*nie ta obecna, a jeszcze wcześniejsza pora nagich drzew*
Zimno ogarniało całe tereny. Bylica weszła do miasta, choć podczas pory nagich drzew nie było w nim zbyt przyjemnie. Głównie przez breję, która powstawała z mieszanki śniegu, błota, wody i zanieczyszczeń, a także z powodu zwiększonej ilości spalin.Mimo to wyszła na nieświeże powietrze. Czasami fajnie było zobaczyć zamarznięte latarnie i inne tego typu rzeczy. Miały w sobie coś pięknego, co przykuwało jej spojrzenie. Inni nie zwracali na to uwagi, ale ona lubiła obserwować to, co było w około niej. Dzięki takim przechadzkom, oglądaniu nawet drobnych rzeczy, miała piękne wspomnienia na starość i mogła dzieciom opowiedzieć o nie jednych cudach, jakie widziała, a których nie dostrzegłaby, gdyby nie właśnie spostrzegawczość i wrodzona ciekawość, która pozostała jej jeszcze z kocięcych czasów.
Dostrzegła dwunogi w ich zimowych skórach, czekające przed białymi pasami aż światło zmieni kolor, a potwory jak na zawołanie zatrzymają się. Obserwacja miała także zastosowanie praktyczne. Dzięki niej Bylica wiedziała, jak mniej więcej działa coś co my ludzie nazywamy ruchem drogowym.
Niespodziewanie po drugiej stronie ulicy dostrzegła ruch. Jej oczom ukazał się bury, trójłapy kocur.
Ale miała szczęście! Czyli jednak dzisiaj nie tylko poobserwuje sobie świat… ale także „pobawi się” z Wypłoszkiem.
Spokojnie podeszła do czekających wyprostowanych, a gdy tylko światło błysnęło, kotka idąc między niezwracającymi na nią uwagi dwunogami przeszła na drugą stronę jezdni.
Podeszła bliżej do burego, po czym przerwała ciszę.
- No, no, kopelat, Wypłosz.
Widok jego stroszącej się sierści, od razu sprawił, iż kąciki jej pyska uniosły się do góry. Lubiła widzieć, jak ci, których uznawała za wrogów się jej boją.
Jej wydziedziczony syn jednak nie czekał, od razu pomknął przed siebie, kuśtykając na swoich trzech kończynach. Widząc to, jak niezwykle szybko jak na siebie zaczyna przed nią uciekać, spojrzała na niego z podziwem w oczach.
- No, no! Biegać się nauczyłeś, gratulację! - miauknęła, po czym ruszyła za nim w te pędy.
Kocur chyba jednak biegł jak na siebie za szybko, bo poślizgnął się na zlodowaciałym chodniku i wyrżnął, wpadając w zaspę, którą stworzył potwór, który uprzednio odśnieżał czarną drogę. Staruszka zwolniła nieco, widząc jego wypadek. Ostrożniej niż on przeszła po lodzie, po czym gdy jego głowa wynurzyła się spod śniegu, szybko wepchnęła ją pod niego jeszcze raz. Ten wyszarpnął się jednak, gryząc błękitną w jej łapę i sycząc odsunął się od niej.
- Zostaw mnie!
Syknęła, gdy ją ugryzł, niezadowolna strzepując łapą. Kilka kropelek krwi zabarwiło śnieg na szkarłatny kolor. Oh, jego nie doczekanie, że mu tak po prostu odpuści.
- Milej, bo wepchnę cię na drogę - mruknęła.
Pręgowany najeżył się, po czym niespodziewanie dla niej wyskoczył z zaspy i przemieścił się na tyle szybko, by przemknąć do zaułka. Podążyła za nim nie zwlekając, a gdy zobaczyła jego kryjówkę – aka przestrzeć pod koszem na śmieci westchnęła. Naprawdę myślał, że tam będzie bezpieczny? Podeszła do kosza, schyliła się, a widząc Wypłosza pod nim, uśmiechnęła się kpiąco.
- Jestem chuda, zapomniałeś? - spytała, po czym nachyliła się by następnie wsunąć pod kosz na śmieci.
- Czego ode mnie chcesz?! Zdechnij w końcu i mnie zostaw! - Wycofał się najdalej jak mógł, by być z dala od srebrnej.
- Och, chyba los nie chce mnie tak szybko zabrać z tego świata, pomimo, iż nie tylko ty chciałbyś bym odeszła na drugą stronę - miauknęła - Sto osiemnaście księżyców mi stuknęło, a ja dalej dycham, wyobraź sobie.
Pchlarz skrzywił się, wyrażając niezadowolenie jej gadaniem.
- Głucha jesteś? Pytałem się czego ode mnie znowu chcesz.
- Nie wiem. Tak o, zobaczyłam cię to postanowiłam podręczyć - rzekła z uśmiechem.
Zacisnął pysk, mordując ją wzrokiem.
- Nie jestem twoją zabawką - Splunął na nią, jednak ta szybko przesunęła się w bok, przez co ślina kocura trafiła na ziemię. Zaśmiała się cicho na jego żałosną próbę, po czym zaczęła powoli się zbliżać do kocura, łapa za łapą. Jej oczy błysnęły w ciemnościach. Czuła się jak na polowaniu, za starych dobrych czasów w poprzednim mieście, gdy wraz z dziećmi wybijała wrogie gangi… to były czasy…
Jednooki czując za sobą ścianę domostwa wyprostowanych, zamiast się cofać zaczął sunąć w inną stronę niż Bylica, aby nie zostać przypartym do muru.
- Zostaw mnie! – powtórzył się, co mocno ją rozbawiło. Ach, lubiła widzieć, jaki bezsilny jest w tej sytuacji. Mimo bycia starą, dalej miała większe umiejętności i była sprawniejsza niż wiele razy młodszy od niej, jednooki, trójnogi i bezogniasty Wypłosz.
Od razu po jego słowach wystrzeliła jak z procy w jego stronę, ale zatrzymała się w połowie odległości, po czym odsunęła. Następnie znowu wystrzeliła, próbując go tym sposobem drażnić.
Nie chciała w końcu jeszcze pozbywać się zabawki… mimo iż kusiło, oj kusiło ją dostrzec na jego pysku największe przerażenie, bo to związane z niechybnym końcem życia. Żółtooki na jej wybryki skulił się w kącie, jeżąc się cały. Wysunął pazury i zasyczał wrogo w jej stronę. Na jego próby zaśmiała się ponownie, na chwilę przestając swojej zabawy.
- Jak ci się podoba mój naszyjnik? - spytała, pokazując mu ozdobę, którą nosiła. Zielone kamienie połyskiwały w półmroku.
Jej niechętny rozmówca położył po sobie uszy.
- Nie obchodzi mnie twoja nowa obroża pieszczoszko.
- Phi. To nie jest obroża tylko kradzione znalezisko - miauknęła - Kradzione, bo ukradła pewnie komuś sroka, znalezione bo gniazdo i tak dalej, całej historii nie chce mi się opowiadać – mruknęła. Ba, nawet gdyby jej się chciało, on nie zasługiwał na takie strzępienie jęzora - A gdzie twoja piękna obroża z dzwoneczkiem? Szkoda, było ci w niej do twarzy.
Widziała jego gniew. Zasyczał na nią jeszcze bardziej wrogo, teraz nie tylko ze strachu, ale też wściekłości na wspomnienie tego, jak sprawiła, iż młode dwunożnych założyło mu ów przedmiot.
- Nie jestem pieszczochem i nie będę nosił nic na swojej szyi! Zdjąłem ją i wywaliłem, jak tak cię to interesuje.
- Oh, z pomocą Blanki i Sójki, jak sądzę? Twoich, kompanek w niedoli wygnańca, tchórza i słabego popychadła? – starała się go zakłuć jak najmocniej.
- Nie jestem już z nimi. One... odeszły. Poszły pieszczochować.
Zdziwiła się, unosząc brwi i rozwierając oczy szeroko.
- Cóż to, cóż to, czyli powrót do korzeni... nie tylko dla Blanki, ale też dla Sójki. Mam przodków pieszczochów w rodowodzie - mruknęła wspomnienie o wnuczce i jej rodzinie, aby Wypłosz nie usłyszał jej słów. Może przynajmniej... teraz nie będzie musiała się martwić, że Sójeczce coś jest… Może tam, mimo tego, iż nie raz istoty te okazywały się być okrutne dla kotów, będzie im lepiej? Może… znalazły lepsze miejsce? - A więc zostałeś sam?
Przeszła z powrotem na jego temat… jeśli był sam… to dręczenie go będzie jeszcze łatwiejsze, niż wcześniej… i będzie mogła… go nawet porwać, jeśli tylko zechce. Tak… - Co cię to obchodzi? - syknął, uważnie ją obserwując.
- Bo teraz... teraz łatwiej będzie mi cię znaleźć, a tobie... nikt nie pomoże. - Uśmiechnęła się - Biedny, samotny Wypłosz, zostawiony przez tych, których nawrócił przeciwko starszej pani... na pastwę losu... bez jedzenia, nie umie polować... biedactwo...
- Radze sobie znakomicie. Nie musisz mi słodzić. I wątpię czy chcę się z tobą spotykać. Ty to zamknięty rozdział w moim życiu. Nie wrócę do ciebie.
- Może i nie wrócisz, ale to nie oznacza, że dam ci spokój. Może nawet po śmierci uprzykrzę ci życie? Kto wie, kto wie.... - miauknęła, po czym delikatnie i szybko wysunęła w jego stronę łapy, przejechała po jego futerku na policzku lekko, by potem cofnąć kończynę.
Na to bury znów zasyczał na nią, tym razem wysuwając się spod kosza i wskoczył na jakieś pudło, by zachować dystans od kocicy.
Ach, ten jego upór. Dalej nie błagał o wybaczenie. Szkoda. Ale to nie oznacza, że nie będzie go męczyć.
Przesunęła się w stronę szpary, następnie wysuwając się również spod ciasnej przestrzeni, a później przeciągając. Coś strzeliło jej przy tym rozciąganiu w krzyżu, ale nie za bardzo się tym przejęła - czasami strzykało a nie bolało, normalka. Była już w końcu wiekowa.
Tymczasem żółtooki wszedł najwyżej jak mógł, patrząc na nią z góry.
- Powiedziałem już, abyś dała mi spokój.
Ha! A on dalej myślał, że ją obchodziło jego zdanie. Te czasy już minęły.
Bez zapowiedzi, na spontanie, wskoczyła na pudło, wywracając je i śmiejąc jak wariatka. Przez jej wyczyn bury stracił równowagę i wpadł do środka innego pudła. Oh, ale dobrze się złożyło! Widząc co się stało z tym samym śmiechem pchnęła pudło tak, że zamknęło wypłosza pod spodem, po czym wskoczyła na nie i usiadła na jego wierzchu, w ten sposób uniemożliwiając ucieczkę trójłapemu samotnikowi.
- I jak tam Wypłoszku?
Naprawdę widzenie jego niezadowolenia, a nawet przerażenia sprawiało jej przyjemność. Lubiła, gdy mogła znęcać się nad osobami, które naprawdę zalazły jej za skórę.
Czekała, ale odpowiedziała jej cisza, więc postanowiła kontynuować własną peplaninę. Przewróciła się na grzbiet i zaczęła machać łapami w powietrzu. W tym wieku była już cierpliwa, a gadanie do siebie samej jej nie przeszkadzało – w końcu przez wiele księżyców nie rozmawiała z innymi kotami w Klanie Burzy, więc gadanie w myślach było na porządku dziennym.
- Wiesz, zabawne. Mimo tego iż mówisz, jak to rozdział ze mną w twoim życiu jest już dawno zamknięty, to los i tak sprawia, że ja wracam i wracam – zwróciła uwagę na tę ironię stanu rzeczy.
Znów brak słyszalnej reakcji. Ale w końcu przejdzie mu cichość. Już miała ją skomentować, gdy nagle jakiś rower przejechał szybko i niespodziewanie obok, a Bylica aż podskoczyła i spadła z pudełka z piskiem zaskoczenia. Co do stu gromów! Jej zabawka uciekła, szybko wymykając się z już nie obciążonego przez jej ciężar kartonu.
- Cholera! - warknęła, podpierając się na kartonie, ale znowu zleciała bo ten się przesunął. Syknęła niezadowolona, po czym ruszyła w pogoń za Wypłoszem. Nie chciała mu dać teraz tak sobie zwiać, dalej chciała się nim bawić i widzieć jego strach oraz starania ucieczki, jego złość na sytuację.
Po jakimś czasie znów zniknął jej z oczu, ale gdy tylko dostrzegła w pobliżu zaparkowanego potwora dwunożnych, od razu wiedziała, iż to tam się skrył ten szczur. Już raz tak zrobił. A poza tym... ślady pozostawione przez niego w śniegu wyraźnie pokazywały, gdzie polazł. Zima dawała jej tu przewagę.
Wskoczyła pod zawieszenie blaszaka, wbijając spojrzenie w Wypłosza.
- Bu! – wydobyła z siebie od razu głos.
Młodszy krzyknął i upadł na zimną ziemię, jednak zaskakująco szybko zgarnął łapą śnieg i nim srebrna zorientowała się, co się święci, rzucił nim w nią, oślepiając.
Wydała dźwięk zaskoczenia. No cóż… Wypłosz był mimo wszystko sprytnym, choć niewykształconym na treningach z Krokus w aspektach przetrwania przeciwnikiem.
Strzepnęła śnieg z oczu, ale kocura już tam nie było. Jednak ciągle zapominał o śladach w śniegu, nie orientując się, iż to one były przyczyną, dla której tak prosto było jej go znajdować. Najzwyczajniej więc w świecie poszła jego tropem, nie spiesząc się. Miała czas, a on nie mógł na tych swoich trzech łapach długo uciekać. Ona zachowa energie, a on niepotrzebnie ją zmarnuje.
Przez pewien czas nie dostrzegła niczego specjalnego, więc uznała, iż skoro nie schował się pod żadnym z pobliskich przedmiotów, musiał pójść dalej i pewnie zaczynał już planować po szybkiej acz krótkiej akcji, w której jej zwiał. Była doświadczoną łowczynią, więc starała się myśleć jak ofiara i dalej uważnie obserwowała otoczenie.
Dlatego, gdy stanęła pod płotem, do którego prowadziły ślady, od razu zorientowała się iż coś nie grało. Po pierwsze, nie było na płocie żadnych śladów pazurów, po drugie – Wypłosz miał tylko trzy łapy, skok więc na ten płot byłby raczej dla niego sporym wyzwaniem. Stanęła pod ogrodzeniem, już wiedząc, że zaczął myśleć. W końcu zauważył, że ślady były tutaj kluczowe. Ale zapomniał o ważnym szczególe, jakim było ucharakteryzowanie płotu, działając w rozpędzie.
- To podpuchaaaaa postaraj się bardzieeeej - powiedziała głośno zaczynając go szukać.
Po chwili zaczęła skakać na paluszkach, jak podekscytowany kociak, bo takie polowanie i szukanie kocura faktycznie było zabawniejsze niż samo męczenie go.
- Wiem że tu jesteś i znajdę cię – wymruczała przeciągle i radośnie.
Zaczęła iść po śladach od tyłu, a gdy dostrzegła zwrot pod śmietnik, zaśmiała się.
- Jesteś taki przewidywalny słonko - miauknęła, po czym wskoczyła pod blaszany obiekt.
- Znowu cię mam, haha! – zaśmiała się. Kocur ponownie zasyczał na nią ostrzegawczo, ale to nie robiło na staruszce żadnego wrażenia. Wiedziała, że jest tu górą.
- Odwal się ode mnie wariatko. - Machnął łapą, by ją przegonić, na co błękitna odsunęła nieco nos. Widziała, że się denerwował coraz bardziej i to ją bardziej motywowało do dręczenia burego.
- Próbuj dalej, albo zaproponuj mi coś w zamian za oszczędzenie cię dzisiejszego dnia - miauknęła, po czym zaczęła robić ślady palców w śniegu, wydając ciche "pup" przy każdej dziurce w białej powierzchni, czekając na jego odpowiedź.
< Wypłosz? :> >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz