Przeszłość, nim Wróżka nauczyła się, aby nie wychodzić na słońce bez kapelusza i filtru
Chęć zbadania obozu na własną łapkę i odszukania taty zakończyły się wizytą u medyków. Nie pamiętała kto ją zaniósł do Skruszonej Wieży, ale była temu kotu bardzo wdzięczna. Gdyby nie on, niczym płatek śniegu rozpuściłaby się tuż obok pieńka, do którego udało jej się cudem doczołgać. Mama miała rację, blask słońca był szkodliwy dla jej oczu i ciałka, które w zaledwie kilka uderzeń serduszka zaczęło swędzieć i piec Wróżkę. Nawet pomimo grubej warstwy ochronnej w postaci białej sierści, która nie tyle co powinna ją chronić przed mrozem, ale również przed promieniami słońca.
Skulona leżała na jednym z przeogromnych posłań w lecznicy, będąc obłożona sporą ilością mchu, a nawet glonów. Ich zapach, który drażnił nosek Wróżki, początkowo przeszkadzał małej pacjentce, jednak wraz z upływem czasu i lepszym samopoczuciem, była wdzięczna medykom, że zdecydowali się ją nimi owinąć.
Po jakimś czasie do legowiska medyków wkroczył Alba. Wróżka obdarowała uśmiechem ojca, jednak ten wydawał się być zły w związku z jej wymknięciem się z kociarni, co dość szybko zrozumiała. Zamiast zapytać się o jej stan, nazwać ją jednym ze zdrobniem, jak to miało w zwyczaju, zwrócił się do Skowroniego Odłamka, aby ten mu na spokojnie po kolei przedstawił przebieg wydarzeń.
– Tato... Tatusiu... – miauknęła cicho Wróżka, pragnąc uwagi ojca. Chciała, aby się uspokoił i nie uderzał tak mocno ogonem o podłoże. – Nic mi się nie stało, pan Koziołek mnie przyniósł, a Pan Skowronek zrobił mi okład. – Przypomniała sobie, że to właśnie starszy srebrzysty wojownik niczym najprawdziwszy "anioł" pochylił się nad nią i w ostatniej chwili udało mu się uchronić koteczkę przed usmażeniem żywcem
– A kto cię wyniósł z kociarni?
Zamrugała zaskoczona. Dlaczego tata myślał, że ktoś ją wyniósł z kociarni. Wyszła z niej przecież sama, o własnych siłach.
– Nikt – miauknęła, wyciągając w stronę niebieskiego jedną z łapek owiniętą glonem. – Wyszłam sama, bo chciałam spędzić z tobą trochę czasu. Mama, Biały i Lotos spali, a ja się nudziłam...
Alba prychnął coś pod nosem, lecz chwilę później nachylił się do córki i otarł się pysk o jej mały pychol.
– A Rozkwitająca Szanta gdzie była?
– Też spała... Tylko ja nie spałam, bo się wyspałam. Jesteś zły? – spytała – Na mnie?
– Tak, jestem zły, ale na pewno nie na ciebie, mój mały puszku. Po prostu niektóre koty powinny zacząć przykładać się do swoich obowiązków... Dobrze, że nic ci się nie stało. Klan Gwiazdy czuwa nad wami – mówiąc to położył się na posłaniu tuż obok Wróżki, przyciągając ją łapą do siebie i otulając ogonem
Za namową ojca, została przez niego zabrana do Groty Pamięci. Tym razem sama. Tylko ona i tata, żaden z braci. Przez całą drogę do groty kryła się w cieniu ojca, chowając się przed wrednym słońcem, które było jej piętą Achillesa. Miała nauczkę. Wiedziała, że musi go unikać, a jak już musiała przebywać na zewnątrz to starała się tylko na jedno uderzenie serce mieć nad sobą bezchmurne niebo. Ani chwili dłużej.
– Rozkwitająca Szanta urodziła trójkę kocurków! – powiedziała w pewnym momencie, kiedy szli po wydeptanej ścieżce w kierunku groty. – Są tacy malutcy. I tacy słodcy! Jest rudy i niebieski, mają takie dziwne wzorki na swoich futerkach i taki szary, co ma czarne paski na swoich małych łapkach!
– Mhm... – mruknął ojciec, nie będąc ani trochę zainteresowany opowieścią koteczki o nowych członkach Klanu Burzy – To naprawdę interesujące...
– I... I ten rudy kocurek ma taką gwiazdkę na czole, o tutaj – mówiąc to dotknęła łapka swojej głowy. – Może on również jest darem od Klanu Gwiazdy?
– Nonsens – rzucił nagle Alba nieco twardszym tonem niż zamierzał. – Och Wróżko, skąd ty wzięłaś taki głupi pomysł... Mam nadzieję, że nikomu o tym nie powiedziałaś...
– Nie... – Zmarszczyła mordkę. Co prawda, gdy nachylała się nad rudym kociakiem, którego oczka pozostawały jeszcze zamknięte, świergotała nad jego małym uszkiem, że jest jej kolejnym małym gwiezdnym braciszkiem, tyle, że z innej mamy i taty. – Hm, to może skoro nie jest darem od Klanu Gwiazdy... To znaczy, że jest urodzonym liderem? Królicza Gwiazda ma taką gwiazdkę, chyba nawet w tym samym miejscu co Kołysanek... A podobno tylko liderzy mają takie gwiazdy, bo zostali wybrani przez Klan Gwiazdy, aby przewodzić klanem...
– To już bardziej prawdopodobne... Możliwe, że Klan Gwiazdy chciał nam przekazać, że czas panowania Króliczej Gwiazdy nieuchronnie zmierza ku końcowi, a ta gwiazda, którą otrzymał twój mały przyjaciel z chwilą narodzin jest niczym innym jak znakiem, informacją i kolejnym ostrzeżeniem... Aby nowa gwiazda mogła świecić, stara musi zgasnąć. Możemy zapytać się kronikarzy co o tym myślą, co ty na to?
Przytaknęła. Była ciekawa czy faktycznie w ich domysłach, które wypowiadali na głos było chociażby ziarnko prawdy. Czy faktycznie Królicza Gwiazda miał zgasnąć, aby Kołysanek mógł świecić? Chyba, że w ich klanie mogłoby być dwóch liderów. Jeden starszy, który by się lepiej porozumiewał ze starszymi kotami i rozumiał ich potrzeby oraz młodszy, który dbałby o kociaki i uczniów. Klan tylko na tym by zyskał, więc czemu nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz