BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

po wygranej bitwie z wrogą grupą włóczęgów, wszyscy wojownicy świętują. Klan Nocy zyskał nowy, atrakcyjny kawałek terenu, a także wziął na jeńców dwie kotki - Wężynę, która niedługo później urodziła piątkę kociąt, Zorzę, a także Świteziankową Łapę - domniemaną ofiarę samotników.
W czasie, gdy Wężyna i jej piątka szkrabów pustoszy żłobek, a Zorza czeka na swój wyrok uwięziona na jednej z małych wysepek, Spieniona Gwiazda zarządza rozpoczęcie eksplorowania nowo podbitych terenów, z zamiarem odkrycia ich wszystkich, nawet tych najgroźniejszych, tajemnic.

W Klanie Wilka

Klan Wilka przechodzi przez burzliwy okres. Po niespodziewanej śmierci Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii, na przywódcę wybrany został Nikły Brzask, wyznaczony łapą samych przodków. Wprowadził zasadę na mocy której mistrzowie otrzymali zdanie w podejmowaniu ważnych klanowych decyzji, a także ukarał dwie kotki za przyniesienie wstydu na zgromadzeniu. Prędko okazało się, że wilczaki napotkał jeszcze jeden problem – w legowisku starszych wybuchła epidemia łzawego kaszlu, pociągająca do grobu wszystkich jego lokatorów oraz Zabielone Spojrzenie, wojowniczkę, która w ramach kary się nimi zajmowała. Nową kapłanką w kulcie po awansie Makowego Nowiu została Zalotna Krasopani, lecz to nie koniec zmian. Jeden z patrolów odnalazł zaginioną Głupią Łapę, niedoszłą ofiarę zmarłej liderki i Żmii, co jednak dla większości klanu pozostaje tajemnicą. Do czasu podjęcia ostatecznej decyzji uczennica przebywa w kolczastym krzewie, pilnowana przez ciernie i Sowi Zmierzch.

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot samotników!
(brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 23 czerwca, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

08 lipca 2025

Od Borówkowej Łapy

Słońce ledwo przebijało się przez gęste, ołowiane chmury, które ciasno spowijały niebo niczym ciężki, wilgotny koc. Jego promienie, pozbawione zwykłej ciepłej mocy, rozlewały się matowym, chłodnym światłem po krajobrazie, wypełniając dolinę sennością i spokojem. Rzeka płynęła powoli, niemal ociężale, leniwie tocząc swe ciemne, chłodne wody po kamienistym dnie. Jej powierzchnia była lustrzana, ledwo pomarszczona przez powiewy wiatru, lecz mimo pozornej ciszy biła z niej głęboka, niemal namacalna tajemnica. Woda zdawała się wieść własne życie – milczące, uparte, pełne starych, zapomnianych opowieści, które zna tylko ona i jej nieustanny nurt.Szuwary, rosnące przy brzegu, kołysały się cicho, jakby w rytm jakiejś pradawnej pieśni. Ich smukłe, zielonkawe liście ślizgały się po sobie delikatnie, wydając niemal niesłyszalny szelest, który brzmiał jak szept natury. Wiatr poruszał je ostrożnie, z pewnego rodzaju szacunkiem, jakby i on wiedział, że nie wolno zakłócić tej porannej ciszy – chwili, gdy świat jeszcze nie zdążył całkiem się obudzić, a noc dopiero ustępowała miejsca dniowi.
Borówkowa Łapa stała nieruchomo przy wejściu do uczniowskiego legowiska, a jej białe futro, gęste i puszyste, niemal lśniło na tle wilgotnej, szarozielonej trawy oraz brunatnej, rozmokłej ziemi, tworząc kontrast tak wyraźny, że trudno było jej nie zauważyć. Oczy kotki, duże, jasne, przypominające niebo w pogodny letni dzień, utkwione były gdzieś w dal, w punkcie, którego nikt inny zdawał się nie dostrzegać. Patrzyła uparcie, z napięciem w spojrzeniu – jakby szukała odpowiedzi, które nie chciały przyjść.
Biała uczennica czuła, że z każdym kolejnym dniem jej łapy stawały się silniejsze, ruchy szybsze, bardziej precyzyjne. Ćwiczenia, które na początku wydawały się niemożliwe do wykonania, z czasem stawały się coraz łatwiejsze. Zaczynała rozumieć, jak układać ciało podczas skoku, jak znaleźć równowagę na cienkiej gałęzi czy jak złowić rybę. Wiedziała, że robi postępy – może nie spektakularne, ale widoczne, cenne. I choć wciąż popełniała błędy, a niektóre lekcje wymagały powtórzeń, miała w sobie coś, co nie pozwalało jej się poddać. Czuła, że to właśnie upór, cierpliwość i wytrwałość kształtują prawdziwego wojownika.
— Masz minę, jakbyś właśnie zdobyła cały zapas ryb z magazynu — odezwał się nagle głos, dochodzący z lewej strony, przerywając ciszę tak naturalnie, jakby był jej częścią.
Borówkowa Łapa drgnęła. Serce zabiło jej mocniej, lecz niemal natychmiast rozpoznała właścicielkę głosu. Uniosła głowę, a jej wzrok napotkał srebrzystą postać. Srebrna kotka o gęstym, lśniącym futrze wyglądała, jakby wyłoniła się z porannej mgły – była zarazem obecna i nierealna. Jej błękitne oczy, ciemne i głębokie niczym zimowe jezioro, spoglądały na uczennicę z mieszanką niepokoju i łagodnej dumy. Było w tym spojrzeniu coś ciepłego, ale też coś, co zdawało się ważyć na sercu.
— Porywisty Sztorm! — zawołała Borówkowa Łapa z radosnym błyskiem w oku i w głosie. Jej uszy się podniosły, a ciało rozluźniło. — Czy coś się stało? Mamy wspólny patrol? A może chciałaś sprawdzić, jak idzie mi trening… — Jej ton przybrał nutę wyrzutu, lecz był to wyrzut podszyty tęsknotą. — Nie sprawdzałaś mnie, niemal odkąd otrzymałam moje uczniowskie imię!
Srebrzysta wojowniczka nie odpowiedziała od razu. Przez moment trwała w ciszy, siedząc spokojnie z ogonem owiniętym wokół łap. Jej spojrzenie odpłynęło gdzieś dalej, jakby umysł zabłądził w rejony, o których nie chciała teraz mówić. Potem, nagle, zaśmiała się cicho, szczerze, dźwięcznie – śmiech ten miał w sobie ulgę, jakby przypomniała sobie, że może się jeszcze śmiać.
— Naprawdę aż tak długo nie sprawdzałam, jak ci idzie? — rzuciła z uśmiechem i lekko pacnęła córkę ogonem po boku. — Jeśli chodzi o patrol, to nie, nie mamy żadnego. Chciałam po prostu zabrać moją uczennicę na trening.
Uśmiech zagościł na pysku Borówki, lecz był to uśmiech pełen zaskoczenia i jakiegoś trudnego do określenia napięcia. Nie była pewna, czy dobrze zrozumiała. Czyżby Porywisty Sztorm miała ucznia? Nie przypominała sobie, by przywódczyni takowego jej nadała. Może Borówka przeoczyła tę chwilę? Być może trening bądź nieco dłuższy patrol spowodował, że nie było jej na zebraniu klanu, cóż i to akurat na tym, w którym odbył się tak ważny moment!
— Nie wiedziałam, że masz ucznia! — powiedziała z cichym podziwem, szczerze zafascynowana. — To musi być wspaniałe… dzielić się swoją wiedzą, potem patrzeć, jak ktoś inny wykorzystuje ją w praktyce — tropi, walczy, chroni klan. — Zniżyła głos, jakby mówiła bardziej do siebie niż do rozmówczyni. — Ale to też pewnie trudne. Dużo odpowiedzialności… Trzeba dbać o to, by uczeń przestrzegał kodeksu wojownika, by nie popełniał błędów, które mogą kosztować życie. Nie wiem, czy potrafiłabym się odnaleźć w takiej roli…
Ponownie, Porywisty Sztorm nie odpowiedziała od razu. Jej uszy poruszyły się delikatnie, jakby próbowała wyłapać dźwięk wiatru bądź śpiew ptaków. Wreszcie z jej gardła wydobył się pomruk – tak niski i cichy, że Borówka nie była pewna, czy go nie zmyśliła.
— Odnalazłabyś się — powiedziała w końcu, a w jej głosie zabrzmiał cień czegoś więcej niż tylko przekonania. Był tam nacisk. I ciężar. — Przynajmniej tak sądzę. Czasami nie ma wyboru. Trzeba się dostosować. I już.
Po grzbiecie Borówkowej Łapy przeszedł dreszcz, nieprzyjemny i nagły, jakby ktoś rzucił jej na skórę grudkę lodu. Świadomość upływającego czasu uderzyła w nią z nową siłą – niedługo zostanie wojowniczką. A wtedy będą czekały na nią nowe obowiązki, wyzwania, zmiany. Nie wszystkie będą przyjemne, nie wszystkie zgodne z jej marzeniami, ale zdawała sobie sprawę z tego, że będzie musiała im sprostać – dla dobra klanu, dla siebie. Bo wojownik nie wybiera – wojownik się dostosowuje, by potem móc świecić przykładem dla innych.
Wtem Borówkowa Łapa poczuła na sobie przenikliwy, choć pełen ciepła wzrok kotki, który niczym ostry podmuch zimowego wiatru natychmiast przywrócił ją do rzeczywistości, zrywając z niej resztki zamyślenia niczym opadłe liście niesione przez prąd rzeki. Otrzepała się lekko, jakby chciała zetrzeć z futra nie tylko kurz, ale też myśli, które zbyt długo ją pochłaniały, po czym przeciągnęła wzrokiem po otoczeniu, zatrzymując spojrzenie na wejściu do legowiska uczniów, a dalej – na rozłożystych, starannie rozmieszczonych legowiskach towarzyszy.
— Kogo uczysz? — zwróciła się do matki tonem, w którym pobrzmiewała nie tylko zwykła ciekawość, lecz również iskierka prawdziwego zainteresowania i nieoczekiwanej gotowości do działania. Jakby w przeciągu kilku uderzeń serca coś w niej się przebudziło – coś, co przez długi czas spało uśpione, przygniecione codziennością.
Szara wojowniczka podniosła się powoli i z gracją, z jaką tylko doświadczona kotka potrafiła się poruszać, po czym lekkim ruchem łapy wskazała córce uczennicę. To była młoda koteczka o lśniącym srebrzystym futrze, przeciętym pręgami i subtelnymi cętkami, które układały się w nieregularny wzór, przypominający światło księżyca przesianego przez gęste liście drzew. Na jej pyszczku gościł szeroki, serdeczny uśmiech, a z błękitnych oczu biła radość tak czysta, że zdawała się rozświetlać całą polanę.
Borówkowa Łapa w ciszy przyglądała się kotce, nie spuszczając z niej wzroku. W pewnej chwili jej spojrzenie zatrzymało się na drobnym szczególe – uczennica miała wibrysy jedynie po jednej stronie pyszczka. Przez myśl przemknęła jej niepokojąca refleksja: czy brak wąsików po jednej stronie nie wpływa na jej równowagę? Wiedziała, że wibrysy pełnią ważną funkcję w poruszaniu się kotów, pomagając im w orientacji w przestrzeni i koordynacji ruchów.
— Cześć, Śnieżna Łapo! — zawołała Porywisty Sztorm z ciepłym entuzjazmem, gdy tylko zauważyła, że młoda uczennica ją dostrzegła. — Gotowa na trening? Dziś pokażę ci parę nowych, ale bardzo skutecznych ruchów bitewnych.
Śnieżna Łapa poderwała się jak na komendę, niemal podskakując z radości, a jej futerko napuszyło się niczym świerk podczas pierwszego śniegu. Całe jej ciało emanowało ekscytacją – skakała wokół swojej mentorki z niezdarną energią, która świadczyła o młodzieńczej żarliwości i nieskrywanej radości. Jej oczy błyszczały, a ogon zataczał kręgi, jakby nie był w stanie nadążyć za porywem emocji.
— Nareszcie! — pisnęła donośnie, niemal przeskakując z łapy na łapę. — Trening walki! Ale super! Będę się bić! Tylko z kim? Ojeju, jak ja się cieszę! Nie pamiętam, kiedy ostatnio pokazałaś mi jakieś nowe ruchy!
— Cześć. — odezwała się Borówkowa Łapa, nieco rozbawiona, lecz i zaskoczona żywiołowością młodszej kotki. — Jesteś Śnieżna Łapa, prawda? Miło cię w końcu poznać.
— Ciebie też! — odparła uczennica, momentalnie zwracając łebek w stronę starszej kotki. — Znam cię! Ty jesteś Borówkową Łapą! Zawsze rzucasz mi się w oczy, pewnie przez to twoje niesamowite futro. Jest naprawdę piękne! Właśnie, to z tobą będę walczyć? O Klanie Gwiazd, to będzie najlepsze starcie w moim życiu! Nie, żeby inne były złe, oczywiście!
Borówkowa Łapa położyła uszy po sobie, lekko przytłoczona natłokiem słów i energii, którą promieniowała Śnieżna Łapa.
— Naprawdę miło, że mnie kojarzysz — zaczęła ostrożnie. — Ale nie jestem pewna, czy dziś powinnam z tobą walczyć. Mój mentor przekazał mi kilka podstawowych ciosów i uników, jednak nie czuję się jeszcze gotowa do prawdziwej walki. I… nie jestem pewna, czy czułabym się dobrze, walcząc z mniejszą od siebie uczennicą.
Śnieżna Łapa zmrużyła oczy, posyłając jej zadziorne, niemal wyzywające spojrzenie. Wyprostowała się, unosząc łebek z dumą, próbując dorównać wzrostem starszej kotce. W jej postawie było coś niezwykle uroczego, lecz zarazem imponującego – czysta, niezachwiana determinacja. Borówkowa Łapa, choć nie znała jej dobrze, już teraz czuła, że młodsza kotka będzie kiedyś świetną wojowniczką.
— Właściwie, to sama jestem ciekawa, jak sobie radzisz na polu walki, Borówkowa Łapo — wtrąciła się Porywisty Sztorm, przekrzywiając lekko łeb. — W końcu od dłuższego czasu nie widziałam cię w akcji, a twoje postępy na pewno będą interesujące do obserwowania.
— Nie wątpię — odparła Borówka z westchnieniem, starając się zabrzmieć stanowczo, choć jej głos nie brzmiał do końca pewnie. — Ale jak już mówiłam, nie czuję się jeszcze gotowa. Po prostu… nie mam teraz siły ani chęci na uczniowskie potyczki. Nie dziś.
Słowa te zawisły w powietrzu jak ciężka mgła o poranku, a wzrok Porywistego Sztormu, mimo że nie był surowy, zdawał się oceniający. Śnieżna Łapa spojrzała na nią niemal błagalnie, z wyrazem rozczarowania i nadziei zarazem, co tylko pogłębiało wewnętrzny konflikt Borówki.
— W porządku. Skoro nie dziś, to może jutro? — powiedziała szara wojowniczka, nieco łagodniej. — Po treningu Śnieżnej Łapy rozmawiam z twoim mentorem. To Szałwiowe Serce się tobą opiekuje, prawda? Chodź, Śnieżna Łapo. Czas rozpocząć nasz trening.
Dwie kotki odeszły, znikając między kępami paproci, pozostawiając Borówkową Łapę samą z kłębiącymi się myślami. Usiadła powoli na swoim posłaniu, wtulając się w mech, który już dawno utracił zapach nowości. W głębi serca czuła się rozdarta — z jednej strony świadomość, że Porywisty Sztorm naprawdę interesuje się jej postępami, rozpalała w niej iskrę dumy, ale z drugiej, wizja walki, zwłaszcza z taką pełną werwy uczennicą jak Śnieżna Łapa, napawała ją lękiem.
Jednak mimo niepokoju próbowała spojrzeć na nadchodzący dzień z nadzieją. W końcu kotka, którą przez całe swoje młode życie podziwiała – jej własna matka – znów zwróciła na nią uwagę. A to było coś, czego nie czuła od tamtej chwili, gdy po raz ostatni opuściła bezpieczne legowisko żłobka i ruszyła ścieżką uczennicy.

* * *

Słońce chyliło się już ku zachodowi, barwiąc niebo ciepłymi odcieniami pomarańczu i czerwieni. Cień padający z koron drzew rozlewał się po obozie jak spokojna fala, przesuwając się cicho po mchu i igliwiu. Borówkowa Łapa siedziała na skraju polany, lekko skulona, z ogonem owiniętym wokół łap, jakby w ten sposób próbowała zachować resztki spokoju.
Wiedziała, że musi porozmawiać z mentorem, zanim zrobi to Porywisty Sztorm. Wolała, by Szałwiowe Serce usłyszał wszystko od niej. Myśli kotki wirowały jak liście w jesiennym wichrze – nie była pewna, czy bardziej obawia się samej walki, czy zawiedzenia oczekiwań.
Zatrzepotały liście, a z cienia sosnowych gałęzi wynurzył się on – Szałwiowe Serce. Jego sylwetka była smukła, ale silna, a delikatny odcień jego srebrzystego futra zdawał się stapiać z porą dnia, jakby sam był częścią otaczającego lasu. Oczy miał pełne spokoju i rozwagi, którymi zdawał się obejmować świat wokół.
— Cześć Borówkowa Łapo — mruknął łagodnie, siadając obok niej. — Wyglądasz na lekko skołowaną. Czy coś się wydarzyło?
Borówka przełknęła ślinę. Nie chciała zabrzmieć, jakby szukała wymówki. Musiała być szczera.
— Tak... — zaczęła cicho. — Porywisty Sztorm chciała, żebym walczyła jutro ze Śnieżną Łapą. Najpierw myślałam, że tylko tak mówi, w końcu Śnieżna Łapa jest młodsza niż ja, ale... wyglądało na to, że naprawdę ma to na myśli.
Szałwiowe Serce nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się w ciemniejące niebo, jakby szukał odpowiedzi wśród wędrujących chmur.
— A ty? — zapytał w końcu, przenosząc wzrok na uczennicę. — Co o tym myślisz?
Borówkowa Łapa uniosła łeb, ale zaraz go opuściła, wbijając wzrok w ziemię.
— Nie wiem. Może powinnam się cieszyć. Może powinnam być gotowa. Inni uczniowie to lubią — Westchnęła. — Treningi, walki, pokazy siły. Ale ja… po prostu nie czuję się w tym dobra. I nie chodzi tylko o brak siły.. Chodzi o to, że ja się w tym nie odnajduje, to po prostu nie jest moja mocna strona. A teraz mam walczyć z kotką, która uwielbia walkę i wygląda, jakby nie miała z nią żadnego problemu!
Zamilkła, zaskoczona własnymi słowami. Nawet nie planowała tego wszystkiego powiedzieć.
Szałwiowe Serce słuchał w milczeniu, nie przerywając, nie osądzając. Po dłuższej chwili przemówił tonem cichym, ale stanowczym:
— Borówkowa Łapo, bycie wojownikiem nie polega tylko na sile fizycznej. To także odwaga — a ta przyjmuje różne formy. Czasem największą odwagą jest przyznać się do słabości. A czasem — stawić czoła temu, co nas przeraża, mimo że każdy mięsień w ciele każe uciekać.
Zawahał się, po czym dodał:
— Nie chcę, żebyś walczyła dlatego, że ktoś tego od ciebie oczekuje. Ale wiem, że jesteś silniejsza, niż sama sobie pozwalasz uwierzyć. A Śnieżna Łapa… cóż, myślę, że potrzebuje kogoś, kto pokaże jej, że walka to nie tylko rozrywka.
Borówka spojrzała na niego kątem oka. W jego spojrzeniu nie było presji, tylko zaufanie.
— Więc... mam się zgodzić? — zapytała niepewnie.
— Nie. Masz zdecydować sama. Ale pamiętaj: nie jesteś sama na tej ścieżce. Jeśli chcesz, jutro przed świtem potrenujemy razem. Żebyś mogła się poczuć pewniej. A potem zdecydujesz.
Uczennica skinęła lekko głową.
— Dziękuję, Szałwiowe Serce — szepnęła. — Myślę, że stawie tej walce czoła.

Następny dzień, walka…

Poranek był cichy, niemal nierzeczywisty. Świat otulała delikatna mgła, która leniwie snuła się nad obozem, jakby sama natura wstrzymała oddech. Na polanie, gdzie zwykle odbywały się treningi, było pusto. Żadnych uczniów, żadnych wojowników — tylko cztery postacie: dwie uczennice i dwoje dorosłych kotów.
Borówkowa Łapa stała po jednej stronie prowizorycznego kręgu, który Porywisty Sztorm wyznaczyła pazurem w miękkiej ziemi. Serce waliło jej jak oszalałe. Czuła każdy oddech, każde drżenie łap, a chłód poranka nie pomagał – przeszywał ją aż do kości.
Naprzeciw niej stała Śnieżna Łapa – niższa, szczuplejsza, ale niemal kipiąca energią. Jej ogon drgał, oczy błyszczały, a łapy uginały się lekko, gotowe do skoku. Porywisty Sztorm i Szałwiowe Serce siedzieli nieopodal, milczący i uważni, choć nieoceniający.
— Gotowe? — zapytała Porywisty Sztorm cicho, nie podnosząc głosu. — Śnieżna Łapo, pamiętaj, bez pazurów. Tylko ćwiczenie. Spokojne i kontrolowane. Nie chodzi o zwycięstwo, lecz o naukę.
Borówka przez chwilę wpatrywała się w swoją przeciwniczkę. "Czy to możliwe, że na wczorajszym ćwiczeniu zapomniała schować pazurów…" — pomyślała, wnioskując po reprymendzie Porywistego Sztormu. Śnieżna Łapa przytaknęła z entuzjazmem, niemal podskakując w miejscu. Śnieżnobiała uczennica czuła natomiast, jak napięcie rozsadza jej kark.
— Zaczynajcie — mruknęła wojowniczka, cofając się.
Śnieżna Łapa ruszyła natychmiast, z gracją, której Borówka się nie spodziewała. Jej pierwsze uderzenie było szybkie i celne – łapa otarła się o bok Borówki, zanim ta zdążyła się odsunąć. Uczennica cofnęła się chwiejnie, próbując skontrować, ale cios był za lekki, zbyt spóźniony.
Za wolna, pomyślała ze złością. Zawsze za wolna.
Śnieżna Łapa znów zaatakowała, tym razem z dołu, próbując podciąć jej łapy. Borówka uskoczyła w bok, ale zrobiła to zbyt gwałtownie — straciła równowagę i wylądowała na boku, z cichym jękiem. Jej ogon zakreślił niekontrolowany łuk w powietrzu.
— Wstawaj! — zawołała Śnieżna Łapa, z nutą zachęty, nie drwiny.
Borówka podniosła się, zgrzytając zębami. Zawstydzenie paliło ją od środka, ale nie chciała się poddać. Spróbowała zmienić taktykę — skoczyła na przeciwniczkę, próbując wykorzystać swój większy ciężar. Przez ułamek chwili wyglądało, jakby miała ją przewrócić, ale Śnieżna Łapa wykonała szybki zwód, uskoczyła i odbiła się, popychając Borówkę w bok barkiem.
Borówkowa Łapa zachwiała się i tym razem nie utrzymała równowagi. Padła na ziemię z tępym odgłosem i jęknięciem. Zanim zdążyła wstać, poczuła łapę Śnieżnej Łapy delikatnie przyciśniętą do jej karku – symboliczny gest zakończenia walki.
— Dość — powiedział cicho Szałwiowe Serce, jego głos łagodnie przeciął ciszę panującą na polanie niczym spokojna fala.
Borówkowa Łapa trwała jeszcze przez moment bez ruchu, leżąc z pyskiem wtulonym w wilgotny mech. Czuła smak porażki na języku – cierpki, gorzki i niechciany. Podniosła się powoli, z trudem, jakby jej łapy nagle stały się cięższe niż kamienie. Kiedy w końcu stanęła, nie podniosła wzroku. Jej spojrzenie tkwiło uparcie przy ziemi, a uszy były przyciśnięte do czaszki.
Serce tłukło się w piersi jak przerażony ptak próbujący wydostać się z zamknięcia – już nie ze strachu, ale z frustracji. Przegrałam, pomyślała z goryczą. Przegrałam przy nich. Pokazałam, że nic nie potrafię.
Zacisnęła szczęki, próbując połknąć to uczucie. Ale ono wciąż tam było. Gniotło ją w gardle i paliło w żołądku.
— Przepraszam… — mruknęła cicho, ledwie słyszalnie. — Nie byłam gotowa.
Porywisty Sztorm, która do tej pory przyglądała się wszystkiemu z boku z twarzą nieodgadnioną, podeszła bliżej. Jej głos, gdy przemówiła, był spokojny, ciepły, a mimo to stanowczy.
— Nie masz za co przepraszać — powiedziała, zerkając jej prosto w oczy. — To był trening, Borówkowa Łapo. A twoja siła nie leży w sile.
Zawiesiła głos na ułamek uderzenia serca, jakby chciała, by jej słowa dobrze wybrzmiały.
— To, że walczysz mimo lęku, to już dużo. Bardzo dużo.
Borówkowa Łapa uniosła lekko głowę, zaskoczona tym, że w głosie matki – kotki, która nie raz podchodziła do niej z przesadnym wręcz dystansem – zabrzmiała szczera troska. Nie odpowiedziała, nie umiała jeszcze. Ale coś w jej sercu drgnęło, jakby ostrożnie podniosło łeb z mroku rozczarowania.
Śnieżna Łapa podeszła do niej wolno, ostrożnie, jakby bojąc się przekroczyć granicę, której nie znała. Jej futerko nadal było lekko nastroszone od emocji i ruchu, ale z pyska zniknął wszelki ślad zadziorności. Jej błękitne oczy jaśniały ciepłem i współczuciem.
— Byłaś dzielna — powiedziała szczerze, niemal z podziwem. — Naprawdę. A twoje uniki? Gdybym się nie pilnowała, parę razy bym się potknęła. Chciałabym tak obserwować walkę, jak ty.
Borówkowa Łapa spojrzała na nią zaskoczona, z niedowierzaniem. Nie sądziła, że Śnieżna Łapa – pełna energii i odwagi – może dostrzec coś pozytywnego w jej chaotycznym, ostrożnym ruchu. A jednak kotka patrzyła na nią zupełnie poważnie, bez śladu kpiny czy fałszu.
W środku Borówki coś pękło. Nie ból, nie duma – coś lżejszego. Może złość, która w niej kipiała, zaczęła w końcu ustępować… czemuś innemu. Może… uldze?
Szałwiowe Serce podszedł do niej i zatrzymał się tuż obok.
— Każdy ma swoją drogę — powiedział przyjaźnie kocur, a jego głos przypominał szum wiatru w koronach drzew. — Ty uczysz się powoli, ale dokładnie. I z czasem będziesz walczyła lepiej, jestem tego pewien.
Jego słowa nie były pochlebstwem. Były prawdziwe – i może właśnie dlatego dotarły do niej głębiej niż jakiekolwiek inne. Borówkowa Łapa skinęła lekko głową. Nie była dumna z tej walki. Nie czuła triumfu. Ale była wdzięczna – za to, że pozwolono jej się potknąć, nie skazując na upokorzenie. Że dano jej przestrzeń, by upaść – i podnieść się z godnością. Zebrani ruszyli z powrotem w stronę obozu. Łapy Borówki lekko szurały po wilgotnej ziemi, a rosa zostawiała mokre ślady na futrze. Świat był nadal zamglony, a promienie słońca przedzierały się przez konary niczym nadzieja przez niepewność. Borówka spojrzała w bok, na idącą obok Śnieżną Łapę. Przez moment milczała, zbierając odwagę, by się odezwać.
— Chyba… — mruknęła w końcu, niepewnie — chciałabym kiedyś spróbować jeszcze raz.
Śnieżna Łapa rozpromieniła się, a jej oczy rozbłysły na nowo – tym razem cieplej, spokojniej.
— Ja też! — zaśmiała się. — Ale wtedy nie będę ci już tak pobłażać!

[3127 słów]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz