Kotka była sympatyczna, miła i bardzo spokojna. Taka wewnętrzna... harmonia..? Wprowadzała Żmijowca w lekkie zakłopotanie. Nie mógł nie mieć pewnego odczucia, że takie koty coś ukrywają. Nikt normalny, kogo zapytano o to, jak mu w czymś idzie, jak się czuję, nie odmówi możliwości ponarzekania na cały świat. A Borówkowa Słodycz nie pisnęła ani jednym negatywnym słówkiem. No ale... W sumie miała też za mentora Szałwiowe Serce, a to całkowicie zmienia postać rzeczy; jak można pluć bluzgami na cały świat, kiedy TAKI kocur wprowadza cię w wojowniczą dorosłość? Gdyby mógł trenować z nim przez całe uczniostwo... nigdy nie powiedziałby nic złego na żaden temat. Ba! Nawet by się nigdy nie skrzywił, wiedząc, że cokolwiek jest na górze, pozwoliło mu szkolić się pod okiem księcia Klanu Nocy. Wychodząc, minął go nawet. Wraz z Dryfującą Bulwą, Mżącym Przelotem i Czyhającą Mureną zajmowali się wtaczaniem kłody, która zapewne miała posłużyć za późniejsze miejsce na piszczki i rybne kąski, które podczas łowów łapali inni Nocniacy. Praca wydawała się ciężką, więc w tym momencie zaczął dziękować Biedronkowemu Polu, że ta wyciągnęła go, aby dołączył do jej kompani. Kamienie może i tez nie należały do równych pierzu, ale przynajmniej nie staczały się na ciebie, kiedy nieustannie napierałeś na nie ciałem. Grupa wojowników zapierając się łapami, nieustannie prąc do przodu, z każdym krokiem była bliżej swojego celu, którym zapewne miało być centrum obozowiska. Patrzył na nich jak na najpiękniejszy morski zachód słońca. Skupił się na tym tak mocno, że w ostatnim momencie nie wszedł komuś w zadek. Te rozmyślania i wspomnienia chwil, które wydarzyły się tak niedawno, pochłonęły go tak bardzo, że nie zakodował ani jednej informacji, którą przekazała mu na temat kamienia... Widział przecież, jaki ma kształt, miał oczy, miał poduszki w łapach, wiec wiedział, z jakimi problemami mogą się borykać. Nie potrzebował żadnej białej kici, żeby sobie z tym poradzić. Umiał szacować sytuacje, też jest przecież pełnoprawnym wojownikiem.
Kiedy Borówkowa Słodycz podała dokładne miejsce, gdzie mają przepchać głaz, wskazując na krzaczek, skinął jedynie głową i również położył swoje łapy na płaskiej powierzchni. Kamień był dalej wilgotny, zapewne od porannej rosy i wszechobecnej, rzecznej wilgoci, która unosiła się w powietrzu. Łapy, jak zwykle, kiedy pracowali nad obozem, zapadały mu się w piachu, co jedynie sprawiało, że cała praca była jeszcze bardziej nieznośna, męcząca i denerwująca. Niebieskooka pchała równie mocno co on. Widział kątem oka, że Tojad i uczennica, której miał pomagać, są dalej niż on i Borówka. Przyśpieszył, nie ustalając tego wcześniej z partnerką pracy.
— Co robisz? Tu nie chodzi o szybkość — szepnęła do niego spokojnie, chociaż czuł nutkę zdenerwowania w jej głosie. Machnął na to ogonem, ale kiedy posłała mu kolejny, karcący wzrok, mruknął do niej.
— Nie będę gorszy od mojego robaczywomózgowego brata. Zwłaszcza że w jego parze jest uczennica. Nie pozwolę na taką kompromitację. — Naparł mocniej, zmuszając tylne łapy do większego wysiłku. Nie był misterem siły, więc mięśnie w udach zaczęły mu delikatnie drżeć. Zignorował to. Próbując w pewien sposób przekonać białą, aby dodała od siebie trochę więcej, powiedział jeszcze: — Ostatnio, może nie uwierzysz, ale ta zgniła płoć niemal nie zmiażdżył mnie konarem. Uskoczyłem, ale przeorał mi ogon, niemal go nie połamał! Parszywa kreatura, a ten jego przebrzydły uśmiech pełen dumy i pychy i egoizmu. Ja nigdy nie mógłby się tak zachowywać jak on... Sama masz rodzeństwo, prawda? Wiesz, w takim razie, jak to jest! Nie mogę z nim przegrać, bo nie da mi żyć przez następne kilka księżyców, a moje życie stanie się udręką.
Wlepił zielone ślepia z pysk wciąż nie do końca przekonanej Borówki. Nie zniżył się do błagalnego wyrazu, ale w jego głosie słychać było żałosną potrzebę.
<Borówiasta?>
Event KN: Wniesienie na wyspę kłody na zwierzynę, Wtoczenie na wyspę głazów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz