— Głucha jesteś? Wypad. I ani waż się cokolwiek komukolwiek mówić, bo oberwę cię ze skóry — zasyczał wściekle Mroczna Gwiazda. Chryzantemowa Łapa osłupiała z przerażenia, przez chwilę tylko w trwodze lustrując mentora. Czy to wściekłe, dzikie zwierzę w szale było jej ojcem? Zlękła się jeszcze bardziej, kuląc z wyciem.
Podszedł do niej raz jeszcze, z krwawym połyskiem na kłach i pazurach. Spanikowała, wepchnęła pod siebie ogon jeszcze bardziej i pierzchnęła. Biegła, obcierając swoje łapy od twardej ziemi, kamieni i gałęzi, których nawet nie omijała. Potykała się tylko o nie, tworząc na skórze więcej zadrapań i siniaków w popłochu, jak zwierzyna przed łowcą. W końcu była blisko obozu, jednak przycupnęła przy krzewach, kuląc się w jednym z nich. Nie miała odwagi, by do niego wejść. Czuła się upokorzona, i to wyłącznie z własnej winy. Rany piekły i swędziały, jakby stawały się głębsze z każdym ruchem. Dysząc przycupnęła pod jednym z drzew. Wiedząc, że w sąsiedztwie zarośli i pni jest całkiem sama nie zwracała już uwagi na własny płacz. Szlochała cicho, mocząc łzami miękką ściółkę pod własnymi łapami.
Zamieniła ojca w potwora. Nie wiedziała tylko co zrobić, zapomniała, jak zawsze... myślała, że nigdy nie doczeka się kary? Sądziła, że Omen jej odpuści takie obijanie się? Wściekła go i zapędziła w furię. To wszystko była jej wina. Czuła wstyd i zażenowanie tak, że nie mogła spojrzeć sobie w twarz i wejść do obozu. Nie mogła udawać, że właśnie nie zawiodła. Wylizała ogniście piekące blizny. Potrzebowała pomocy medyka, ale nie czuła się godnie. Już i tak wystarczająco pokazała, jaka jest bezużyteczna.
Dlaczego nie mogła być taka jak Bielicze Pióro? Zazdrościła siostrze wszystkiego, co osiągnęła. Ukończyła szybko trening, wstąpiła do kultu, nawet założyła tak wyczekiwaną rodzinę. Była ideałem. Dlaczego ona nim nie mogła być? Jakim cudem mając tak inteligentnych rodziców, świetnego mentora i wręcz perfekcyjny start w życie do tej pory mogła się pochwalić jedynie tytułem najgorszej córki? Zmarnowała już swoją swoją szansę.
***
Starała się. Ciężej pracowała, mniej spała, wcześniej wstawała. Po treningu polowała, a nawet czas spędzony w obozie spędzała na zajmowaniu się obowiązkami. Chryzantema chciała się poczuć przydatna, by ktoś zauważył, że jej zależy. Dyszała ciężko, przynosząc zabitego, wycieńczonego węża. Bitwa z nim nareszcie zakończyła się po długim czasie. Była wyczerpana, ale nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Nikt nie zwrócił uwagi na lekko zranioną uczennicę, która triumfialnie podnosząc podbródek do góry odłożyła zdobycz na stertę. Jedynie spojrzała się z jednym, obojętnym spojrzeniem Sosnowej Igły. Cała wymuszona pewność siebie wyparowała, a Chryzantemowa Łapa skuliła się raz jeszcze w sobie. Nie miała z czego być dumna. To tylko durna zwierzyna, z jaką poradziłby sobie kociak. Żadne osiągnięcie.
Minęła inne koty jak zawsze, kierując się do legowiska uczniów. Natychmiast przytłoczyły ją ożywione rozmowy, chichot innych uczniów, którzy dzielili się ze sobą historiami z treningów, marzeniami, żartami, plotkami i każdą inną anegdotką. Widziała, jak w jej stronę rzucali obojętne spojrzenia. Chryzantema nawet nie próbowała się w ich rozmowy wsłuchiwać, co dopiero do nich dołączyć. Nie potrafiła rozmawiać z innymi. Nie chciała się jeszcze bardziej ośmieszać.
