— M-martwię s-się o ko-goś...
— O kogo? Nie widziałem abyś w klanie z kimś się zadawał.
— Bo on nie należy do tego klanu — przyznał ochryple.
Nastąpiło milczenie, a napięcie wzrosło jakby w powietrzu.
— Bratasz się z wrogiem?
— N-nie! Skądże! Nic nas nie łączy! — zaprotestował ze strachem w oczach.
Przysunął się do syna tak, że górował nad nim wzrostem, wpatrując się w te jego wystraszone oczy. Zaniuchał powietrze, a strumień jego oddechu otoczył pysk i ucho syna, gdy odetchnął.
— Cuchniesz strachem — skomentował to co sobą prezentował. — Skoro nic was nie łączy, to czemu panikujesz?
— Bo Hiacynt to dobry kot! Nie zasługuje na to co robimy z Burzakami! Poza tym — dodał — czuję od niego jakąś taką braterską więź...
Warknął na syna słysząc te słowa.
— Co takiego? Burzak? Dobrze, że dziadek tego nie słyszy, bo już byś leżał oskórowany pod jego łapami. Posłuchaj mnie synu... To Klan Burzy nas zaatakował. To oni pierwsi rzucili się na nasz klan. I to oni ponoszą odpowiedzialność swojego czynu. Jeżeli jest według ciebie kimś dobrym, to niech zdradzi swoich i do nas dołączy jak ten cały Leśny Pożar. On nie miał oporów wybrać wygranych. A ten Hiacynt? Jesteś pewny, że byłby w stanie porzucić swoich dla ciebie? Jeżeli nie, to wiedz, że ta "braterska więź" to ułuda. Zrani cię prędzej czy później, gdy dowie się, że twoja cała rodzina jest mordercami. — Wziął głębszy oddech. Wiedział co mówił. W końcu sam dobrze to znał z własnej autopsji.
— Ale on jest inny! Inny niż każdy Burzak, którego zdążyłem poznać! Potrafi postawić na swoim, wie czego chcę od życia! Nie to co reszta tych miernot...
— Pff... Inny? — prychnął, kręcąc łbem. — Skoro tak to udowodnij mi to. Jeżeli dołączy do Klanu Wilka nie będę miał nic przeciwko twojej przyjaźni z tym kotem. Jeśli nie... — Pokręcił łbem.
Ojciec żądał niemożliwego! Hiacynt tak samo jak on nie ufał innym klanom, był uparty i pewny swojego zdania.
— Wątpię, że to ma jakikolwiek sens — prychnął rozczarowany.
— To o nim zapomnij. Tak będzie najlepiej dla ciebie i dla niego. Jesteście z dwóch różnych klanów. Ta przyjaźń nie ma prawa bytu. Skończy się to albo jego, albo twoją zdradą. Mam nadzieję, że nie skończysz jak twoja ciotka. Ona... uciekła wraz ze swoimi młodymi, a dziadek do tej pory chcę ją rozerwać na strzępy.
— C-ciotka? — uniósł brew z lekkim zainteresowaniem.
— Tak. Łasiczy Skowyt... Moja siostra. Uciekła z klanu będąc w ciąży i ślad po niej zaginął — westchnął, po czym mocno przytulił syna do swojej piersi. — Nie chcę cię stracić tak jak ją. Miłość nie jest tego warta synu. A zresztą myślałem, że brzydzisz się relacji z kocurami...
Ten natychmiast się odepchnął od ojca.
— W którym momencie zabrzmiałem tak jakbym go polubił w inny sposób?! A-a co jeśli ciocia pozostawiła coś po sobie?! Może stąd ta więź? — Zapytał samemu sobie nie wierząc w te głupoty. Zaśmiał się pod nosem, widząc jak syn się speszył.
— Skoro tak się martwisz obcym kotem, że aż nie możesz skończyć treningu to odpowiedź sama się nasuwa... — Zmarszczył brwi słysząc jego dalszą część wypowiedzi. — Mówisz, że... Nie... Gdyby ten cały Hiacynt byłby synem twojej ciotki, twój dziadek już by o tym wiedział. Nie wiadomo dokąd poszła po ucieczce. Ale nawet jeśli byłby członkiem naszej rodziny, to prędzej czy później twój dziadek go zmusi do dołączenia do Klanu Wilka. Nie lubi, gdy jego rodzina jest poza jego terenem.
— Pamiętam, jak wspominał mi o tym, że nienawidzi swojej matki bo go zostawiła. Co jeśli to wszystko ma łapy i nogi? Muszę następnym razem go zapytać czy pamięta imię swojej matki.. Jeśli pamięta i okaże się że to ciocia, co zrobimy? — Powiemy twojemu dziadkowi — rzekł bez chwili zawahania, rozmyślając o tym dość intensywnie. — Nie wolno tego przed nim zataić, bo nam się obu dostanie.
— Ale jeśli to prawda... M-matka Hiacynta nie żyje — dodał po chwili załamany, kompletnie zapominając o informacji, którą przekazał mu dawno temu Burzak.
Zamrugał zaskoczony.
— Nawet nie wiemy czy na pewno jest z naszej krwi. Może to zwykły burzak synu — powiedział, nie dopuszczając do siebie takiej informacji.
— Zapytam go o to. Jak tylko skończę trening oczywiście!
— No ja myślę. Masz mi to zaliczyć. — Poczochrał go po łbie.
Poczuł wielką ulgę po geście ojca. Miał wrażenie jakby van się nieco uspokoił, może szczere rozmowy nie były takie złe?
— To ja może będę już leciał? Wiesz, trenować czy coś! — mruknął bardziej energicznie.
— Tak. Leć już. I się przyłóż do tego w końcu — Popatał go po łbie.
Rosa i błoto zdobiły łapy ucznia idącego przed siebie. Czarno-biały kocur miał już tylko nadzieję, że to jego ostatni trening pod okiem Błękitnego Ognia. Wojownik, który szedł przed nim spojrzał na niego ukradkiem tak jakby wyczuł, że ten o nim myśli.
— Już pewnie nie możesz się doczekać mianowania Koszmarna Łapo, co? — zadał pytanie.
— Trochę czasu minęło, więc można tak powiedzieć — wymruczał ochrypłym głosem terminator myślami wracając do rudego członka Klanu Burzy. Czyżby on, Koszmarna Łapa, martwił się o innego kota? Zdawało się że tak, a mimo to kocur chciał odrzucić te myśli i machnął głową na boki by znów się nie rozpraszać.
— Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, iż mianowanie na wojownika nie będzie niczym łatwym?
Kocur przełknął ślinę, nie chciał słyszeć tego pytania. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dziadek wyznaczy kogoś do pojedynku, gdy tylko ten ukończy trening.
— Wiem Błękitny Ogniu.
— W takim razie nie ma co zwlekać, radzę ci się przygotować.
— T-tak zrobię! — wymiauczał nieśmiało dreptając do przodu.
***
— Już pewnie nie możesz się doczekać mianowania Koszmarna Łapo, co? — zadał pytanie.
— Trochę czasu minęło, więc można tak powiedzieć — wymruczał ochrypłym głosem terminator myślami wracając do rudego członka Klanu Burzy. Czyżby on, Koszmarna Łapa, martwił się o innego kota? Zdawało się że tak, a mimo to kocur chciał odrzucić te myśli i machnął głową na boki by znów się nie rozpraszać.
— Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, iż mianowanie na wojownika nie będzie niczym łatwym?
Kocur przełknął ślinę, nie chciał słyszeć tego pytania. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dziadek wyznaczy kogoś do pojedynku, gdy tylko ten ukończy trening.
— Wiem Błękitny Ogniu.
— W takim razie nie ma co zwlekać, radzę ci się przygotować.
— T-tak zrobię! — wymiauczał nieśmiało dreptając do przodu.
***
Nadszedł w końcu ten dzień, do którego Koszmarna Łapa przygotowywał się tyle czasu. Pojedynek nie mógł być trudny, w końcu jego mierna siostra zdała ostateczny egzamin na wojownika, więc dlaczego mu miałoby się nie powieść? Z resztą i tak musiał każdemu udowodnić, że jest wartościowym Wilczakiem, inaczej Mroczna Gwiazda wygnałby go z klanu!
Na skraju obozu dostrzegł swojego mentora siedzącego obok przywódcy klanu, obaj spoglądali w jego stronę. Młody kocur przełknął odruchowo ślinę, czuł jak cały się trzęsie, tak bardzo chciał wygrać ten pojedynek. Szedł na przód aż dotarł pod łapy kocurów.
— A więc jesteś gotowy — prychnął Mroczna Gwiazda mierząc go swym błękitnym, lodowatym spojrzeniem.
— Tak.
— W takim razie idź za Błękitnym Ogniem — skinął w stronę kocura. Młody ruszył za mentorem, który poprowadził go w najbardziej przestrzenne miejsce w obozie.
— Niech zacznie się pojedynek!
Koszmarna Łapa przyjął pozycję gotową do boju, nie inaczej było z Błękitnym Ogniem, który już był gotów na niego zaszarżować. Czarno-biały kocur zanim zdążył się obejrzeć został powalony przez swojego mistrza, przybity do ziemi niczym ofiara. Gdy czuł jak ciężar kocura go uciskał myślał, że to już koniec tej walki, a przecież dopiero co się zaczęła! Na szczęście albo i nie już wyobraził sobie minę Wieczornej Mary gdyby ten przegrał. Nie mógł na to pozwolić, zebrał siły i odepchnął kocura porządnym kopniakiem w brzuch. Niebieski z impetem upadł na ziemię, dzięki czemu Koszmarna Łapa zyskał czas na przygotowanie do ataku. W mgnieniu oka przerzucił ciężar ciała na tylne łapy następnie wybił się w powietrze skacząc na swojego przeciwnika, który dopiero co się pozbierał po zadanym ciosie w brzuch.
— Czyli jednak czegoś się nauczyłeś przez te księżyce — uśmiechnął się pod nosem starszy. Uczeń posłał mu cwaniacki uśmieszek, gdy ten coraz bardziej wciskał się w trawę. Nagle jednak poczuł potężne łapska na swoim grzbiecie, Błękitny Ogień pochwycił go i przeturlał na druga stronę znów biorąc górę nad terminatorem. Ten zagryzł pysk w niezwykłym grymasie, już miał nadzieję, że udało mu się zakończyć tę farsę.
— Pamiętaj, że umiesz wszystko, czego ja cię nauczyłem — podkreślił zlizując krew z ramienia.
— Pamiętam — mruknął krótko czując jak ciężar kocura go przygniata. Miał wrażenie, że jest w sytuacji bez wyjścia, popatrzył na swojego mentora, następnie zbadał teren wokół siebie, dostrzegł ojca. W tym momencie poczuł jak coś motywuje go do działania, no tak, nie chciał przecież zawieść staruszka. Wziął się w garść i zebrał resztkę sił, która mu pozostała. Wykonał ten sam ruch co kocur kilka chwil wcześniej, wydawało się jakby ten wcale się tego nie spodziewał, więc młodszy wykorzystał to, parł na niebieskiego z całych sił by ten nie mógł się już więcej ruszyć. Dla upewnienia się, że ten nic już nie zrobi przygniótł go łapą w gardło, nie obchodziło go czy ten się udusi, chciał już po prostu wygrać.
— Starczy! — wzniósł się doniosły głos Mrocznej Gwiazdy, Koszmarna Łapa nadstawił uszy i natychmiastowo zabrał łapy. — Dowiodłeś, że jesteś godzien bycia wojownikiem pomimo tylu księżyców na karku. Wystąp.
Nareszcie! To ta chwila! Widział na pysku swojej siostry niezadowolenie, ta wronia strawa chciała widzieć jedynie jego cierpienia. Oj nie, już jej na to nie pozwoli, nikt już nie będzie go poniżał, a już na pewno nie ona!
— Ja, Mroczna Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Koszmarna Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysięgam.
— Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Koszmarna Łapo, od tej pory będziesz znany jako Koszmarny Omen. Klan ceni twoje zaangażowanie i pewność siebie, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Rozpoczęło się tradycyjne skandowanie nowego imienia - Koszmarny Omen, coś pięknego!
Od jutra, mogło być już tylko lepiej.
Rozpoczęło się tradycyjne skandowanie nowego imienia - Koszmarny Omen, coś pięknego!
Od jutra, mogło być już tylko lepiej.
<Tato?>
[Przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz