Po ustaleniu z Króliczą Gwiazdą oraz porannym patrolu, wziął piszczkę ze stosu i udał się do żłobka. Pachniało tam kociętami, mlekiem, było ciepło oraz sennie. Czekoladowy dał królowej jedzenie, a następnie zaczął szukać wzrokiem małej, czarnej kulki. Słyszał, że podobno jego syn jest całkiem nieśmiały oraz nawet nieco…wycofany, jednak Barszczyk nie zamierzał zawierzać tym plotkom. Chciał poznać osobiście Szakłaka, gdyż tak został nazwany.
- Halo, halo? Jest tutaj kto? Na przykład taki mały Szakłaczek? - zapytał przestrzeń, w której podejrzewał, że schował się mały słodziak.
Czarny kociak z zaciekawieniem obrócił głowę w kierunku, z którego dobiegał głos.
- Hm? Tutaj jestem! - Barszcz poruszył uchem.
- Hej, Szakłaku, jak się czujesz? Zjadłeś coś dobrego? - Podszedł do niego i się uśmiechnął szeroko. Nie mógł uwierzyć, że to naprawdę jest jego własny pierworodny syn!
- Jeszcze nie - odparł maluch, patrząc na niego wielkimi oczyma.
Barszcz popatrzył na niego chwilę.
- Ah, bo się nie przedstawiłem! - oznajmił nagle, jakby go olśniło. - Jestem Barszczowa Łodyga, Twój ojciec.
- Mój ojciec? - mruknął zdziwiony. - Jak to? Pierwszy raz widzę cię na oczy…
- Tak, no bo widzisz, dlatego najpierw mieszkałeś z mamą, a teraz ze mną, ponieważ jesteś owocem sojuszu między naszymi klanami - wyjaśnił odrobinkę skrępowany. - Więc oto jestem, Twój ojciec z krwi i kości i z wielką chęcią się z Tobą pobawię, poopowiadam historie, co zechcesz!
Czekoladowy czuł się nieco…nieśmiało. Ciężko takiemu maluchowi zaakceptować zmianę domu, odejście od matki, a teraz jeszcze przychodzi kocur, który podaje się za jego ojca. Mimo to kociak nadal pachniał Klanem Klifu, więc nie mogło być mowy i pomyłce.
Kocurek zamrugał dwukrotnie, najwidoczniej nie rozumiejąc praktycznie połowy tego, co powiedział jego "ojciec". Zrozumiał chyba to, co było dla niego najważniejsze - Barszcz chciał się z nim bawić!
- Aha, wow... - mruknął, jakby nie bardzo wiedząc, co powinien w tej sytuacji powiedzieć. - To znaczy, że chcesz się ze mną bawić? - dodał, tym razem wkładając w swoje słowa dużo więcej entuzjazmu.
Barszczyk podniósł z radością krótki ogonek. Cóż, widocznie Szakłak szybko się zaklimatyzował. Albo obchodziła go po prostu wizja zabawy… w każdym razie wojownik się ucieszył.
- Oczywiście! Na co masz ochotę? Kulka mchu? Czy może pójść i poszukać dla nas szyszki? A może masz ochotę na jeszcze coś innego? - zaczął z entuzjazmem. - Możemy iść na spacer!
Chyba Szakłak go zaakceptował! Patrzył, jak czarny wstaje na swoje krótkie cztery łapki. Poruszył uchem, czekając, aż synek wybierze coś z jego propozycji.
- To co najpierw? - Zapytał mały, unosząc ogon do góry.
Barszcz zamyślił się moment. Pogoda była niebrzydka, więc mogli…
- Może pójdziemy zobaczyć legowisko uczniów? W końcu kiedy podorośniesz, to właśnie tam zamieszkasz! - zapytał z uśmiechem. - Zostaniesz wspaniałym wojownikiem przestrzegającym kodeks wojownika.
Posłał mu łagodny uśmiech. Szakłak postawił uszy z zainteresowaniem.
- Tak! - mruknął radośnie, a czubek jego ogona drgnął ku górze. - A potem legowisko wojowników!
- Jak sobie życzysz! - powiedział Barszczowa Łodyga, po czym wyprowadził syna poza kociarnię.
Chłodne powietrze owiało ich pyszczki, kiedy skierowali łapy ku legowisku uczniów. Śnieg lepił się do łap, spowalniając małego kociaka. Barszcz cały czas uważnie go pilnował. Nie chciał w końcu zgubić syna, skoro już go poznał… Szakłak z kolei nie odstępował swojego taty ani na krok, o mało nie depcząc mu po łapach. Chyba bał się, że jeśli nie będzie uważał, przegapi coś wielkiego, coś fantastycznego, coś niepowtarzalnego.
- Ale z-z-zimno... - mruknął kociak, kiedy jego futro musnął nieprzyjemny powiew chłodnego wiatru.
Barszcz polizał Szakłaka po czubku głowy.
- To biegniemy szybko do legowiska uczniów! - miauknął na zachętę. - Dawaj, Szakłak, biegniemy!
Kociak mruknął z wielką radością, rzucając pędem przed siebie. Barszcz widząc małego czarnego kociaka, który ucieka mu sprzed nosa, ruszył za nim biegiem.
- Hej, ale poczekaj! - Złapał malucha dopiero pod legowiskiem uczniów. - Jesteś szybki jak zajączek!
Szakłak zignorował uwagę swojego taty.
- To tutaj? - miauknął, zawadiacko wciskając głowę do środka legowiska.
- Tak. Teraz trwają treningi, ale kto wie, może kogoś spotkamy? - Zaczął czekoladowy. - Może poznasz swojego pierwszego przyjaciela!
<Szakłak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz