Na ten moment był jedynie zwykłym maluchem o wielkich marzeniach i ambicjach, którego kreatywne zapędy przekształcały jego mrzonki w wielką przyszłość. Zamierzał wykorzystać cały swój zapał i energię w trening, ostrzyć pazury na każdym drzewie, przebiec każdą polanę i zwiedzić każdy skrawek. Dlatego też kolejne słowa Świstak były dla niego niczym wybawienie:
— Skończone — mruknęła zadowolona, spoglądając na wygładzone futro rudzielca.
Ten tymczasem poderwał się na cztery łapy, ukłonił szybko i niemal już wybiegał ze żłobka, gdy w ostatniej chwili odwrócił się i gwałtownie wtulił w futro opiekunki.
— Dziękuję — wymamrotał.
Jego serce minimalnie zwolniło, gdy poczuł obok siebie kojące ciepło drugiego kota. Tym razem odsunął się już wolniej, wzrokiem poszukując swojego rodzeństwa. Trójka dołączył do rozmowy rodzeństwa. Drzemlik niemrawo rozmawiał z Płomykówką, której łapki niemal trzęsły się ze stresu. Rano nie miała nawet ochoty się z nim bawić. Nie było to co prawda nic szczególnie wyjątkowego, bo zdarzało jej się opuszczać zabawy braci czy też migać się od nich. Rzadko jednak syczała po braciach czy wyraźnie dawała do zrozumienia, że nie ma ochoty na towarzystwo. Stąd też Świergotek, nieco tym faktem zdziwiony, postanowił świergotać do wszystkich innych, głównie Trójki, którego również rozpierała energia. Jak to on, pozostał on zupełnie niewzruszony, chętny do działania i zarażający swoim nastawieniem wszystkich wokół, również nieco przygaszoną Płomykówkę i Drzemlika.
Dlatego też Świergotek odpuścił sobie kolejne próby i świergotał do wszystkich innych, głównie Trójki. Niedługo później do rozmowy dołączył się Trójka. Jak to on, zupełnie niewzruszony, chętny do działania i zarażający swoim nastawieniem wszystkich wokół. Nawet Płomykówka wydawała się przy nim delikatnie rozluźnić, co poskutkowało falą ulgi rozlewającej się po ciele Świergotka. Naprawdę kochał on swoje rodzeństwo i czuł się źle, gdy nie był w stanie im pomóc. Nawet jeśli nie zawsze było to po nim widać lub jeśli szybko potrafił sobie znaleźć inne zajęcie, to w środku zawsze czuł to dołujące poczucie bezradności na myśl o tym, że jego najbliżsi cierpią.
Teraz jednak gdy cierpienie, chociaż częściowo minęło, a słońce stało w zenicie, mogli oni wspólnie udać się na dół, tam, gdzie kierowała się reszta kotów. Nadszedł czas.
* * *
W jaskini wrzało, gdy wszyscy jej mieszkańcy zgromadzili się w jednym miejscu, niemal odruchowo formując półkole. W tłumie dało się zauważyć kolejne grupy kotów wyraźnie sobie bliższych, które korzystając z okazji, wymieniały się najnowszymi plotkami, oraz informacjami z patroli. Niektóre z nich zbierały się w grupy dwu- lub trzyosobowe, gdy inni wyraźnie preferowali pozostać w samotności, czasem nawet wyraźnie znudzeni całym zamieszaniem.
Gwar rozmów ucichł, jednak jak łapą odjął, gdy na scenę wkroczyła Liściasta Gwiazda. Świergotek i Trójka wyprostowali się dumnie, prezentując światu swoje postrzępione futro na piersi. Szylkretowa kotka kroczyła majestatycznie, spoglądając na kociaki z góry, choć nie pogardliwie. Nowi uczniowie byli zawsze powodem do radości. Nowi Klifiacy, nowa krew, nowa nadzieja.
— Płomykówko, zapraszam cię do mnie. — Głos liderki niósł się po jaskini, gdy tylko liderka dotarła na miejsce.
Świergotek spojrzał na swoją siostrę i widząc jej przerażenie, popchnął ją delikatnie do przodu. Nie ma się czego bać, chciał jej przekazać, choć jego pyszczek wyrażał jedynie radość z tego, że rozpoczynała ich ceremonię. Może to dlatego, że była kotką? Może to dlatego, że sami, jako kocury, powinni jej ustąpić, jak to zawsze mówił im tata?
Dla niego jednak Płomykówka, czy też Płomienna Łapa, była przede wszystkim siostrą, więc gdy tylko otrzymała ona swoje imię — skandował je tak głośno, jak tylko pozwalały jego płuca. Czuł buzujące w powietrzu emocje i podniecenie. Czuł radość. Czuł nadzieję. Czuł to wszystko i chociaż nie do końca wiedział czemu, to był niesamowicie z nich wszystkich dumny. Gdy Płomykówka przyszła się o nich otrzeć, włożył on w ten krótki uścisk całego siebie i całe swoje uczucia. Podobnie zresztą zrobił w przypadku Drzemlika, który został wezwany jako drugi oraz Trójki, który szedł zaraz po nim. Tym samym na placu boju pozostał jedynie on.
— Świergotku, podejdź bliżej. — Powiedziała Liściasta Gwiazda, a on poczuł się, jakby oczy wszystkich zebranych skupiły się na nim. Zresztą, prawdopodobnie tak właśnie było.
Widział on już, jak jego rodzeństwo otrzymuje swoich mentorów — Etera, Delikatną Bryzę oraz Zielone Wzgórze. Czy myślał o kimś konkretnym, gdy myślał o swoim mentorze? Nie był tak naprawdę pewien. Postrzępiony Mróz, która poświęcała im wiele czasu w żłobku, miała już swojego ucznia. Świstak była królową. Resztę kotów widywał jedynie sporadycznie, gdyż niewielu z nich miało czas na zabawianie kociaków. Od tego były w końcu karmicielki. Wciąż jednak liczył na to, że los mu sprzyja i dostanie kogoś, kto będzie szkolił go twardo, ale będzie miał również do tego serce, by pilnować młodego, który wciąż szybko się rozpraszał.
Świergotek starał się nie zezować do tyłu, szukając swojego nowego mentora, który wychodził właśnie naprzód, ale nie potrafił. Ciekawość była zbyt duża i chociaż wyglądał pewnie teraz komicznie, tak wciąż oglądał się za siebie. Jego wysiłki zresztą się opłaciły, a on niemal zachłysnął się powietrzem, widząc nadchodzącego kocura. Chociaż niebieski kot znany był mu głównie z widzenia oraz opowieści Postrzępionego Mrozu, tak czuł się raźniej, wiedząc, że jest to niejako ktoś z rodziny. Nie mogąc powstrzymać się od lekkiego uśmiechu, odwrócił się w kierunku Liściastej Gwiazdy, która właśnie zamierzała przemówić.
— Świergotku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Świergocząca Łapa. Twoim mentorem będzie Gąsienicowy Ogryzek. Mam nadzieję, że Gąsienicowy Ogryzek przekaże ci całą swoją wiedzę.
Następnie Liściasta Gwiazda zwróciła się do jego mentora:
— Gąsienicowy Ogryzku, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Pietruszkowej Błyskawicy, doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją brawurę i werwę. Będziesz mentorem Świergoczącej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę.
Gdy tylko te słowa wybrzmiały, oba kocury odwróciły się do siebie. Świergotkowi wydawało się, że widział lekki cień uśmiechu na pysku Ogryzka, zanim ich czoła zetknęły się ze sobą. Wraz z przyjemnym ciepłem drugiego ciała, Świergocząca Łapa poczuł równie satysfakcjonujące ciepło rozlewające się w jego sercu. Został uczniem.
[1290 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz