Łzawy Taniec czuła się niemalże, jakby sama była kociakiem. Przez ostatnich kilka dni wszystko, co widziała, było dla niej zupełnie nowe i niezwykłe. Widziała, jak wiele kociąt przewijało się przez Klan Nocy, ale obserwowanie, jak jej własne maluchy powoli się rozwijają sprawiało, że czuła się, jakby pierwszy raz widziała jakiekolwiek maleństwa. W jej oczach zalśniły łzy, kiedy obie koteczki otworzyły oczy. Maleńka Światło, odczepiając się od ogonu starszej o kilka uderzeń serca siostry, wtuliła się w nią, a Łzawy Taniec pociągnęła nosem. Niewielka koteczka podniosła głowę i spojrzała na powoli rozklejającą się królową.
– Och? To nic – zapewniła córka Żurawinowego Krzewu, patrząc na niewielki pyszczek jednej ze swoich latorośli. – Mama jest po prostu bardzo szczęśliwa – mruknęła, uśmiechając się ciepło. Bura kocica spojrzała w kierunku Ognistego Kroku, koło którego po powrocie z porannego patrolu położył się jej partner, Dębowe Futro i poczuła ukłucie bólu. Wiedziała, że nawet gdyby nie pokłóciła się z Horyzontem, nie byłoby go teraz obok, ale mimo wszystko czuła żal, że nie przeżywa tego wszystkiego wraz z nią. Nawet, jeśli bardzo ją zdenerwował, to... Przecież to ich kociaki. Ich obojga.
Nieważne. Jeśli będzie się tym zamartwiać, straci całą radość z obserwowania swoich dwóch uroczych kluseczek, a wtedy, to dopiero obrazi się na niebieskiego! W międzyczasie dostrzegła, że jej dzieci zdążyły już ponownie zasnąć i westchnęła cicho. Właściwie, to noworodki nie robiły niczego, oprócz spania i jedzenia. Ale z drugiej strony, czego ona oczekiwała? Przecież te maluchy niedawno opuściły jej brzuch!
Usłyszała, jak łapy odbijają się od podłoża i po chwili ponownie dostrzegła swojego młodszego brata, Bobrzą Łapę.
– Witaj, śpiochu – mruknął ten, uśmiechając się do kocicy.
– I kto to mówi? – Łzawy Taniec przewróciła wymownie oczami, bowiem tuż przed nią stał obraz senności i lenistwa we własnej osobie. Ileż razy musiała tykać tego grzdyla łapą, nim ten raczył się podnieść? Możliwe, że nie jest w stanie zliczyć.
– Hej! Chcesz ode mnie informacji, czy nie? – zapytał niebieski, a Łezka niemalże natychmiastowo przybrała przyjaźniejszy wyraz pyska.
– Och, oczywiście, że chcę wiedzieć, co mój kochany braciszek dowiedział się od tego... Kocura – przed ostatnim słowem miała miejsce długa przerwa, podczas której młoda matka myślała, jak określić Horyzonta. Nie chciała go wcale obrażać przy swojej rodzinie, jeszcze pomyślą, że nie umie sobie znaleźć nikogo porządnego.
Nie, żeby umiała.
Bóbr przybrał poważna minę i ulizał swój ogon, po czym odparł spokojnym, oficjalnym tonem.
– Dobrze, cieszę się.
I właśnie w tym momencie z Łezki uleciała cała złość. O to bowiem wykapany Horyzont, we własnej postaci, został odegrany przez terminatora tak wiernie, że poczuła się tak, jakby był obok. Na jej pysk wstąpił ciepły uśmiech.
– Dziękuję, Bobrza Łapo – mruknęła ciepło i liznęła kocura w nos, na co ten skrzywił się.
– Fuj – mruknął cicho, zaraz jednak na jego pyszczek wstąpił uśmiech. – Pójdę już. Nasza matka oczekuje mnie na treningu.
Łzawy Taniec skinęła głową, posyłając mu jeszcze jeden, serdeczny uśmiech. Gdy kocur wyszedł, mała Światło odezwała się niezgrabnie.
– Bobel! – zawołała, a Łezo spojrzała na nią zdumiona. Powiedziała imię Bobra. Trochę niezgrabnie i w ogóle, ale i tak! Poczuła, jak duma wypełnia jej serce, aby zaraz ustąpić miejsca... Zazdrości. Hej, jej brat właśnie ukradł jej pierwsze słowo jej córki!
– Nie, nie, nie Bóbr. Mama. Ma-ma – naprostowała Łezka, jednak Światło zdawała się być bardziej przekonana do poprzedniego słowa.
– Bobel! Bobel!
Łezka westchnęła cicho, uśmiechając się jednak delikatnie. Lepszy "Bobel", niż "Holyzont", prawda?
Jednak mimo wszystko, chciałaby być pierwsza.
< Światło? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz