Nieopodal krańca ich terytorium siedziało Skaza, wygrzewające się w plamie słońca, mając przy tym zamnknięte oczy. Szczekuszka wzięła głęboki wdech i ruszyła w jego stronę. Jednak im bardziej się zbliżały, tym bardziej chwiejnie stawiały następne kroki. Arlekin był ogromny – mógłby je udusić jednym ściśnięcięm łapy, gdyby tylko miał na to ochotę. Po chwili zawahania srebrna mimo wszystko wyprostowała się, uniosła wysoko głowę i kontynuowała swoją misję. W końcu jeśli będzie wyglądać i brzmieć wystarczająco groźnie, to nawet największy kot nie odważy się jej nic zrobić. Miała wręcz przygotowany specjalny tekst, jakim zaatakuje burego złodzieja, odbierającego jej to, co im się należało. Wyrażenie to słyszała od potwornie strasznego mieszkańca miasta. Goniąc ranną mysz, przypadkiem zapędziła się na terytorium kocura, czego nie odebrał on za dobrze. Kiedy na nią warknął, poczuła tak ogromne przerażenie, że od razu stamtąd uciekła, biegnąc szybciej niż kiedykolwiek. Inna kotka obserwująca tę sytuację wydawała się wręcz sparaliżowana takim rozwojem wydarzeń.
Szczekuszka teraz zamierzała osiągnąć ten sam – o ile nie bardziej zjawiskowy – efekt, powtarzając słowa, jakie poprzednio wywołały u niej tyle emocji.
Przełknęła ślinę, gdy znalazła się tuż obok monstrum. Najeżyła krótkie futrerko, mrużąc przy tym oczy z pogardą. Była gotowa na wszystko.
— Hej, ty! — zawołała swoim piskliwym głosikiem najgłośniej jak umiała. Można w nim było wyczuć nutę drżenia, za co od razu skarciła się w umyśle. Chrząknęła więc znacząco, przybierając jeszcze bardziej groźny i rozwścieczony wyraz pyska. — Chcesz wypierdol?
Skaza, ku zaskoczeniu czarnej, przekrzywiło głowę na bok i po chwili uśmiechnęło się szeroko.
— Co to wpierdol?
Ale głupia. Taka stara, a nawet nie wiedziała co to znaczy. Jeszcze szczerzyła się bez powodu. Srebrna jednak lekko drgnęła ogonem, gdy zdała sobie sprawę, że ona sama nie zna dokładnego znaczenia tego słowa.
— To… to coś strasznego! — wykrzyknęła dramatycznie. — Do końca życia będzie cię prześladować!
— O! Jak ja Wypłosza? — pomachał wesoło ogonem.
Spojrzały na niego z konsternacją, po czym skrzywiły się.
— Nie, to gorsze niż cokolwiek co w życiu cię spotkało — warknęły, uderzając ogonem w ziemię dla większego wydźwięku. — A teraz wynoś się z mojego miejsca, jeśli nie chcesz tego doświadczyć na swojej skórze!
Przybłęda mrugnęła i przeturlała się trochę na bok, robiąc miejsce w słońcu dla trumfującego kociaka.
To było prostsze niż myślała! Dopiero co rozpoczęła swój plan, a już wszystko szło po jej myśli. Była genialna.
Położyła się tam, rozciągając się.
— Co się tak gapisz? — syknęły, gdy Skaza nadal stało obok, przyglądając im się. — Idź stąd. — Dojrzała małe zadrapanie na łapie burego i stwierdziła, że musi przetestować kolejną groźbę. — Bo inaczej… wyssam z ciebie krew! — Obnażyła kły. — I wtedy uschniesz i umrzesz!
— Och! Nie sądzę żeby tak się dało? — poszło spojrzeniem po śladzie Szczekuszki i uniosło łapę, by na nią zerknąć.
No nie! Czemu tym razem nie dali się nabrać? Żałowała, że przed chwilą nie obrała innej taktyki, ale teraz już nie mogła się wycofać.
— Da się, zrobiłam tak takiemu jednemu — zadeklarowała, czując jak napinają się jej mięśnie. — Też miał żółte oczy tak w ogóle.
Wpatrywała się wyczekująco w arlekina z położonymi po sobie uszami, licząc, że ustąpi.
— ...Komu? Tu nikt nie przychodzi.
Czemu akurat teraz musiała zacząć używać swojego łba?
Srebrna wydała z siebie gardłowy warkot, bo nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć. Wysunęła pazury, chcąc wyglądać groźniej.
A to idiotyczne coś wciąż patrzyło na nią pytająco.
— Ktoś obcy tu był pod naszą nieobecność? — zaniepokoiło się, jedno ucho kierując zapobiegawczo w inną stronę, przeszukując pobliskie tereny. — Krokus o tym wie?
Serce wyraźnie zaczęło bić im szybciej. Nie zamierzały być przesłuchiwane przez jakiegoś bezwartościowego wyrzutka, a tym bardziej angażować w sprawę swoją rodzinę. Oni nie mogli wiedzieć.
— Nie zwierzamy się takim jak ty. Odejdź, jeśli nie chcesz pogorszyć swojej i tak marnej sytuacji. — Zmarszczyły mocno brwi, za wszelką cenę starając się, aby panika nie wkradła się na ich twarz.
— Dobrze, dobrze, pójdę jeśli chcesz — sapnęło i wstało, kierując się między pobliskie drzewa.
Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się szeroko, gdy Skaza zeszła im z pola widzenia. Udało się! Mimo, że w pewnym momencie popełniły błąd, wydostały się z trudnej sytuacji perfekcyjnie, bez najmniejszego zadraśnięcia. Były do tego stworzone. Wygrywały, wygrywają, i będą wygrywać jeszcze więcej! To one tu rządziły.
***
Skaza okazało się nie być takie straszne, co tylko dodało im pewności siebie. Podeszła do nich z nowym oraz odważniejszym pomysłem jak mogłaby im uprzykrzyć życie. Wyraz twarzy starała się zachować neutralny, nie mogła jeszcze zdradzić swoich intencji.
— Schyl głowę — zarządziła, stając naprzeciw zdziwionego przygłupa.
Kot z lekkim zmieszaniem powoli wykonał polecenie. Szczekuszka omal nie prychnęła. Jaka oferma! Dopadła do jego ucha i wbiła w nie ostre kiełki. Smak krwi na jej języku zdecydowanie nie był przyjemny, omal nie zareagowała skrzywieniem się. Jednak to najlepsze na co mogła wpaść. Czasami wręcz żałowała, iż jest niebinarna, tylko dlatego, że przez to nie była w stanie specjalnie nazwać Skazy kotką, czy dziewczyną. Zdecydowanie nienawidziła burego i powinna bez zahamowań używać takiej formy, żeby go zranić. Coś jednak silnie powstrzymywało ją przed nawet dłuższym rozważaniem tego pomysłu i nie cierpiała siebie za to. Postrzegała to tylko i wyłącznie jako słabość.
Arlekin pisnął, co spowodowało u nich przypływ satysfakcji. Szarpnęły za skórę, którą chwyciły w pysk, ciągnąc do tyłu. Już miały ochotę się zaśmiać, gdy nagle usłyszały zbliżające się kroki. Natychmiast puściły ucho Skazy i obróciły się by ujrzeć tożsamość swojego kata. Wszystkie włoski sierści stanęły jej dęba, gdy okazała się nim być sama Krokus. Widziała już wcześniej taką furię wymalowaną na jej twarzy, ale praktycznie zawsze była ona skierowana wobec Sójki. Szczekuszka zawsze mogła odwrócić wzrok.
Nie tym razem.
Skuliła się, podwijając ogon od siebie i wstrzymując oddech. Matka wyrosła przed nią, rzucając cień na miejsce, w którym wcześniej świeciło słońce.
— Co ty wyprawiasz! — syknęła, pochylając pysk blisko swojej potomkini. — Widzę, że masz wielką ochotę porozmawiać ze mną na osobności.
Serce podskoczyło czarnej do gardła, kiedy rodzicielka brutalnie chwyciła ją za kark. Szczeknęła zaskoczona nagłym straceniem gruntu spod łap. Krokus ruszyła przed siebie, zapewne zamierzając zanieść je do jakiegoś zaułka.
To koniec.
Ich matka wiedziała o wszystkim! I oczywiście postrzegała to jako coś złego, mimo, że kompletnie nie miała racji. Omamiona przez te pasożyty, nie potrafiła ujrzeć prawdy.
To wszystko ich wina.
A teraz Szczekuszka została upokorzona przed wrogiem i zaraz pewnie ukarzą ją już do końca życia. Skończy tak jak Sójka! Ze zdewastowaną reputacją, nielubiana, odizolowana od reszty i samotna. Podczas gdy one próbowały tylko ochronić swoją rodzinę! Czemu nikt nie mógł im zaufać?
Łzy mimowolnie zaczęły spływać jej po policzkach. To żałosne. Powinna to przewidzieć. Powinna przewidzieć ryzyko!
Po raz pierwszy tak zawiodła.
Pisnęła, gdy nagle uderzyła o ziemię. Z lęku i wstydu przed burą z całej siły zaciśnięła zacisnęły powieki. Musiała ukryć pod nimi te okropnie zaczerwienione, łzawiące ślepia.
Rodzicielka jednak nie zamierzała odpuścić. Przewróciła kocię na plecy i położyła łapę na ich szyi.
— Otwieraj oczy — rozkazała. — I nie becz jak do ciebie mówię.
Srebrna ostatni raz pociągnęła nosem i wykonała polecenie starszej. Małe ciałko drżało pod jej wielką łapą.
— Co ty sobie myślisz?! — wrzasnęła cętkowana. — Co gdyby babcia to zobaczyła?!
— A-ale to Skaza zaczęło! — zapiszczała na swoją obronę, oddychając szybko.
— Masz jeszcze czelność kłamać mi prosto w mordę? — Przycisnęła małą mocniej do ziemi.— Uważasz mnie za głupią?
Musiała widzieć całą sytuację!
Szczekuszka zawyła mimo woli, a jej ciałem wstrząsnęła kolejna fala łez.
Dostały srogą, okrutnie niesprawiedliwą burę na temat ich zachowania oraz poglądów. Nigdy jej zapomną, choćby chciały. Wniosek jednak był z niej jeden – jeśli chciały pozbyć się adoptowanych, musiały być dyskretniejsze. Sprytniejsze i inteligentniejsze. Przemoc fizyczna zwracała na siebie zbyt wiele oczu, a przynajmniej na razie.
Mimo okropnego strachu, jakiego wówczas doświadczyły, nie zamierzały poddać się w samym centrum pola bitwy.
Ponieważ nic nie liczyło się bardziej od pełnego bezpieczeństwa ich i ich rodziny.
***
Pobyt u obcych istot był okropny. Cały czas chciały ją macać, jakby uważały je za darmową wycieraczkę ich ohydnych łapsk. Odpuścili w pewnym momencie, ale to nie uczyniło egzystencji w tym miejscu dużo lepszej. Karmili je jakimiś suchymi bobkami, które zdecydowanie nie wyglądały atrakcyjnie. Przez pierwsze dni za żadne skarby nie chciała tego nawet tknąć, mimo ciągłego nacisku ze strony Skazy. Wówczas okropnie skręcało się jej w żołądku, ale nie było to też uczucie, do którego nie były przyzwyczajone. Końcowo jednak potrzeba bycia silną fizycznie wygrała nad dumą i kiepskim wyglądem potrawy.
Skaza z drugiej strony radził sobie świetnie, jakby w ogóle nie przeszkadzało mu utknięcie tutaj. Zmienił nawet swoje imie na te od dwunożnych. Parszywy zdrajca. Zrobiłby to samo co Wypłosz i Blanka, gdyby tylko miał wtedy taką okazję. Co gorsza jeszcze się do niej kleił, jak jakiś nawiedzony. Odpychała go za każdym razem. Nie była jakąś przystanią dla bezdomnych.
Najbardziej irytującą ich rzeczą, pozostawał jednak fakt, że w tym wieku już dawno powinni mieć ukończony trening. Obecnie byłaby już dorosłą członkinią ich grupy, przydatną i wyszkoloną najlepiej ze wszystkich, o czym zawsze marzyły. Po wielu gorzkich nocach, które spędziły na przeklinaniu własnego losu oraz tej durnej bezsilności, wreszczie doszły do wniosku, że nie mogą tak dłużej wytrzymać. I choć nienawidziły Skazy z całego serca, to przeszło ono szkolenie i powinno być w stanie ich czegoś nauczyć. W końcu Szczekuszka nie śmiałaby szukać reszty rodziny, tylko po to, aby ujrzeli kompletne jej zacofanie oraz brak umiejętności.
Podeszła śmiało do arlekina, nawet nie myśląc o tym, by dać mu jakiekolwiek wybór.
— Hej śmieciu. — Uderzyła tą ofermę z całej siły w ramię, podkreślając tym swoją przewagę. — Chcesz się wreszcie na coś przydać?
Zdezorientowany współokator już otworzył pysk, jednak srebrna nie pozwoliła mu wymówić choćby jednej sylaby.
— Nie odpowiadaj, to nie propozycja. — Uśmiechnęła się krzywo. — Słuchaj, mam dość siedzenia w tej dziurze. Powinnam już dawno zacząć szkolenie, a nie potrafię nawet upolować zwykłej myszy. Ty za to ukończyłoś swoje. — Uniosła znacząco brew. — Jesteś zresztą współodowiedzialna za głód panujący przez księżyce w mojej rodzinie oraz za nieszczęście, jakie nas potem spotkało. Powinnaś się jakoś odkupić, po tym wszystkim co zrobiłaś. Dlatego będziesz mnie uczyć najlepiej jak potrafisz, dopóki stąd się nie wyrwiemy. — Nonszalancko przekrzywiła głowę, świdrując Skazę wzrokiem. — Umowa stoi?
<Mentorze niewolniku?>
[przyznano 5%]
Grozi i pobije ale przynajmniej zaimki szanuje 💕
OdpowiedzUsuń