Pasikonik została, obserwując znikającą w oddali liliową sylwetkę. Jej wzrok powędrował na kwiecisty wianek pozostawiony przez Nocniaczkę. Trąciła go nieśmiało łapą, przyglądając się kwieciu. Uczucie nostalgii zmieszało się ze smutkiem.
Nie zdążyła ujrzeć liliowej w nim.
Niechętnie zebrała się i nieco kulawym krokiem zgarnęła wraz ze sobą wianek. Miała nadzieję, że nikt nie wyczuje wśród kwiecistej woni zapachy Nocniaczki. Nie chciała porzucać fragmentu tej przyjemnej chwili. Dowodu, że się odbyła. Niemal że nie zauważyła porzuconym przez kotkę ziół. Położyła po sobie uszy. Miała nadzieję, że liliowa nie będzie miała przez to problemów.
* * *
*przed porwaniem Kminek wciąż*
Szybko rozpoznała liliową sylwetkę, krążącą przy zalewisku. Brązowe ślepia zabłysły na jej widok, sprawiając, że Pasikonik speszyła się, uciekając wzrokiem. Czyżby także jej szukała? Nie, to musiał być przypadek. Wymyślała. Zerknęła znów w stronę kotki, by upewnić się, że ta zniknęła. Poczuła, jak głos jej gdzieś ucieka. Musiała coś powiedzieć. Nie mogła jak kocię jedynie zerkać na nią ukradkiem zbyt nieośmielona by podejść. To by było dziecinne.
— Szuk-kasz ziół...? — ośmieliła się w końcu, zbliżając się w stronę kotki.
Nocniaczka zdawała się lekko zdezorientowana.
— Ziół? — powtórzyła niepewnie.
Pasikonik miała ochotę zapaść się pod ziemię. Czemu nie potrafiła logicznie rozmawiać tylko z jej pyska wylatywały bezsensowne słowa. Brak kontekstu był jej charakterystyczną stroną.
— O-ostatnio zapomniałaś ich zabrać... — wyjaśniła speszona, utykając wzrokiem we własnych łapach. — N-nie byli źli?
Liliowa rozluźniła się, a na jej pysk zdawał się wkraść lekko zakłopotany uśmiech. Lecz równie dobrze mogło się jej wydawać.
— Nie, spokojnie. Zebrałam nowe szybko, jak się zorientowałam, że zostały. — odparła sprawnie.
Szylkretka kiwnęła łbem, szurając nerwowo w ziemi. Tak bardzo nie umiała utrzymywać rozmowy. Znów niezręczna cisza pożerała ją od środka. Czuła się jej winna. Gdyby tylko była lepszym rozmówcą.
— Ł-ładny mamy dzień. — bąknęła niewyraźnie, siadając.
Liliowa spojrzała na nią analizująco. Pasikonik spięła się cała.
— Co? Możesz powtórzyć trochę głośniej?
Szylkretka czuła jak umiera w środku. Powtarzanie takiej błahostki. Zbłaźniła się. Chciała móc wymyślić lepszy temat do rozmowy na szybko, lecz jej głowa była pusta jak kamień.
— Ł-ładną m-mamy pogodę. — postarała się mówić nieco głośniej.
Nocniaczka kiwnęła łbem.
— Ah, tak. Przepraszam, jestem trochę przygłuchawa. Piękna pogoda, owszem. Idealna na spacer. — przymknęła oczy, unosząc głowę w stronę słońca.
— Szuk-kasz ziół...? — ośmieliła się w końcu, zbliżając się w stronę kotki.
Nocniaczka zdawała się lekko zdezorientowana.
— Ziół? — powtórzyła niepewnie.
Pasikonik miała ochotę zapaść się pod ziemię. Czemu nie potrafiła logicznie rozmawiać tylko z jej pyska wylatywały bezsensowne słowa. Brak kontekstu był jej charakterystyczną stroną.
— O-ostatnio zapomniałaś ich zabrać... — wyjaśniła speszona, utykając wzrokiem we własnych łapach. — N-nie byli źli?
Liliowa rozluźniła się, a na jej pysk zdawał się wkraść lekko zakłopotany uśmiech. Lecz równie dobrze mogło się jej wydawać.
— Nie, spokojnie. Zebrałam nowe szybko, jak się zorientowałam, że zostały. — odparła sprawnie.
Szylkretka kiwnęła łbem, szurając nerwowo w ziemi. Tak bardzo nie umiała utrzymywać rozmowy. Znów niezręczna cisza pożerała ją od środka. Czuła się jej winna. Gdyby tylko była lepszym rozmówcą.
— Ł-ładny mamy dzień. — bąknęła niewyraźnie, siadając.
Liliowa spojrzała na nią analizująco. Pasikonik spięła się cała.
— Co? Możesz powtórzyć trochę głośniej?
Szylkretka czuła jak umiera w środku. Powtarzanie takiej błahostki. Zbłaźniła się. Chciała móc wymyślić lepszy temat do rozmowy na szybko, lecz jej głowa była pusta jak kamień.
— Ł-ładną m-mamy pogodę. — postarała się mówić nieco głośniej.
Nocniaczka kiwnęła łbem.
— Ah, tak. Przepraszam, jestem trochę przygłuchawa. Piękna pogoda, owszem. Idealna na spacer. — przymknęła oczy, unosząc głowę w stronę słońca.
Znów cisza. Pasikonik słyszała wręcz bicie własnego serca. Spacer. Spacer. To słowo odbijało się w jej głowie bez końca. Musiała coś zrobić. Musiała to powiedzieć.
— Chcesz i-iść... — urwała, widząc na sobie baczne spojrzenie brązowych ślepi. — N-na spacer?
— Chcesz i-iść... — urwała, widząc na sobie baczne spojrzenie brązowych ślepi. — N-na spacer?
— Jasne, chętnie, tylko gdzie? — zapytała liliowa rozglądając się. — Nie mamy chyba zbyt dużego wyboru. — przyznała z ledwo wyczuwalnym smutkiem.
Pasikonik położyła po sobie uszy.
— Racja... — posmutniała.
Była taka głupia. Czemu o tym nie pomyślała. Znów się zbłaźniła. Poczuła, jak zapada się ze wstydu w ziemię. Zimniejszy podmuch wiatru uderzył w jej futro. Skuliła się, by osłonić się przed nim.
Pasikonik położyła po sobie uszy.
— Racja... — posmutniała.
Była taka głupia. Czemu o tym nie pomyślała. Znów się zbłaźniła. Poczuła, jak zapada się ze wstydu w ziemię. Zimniejszy podmuch wiatru uderzył w jej futro. Skuliła się, by osłonić się przed nim.
— Wygrzewałaś się kiedyś na kamieniach na plaży? — usłyszała pytanie.
Niepewnie spojrzała w stronę liliowej. Nie zdawała się nią znudzona. Jeszcze.
— To musisz koniecznie spróbować. Są niedaleko. I po obu stronach naszych granic. — dodała, unosząc ogon do góry.
Pasikonik zerwała się na łapy. Nieco zbyt gwałtownie.
— Chce z-zobaczyć. — miauknęła cicho, trochę niegrzecznie.
Niepewnie spojrzała w stronę liliowej. Nie zdawała się nią znudzona. Jeszcze.
— To musisz koniecznie spróbować. Są niedaleko. I po obu stronach naszych granic. — dodała, unosząc ogon do góry.
Pasikonik zerwała się na łapy. Nieco zbyt gwałtownie.
— Chce z-zobaczyć. — miauknęła cicho, trochę niegrzecznie.
<Kminek, randka wśród kamyków?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz