BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

po wygranej bitwie z wrogą grupą włóczęgów, wszyscy wojownicy świętują. Klan Nocy zyskał nowy, atrakcyjny kawałek terenu, a także wziął na jeńców dwie kotki - Wężynę, która niedługo później urodziła piątkę kociąt, Zorzę, a także Świteziankową Łapę - domniemaną ofiarę samotników.
W czasie, gdy Wężyna i jej piątka szkrabów pustoszy żłobek, a Zorza czeka na swój wyrok uwięziona na jednej z małych wysepek, Spieniona Gwiazda zarządza rozpoczęcie eksplorowania nowo podbitych terenów, z zamiarem odkrycia ich wszystkich, nawet tych najgroźniejszych, tajemnic.

W Klanie Wilka

Klan Wilka przechodzi przez burzliwy okres. Po niespodziewanej śmierci Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii, na przywódcę wybrany został Nikły Brzask, wyznaczony łapą samych przodków. Wprowadził zasadę na mocy której mistrzowie otrzymali zdanie w podejmowaniu ważnych klanowych decyzji, a także ukarał dwie kotki za przyniesienie wstydu na zgromadzeniu. Prędko okazało się, że wilczaki napotkał jeszcze jeden problem – w legowisku starszych wybuchła epidemia łzawego kaszlu, pociągająca do grobu wszystkich jego lokatorów oraz Zabielone Spojrzenie, wojowniczkę, która w ramach kary się nimi zajmowała. Nową kapłanką w kulcie po awansie Makowego Nowiu została Zalotna Krasopani, lecz to nie koniec zmian. Jeden z patrolów odnalazł zaginioną Głupią Łapę, niedoszłą ofiarę zmarłej liderki i Żmii, co jednak dla większości klanu pozostaje tajemnicą. Do czasu podjęcia ostatecznej decyzji uczennica przebywa w kolczastym krzewie, pilnowana przez ciernie i Sowi Zmierzch.

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot samotników!
(brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 23 czerwca, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

08 lipca 2025

Od Czerwca CD. Figi

Kocurek wciąż pozostawał przyciśnięty do ziemi. Czuł wbijające się w jego ciało pazury. Co prawda te go nie raniły, ale uczucie było bardzo nieprzyjemne. Spojrzał prosto w pyszczek Figi. Nie mógł się oczywiście powstrzymać od komentarza. Musiał jednak przyznać, że sam był zaskoczony własnymi słowami.
— Może tak, a może nie. Któż to wie — odparł cicho. Pomimo słów nie chciał jeszcze umierać. Być może właśnie to zdarzenie uświadomi mu, by nieco delikatniej drażnił kotkę. W końcu nie mógł powstrzymać się całkiem. To nie było w jego stylu. Ich spojrzenia skrzyżowały się, a oni milczeli. Jedyne co było słyszalne to ich oddechy. Czerwiec w głowie miał niezłe tornado myśli. Rozważał wiele opcji, szukał rozwiązania. Analizował. Przypomniał sobie ich rozmowę przed tą sytuacją. Czyli Figa z tego, co zrozumiał, była samotna. Niezbyt miło. Sam otaczał się raczej towarzystwem brata, mamy, ojca czy jeszcze kogoś innego. Po parunastu uderzeniach serca w końcu się coś ruszyło między nimi. Figa po wypowiedzeniu swoich słów odrzuciła czekoladowego w bok. Młodzik wylądował, jak przystało na czterech łapach. Przeniósł spojrzenie na kotkę, a następnie rozejrzał się. Wziął do pyszczka w miarę ładny kamyk o gładkich krawędziach i stanął przed kotką. Położył go pod jej łapami, a następnie wyprostował się I spojrzał w jej pysk.
— Cóż, wypadałoby mi przeprosić. Tylko nie myśl, że robię to, bo chcę. Mama mówiła, że bez względu na wszystko trzeba czasem powiedzieć...to słowo, więc przepraszam. — rzekł po prostu bez większych emocji, a następnie odsunął się od niej na kilka kroków i zmienił cel swojego zainteresowania na gałęzie z owocami. W tym samym czasie Figa zerknęła kątem oka na kamień. Skrzywiła pyszczek, zamiatając ponownie ogonem.
— Skoro to nie szczere przeprosiny to spadaj — burknęła niczym kociak.
— Weź sobie tego kamienia — prychnęła, znowuż odwracając głowę. Ruszyła wolnym krokiem przed siebie, by kontynuować trening. W tym samym czasie uczeń wzruszył barkami.
—Żadna strata. — odparł niezrażony jej słowami. Faktycznie jego przeprosiny były nieszczere, ale dlaczego miały być inne? Według niego Figa w tej sytuacji nie zasługiwała na prawdziwe. Zresztą nieważne.
—A wezmę, być może do niego dotrze coś więcej niż do niektórych. — odparował. Po czym wziął kamyczek w ząbki. Jego pierwszy element kolekcji. To był naprawdę dobry początek. Po czym ruszył za nią, ale tym razem szedł wolniej. Niezbyt widziało mu się znosić bliższą obecność kocicy. Figa nie obdarzyła ucznia spojrzeniem. Parła przed siebie, kierując ich ku Upadłej Gwieździe. Kocurek z kolei nie domagał się uwagi. Raczej szedł za nią bardziej zainteresowany kamieniem niż czymkolwiek innym. Zastanawiał się jak go nazwie.
— Tam jest Upadła Gwiazda — zaczęła neutralnie.
— Niektórzy myślą, że spadła z nieba i nazwali ją gwiazdą, ale to zwykły potwór jakich wiele na Drodze Grzmotu. Inni myślą, że to jakaś dziwna cudza cywilizacja. Ale mnie to nie obchodzi. Jak kiedyś nie będziesz się bać, to możesz tam jakąś kotkę zaprosić. — Odwróciła się do niego i krzywo uśmiechnęła.
— Podobno to dziwnie magiczne miejsce — dodała jeszcze. Kiedy ta skończyła mówić, Czerwiec przeniósł tam spojrzenie. Kotkę? Po co?
— Prędzej pójdę tam z kamieniem niż z jakąś kotką. Fuj — wymamrotał niewyraźnie przez przedmiot w pyszczku. Na jego słowa ta poruszyła uchem, ale nie uraczyła go odpowiedzią. Poszli na Wrzosową Polanę. Kotka opowiedziała uczniowi o plusach i minusach tego miejsca, by następnie zaprowadzić go do Śliwkowego Gaju. Czerwiec podążał za swoją przewodniczką. Słuchał tego, co ta miała mu do powiedzenia na temat terenów. Powstrzymywał się od komentarzy. W końcu sam nie był w najlepszym humorze. Uniósł lekko wzrok na drzewa śliwkowe, ale jakoś nie potrafił się tym aktualnie zachwycać, chociaż w innej sytuacji pewnie zacząłby. Po obejściu terenów zaczęli wracać. Ściemniało się, a temperatura spadała.
— Koniec na dziś. Żyjesz jeszcze? — zapytała beznamiętnie, odwracając głowę na ucznia. Czekoladowy zignorował pytanie starszej. Nie czuł potrzeby, by jej odpowiadać. Po cichej wędrówce wrócili do obozu, gdzie się rozdzielili

* * *
Skip time do teraz

Od ich pierwszego treningu minęły dokładnie cztery księżyce. Podczas nich kocur nauczył się teorii odnośnie do tego czy owego. Dzisiaj mieli poćwiczyć coś o wiele ciekawszego, więc kocur skoro świt udał się w miejsce spotkania, gdzie po prostu zaczekał na Figę. Był ciekaw, czego miał się nauczyć przez najbliższy czas. Liczył na coś interesującego. Figa przyszła spóźniona. Kocur nie skomentował tego. Nie miał ochoty na kolejne niezbyt miłe sytuacje. Ta z początku zdecydowanie mu wystarczyła. Na treningach starał się po prostu słuchać, ale czasem komentarze same z siebie wychodziły. Tak czy inaczej, przywitał się z mentorką.
— Dzisiaj będziemy tropić, żebyś się nie zgubił. W przeciwnym razie Jeżyna się zapłacze — oznajmiła mu.
— Nareszcie coś ciekawszego. Ta teoria wychodzi mi już bokiem — mruknął wyraźnie niezadowolony z ostatnich teoretycznych szkoleń.
— Zgubił? Phi, ja się nigdy nie gubię. Nigdy — rzekł, gdy z opóźnieniem uświadomił sobie, że padło takie słowo.
— Ta jasne. Zostawię Cię kiedyś samego w ciemnym lesie i zobaczę czy wrócisz — odparła na jego słowa, unosząc brew.
— Dobra. Nie mogę się doczekać — rzucił z charakterystyczną dla siebie pewnością. Wierzył w swoje umiejętności i nikt nie był w stanie mu tego zaburzyć. Figa prychnęła, a czekoladowy jedynie westchnął bezgłośnie. Przyzwyczaił się już do tego typu prychnięć. W końcu kocica robiła to częściej, niż noc zmieniała się w dzień i na odwrót.
— Chodźmy, poznasz zapachy zwierzyny. Może jak nam się poszczęści, to natkniemy się na smród lisa. — Po swoich słowach kotka wyszła z obozu, ogonem dając mu znać, by za nią podążał.
— Być może. Obojętne mi to — odparł beznamiętnie i podążył za zwiadowczynią. Tym razem trzymał się nieco bliżej, ale wciąż zachowując odległość. Póki szli, powrócił myślami do swojej pokaźnej kolekcji. Może uda mu się znów znaleźć coś intrygującego? Może niekoniecznie kolejny kamień, ale cokolwiek się nie trafi i tak będzie zadowolony. Po jakiejś chwili dotarli na polankę, która była pomiędzy drzewami nieopodal obozu. Figa przybliżyła nos do ziemi i wciągnęła zapachy. W tym samym czasie Czerwiec rozejrzał się dookoła. Postanowił, że przyjdzie tu kiedyś i zapoluje na ciekawe przedmioty.
— O tutaj. — Wskazała mu łapą.
— Były niedawno myszy polne, zapach jest jeszcze świeży. Powąchaj i zapamiętaj. Zaraz poszukamy, może nadal tutaj są? To upoluję sobie śniadanie. — Kotka uśmiechnęła się pod nosem. Podszedł do kotki, gdy ta wspomniała o zapachu myszy polnych. Kocur zignorował jej słowa odnośnie do śniadania i skupił się po prostu na zapamiętaniu zapachu.
— Ciekawe — mruknął do siebie, a następnie zrobił parę kroków wprzód i wpatrzył się w jakiś punkt.
— Patrz, taką pozycję musisz przyjąć do tropienia. Jest najlepsza, bo możesz się od razu wybić do skoku w razie zobaczenia zwierzyny. — Starsza pokazała mu pozycję. Uczeń przeniósł spojrzenie na kocicę. W ciszy obserwował żółtymi ślipkami każdy ruch mentorki, a nawet sam przyjął na chwilę takową pozycję. W tym samym czasie pod bujnym krzakiem siedziała mysz, skryta w trawie, gryząca jakieś nasiono. Co rusz rozglądała się za potencjalnym zagrożeniem.
— Zamknij się teraz i patrz, Czerwiec — rozkazała mu.
— Przecież nic nie mówię — prychnął cicho. Jednak skupił całą swoją uwagę na Fidze. Kocica zrobiła kolejne kilka kroków, ostrożnych i wyważonych, a gdy była odpowiednio blisko. — Skoczyła! Dała susa, dopadając myszki sprawnym ruchem. Młodzik cały czas obserwował jej ruch. Niechętnie musiał przyznać przed samym sobą, że naprawdę wzorowo jej poszło. Może i była nieco irytująca, ale doświadczenie to akurat miała.
— Cóż... przyznaję, że poszło ci dość dobrze — mruknął, gdy ta wzięła w pysk stworzonko i dumnym krokiem wróciła do niego.
— Też tak będziesz umiał, w końcu masz najlepszą mentorkę w całym Owocowym Lesie. Nie, wróć, pośród wszystkich klanów! Hahaha! — zwróciła się do niego z wyczuwalną pewnością w głosie.
— Skoro tak mówisz, nie mam zamiaru zawieść twoich oczekiwań — odparł, a następnie odsunął się nieco. Zaczął ćwiczyć pozycję łowiecką. Czekoladowy skupił się na swoim zadaniu. Chciał się nauczyć tej sztuki. Pokazać Fidze, że potrafi. Udowodnić jej i sobie samemu, jak dobry mógł być. O to chciał zawalczyć. Figa w tym czasie położyła się w cieniu i zaczęła konsumować mysz. Czuł na sobie jej spojrzenie, a zaraz usłyszał i westchnienie kocicy, która widziała jego marne starania.
— Poczekaj, nie- Nie tak! — rzuciła. Poruszył uszkiem w stronę mentorki, która do niego podeszła. Pozwolił kocicy, by ta skorygowała rozstawienie jego łap i ułożenie grzbietu.
— Jak będziesz tak chodził, to pół lasu Cię usłyszy — skomentowała, patrząc, jak kocurek stawia kroki.
— Ciszej, musisz to robić powoli. Z czasem dojdziesz do wprawy i będziesz umiał podświadomie wyważyć krok. Patrz — rzekła. Czerwiec przyjrzał się jej ruchom. Figa pokazała mu, jak stawiać łapy w trawie, by wydawały jak najmniej odgłosu.
— Rozumiem — odpowiedział. Po czym skupił się i powolutku stawiał łapę za łapą, idąc w ślad za Figą. Starał się robić to ostrożnie i chyba nawet nie wychodziło mu najgorzej.
— Banalnie proste, nie? — powiedziała kotka i uśmiechnęła się.
— Tak, proste. Z czasem będę w tym mistrzem — rzekł z dumą. Na co ta kiwnęła głową z aprobatą.
— No, nareszcie zrobiłeś coś poprawnie! — oznajmiła mu kąśliwie.
— Może dlatego, że wreszcie mi pokazałaś to właściwie. — Wzruszył barkami w odpowiedzi. Ich treningi były zawsze pełne kąśliwych uwag. Figa zaczynała, a Czerwiec nie zostawał jej dłużnikiem i tak jakoś mijało. Kiedy uczeń ponownie przyjął pozycję, mentorka wróciła do posiłku, kładąc się pod jednym z owocowych drzew.
— Jak się zmęczysz, to zrób sobie przerwę — miauknęła do niego między kęsami.
— Nawet ja nie jestem aż takim potworem, żebyś tu padł z przemęczenia — dodała jeszcze. Kocurek spojrzał na nią. Przerwę? Mowy nie było. Chciał się nauczyć i był gotów poświęcić na to resztki swojej energii. Po czym skupił się już na sobie i swoich ruchach. Poruszał się powoli, ostrożnie, ale na swój sposób pewnie. Rzucił żółtym spojrzeniem na boki, a widząc średni kamień, oblizał pysk. Skoro chciał ćwiczyć, to musiał zrobić krok do przodu. Przyczaił się i zbliżył do kamienia, by ostatecznie wybić się z tylnych łap i skoczyć w stronę celu. Idealnie wylądował przednimi łapami na kamieniu. Oczy mu błysnęły dumnie. Co prawda był to kamień, ale kto powiedział, iż nie mógł na nim ćwiczyć? No właśnie. Wyprostował się i spojrzał na Figę, która zaśmiała się pod nosem, widząc, jak jej uczeń poluje na kamień.
— Super. Normalnie nie miał z Tobą żadnych szans! — krzyknęła do niego.
— Z tobą tym bardziej, by nie miał — odparł, a następnie przyjrzał się przedmiotowi. Był to ładny, czarny kamień z białymi pasmami. Idealny do kolekcji. Zatem upolował go i teraz w nagrodę sobie weźmie.
— Jeszcze trochę i będziesz mógł polować na szyszki! Tylko uważaj, one umieją uciekać! — rozległ się głos kotki, gdzieś za nim.
— Przede mną nie uciekną. Zobaczysz — odparł, a następnie wziął kamyczek w pyszczek i położył niedaleko Figi.
— Teraz na pewno mi nie ucieknie — dodał zadowolony, a gdy spojrzał na jej brudny ogon, skrzywił się nieznacznie. Kotka zerknęła kątem oka na kamień.
— Popilnować Ci twojego skarbu? — zapytała go, sięgając łapką po kamyczek.
— Poproszę. — Po raz pierwszy użył owego słowa, ale naprawdę zależało mu na tym, by nie zgubić tego kamyczka. Był naprawdę wyjątkowy i będzie dobrym prezentem dla najważniejsze kota, jakiego pozna w swoim życiu. Chwilę spoglądał na ruch kocicy, która przysunęła go do siebie i schowała w gęstej sierści. Kiedy kocurek upewnił się, że przedmiot był bezpieczny, powrócił do swojego zadania.
— Niezłe masz oko do kamieni — oznajmiła po chwili.
— Huh? — mruknął cicho. Czyżby się przesłyszał? Kotka powiedziała coś takiego? Z pewnością się przesłyszał. W końcu Figa w życiu nic by takiego mu nie powiedziała. Ostatni raz zerknął na kocicę, nim zatracił się w treningu. Kiedy uczeń trenował, Figa położyła głowę na łapach. Zwiadowczyni patrzyła na ucznia na tyle długo, że zrobiła się senna, a następnie przysnęła. Kiedy kocur usłyszał ciche chrapanie, odwrócił łebek i zerknął na Figę. Czyżby patrzenie na niego ją zmorzyło? Oczka mu błysnęły chytrze. Wykorzystał wiedzę zdobytą dziś i zakradł się bezszelestnie do śpiącej. Zerknął na jej ogon, a następnie podszedł i zaczął czyścić ostrożnie jej ogon z gałązek, listków czy brudu. Wziął w międzyczasie gałązkę i przeczesał jej ogon. Wszystko zrobił w miarę błyskawicznie.
— Wcale nie jesteś taka nieprzyjemna, jak cię opisują. No, a przynajmniej gdy śpisz — mruknął jeszcze, nim się wycofał i postanowił zapolować na kolejny kamień, szyszkę czy cokolwiek innego. Figa nie spała długo, może góra kilkanaście minut. Obudziło ją nadepnięcie na gałązkę. Poderwała głowę, szukając źródła dźwięku. Dostrzegła Czerwca, który podczas skradanki nadepnął na suchy patyk. Kocurek skrzywił się nieco na ten dźwięk.
— Jak cię dorwę, to się nie pozbierasz — fuknął, spoglądając na drewienko.
— Chodź, wracamy, późno się robi. Jeżyna mnie pobije, jak nie wrócisz na kolację — oznajmiła mu. Odwrócił spojrzenie na mentorkę idealnie w momencie, gdy ta wystawiła do niego złośliwie język.
— Jakoś mi przykro, by nie było — mruknął i również wystawił w jej stronę różowiutki języczek. Zaraz, jednak skierował się w stronę obozu. Doskonale wiedział, gdzie iść. W tym samym momencie Figa zadarła nos wysoko.
— Wściekłe matki są przerażające — burknęła, idąc za uczniem. Czerwiec miał inne zdanie odnośnie do wściekłości matek, ale postanowił to przemilczeć. W dalszym ciągu szedł przed siebie, a chwilę później został dogoniony przez Figę
— Wiesz, nie że się jej boję. — W tej samej chwili, gdy ta mówiła, spod krzewu wyskoczyła na jej drogę wielgachna ropucha. Figa wrzasnęła przerażona i jak poparzona odskoczyła na długość zająca w tył. Cała się najeżyła. Czerwiec z kolei przyglądał się ropuszce z zainteresowaniem.
— Interesujący stworek... — Wtem wpadł na świetny pomysł. Wykorzystał szybkość i zaskoczenie ropuszki i złapał ją w łapy. Nie dotknął jej kłami, ale to wystarczyłoby zatrzymać istotkę w miejscu.
— Och Figo, spójrz na nią. Cudna jest prawda? Te oczka i kolorki. Chyba cię lubi... — zaczął i przysunął ropuchę bliżej kotki. Ledwie powstrzymywał chichot.
— Zabieraj to obrzydlistwo ode mnie! — wrzasnęła na niego. Jej ogon zamiatał powietrze.
— Och? Przykro jej teraz jest. Nie wolno obrażać takich maluszków. — odparł i przysunął jeszcze bliżej zwierzątko. Pewnie ta ropucha była bardziej przerażona od Figi.
— CZERWIEC NIE PODCHODŹ DO MNIE Z TYM! — Kotka zrobiła krok w tył, gdy kocur przysuwał ropuchę w jej kierunku. Była wyraźnie zdegustowana, co niezmiernie bawiło czekoladowego.
— No dalej, przywitaj się — dodał i uśmiechnął się.
— Nie będę się witać z żadną ropuchą! Oszalałeś?! Pająki Ci mózg zasnuły! Mysi móżdżek! — Spojrzała na niego, a cała jej sierść była najeżona. Kocur uśmiechał się do niej, obserwując jej reakcję ze skrytym rozbawieniem. Dorosła kotka panikowała przez ropuchę! Tego jeszcze nie grano, haha! Jednak widząc coraz bardziej zjeżoną sierść, Czerwiec zatrzymał się na moment. Figa wyglądała tak, jakby miała zaraz zejść.
— Dobra, już dobra. Wypuszczę ją. Jednak robię to tylko dlatego, że nie chcę robić ci sztucznego oddychania — dodał i faktycznie wypuścił stworzonko. Tym razem zadbał o to, by ropucha odskoczyła w przeciwną stronę do Figi, która wręcz oddychała niczym mysz, którą nie tak dawno temu pałaszowała.
— Ty mysi móżdżku! — wrzasnęła na niego, na co kocur wybuchł gromkim śmiechem.
— Myślałem, że niczego się nie boisz — zaczął tym razem już spokojniej. — Ale myliłem się. Cóż za zaskoczenie — dodał jeszcze i uśmiechnął się niewinnie. Co złego to nie on czyż nie? W końcu był taki słodziutki zdaniem starszej.
—Ja JESTEM nieustraszona! O-ona mnie zaskoczyła po prostu! To wszystko — burknęła, a następnie odwróciła głowę.
— Tak to sobie tłumacz, ale każdy się czegoś boi. Oprócz mnie rzecz jasna — odparł i ponownie się roześmiał. Niezły ubaw!
— Jesteś głupi, Czerwcu. — skwitowała kocura. — Jednak kocury to są wszystkie takie same! — dorzuciła jeszcze, a Czerwiec zastrzygł uszkiem.
— Auć, zabolało. — położył teatralnie łapę na swojej klatce piersiowej, a następnie się roześmiał. W tym samym czasie kocica otrzepała się.
— Nieważne, wracajmy. Mam dosyć na dzisiaj. — to mówiąc, polizała futro na klatce piersiowej, a następnie najeżony ogon. — Huh? Jakimś magicznym sposobem wyparowały z mojego futra mech, liście i gałązki — mruknęła, niby do siebie, ale jednak też do ucznia.
— Prawda? Magiczne rzeczy, jednak się zdarzają. Może też poproszę duchy przyrody, by mi pomogły zadbać o siebie — dodał. Udawał, że nie maczał w tym pazurków. Chwilę później Figa ruszyła szybszym krokiem, a kocur podążył za nią. Zwiadowczyni machnęła czystym ogonem w irytacji na jego słowa.
— Ej! Ja dbam o siebie! Sierść wcale nie jest aż taka ważna! — miauknęła w odpowiedzi. — Najistotniejsze jest to, że jem tyle, ile trzeba! Muszę być silna i najedzona, to priorytety, a nie wygląd ogona — dodała.
— Och? Oczywiście, że jest ważna! To twoja wizytówka przecież. Jak masz kogoś znaleźć z takim wyglądem? — mruknął w odpowiedzi. Kocica zmrużyła oczy, patrząc na niego podczas marszu.
— A po co mam kogoś szukać? — zapytała głupio, jednak jej ton pozostawał niewzruszony.
Spojrzał na nią zaskoczony.
— Jak to po co? Przecież każdy zasługuje i potrzebuje kogoś bliskiego i wcale nie mówię tu o rodzinie — rzekł. Jego ton zdradzał zdziwienie, ale i swego rodzaju wiarę w to, co mówił. Mama zawsze mu mówiła, że to miłe mieć kogoś. Kocica zamyśliła się po jego słowach
— Każdy zasługuje, mówisz... — szepnęła, patrząc w ziemię podczas marszu. Przymknęła na chwilę oczy z cichym westchnieniem.
— Tak, każdy. Bez względu na to, jaki jest — odparł. Takiego zdania była jego matula, ale i on sam. Z wiekiem natomiast coraz bardziej to dostrzegał. Sam chciał znaleźć kogoś takiego.
— Ale czy posiadanie takiego kota nie jest męczące? Przecież trzeba o to dbać i w ogóle! — dodała po chwili.
— Męczące? Bardziej użyłbym tu stwierdzenia, że odpowiedzialne. Faktycznie musisz o kogoś dbać, ale jeśli relacja jest czysta i prawdziwa, to ten drugi kot zatroszczy się o ciebie tak samo. Może i brzmi to dość strasznie, ale to tylko pozory. Tak naprawdę, gdy dojdzie co do czego, to można jedynie cieszyć się z takiej relacji. Najlepiej przekonać się o tym samemu, bo słowa nigdy nie oddają całości — rzekł. Tym razem ton jego głosu był ciepły i łagodny. Cudowne, by to było.
— Hmmm — zamyśliła się. Koniec końców wzruszyła barkami i machnęła czystym ogonem.
— No, to Ty z taką niewyparzoną gębą nigdy nikogo nie znajdziesz. Kotki wolą dżentelmenów, wychowanych, przystojnych kocurów, a nie takie mysie módżki jak Ty — wystawiła złośliwie język w jego stronę.
— A zakład? Bo jak chcę, to potrafię być miły. Tylko no cóż, trzeba zasłużyć — odparował i uśmiechnął się kpiąco. — Najwyżej będziemy starą kocicą i kocurem bez pary — dodał i wystawił w jej stronę język.
— Pff — prychnęła, ale kącik jej ust uniósł się do góry, a rysy pyszczka złagodniały. — Starą wredną kocicą i szyszką bez pary! Haha! — zakpiła.
— Wspaniałe podsumowanie kąśliwa pchełko — odparł wyraźnie rozbawiony. Nie sądził, że ich rozmowa będzie kiedykolwiek łagodniejsza. Co prawda i tak sobie docinali, ale tym razem atmosfera nie była aż tak ciężka.
— Jak Ty mnie nazwałeś? — zapytała wyraźnie rozbawiona, ale też zdziwiona słowami młodzika.
— Kto? Ja? — udał zaskoczonego. Jednak zaraz roześmiał się niby niewinnie. Skoro on był szyszką, to Figa mogła być pchełką. Powinna być mu wdzięczna, że nie użył zwrotu"pchła".
— Masz Ty tupet! — miauknęła jeszcze i zmarszczyła brwi. Pomimo to Czerwiec mógł dostrzec lekki uśmiech na jej pyszczku.
— Zawsze mogłaś być kleszczem lub komarem, a wybrałem inne stworzonko. Swoją drogą pchły są skoczne, więc jakby nie było, może być to i komplement. — wzruszył barkami. W jego oczach wciąż lśniło rozbawienie, na co ta się skrzywiła.
— No tak, dostąpiłam zaszczytu! — mruknęła.
— Oczywiście, że tak. Mało kto takiego doświadcza! — Wyszczerzył się.
— Ale ze mnie szczęściara, no na Wszechmatkę! Chyba aż podziękuję Jeżynie, że Cię tak dobrze wychowała! — Całość wypowiedzi, kotka mówiła ze słyszalnym sarkazmem, ale i rozbawieniem w głosie.
— Oj tak! Zdecydowanie to zasługa matuli — odparł również sarkastycznie co kotka przed chwilą. Zadziwiające, jak dobry miała humor. Takiej jej chyba jeszcze nie widział. Po chwili kocica odniosła się do jego poprzedniej wypowiedzi.
— Tak, jestem skoczna, chcesz się przekonać? — Po czym wyskoczyła na niego zręcznym susem.
— Dawaj! — wymruczał. Gdy kotka na niego skoczyła, Czerwiec zrobił unik, wykorzystując nabyte zdolności. — Normalnie skaczesz tak jak królik, aż strach wdziera się do serca na ten widok. — odparł nieco teatralnie, ale z ukrytym gdzieś tam podziwem.
— No raczej! — miauknęła, z przekonaniem wykonując kolejny skok w stronę kocura. Kolejny skok i unik.
— Haha, teraz to Ty skaczesz jak pchła! — W tym samym czasie kocurek wylądował na czterech łapkach.
— Ja uczę się latać! — prychnął rozbawiony.
— To czemu nie masz skrzydeł? — zaśmiała się uszczypliwie.
— Bo uczę się latać bez nich. Nie sztuką jest mieć skrzydła. Sztuką jest unosić się w powietrzu bez nich — odparł pewny swego.
— To może, zamiast szyszką powinieneś być wróblem? — dorzuciła.
— Może to moje przeznaczenie? — miauknął rozbawiony. W pewnej chwili zerwał się i rzucił w bok, by odbić się i skoczyć na Figę. Mentorka dała się zaskoczyć i po chwili uczeń ją przewrócił na miękką trawę. Zaczęli się przepychać w zapasach.
— Lekcja numer jeden — zaczęła w pewnej chwili Figa. — Uważaj na tylne łapy przeciwnika — dodała Figa, a następnie użyła tylnych łap i uderzyła w jego brzuch.
— Huh? — wyrwało mu się. Zdecydowanie był zaskoczony, ale ten stan nie trwał długo, bo zaraz się otrząsnął. — Dzięki za radę Figo. — rzekł w końcu, a następnie ziewnął cicho. Był zmęczony i głodny, ale zadowolony. Figa wstała i otrzepała się. Miała potargane futro, a na pyszczku zwycięski uśmiech.
— Proszę bardzo, Czerwcu — odparła z udawaną gracją.
— Tylko nie umrzyj mi tutaj, jutro mamy trening! — dodała, widząc zmęczenie kocurka. Ten zerknął na Figę, a widząc jej potargane futro, przeniósł spojrzenie na swoje. Będzie musiał się wyczyścić. — Ani mi się śni, ktoś musi cię męczyć! — dodał dziarsko, ponownie wracając do niej wzrokiem.
— Hah, powodzenia — rzuciła, nim weszła do obozu, kończąc tym samym trening na dzisiaj. Czerwiec machnął ogonem i poszedł w swoją stronę.

<Figo?>
[3667 słów]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz