Nie spodziewając się niczego, zawrócił więc, zmierzając w kierunku żłobka. Zmęczyły go nieco te poszukiwania, a poza tym chciał poczekać tam na przybycie nowej mieszkanki — srebrnej ryby, czy jakkolwiek nazwała ją wcześniej Wężynka. Zastanawiał się, jak będzie to wszystko teraz wyglądać. Zanim przekroczył jednak próg kociarni, poczuł delikatne szturchnięcie. Tojad pacnął go łapą w bok, chcąc zwrócić na siebie uwagę biało-czarnego, po czym popchnął nosem w jego kierunku połowę muszelki. Dokładnie tej, którą przed chwilą podarował mu Lulek.
— Echem… — Rudzielec odchrząknął cicho, siadając naprzeciw brata — Stwierdziłem, że dam ci jej kawałek. Bo wiesz, jest całkiem ładna i… no… Trzeba się dzielić?
Kocurek wyraźnie zaplątał się we własnych tłumaczeniach, ale starał nie dawać tego po sobie poznać — z nikłą skutecznością, gdyż jego głos brzmiał nerwowo i niepewnie, nawet pomimo skrupulatnie pilnowanego, dumnego wyrazu pyszczka.
Starszy z rodzeństwa spojrzał najpierw na jego mordkę, a później przeniósł wzrok na odłamek skorupki leżący u jego łapek, mrugając kilka razy żółtymi ślepkami. Nie wyglądał zapewne zbyt inteligentnie w tym momencie — przypominał trochę wgapiającą się w coś tępo jaszczurkę — ale cóż miał począć? Nie wiedział, jaka reakcja w tej sytuacji byłaby odpowiednia! Powinien się roześmiać czy rozpłakać? Czuł w środeczku dziwne, kłujące uczucie, którego nawet nie umiał nazwać! Czy on był… zły? Chyba nie, raczej tak by tego nie nazwał…
Spędził kilka (lub kilkanaście…) uderzeń serca, rozważając, co takiego powinien zrobić. Ostatecznie, widząc zmieszanie malujące się na pyszczku Tojadu, tylko pokiwał łebkiem nieco zbyt entuzjastycznie i ulotnił się prędko, zabierając ze sobą muszelkę, znikając gdzieś w zaroślach otaczających żłobek. Zostawił więc brata samego, całkowicie nierozumiejącego sytuacji, która przed chwilą miała miejsce.
< Tojad? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz