Długo przed śmiercią Melodii
Siedziała przy jednej ze ścian jaskini, pogrążona w zamyśleniu. Chłodne kamienie pod jej bokiem zdawały się oddawać echo niepokoju, który coraz mocniej w niej narastał. W półmroku wnętrza panowała cisza, przerywana jedynie odległym kapaniem wody i cichym szelestem poruszanych przez przeciąg liści, które zabłąkały się do środka. Czuła, że im dłużej będzie szukać sprawcy ostatnich zabójstw, tym większe prawdopodobieństwo, że ten zorientuje się, iż ktoś depcze mu po piętach — i lepiej się ukryje. A może nawet... zaatakuje. Już teraz obawiała się, że jej dociekania mogły dotrzeć do uszu mordercy. To irracjonalne, a jednak nie potrafiła pozbyć się tego przeczucia. Co gorsza — była niemal pewna, że sprawcą jest ktoś z Klanu Klifu. Ta myśl bolała, ale nie mogła jej zignorować. Dlatego od pewnego czasu bacznie przyglądała się swojej rodzinie. Z coraz większą uwagą wypytywała o treningi swoich córek, śledziła zachowanie ich mentorów. Pilnowała, by Wieczne Zaćmienie nigdy nie wychodziła samotnie na zioła. Morderca mógłby przecież posunąć się do próby zastraszenia — poprzez skrzywdzenie kogoś jej bliskiego. Wciąż nie ufała samotniczkom. Wydawało jej się, że wiedzą więcej, niż mówią. Mimo to nie wierzyła, by to one stały za śmiercią Obuwika. Może to tylko złudzenie, może naiwność — ale nie potrafiła ich obwiniać. Klan Wilka również nie wzbudzał jej podejrzeń. Pomimo strachu o własne bezpieczeństwo, nadal rozmawiała z innymi kotami, szukając prawdy. Tego dnia postanowiła porozmawiać ze Srebrną Szadzią. Kotka nigdy nie była zbyt rozmowna, lecz Pietruszka miała nadzieję, że starsza wojowniczka zrobi dla niej wyjątek. Wiedziała, że Srebrna Szadź to uważna obserwatorka. Może jeśli coś pamięta, podzieli się tą wiedzą. Zabrała ze stosu dwie myszy, wspięła się na półkę skalną należącą do starszyzny i przysiadła obok jasnej kotki. W jaskini panował półmrok, lecz futro Szadzi zdawało się niemal lśnić w tym przyćmionym świetle. Starsza zmrużyła oczy, unosząc lekko brwi w niemym pytaniu.
— Witaj, Srebrna Szadzio. Przyniosłam ci jedzenie — wymruczała przyjaźnie, kładąc przed kotką dwie myszy.
— Haha, chyba chcesz mnie utuczyć, Pietruszko — zaśmiała się starsza, po czym zakaszlała kilka razy.
— Nic z tych rzeczy! A jak się czujesz? — zapytała, jakby mimochodem, delikatnie dotykając łapą jej boku.
— Dobrze. Moja córka wróciła, wszystko jest w porządku — zamruczała, wgryzając się w jedną z myszy.
— Tak, odwiedzam czasami samotniczki. Są naprawdę miłe — oznajmiła wojowniczka, zaczynając myć grzbiet starszej. W ten sposób okazywała jej szacunek i troskę.
— Ja też byłam parę razy, ale jestem już taka stara... — wydyszała kocica z lekkim uśmiechem.
— Moim zdaniem nadal jesteś młoda, a twoje oczy są niezwykle bystre — zamruczała kotka, spoglądając na nią wymownie.
— Ty chyba ode mnie czegoś chcesz, prawda? — burknęła starsza, nie tracąc jednak ciepła w głosie.
— Porozmawiać. Czy to taka zbrodnia? — odparła łagodnie Pietruszka. — I zadać jedno pytanie — dodała już ciszej.
— Eh, no dawaj, nie mam całego dnia — mruknęła Srebrna Szadź, poruszając uszami z lekkim zniecierpliwieniem.
— Masz bystre oko. Może zauważyłaś, czy w dzień śmierci Obuwika ktoś wychodził sam z obozu? Kto wtedy pilnował wejścia? — zapytała z nadzieją, pochylając lekko głowę.
— Oko bystre, ale umysł już stary... Chociaż... Pamiętam, że pytałam Delikatnej Bryzy o dzielenie języków, ale jedynie odburknęła, że musi coś sprawdzić. Myślałam, że może zapytam Miedzianego Kła, ale chyba była poza obozem... Nie pamiętam, z kim wychodziła, ale wróciła chyba z Zielonym Wzgórzem. Musiałabyś zapytać się tego, kto pilnować wejścia, ale skoro pytasz to... Ja nie wiem, pomagałam tego dnia przy legowiskach.
Kotka zamyśliła się na moment. Wciąż miała w pamięci rozmowę z kotem, który tamtego dnia pilnował wejścia do obozu. Pytała go o wszystko, co mogło mieć znaczenie… Niestety, nie dowiedziała się niczego konkretnego — oprócz ukrytej między słowami groźby, która do dziś nie dawała jej spokoju. Mimo to uniosła wzrok i posłała starszej kotce łagodny uśmiech, próbując rozluźnić napiętą atmosferę.
— Dziękuję ci bardzo. A teraz… może po prostu porozmawiamy? Jak się masz? — zaproponowała ciepło, przeciągając ogonem po chłodnych, nierównych kamieniach, które szeleściły cicho pod jej dotykiem.
Starsza kotka zatrzepotała uszami w lekkim zakłopotaniu. Przez chwilę wahała się, jakby nie była pewna, czy może pozwolić sobie na szczerość. W końcu jednak odchrząknęła i zaczęła mówić — opowiadać o tym, jak mijały jej ostatnie dni. Głos miała miękki, nieco zmęczony, lecz w słowach pobrzmiewała nuta codzienności, tak bardzo różnej od napięcia, które kotka niosła w sobie. Pietruszka słuchała jednym uchem. Drugim — próbowała wślizgnąć się w gąszcz własnych myśli, odnaleźć porzucone wcześniej wątki i poukładać je w logiczną całość. Szukała powiązań, łączyła fakty, próbując nadać sens temu, co wydawało się coraz bardziej rozproszone.
— Witaj, Srebrna Szadzio. Przyniosłam ci jedzenie — wymruczała przyjaźnie, kładąc przed kotką dwie myszy.
— Haha, chyba chcesz mnie utuczyć, Pietruszko — zaśmiała się starsza, po czym zakaszlała kilka razy.
— Nic z tych rzeczy! A jak się czujesz? — zapytała, jakby mimochodem, delikatnie dotykając łapą jej boku.
— Dobrze. Moja córka wróciła, wszystko jest w porządku — zamruczała, wgryzając się w jedną z myszy.
— Tak, odwiedzam czasami samotniczki. Są naprawdę miłe — oznajmiła wojowniczka, zaczynając myć grzbiet starszej. W ten sposób okazywała jej szacunek i troskę.
— Ja też byłam parę razy, ale jestem już taka stara... — wydyszała kocica z lekkim uśmiechem.
— Moim zdaniem nadal jesteś młoda, a twoje oczy są niezwykle bystre — zamruczała kotka, spoglądając na nią wymownie.
— Ty chyba ode mnie czegoś chcesz, prawda? — burknęła starsza, nie tracąc jednak ciepła w głosie.
— Porozmawiać. Czy to taka zbrodnia? — odparła łagodnie Pietruszka. — I zadać jedno pytanie — dodała już ciszej.
— Eh, no dawaj, nie mam całego dnia — mruknęła Srebrna Szadź, poruszając uszami z lekkim zniecierpliwieniem.
— Masz bystre oko. Może zauważyłaś, czy w dzień śmierci Obuwika ktoś wychodził sam z obozu? Kto wtedy pilnował wejścia? — zapytała z nadzieją, pochylając lekko głowę.
— Oko bystre, ale umysł już stary... Chociaż... Pamiętam, że pytałam Delikatnej Bryzy o dzielenie języków, ale jedynie odburknęła, że musi coś sprawdzić. Myślałam, że może zapytam Miedzianego Kła, ale chyba była poza obozem... Nie pamiętam, z kim wychodziła, ale wróciła chyba z Zielonym Wzgórzem. Musiałabyś zapytać się tego, kto pilnować wejścia, ale skoro pytasz to... Ja nie wiem, pomagałam tego dnia przy legowiskach.
Kotka zamyśliła się na moment. Wciąż miała w pamięci rozmowę z kotem, który tamtego dnia pilnował wejścia do obozu. Pytała go o wszystko, co mogło mieć znaczenie… Niestety, nie dowiedziała się niczego konkretnego — oprócz ukrytej między słowami groźby, która do dziś nie dawała jej spokoju. Mimo to uniosła wzrok i posłała starszej kotce łagodny uśmiech, próbując rozluźnić napiętą atmosferę.
— Dziękuję ci bardzo. A teraz… może po prostu porozmawiamy? Jak się masz? — zaproponowała ciepło, przeciągając ogonem po chłodnych, nierównych kamieniach, które szeleściły cicho pod jej dotykiem.
Starsza kotka zatrzepotała uszami w lekkim zakłopotaniu. Przez chwilę wahała się, jakby nie była pewna, czy może pozwolić sobie na szczerość. W końcu jednak odchrząknęła i zaczęła mówić — opowiadać o tym, jak mijały jej ostatnie dni. Głos miała miękki, nieco zmęczony, lecz w słowach pobrzmiewała nuta codzienności, tak bardzo różnej od napięcia, które kotka niosła w sobie. Pietruszka słuchała jednym uchem. Drugim — próbowała wślizgnąć się w gąszcz własnych myśli, odnaleźć porzucone wcześniej wątki i poukładać je w logiczną całość. Szukała powiązań, łączyła fakty, próbując nadać sens temu, co wydawało się coraz bardziej rozproszone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz