Nieustraszony Chomik miała wieczny ból dupy, że tyle kociaków się rodziło. Myślała już że pradawne wybielone kociaki to była wielka niespodzianka. Myliła się jednak za każdym razem, albowiem narodziły się zguby, które miały tak nietypowe pręgi, że głowa bolała. Poszła zobaczyć na własne oczy te dziwaczne cudy natury, które na świat z macicy wyrzygała Rozkwitająca Szanta. Skierowała się do żłobka, biorąc wcześniej ze stosu zwierzyny królika, by mieć pretekst, by tam wejść. Przed nosem szylkretowej kotki położyła królika.
– Nie musisz dziękować.
Kotka miała WTF na twarzy, nie wiedziała co się odwaliło w tym momencie, nie mówiąc, że to wyglądało, jakby srebrna szylkretka chciała jej przywalić tym królikiem w mordę.
Chomik patrzyła na te wybryki natury, były takie nietypowe, mogłaby przyglądać się tym dziwolągom cały dzień. Nabijanie się z obcych dzieci było nawet fajnym hobby. Nie wiedziała, czemu wcześniej tego nie robiła, może była na to kiedyś za głupia. Jako 35-księżycowa kotka wiedziała, że ma nietypowy humor, sama nie wiedziała czemu, ale miała bekę z tego, jak w mordę jeża, i to się liczyło.
Księżyc natomiast, jak to dziecko, nie miał zbyt wielkiego filtra na języku, a kotka przyniosła ze sobą naprawdę wiele zapachów. Ruszył więc noskiem raz i dwa, a jako iż wiedział, że nie wolno wskazywać łapą ani się gapić, to tylko klapnął mamę kilka razy w pysk, próbując wybadać jej ucho, żeby "szepnąć" tajemnicę.
– Mamo, a dlaczego ta pani tak śmiesznie pachnie?
Czy ten kociak właśnie ją obraził?! Powiedział nie bezpośrednio do niej, że śmiesznie pachnie! Czy on sugerował, że śmierdziała? Nieustraszony Chomik dbała o higienę swojego pięknego futra, myjąc się w rzece i ocierając je polnymi kwiatami, to dziecko najwyraźniej nie miało węchu. Nie dziwiło jej to, może po tym jego ojcu co po mleko poszedł ma zepsuty węch, bo innej opcji nie było.
Podeszła do młokosa dumnym krokiem z napuszonym futrem i zaczęła swój wywód.
– Ja nie pachnę śmiesznie, młokosie! Ja pachnę wspaniale, ja wręcz pachnę kwiatami, kłosami i naszymi ojczystymi terenami. Taki zapach to się z dumą nosi jako członek Klanu Burzy, dlatego nie zamierzam tolerować tego, że nazywasz ten zapach śmiesznym.
Rozkwitająca Szanta słuchając tego, zaniemówiła i nie wiedziała czy coś mówić na ten głupi wywód wypowiedziany jak hymn narodowy, czy po prostu nie szczepić ryja, bo to było tak głupie, że śmieszne. Wieczna królowa na pewno cisnęła z tego wewnętrznie bekę, ale nie chciała się do tego przyznać.
Na tym interakcja się skończyła. Księżyc zamknął pyszczek, schował się za mamą i gdyby mógł, pewnie by łypał nieprzyjemnie na Chomik... ale nie mógł.
Nieustraszona Chomik była z siebie dumna, że pokazała temu młokosowi, kto tu rządzi. Wyszła ze żłobka. Duma była wypisana na jej pysku i widoczna w chodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz