Wojownicy męczyli się, miękli pod ciężkimi treningami. Nikt się temu nie dziwił, wręcz każdy mądrzejszy to przewidział. W klanie powstawał okrutny system oparty na sile fizycznej, któremu mało kto potrafił podołać. Szakale oczy codziennie dostrzegały ból wymalowany na słabszych jednostkach. Ostry wzrok nie mógł ignorować tego charakterystycznego zgryzu wewnętrznej agonii. Mroźna strzała współczucia i niemocy przeszywała drobne ciałko uczennicy. Chciała wszystkim pomóc, ale jak? Nie miała wpływu na bieg wydarzeń - przecież nie była liderką ani mistrzem. Pozostało jej patrzeć i czekać na lepsze dni.
W niewytłumaczalnym smutku szła dalej, nie przejmując się tym, gdzie dojdzie. Wszystko stało się dla niej obojętne, mogła dojść na drugi koniec świata, byleby spokój owinął zestresowaną duszę nasiąkniętą mrokiem. Coraz bardziej myślała nad tym, co ją czeka - szczególnie rozmyślała o przyszłym potomstwie, bo jak to jest mieć w sobie dzieci? Szakalej Łapie zebrało się na wymioty, gdy pomyślała o kopiących w brzuch kociakach, żywiących się podobnie do pasożytów. Rosły w płynach, pęczniały i tam zachodził ich rozwój. Niczym nie różniły się od tych istot nazywanych kleszczami.
Lecz nie to było najgorsze w całości problemu.
Wyzwanie zaczynało się, gdy przez obślizgłe i ohydne worki przychodziły na świat, a wtedy należało zająć się ich wychowywaniem, by ze “słodkich” dla innych istot nie wyrosły biegające potwory. Kotka czasami miała wrażenie, że wszyscy w Klanie Wilka rodzą się z natury źli albo dobrzy, nic pomiędzy, z czego pierwsza kategoria występowała dwa razy częściej.
Westchnęła przeciągle, gdy nagle pazur nawinął się na opadający bluszcz.
— Upierdliwa przyroda. — zasyczała.
Szybko wyswobodziła łapę z pnących się korzeni. Szła dalej i dalej. Co jakiś czas zdawało się jej, że słyszy czyjś okropny krzyk rozrywający gardło. Był tak cichy…
Nastawiła uszy i próbowała ponownie wyłapać ten straszliwy dźwięk. O dziwo powtórzył się. Taki sam, tak samo przerażający w wyczuwalnym bólu. Sierść złotawej najeżyła się, gdy uświadomiła sobie, że być może któryś z wojowników potrzebuje właśnie pomocy, a ona zignorowała wołanie przez swoje własne humorki.
Jak strzała biegiem wyleciała z zajmowanego terenu, wywołując za sobą falę opadłych już liści. Potężnymi pazurami zaczepiała się wystających starych korzeni i mchu, by nie poślizgnąć się na pokrytej wilgocią ściółce. Szło jej całkiem dobrze. Zwinnie wymijała napotykane przeszkody - trening Gęsiego Wrzasku wreszcie przyniósł plony w postaci elastyczności ciała, a ona korzystała z daru tak często, jak tylko mogła.
— Gdzie jesteś?! — wykrzyczała na całe gardło.
Błagające wycie ponownie zabrzmiało w oddali. Szakal wyłapała kierunek, z którego pochodziło wołanie o pomoc i podążyła za nim.
***
Poszukiwania nie trwały długo. Uczennica źle wyliczyła odległość i zanim zorientowała się, jej przednie łapy poleciały wprost w wielką przepaść. Z piskiem zaczepiła się tylnymi pazurami stałego gruntu. W śmiesznej, aczkolwiek zagrażającej życiu pozycji zawisła nad dziurą. Od kiedy tak niebezpieczna wyrwa istniała na terenach Klanu Wilka?
Nie dano jej wiele czasu na zastanowienie. Z cienia wyszedł poturbowany kot z krótkim ogonem, warcząc na nią jak wściekły borsuk. Szakal przeraziła się, widząc że kocur planuje zaatakować, a na dokładkę przypominał TEGO osobnika, o którym tak prawiła Tygrysia Smuga.
— O ja pierdolę…
Skoczył. W swojej furii o włos spudłował ze złapaniem skrawka złotawego futra, a potencjalna ofiara zaczęła wyć w przerażeniu. Szaleniec z pianą w pysku kłapał nieprzerwanie kłami, wściekle szurał pazurami, byleby zbliżyć się do skrawka wiszącego mięsa. Swoim jednym okiem obserwował wijącą się kotkę, pożerając ją niemal wzrokiem.
— Posrało cię?! — zawarczała. — Zmysły straciłeś?
Chaotycznymi ruchami przednich kończyn oddalała się od ryzyka utraty którejś części ciała. Trzęsła się, widząc wielki jęzor wystający z krwawej paszczy błagającej o dokładkę. On dawno przestał o siebie dbać. Skrawki posoki pozostawały na łapach wraz z brudem i błotem, w którym wręcz się topił.
— K-kim t-ty jesteś, do cholery jasnej?! Dlaczego zaatakowałeś?
Rudy nie odpowiedział. Zawarczał zły, że nie udało mu się dorwać kota. Zamachnął krótkim ogonkiem, skacząc i próbując po raz kolejny dopaść celu, lecz uznając, że to bezskuteczne usiadł, wbijając w nią wzrok. Wydał z siebie dźwięk przypominający konające zwierzę.
Szakal wciągnęła powietrze. Coś z nim było nie tak, ale nie poddała się na jednej próbie.
— Umiesz chociaż mówić? — zapytała, pozwalając na lekkie wyciągnięcie głowy.
Kocur jakby zareagował. Zawęszył w powietrzu, przekrzywiając łeb. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad padającymi z jej pyska słowami, po czym skinął łbem.
— Jak ci na imię? Pochodzisz z Klanu Burzy, zgadza się?
Były to tylko domysły. Zrozpaczona kotka mówiła o kremowym kocurze, nie rudawym, lecz zawsze mogła się pomylić. W chaosie myśli i gwałtownych emocjach czasem słowa plączą się w języku.
Więzień przepaści słysząc nazwę swojego dawnego klanu zasyczał na nią wrogo, kuląc uszy i cofając się o krok. Pokręcił przecząco głową, warcząc pod nosem i tupiąc łapą.
Zamiast odpowiedzieć, podniósł kość i rzucił nią w stronę Szakala, lecz ta odbiła się od ścian dziury i spadła z powrotem na ziemię. Spojrzał na nią, drapiąc pazurami, po czym przeniósł wzrok na kocicę, oblizując pysk.
— Obleśne…
Niemniej zielonooka zrozumiała przekaz - chciał jeść, i nie dziwiła się niemej prośbie ani przez chwilę. Kości kocura wystawały w każdym możliwym miejscu, a rany tylko pogłębiały efekt zaniedbania, z jakim się zmierzał.
Zniknęła mu na jakiś czas z widoku, polując w tym czasie na coś mięsistego. Złośliwie cały las zamilkł, mówiąc "nie ma mowy", jednakże wielkie uszy zdołały wyłapać ten najmniejszy szmer wydobywający się spod liści. Skoczyła - pod kołdrą znalazła niewielką norkę z rodziną myszy. Szybko wyłapała dwie sztuki, nim reszta uciekła wraz z tunelami i niedługo później jej głowa ponownie zawisła nad dziurą, lecz tym razem ze zdobyczą.
— Dobra dzikusie, umowa jest taka: zacznij ze mną rozmawiać albo ci nie dam tej pysznej myszki.
Czuła się źle, manipulując zagłodzonym więźniem - ale jaki inny wybór pozostał? Nic na niego nie działało, musiała sięgnąć po najgorsze środki.
<Puszku? Uga Buga>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz