— Ależ się cieszę, że w końcu mam was! — Starsza przejechała językiem po główkach swoich córek — Te rude plamki z pewnością odziedziczyła po mamusi.
"Pytanie tylko której?" zielonooka przesadnie przewróciła oczyma zupełnie zmęczona tym jakże inspirującym monologiem. Wejście do żłobka zaszeleściło, kiedy w środku pojawiła się przemoczona szylkretka. Jej lśniące oczy spoczęły na nowych lokatorach kociarni, stąd też młoda domyśliła się, że swoją obecnością zaszczyciła ich druga z matek. Zaczęła się ona przeciskać między kotami, popchnęła Lulka, który wylądował na Żmijowcu, a ten przewrócił się na Rosiczkę. Cała trójka ostatecznie leżała na mchu tworzącym podłogę legowiska.
— Ojć! Niechcący! — rzuciła w powietrze słowa przeprosin pręguska, a na jej grzbiecie spoczęło spojrzenie spod przymrużonych powiek matki rodzeństwa.
Idąc dalej, przypadkowo stanęła na wyciągniętej łapce Juniorki, koteczka zareagowała przenikliwym jęknięciem.
— Uważaj… — syknęła ospale Wężyna. Zabrzmiało to, jak ostrzeżenie i zapewne nim właśnie było.
Najstarsza z miotu energicznie skinęła łebkiem, popierając słowa matki. W czasie kiedy dwie kocice się ściskały, mała zdążyła wylizać zmiażdżoną łapkę i wypalić dziurę w sierści przybyszki.
— Dlaczego one nie mogą spotykać się poza żłobkiem, mamooo? — Wężynka schowała drobną główkę w sierści swojej rodzicielki, szukając tam oparcia.
Seniorka w odpowiedzi wzruszyła ramionami i przeciągnęła ogonem po grzbiecie córy. To tak nie powinno wyglądać! W legowisku było paskudnie duszno, a mleczny zapach został zastąpiony odorem ryb, dodatkowo z futra kotów, które przyszły niedawno z deszczu, kapały krople wody, mocząc wszystko dookoła.
— Nasze kocięta są takie piękne! Dziękuję ci za to Klanie Gwiazdy — miauknięcie jednej z matek wypełniło ciepłem otoczenie.
— To prawda, och Biedronkowe Pole, będziesz dla nich wspaniałą mamą!
Juniorka czuła jak jej cierpliwość się kończy, przekręciła łebek tak, aby widzieć całą rodzinkę a jej futro paliło się gorącem.
— Gdyby to jeszcze były wasze dzieci! — warknięcie drobnej szylkretki uderzyło w Krabik i Biedronkę niczym piorun, a ich wściekłe ślepia celowały prosto w pysk dużo młodszej kotki.
Biedronkowe Pole przerwała chwilę ciszy głośnym uderzeniem lodowatego ogona centralnie w zniecierpliwioną buźkę zielonookiej. To był chyba pierwszy raz, gdy w Wężynce mieszały się tak skrajne uczucia: z jednej strony, najzwyklej w świecie, chciała się rozpłakać i wtulić w bok mamusi, ale również powstrzymywała się przed rzuceniem się z pazurkami na swojego oprawcę. Rozgoryczenie wzięło jednak górę i koteczka po prostu wybuchła płaczem, skuliła się i przysłoniła łapkami oczy, a koniuszek jej ogonka latał we wszystkie strony. Dokładnie słyszała szum przyspieszonego bicia serca w uszach, który skutecznie zagłuszył wszystko inne. Nos szylkretki otulił smród ryby o, którym myślała już wcześniej, jej grzywa posklejała się w grubsze kosmyki, a to wszystko za sprawą wody z ogona!
Po kilku następnych szlochach w końcu poczuła, jak otacza ją zapach ukochanej mamy, jej język przejechał kilkakrotnie po czubku głowy młodej. To wystarczyło, aby przerwać lawinę łez Juniorki. Ściągnęła łapki z powiek i opuchniętymi oczyma ciekawsko rozejrzała się po kociarni, wychodziła z niej właśnie Biedronkowe Pole ze spłaszczonymi uszami i napiętymi mięśniami, "Dobrze ci tak!" uznała poszkodowana, musiała się powstrzymać przed wytknięciem języka w tamtą stronę. Druga z mam w tym czasie wpatrywała się w Wężynę, niestety córka ów kotki nie była w stanie rozszyfrować, co kryje się w spojrzeniu Krabowych Paluszków, ale jedno było pewne — zielonooka nie cieszyła się zbyt dobrą opinią wśród nowych mieszkanek żłobka.
Na niebie poza ścianami legowiska lśnił srebrem księżyc, a jego delikatne światło dochodziło nawet do wnętrza kociarni. Jaśniejący okrąg ospale zniżał się, niedługo miał już zakończyć swoją wędrówkę nad lasem. To była jedna z tych nocy, kiedy Wężynka nie była w stanie zasnąć, było wyjątkowo zimno nawet jak na początek pory nowych liści, która zgodnie z zapewnieniami piastunki miała przynieść upały i zieleń do obozu. Nic z tego się nie spełniło! Szylkretka przekręcała się na swoim skrawku mchu w poszukiwaniu przyjemnego ułożenia łapek, kto je w ogóle wymyślił!? Są taki niewygodne! Tak samo wielkie grzywy i ogony! Juniorka coraz bardziej sfrustrowana w końcu się poddała. Wstała i rozejrzała się dookoła, może jakiś inny kot też nie spał? Nie myliła się za bardzo, ponieważ srebrna córka Krabika wierciła się niespokojnie.
— Ej! Pssst! — Koteczka zamachała w powietrzu łapką, próbowała zwrócić na siebie uwagę młodszej.
Zadziałało, bo po chwili zalśniła para pomarańczowych ślepi.
— Kto to..? — Cichusieńkie miauknięcie pomarańczowookiej ledwo co przebiło się ponad chrapaniem Wężyny.
— Jestem Wężynka! A ty?
"Pytanie tylko której?" zielonooka przesadnie przewróciła oczyma zupełnie zmęczona tym jakże inspirującym monologiem. Wejście do żłobka zaszeleściło, kiedy w środku pojawiła się przemoczona szylkretka. Jej lśniące oczy spoczęły na nowych lokatorach kociarni, stąd też młoda domyśliła się, że swoją obecnością zaszczyciła ich druga z matek. Zaczęła się ona przeciskać między kotami, popchnęła Lulka, który wylądował na Żmijowcu, a ten przewrócił się na Rosiczkę. Cała trójka ostatecznie leżała na mchu tworzącym podłogę legowiska.
— Ojć! Niechcący! — rzuciła w powietrze słowa przeprosin pręguska, a na jej grzbiecie spoczęło spojrzenie spod przymrużonych powiek matki rodzeństwa.
Idąc dalej, przypadkowo stanęła na wyciągniętej łapce Juniorki, koteczka zareagowała przenikliwym jęknięciem.
— Uważaj… — syknęła ospale Wężyna. Zabrzmiało to, jak ostrzeżenie i zapewne nim właśnie było.
Najstarsza z miotu energicznie skinęła łebkiem, popierając słowa matki. W czasie kiedy dwie kocice się ściskały, mała zdążyła wylizać zmiażdżoną łapkę i wypalić dziurę w sierści przybyszki.
— Dlaczego one nie mogą spotykać się poza żłobkiem, mamooo? — Wężynka schowała drobną główkę w sierści swojej rodzicielki, szukając tam oparcia.
Seniorka w odpowiedzi wzruszyła ramionami i przeciągnęła ogonem po grzbiecie córy. To tak nie powinno wyglądać! W legowisku było paskudnie duszno, a mleczny zapach został zastąpiony odorem ryb, dodatkowo z futra kotów, które przyszły niedawno z deszczu, kapały krople wody, mocząc wszystko dookoła.
— Nasze kocięta są takie piękne! Dziękuję ci za to Klanie Gwiazdy — miauknięcie jednej z matek wypełniło ciepłem otoczenie.
— To prawda, och Biedronkowe Pole, będziesz dla nich wspaniałą mamą!
Juniorka czuła jak jej cierpliwość się kończy, przekręciła łebek tak, aby widzieć całą rodzinkę a jej futro paliło się gorącem.
— Gdyby to jeszcze były wasze dzieci! — warknięcie drobnej szylkretki uderzyło w Krabik i Biedronkę niczym piorun, a ich wściekłe ślepia celowały prosto w pysk dużo młodszej kotki.
Biedronkowe Pole przerwała chwilę ciszy głośnym uderzeniem lodowatego ogona centralnie w zniecierpliwioną buźkę zielonookiej. To był chyba pierwszy raz, gdy w Wężynce mieszały się tak skrajne uczucia: z jednej strony, najzwyklej w świecie, chciała się rozpłakać i wtulić w bok mamusi, ale również powstrzymywała się przed rzuceniem się z pazurkami na swojego oprawcę. Rozgoryczenie wzięło jednak górę i koteczka po prostu wybuchła płaczem, skuliła się i przysłoniła łapkami oczy, a koniuszek jej ogonka latał we wszystkie strony. Dokładnie słyszała szum przyspieszonego bicia serca w uszach, który skutecznie zagłuszył wszystko inne. Nos szylkretki otulił smród ryby o, którym myślała już wcześniej, jej grzywa posklejała się w grubsze kosmyki, a to wszystko za sprawą wody z ogona!
Po kilku następnych szlochach w końcu poczuła, jak otacza ją zapach ukochanej mamy, jej język przejechał kilkakrotnie po czubku głowy młodej. To wystarczyło, aby przerwać lawinę łez Juniorki. Ściągnęła łapki z powiek i opuchniętymi oczyma ciekawsko rozejrzała się po kociarni, wychodziła z niej właśnie Biedronkowe Pole ze spłaszczonymi uszami i napiętymi mięśniami, "Dobrze ci tak!" uznała poszkodowana, musiała się powstrzymać przed wytknięciem języka w tamtą stronę. Druga z mam w tym czasie wpatrywała się w Wężynę, niestety córka ów kotki nie była w stanie rozszyfrować, co kryje się w spojrzeniu Krabowych Paluszków, ale jedno było pewne — zielonooka nie cieszyła się zbyt dobrą opinią wśród nowych mieszkanek żłobka.
* * *
— Ej! Pssst! — Koteczka zamachała w powietrzu łapką, próbowała zwrócić na siebie uwagę młodszej.
Zadziałało, bo po chwili zalśniła para pomarańczowych ślepi.
— Kto to..? — Cichusieńkie miauknięcie pomarańczowookiej ledwo co przebiło się ponad chrapaniem Wężyny.
— Jestem Wężynka! A ty?
<Ćma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz