Podczas pory nagich drzew
Widziała, jak jej ojciec cieszy się ze wspólnego spędzania czasu nad wodą. Sprawiało to, że ona również czuła przyjemne mrowienie w poduszeczkach łap. Była to ekscytacja oraz duma. Widziała, jak Dryfująca Bulwa łapie ryby jej techniką, którą nauczyła się od Mandarynkowego Pióra. Będzie musiała jej o tym powiedzieć!
– Wydaje mi się, że powinniśmy już wracać – mruknęła, czując, jak jej futerko jeży się z zimna – Musimy jeszcze wrócić do obozu, a rzeka przecież nie zamarzła. Będziemy musieli przepłynąć.
Bury wojownik uśmiechnął się do niej i pokręcił głową.
– Wydaje mi się, że znajdzie się jakieś przejście. Widziałem miejsce, w którym powierzchnia wody była skuta lodem. Powinniśmy dać radę tamtędy przejść.
Kotka zmierzyła go wzrokiem. Czy Dryfująca Bulwa prosił się o śmierć? Przecież on był za ciężki, by wchodzić na lód. Pewnie wpadłby do wody i utknął pod pokrywą skutego lodu, nawet nie mogłaby go uratować. Nie miała jeszcze tyle siły, by rozbić lód.
– Chyba sobie żartujesz? – prychnęła – Chodź normalnie przez rzekę, przecież to chwila moment i uda nam się dopłynąć do obozu. Nie chcę, by coś ci się stało.
– No dobrze, dobrze, niech ci będzie – zamruczał czule, ocierając się o córkę.
Kotka naprawdę doceniła dotyk ojca, sprawiło to, że przez chwilę było jej trochę cieplej. Nie chcąc tak stać i marznąć dalej, ruszyli w stronę obozu. Bez żadnych problemów przepłynęli przez rzekę i znaleźli się bezpiecznie w obozie. Było to naprawdę udane polowanie.
***
Pora zielonych liści.
– Trzcinowa Łapo, chodź pomożesz nam, przy wtaczaniu na wyspę głazów – zawołał ją Dryfująca Bulwa.
– Już idę! – odmiauknęła, dojadając szybko rybę.
“Na Gwiezdnych! Teraz to nawet nie można w spokoju dojeść własnego posiłku!” – przewróciła oczyma.
Szczerze nie mogła się doczekać, aż te wszystkie przygotowania obozu się skończą, strasznie przeszkadzały jej w treningach! Niedawno wróciła do obozu z patrolu z Mandarynkowym Piórem, a teraz jeszcze musiała wtaczać głazy? Dopiero co zjadła!
– Idziesz, Trzcinowa Łapo? – ponaglił ją ojciec.
– Idę, idę! – wykrzyczała i wybiegła z legowiska.
Jej oczom ukazali się Rysi Bór, Szałwiowe Serce i Dryfująca Bulwa, którzy właśnie wtaczali jeden z większych głazów do obozowiska. Co ona tam miała robić? Znaczy, czuła się doceniona, że ma pomóc jednym z najsilniejszych wojowników z obozu. To musiało znaczyć, że ona też jest silna! Podbiegł do ojca i zaparła się łapami, opierając jednocześnie bark o ścianę głazu po tej samej stronie, z której stały kocury.
– Dobra, pchamy na moje trzy! – przejął dowodzenie Szałwiowe Serce, na co pozostali skinęli głowami. – Raz, dwa… i TRZY!
Szylkretka z całej siły naparła swoim ciężarem na głaz z pozostałymi kocurami, jednak wielki kamień przesunął się zaledwie o kilka długości myszy.
– Dobra, jeszcze raz! – powtórzył książę i wszyscy się zaparli na głazie.
***
Słońce zachodziło na niebie, pozwalając, by z drugiej strony na nieboskłon wtoczył się ospale księżyc. Nie dopchali tego głazu do końca z jej pomocą, była jeszcze za mała na takie ciężkie zadanie, jakim było przepychanie głazu. Kocury pewnie się na nią zdenerwowały, gdyż kotem, który ją zastępował, był Zmierzchająca Łapa. Niby o księżyc młodszy, jednak kocur miał parę, czego kotka szczerze mu zazdrościła. Sama chciałaby mieć tyle siły co jej ojciec i inni, jednak nie miała do tego predyspozycji. Bliżej było jej do opływowej i szybkiej ryby niż do wielkiego i silnego borsuka. No cóż, pewnie nazajutrz będzie znów układała te pechowe kamienie w źródełku z Niezapominajkową Łapą i z innymi uczniami.
[550 słów]
Event Klanu Nocy: Wtoczenie na wyspę głazów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz