazny wyraz na jej pysku, który dla młodego kociaka był czymś zupełnie nowym. Ujrzawszy kto do niej mówi nastroszyła się po czubek ogona.
— A idź ty mały robaku! Przez twoją głupią matkę mój Płomyczek mnie porzucił! Mnie i nasze dzieci! To cud, że masz czelność ze mną rozmawiać! — fuknęła rozeźlona ze łzami w oczach. Zamrugał zaskoczony. Oto pierwszy raz zetknął się z Ognistą Pięknością (chociaż przyznać musiał, że jego mama była ładniejsza). Musiało do tego dojść prędzej czy później, nie było co do tego wątpliwości, jednak los chciał ich zetknąć nieco zbyt wcześnie. Dopiero teraz, kiedy patrzył w jej oczy, zdał sobie sprawę, że przecież już kiedyś widział kotkę i niemal zawsze gdy na nich patrzyła, zdawała się być jakby zniesmaczona... chociaż to zdecydowanie było zbyt słabe określenie. Nie rozmyślał jednak nad tym dłużej, gdyż zajęło go coś innego. Kocurek położył po sobie uszy zdezorientowany. To ojciec miał drugą partnerkę? To tak można? Miał dzieci? To znaczy, że miał inne rodzeństwo? Ale nikogo jeszcze takiego co by pasował nie widział... Z resztą, nie, to przecież brednie! Oczernianie jego taty!
— Tata nikogo nie porzucił! — zaprzeczył w końcu, pusząc się, jakby miało to mu pomóc nabrać wzrostu — I na pewno nie mam innego rodzeństwa, przecież nie widziałem ich w klanie, Pani sobie coś wymyśliła — Stwierdził pewnie, mierząc kotkę wzrokiem, chociaż w duchu wcale taki pewny nie był. Zwyczajnie chciał bronić godności swojego taty, gdy się go oczerniało. Może go nawet za to pochwali?
— Niczego sobie nie wymyślam smarku! A nasze dzieci... — tu zawiesiła głos z goryczą. — Nie żyją. Zmarły młodo. Ciebie pewnie też to czeka! A mieliśmy takie wspaniałe, mądre pociechy. Nasz pierworodny syn — zaakcentowała słowo pierworodny, jakby chciała by wiedział, że nie był pierwszym synem Płomiennego Ryku. — i dwie córeczki... Aah jak ja za nimi tęsknie — dodała — Może gdyby żyli nie powstalibyście WY.
Nie polubił tej pani. Mama mówiła, że należało być miłym żeby się ładnie reprezentować bo jak się złości to potem zostaje brzydki grymas na pyszczku. Ale tutaj się nie dało nie wykrzywić! Nadął policzki, marszcząc nos, gdy przeszła po nim już pierwsza fala oburzenia i szoku. Pierwszy raz się spotkał z takim zachowaniem. Obwiniano go o coś, nad czym nie miał władzy! Ba, nie miał nawet pojęcia! Czemu więc go o coś oskarżano? To niemal tak, jakby musiał przyjmować baty za coś, co narozbrajały siostry!
— O-oh — wymknęło mu się wpierw, gdy szok powoli ustępował złości. Czyli miał rodzeństwo, ale nie żyło? Wciąż jednak niezbyt wierzył dziwnej pani, a pewien smutek i rozczarowanie zmieniło się w irytację. Złość wręcz bębniła mu w głowie.
— Może nie byli tacy mądrzy i wspaniali, s-skoro, skoro tata zdecydował żeby mieć nas. — Jak był dumny ze swojej wypowiedzi. Szczery do bólu, niewyparzony jęzor, który jeszcze nie dorósł na tyle, by siedzieć w miejscu i się nie ruszać. Właśnie, na pewno byli lepsi od tamtych! Więc nie mogła ich za nic obwiniać. — No i chyba fajnie, że jesteśmy prawda? Bo, bo tata mówi, że będziemy kiedyś liderami! — Dodał już bardziej niewinnie, jakby chcąc się pochwalić przed tą dziwną panią, która przecież na niego nakrzyczała. Może dzięki temu chciał się poczuć lepszy i ważniejszy w jej oczach?
Stała jak zamurowana, a gniew jaśniał w jej oczach. Chyba jednak nie spodobała jej się jego wypowiedź.
— Jak śmiesz! Odejdź natychmiast zanim cię wypatrosze ty... ty... Nigdy nie zastąpisz mu syna, którego mu dałam jako pierwsza! Nigdy! On kocha mnie! Mnie! Mnie i moje dzieci! Ty jesteś pomyłką!
W zbulwersowanych, niebieskich oczach zalśniły gwałtownie łzy. Jak ona może! Wyuczona grzeczność uciekła z małego ciała. Został jedynie gniew. Nie był żadną pomyłką! I wcale nikogo nie zastępował, w końcu był synem Płomiennego Ryku! Gorąc uderzył mu do głowy.
— NO CHYBA TY! ... — wrzasnął jej w twarz najbardziej wymyślną wypowiedź na jaką go było w tej chwili stać.
— Ha! Ha... haha... Nasze dzieci nigdy by się tak nie zachowały! Widać, że nie jesteście - — I tu już nie słuchał. Zagryzł zęby i szybko zniknął w żłobku, podczas, gdy jakiś inny kot zajął się Ognistą Pięknością, próbując zmęczonym głosem przyprowadzić ją do porządku. Widocznie nie był to pierwszy raz, gdy kocica wykrzykiwała coś w centrum obozu. Łkając, nie chcąc pokazać słabości przed wariatką z którą właśnie się zmierzył, wpełzł pod ogon matki. Zaskoczona Sójka, która pewnie domyśliła się, że kociak był zamieszany w krzyki dochodzące z zewnątrz, nachyliła się nad swoim jedynym synem, językiem osuszając łzy z krągłęgo pyszczka. O nic nie pytała tak długo, aż kociak sam się nie uspokoił i nie podjął rozmowy. Przez chwilę przed tym jeszcze trwał w ciszy, patrząc na kawałek legowiska w zamyśleniu.
— Mamo...?
— Hm?
— Czy ja, znaczy... my, my z Rudzik i Płomykówką, czy my jesteśmy błędem? — Wyraz na pysku Sójki zmienił się diametralnie. Zdawała się być gotowa rozpocząć jakąś wojnę. Kiedy jednak otworzyła pysk, Ognik znów się odezwał, nie dając jej dojść do słowa. — Tamte chuchro z góry powiedziało, że jestem błędem. I że to nasza wina i twoja też, i że nie jestem jedynym synem taty... — Wyjaśnił ze złością, uznając, że Ognista nie zasługuje na miano ,,Pani". — Czy to prawda?
— Twój tata nigdy nie mówił mi zbyt wiele o swojej przeszłości, ani nie wchodził w szczegóły — Zaczęła spokojnie — Jeśli jednak postanowił coś zataić, to wierzę, że miał ku temu dobry powód — Czy rzeczywiście sama w to wierzyła, czy też nie, Ognikowi nie udało się nic odczytać z jej wyrazu pyska, ani z tonu głosu. Jedynie gdzieś pod skórą czuł, że nie była szczególnie zadowolona z rozwoju sytuacji. — Postaraj się jednak nie rozmawiać więcej z tamtą kotką. Zdaje się, że rozstanie pomieszało jej w głowie.
Nie mogło mu umknąć, że tylko część kotów miała rude futro, w dodatku mniejsza część z tej części nie należała do jego rodziny. Była ciocia medyczka i kilka innych kotów wśród wojowników, jednak o ile na ich temat uzyskał odpowiedzi, tak niezbyt chciał ojciec mówić o pewnej rudej pani i o ile wolę ojca szanował, tak kocięca ciekawość przejęła całkiem władzę. Wymknął się więc razu pewnego spod matczynego ogona, szukając rdzawej istoty. Chciał poznać więcej kotów, nie tylko z rodziny, ale też spoza niej! Tata mówił coś o tym, że płynie w nich ognista krew i że są lepsi od innych. To znaczy, że wszyscy inni rudzi spoza rodziny też są specjalni?
— Dzień dobry! — przywitał się wpierw grzecznie, gdy już ich wzrok się skrzyżował. Nawet nie musiał szczególnie szukać! — Przepraszam, ale kim Pani jest? Dalszą ciocią? A może kuzynką?
Zamurowało ją. Zdecydowanie było widać niezbyt przyjazny wyraz na jej pysku, który dla młodego kociaka był czymś zupełnie nowym. Ujrzawszy kto do niej mówi nastroszyła się po czubek ogona.
— A idź ty mały robaku! Przez twoją głupią matkę mój Płomyczek mnie porzucił! Mnie i nasze dzieci! To cud, że masz czelność ze mną rozmawiać! — fuknęła rozeźlona ze łzami w oczach. Zamrugał zaskoczony. Oto pierwszy raz zetknął się z Ognistą Pięknością (chociaż przyznać musiał, że jego mama była ładniejsza). Musiało do tego dojść prędzej czy później, nie było co do tego wątpliwości, jednak los chciał ich zetknąć nieco zbyt wcześnie. Dopiero teraz, kiedy patrzył w jej oczy, zdał sobie sprawę, że przecież już kiedyś widział kotkę i niemal zawsze gdy na nich patrzyła, zdawała się być jakby zniesmaczona... chociaż to zdecydowanie było zbyt słabe określenie. Nie rozmyślał jednak nad tym dłużej, gdyż zajęło go coś innego. Kocurek położył po sobie uszy zdezorientowany. To ojciec miał drugą partnerkę? To tak można? Miał dzieci? To znaczy, że miał inne rodzeństwo? Ale nikogo jeszcze takiego co by pasował nie widział... Z resztą, nie, to przecież brednie! Oczernianie jego taty!
— Tata nikogo nie porzucił! — zaprzeczył w końcu, pusząc się, jakby miało to mu pomóc nabrać wzrostu — I na pewno nie mam innego rodzeństwa, przecież nie widziałem ich w klanie, Pani sobie coś wymyśliła — Stwierdził pewnie, mierząc kotkę wzrokiem, chociaż w duchu wcale taki pewny nie był. Zwyczajnie chciał bronić godności swojego taty, gdy się go oczerniało. Może go nawet za to pochwali?
— Niczego sobie nie wymyślam smarku! A nasze dzieci... — tu zawiesiła głos z goryczą. — Nie żyją. Zmarły młodo. Ciebie pewnie też to czeka! A mieliśmy takie wspaniałe, mądre pociechy. Nasz pierworodny syn — zaakcentowała słowo pierworodny, jakby chciała by wiedział, że nie był pierwszym synem Płomiennego Ryku. — i dwie córeczki... Aah jak ja za nimi tęsknie — dodała — Może gdyby żyli nie powstalibyście WY.
Nie polubił tej pani. Mama mówiła, że należało być miłym żeby się ładnie reprezentować bo jak się złości to potem zostaje brzydki grymas na pyszczku. Ale tutaj się nie dało nie wykrzywić! Nadął policzki, marszcząc nos, gdy przeszła po nim już pierwsza fala oburzenia i szoku. Pierwszy raz się spotkał z takim zachowaniem. Obwiniano go o coś, nad czym nie miał władzy! Ba, nie miał nawet pojęcia! Czemu więc go o coś oskarżano? To niemal tak, jakby musiał przyjmować baty za coś, co narozbrajały siostry!
— O-oh — wymknęło mu się wpierw, gdy szok powoli ustępował złości. Czyli miał rodzeństwo, ale nie żyło? Wciąż jednak niezbyt wierzył dziwnej pani, a pewien smutek i rozczarowanie zmieniło się w irytację. Złość wręcz bębniła mu w głowie.
— Może nie byli tacy mądrzy i wspaniali, s-skoro, skoro tata zdecydował żeby mieć nas. — Jak był dumny ze swojej wypowiedzi. Szczery do bólu, niewyparzony jęzor, który jeszcze nie dorósł na tyle, by siedzieć w miejscu i się nie ruszać. Właśnie, na pewno byli lepsi od tamtych! Więc nie mogła ich za nic obwiniać. — No i chyba fajnie, że jesteśmy prawda? Bo, bo tata mówi, że będziemy kiedyś liderami! — Dodał już bardziej niewinnie, jakby chcąc się pochwalić przed tą dziwną panią, która przecież na niego nakrzyczała. Może dzięki temu chciał się poczuć lepszy i ważniejszy w jej oczach?
Stała jak zamurowana, a gniew jaśniał w jej oczach. Chyba jednak nie spodobała jej się jego wypowiedź.
— Jak śmiesz! Odejdź natychmiast zanim cię wypatrosze ty... ty... Nigdy nie zastąpisz mu syna, którego mu dałam jako pierwsza! Nigdy! On kocha mnie! Mnie! Mnie i moje dzieci! Ty jesteś pomyłką!
W zbulwersowanych, niebieskich oczach zalśniły gwałtownie łzy. Jak ona może! Wyuczona grzeczność uciekła z małego ciała. Został jedynie gniew. Nie był żadną pomyłką! I wcale nikogo nie zastępował, w końcu był synem Płomiennego Ryku! Gorąc uderzył mu do głowy.
— NO CHYBA TY! ... — wrzasnął jej w twarz najbardziej wymyślną wypowiedź na jaką go było w tej chwili stać.
— Ha! Ha... haha... Nasze dzieci nigdy by się tak nie zachowały! Widać, że nie jesteście - — I tu już nie słuchał. Zagryzł zęby i szybko zniknął w żłobku, podczas, gdy jakiś inny kot zajął się Ognistą Pięknością, próbując zmęczonym głosem przyprowadzić ją do porządku. Widocznie nie był to pierwszy raz, gdy kocica wykrzykiwała coś w centrum obozu. Łkając, nie chcąc pokazać słabości przed wariatką z którą właśnie się zmierzył, wpełzł pod ogon matki. Zaskoczona Sójka, która pewnie domyśliła się, że kociak był zamieszany w krzyki dochodzące z zewnątrz, nachyliła się nad swoim jedynym synem, językiem osuszając łzy z krągłęgo pyszczka. O nic nie pytała tak długo, aż kociak sam się nie uspokoił i nie podjął rozmowy. Przez chwilę przed tym jeszcze trwał w ciszy, patrząc na kawałek legowiska w zamyśleniu.
— Mamo...?
— Hm?
— Czy ja, znaczy... my, my z Rudzik i Płomykówką, czy my jesteśmy błędem? — Wyraz na pysku Sójki zmienił się diametralnie. Zdawała się być gotowa rozpocząć jakąś wojnę. Kiedy jednak otworzyła pysk, Ognik znów się odezwał, nie dając jej dojść do słowa. — Tamte chuchro z góry powiedziało, że jestem błędem. I że to nasza wina i twoja też, i że nie jestem jedynym synem taty... — Wyjaśnił ze złością, uznając, że Ognista nie zasługuje na miano ,,Pani". — Czy to prawda?
— Twój tata nigdy nie mówił mi zbyt wiele o swojej przeszłości, ani nie wchodził w szczegóły — Zaczęła spokojnie — Jeśli jednak postanowił coś zataić, to wierzę, że miał ku temu dobry powód — Czy rzeczywiście sama w to wierzyła, czy też nie, Ognikowi nie udało się nic odczytać z jej wyrazu pyska, ani z tonu głosu. Jedynie gdzieś pod skórą czuł, że nie była szczególnie zadowolona z rozwoju sytuacji. — Postaraj się jednak nie rozmawiać więcej z tamtą kotką. Zdaje się, że rozstanie pomieszało jej w głowie.
no i mama nie wyjasnila czy jest sie błędem czy nie
OdpowiedzUsuńNo nie, masakra z nią, pewnie jest, dlatego nie chciała powiedzieć
UsuńOgnista to jak jakaś nawiedzona wiedźma wróży dzieciom śmierć... I my to w klanie trzymamy masakra nie daj się jej Ognik
OdpowiedzUsuńPani Ognista, proszę się opanować, nie można tak do dzieci mówić bo zaczną powtarzać...
OdpowiedzUsuń