Gdy położyła się na swoim legowisku, zachciało jej się płakać od tych wrzasków. Wtuliła się w mech, zakrywając w miarę swych możliwości uszy. Chciała sobie je powyrywać lub ogłuchnąć. Niech wszyscy się po prostu zamkną...
***
Ten dzień był jednym z wielu, podczas których miała wrażenie, że nic się nie zmieni. Po treningu walki Mroczna Gwiazda poprosił ją do siebie. Spłoszyła się momentalnie gdy tylko lider do niej podszedł, by to oznajmić. Bała się tego, co miał jej powiedzieć. Na pewno wyszło jej dziś koszmarnie. Chciał ją wygnać? Zdegradować? Coś jeszcze gorszego? Wiedziała, że nie zrobiła żadnych postępów. Wciąż była takim samym śmieciem jak z dziesięć księżyców temu, balastem dla Klanu Wilka. Jej łapy drżały, gdy czekała w ciszy w legowisku jej ojca na wyrok. Wydrążona borsucza nora była skryta w spinającym kotkę jeszcze bardziej półmroku. Usiedli w niej razem, Chryzantemowa Łapa jak najbliżej ściany. Mroczna Gwiazda zdawał się nawet na nią nie patrzeć, jakby jego rozczarowanie sięgło już zenitu. Tylko zerkała na niego w strachu.
Niespodziewanie przy wejściu do legowiska dostrzegła łapy Krzaczastego Szczytu, który coś szemrał, a później wepchnął do nory swojego ucznia, Wronę. Chryzantemowa Łapa uniosła jedno z położonych po sobie uszu, zaintrygowana. Po co Omenowi była ich dwójka?
— Chryzantemowa Łapo, Wronia Łapo — zaczął, obejmując zimnym spojrzeniem oboje uczniów — jesteście już gotowi, by zostać wojownikami.
Źrenice Chryzantemowej Łapy momentalnie się rozszerzyły, niedowierzając słowom lidera. Czy jej to się śniło? Niemożliwe... a jednak? Jej łapy znów zaczęły drżeć, ale tym razem z radości, którą chciała wyrazić na każdy możliwy sposób. Była jednak wyprostowana, tak jak Wronia Łapa, siedzący tuż przy niej.
— Oczywiście nie zwołałem was oboje bez powodu. Pojedynek o rangę wojownika stoczycie razem, jutrzejszym szczytowaniem słońca — kontynuował, nie spuszczając wzroku ze swoich potomków. Chryzantemowa Łapa walczyła z nim na spojrzenia, trzymając swoją wolę i strach na wodzy, nie spuściła głowy. Musiała pokazać, że jest silna. Musiała to wygrać. Nie mogła zhańbić siebie i własnego rodu jeszcze bardziej. — Macie do tego czas na przygotowanie się. Widzimy się na arenie, niech wygra najsilniejszy — mruknął sykliwie, odprawiając Wronę i Chryzantemę. Serce kołatało jej w piersi, gdy patrzyła na swojego przyrodniego brata, który widocznie nie czuł się najlepiej z wyborem ojca, wydawał się być nim zirytowany. Nie odezwał się do niej ani słowem, jedynie odszedł, pazurami drapiąc ziemię. Jutro mieli zawalczyć o nowe imię i miano. Chryzantemowej Łapie nawet nie przeszło przez głowę, że to jej bliska rodzina, młodsze rodzeństwo. Dla niej Wronia Łapa był teraz wrogiem i żaden węzeł krwi nie mógł tego zmienić.
***
— Niech wszystkie koty wystarczająco dorosłe by polować zbiorą się na zebranie Klanu!
Wiedziała doskonale co znaczyło to wołanie. Mimo że jej łapy trzęsły się ze stresu opuściła bezpieczne miejsce jakim było legowisko uczniów. Z drugiej strony wyszedł z zarośli również Wronia Łapa, stając naprzeciwko Chryzantemy. Zasyczał w jej stronę, pusząc się i w odpowiedzi zrobiła to samo, nie chcąc wyjść na tchórza. Czy to właśnie tak miało wyglądać? Że znienawidzą się nawzajem, poplują po pyskach i zmasakrują się nawzajem, jak gdyby byli najgorszymi wrogami? Jeżeli właśnie to miało sprawić, że nareszcie zostanie wojownikiem była na to gotowa.
— Dziś Chryzantemowa Łapa i Wronia Łapa przystąpią po raz pierwszy do swej walki o imię wojownika. Każdy zna zasady — zmierzył okiem najpierw córkę, później syna, którzy następnie wbili w siebie raz jeszcze wrogie spojrzenia. Czekała jedynie na znak, czując jak narasta w niej niepokój. Na Klan Gwiazdy... — Zaczynajcie!
W ułamku sekundy Wrona wystrzelił jak z procy i powalił na ziemię. Chryzantemowa Łapa zrozumiała swój błąd dekoncentracji. Czarny łapami przycisnął siostrę do ziemi, zabierając jej oddech. Zrzuciła go z siebie kopnięciem w brzuch, przez co zgiął się w pół. Nie ustąpił jednak i szybko wyprostował się, z gniewnym błyskiem w oku. Chryzantemowa Łapa poczuła jak jego zabrudzone ziemią pazury muskają jej łapę o ćwierć kocięcego kroku. Drugi z jego ciosów był bardziej celny i dopiero w tej chwili rozpoczęło się prawdziwe starcie. Jego zęby wylądowały w grzbiecie Chryzantemowej Łapy, która chaotycznie próbowała wydostać się z uścisku jego szczęk. Rzuciła się na jego zad, przewracając ich oboje na twardą ziemię. Wbili w siebie nawzajem pazury w śmiercionośnym przytuleniu, kopali się boleśnie w podbrzusza. Sycząc w przerwach przed próbami ugryzienia wypuszczali chłodne obłoki pary, które piekły ich w oczy. Czuła, jak najmniejsze drobiny piasku wdawały się oraz szczypały w jej rany; sama wbijała jeszcze głębiej w skórę Wroniej Łapy własne szpony. Przejechała mocno dwoma pazurami jednej łapy po boku jego szyi, z czego polała się krew. Kocur nie mógł ukryć bólu i wbił kły w jej pierś, na co w odpowiedzi syknęła. Jego ciosy spinały jej całe ciało w bólu, ale po intensywnym treningu z Mroczną Gwiazdą nie poddawała się i widziała jakie błędy popełnia jej przeciwnik. Atakował na oślep, starając się tylko zadrapać jak najmocniej, ugryźć z największą siłą. Nie bronił brzucha, nie zwracał dużej uwagi na obronę. Chryzantemowej Łapie wydawało się, że uczeń atakuje ją w amoku ambicji i wściekłości. Nie mogła pozwolić by i nad nią zabrał kontrolę ślepy gniew.
Wyrwała się z uścisku, odskakując nagle. Zgodnie z jej przewidywaniem zaskoczyło to Wronią Łapę, więc nie czekała aż jego zdziwienie mu minie i po prostu rzuciła się na niego ze szponami. Przewróciła go na bok, odsłaniając mu delikatny jak skrzydło motyla brzuch. Przejechała po nim pazurami jednej łapy, chwilę później obie położyła na jego boku, przygniatając. Przełknęła nerwowo ślinę, w momencie zawahania. Skóra na brzuchu była cienka i wrażliwa, przebijalna z łatwością i męką, co zapewniłoby jej wygraną. Czuła jednak wewnętrzną barierę przed zanurzeniem w nim swych ostrych zębów, ostrzonych specjalnie na tą bitwę. To uderzenie serca nieuwagi nie zostało pozostawione przez Wronią Łapę na marne. Oswobodził się i syknął jak gdyby w ostrzeżeniu, jednak nie zdążyła zrobić nic poza cichym piskiem. Wycelował kłami w krawędź jej szyi, zacisnął chwyt szczęk. Nie mogła wyrwać się od masywnego ucznia, mimo miotania się przez chwilę w panice. Poczuła jak wbija się głęboko, znacznie głębiej niż ona przedtem. Chlasnęła go łapą, zadrapała pazurem, jednak Wronia Łapa jak uparty trzymał się mocno jej szyi. Gdy po serii uderzeń odepchnęła w końcu kocura poczuła jak krew zaczyna tryskać, a później sączyć się z dużej rany. Jej oczy zacisnęły się w torturze. Wronia Łapa jedynie oblizał pysk, strząsając z niego czerwone krople. Zrozumiała, że by wygrać musiała być brutalna. To nie była tylko walka o rangę wojownika. To była walka o honor rodu i uznanie ojca.
Syknęła piorunująco, uszy stawiając na sztorc, płonęła w niej furia, paniczny lęk i ambicja. Nie mogła zawieść Omena. Musiała być tym lepszym dzieckiem. Lepszym od Wroniej Łapy i całej reszty tych bękartów!
Drżąc podbiegła, by przejechać pazurami po jego policzku. Odskoczyła do tyłu, gdy starał się odpowiedzieć tym samym. Oboje byli zmęczeni, ale Chryzantema była gotowa w wyczerpaniu paść nieprzytomna po starciu, by wygrać. Podskakiwała, drocząc się z nim i dysząc. Chciała, by odsłonił nieostrożnie gardło, jako że brzuch był już spalony. Nieświadomy jej zamiarów stanął na tylnych łapach i w moment przestała pajacować. Zamiast tego otoczyła zębami jego krtań i powaliła na ziemię. Chryzantemowa Łapa nie myśląc o niczym innym niż triumfem nad Wroną przyszpiliła go do twardego podłoża z całej siły, nie pozwalając, by ten oderwał od swojej szyi jej szczęki. Czuła żelazny smak i zapach jego krwi, wypełniający jej nozdrza. Miotał się, kopiąc wszystkim co miał, jednak nie mógł jej z siebie zrzucić. Jego krew rozpływała się po jej pysku i języku, bryzgała na pierś.
— Koniec walki! — ogłosił donośnym głosem Mroczna Gwiazda. Kotka zluzowała uścisk żuchwy, aż w końcu puściła pokonanego ucznia. Wronia Łapa przeczołgał się po piasku nim wstał na nogi i zawarczał cicho, jak zbity pies. Strzępki ich sierści i rozpryśnięcia ich krwi pokrywały centrum obozu, a Chryzantemowej Łapie serce jak oszalałe zabiło w piersi. Lider nie musiał nawet mówić kto wygrał - każdy kot widział zniżony łeb upokorzonego Wroniej Łapy, który jeżył się w poczuciu bezsilności. Chryzantemowa Łapa spojrzała się na krąg otaczających ich kotów. Dojrzała w nim powoli kiwającą głową w uznaniu Bielicze Pióro i uśmiechnęła się słabo. Każdy inny jednak stał nieruchomo, czekając na mianowanie wygranej.
— Ja, Mroczna Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tą uczennicę. Wygrała walkę o tytuł i trenowała długo — wyczuła w głosie ojca kpinę — i pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika.
Chryzantemowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysięgam — odpowiedziała, unosząc swoją brodę jak najwyżej i próbując opanować dygot głosu. Krople krwi spływały po jej zakurzonym futrze i uginających się ze zmęczenia łapach. Pokazywała jednak swój triumf, udowadniała swoją odwagę, to że zasługiwała. Nigdy nie była bardziej pewna żadnego z wypowiadanych słów. Poprzysięgłaby wszystko, gdyby to znaczyło mianowanie i wyjście z roli zakały rodziny.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Chryzantemowa Łapo, od tej pory będziesz znana jako Chryzantemowa Krew. Klan Gwiazdy ceni cię za zręczność i gorliwość oraz wita cię jako nową wojowniczkę Klanu Wilka — zmierzył ją spojrzeniem lodowatych, błękitnych oczu, gdy jej nowe imię było skandowane przez wszystkich wojowników. Przez matkę, przez siostrę, przez najmniejszych znajomych, a także wrogów. Uśmiechała się do tłumu, stojąc sparaliżowana w szoku. To stało się tak przeraźliwie szybko. Wronia Łapa przemknął z areny i zlał się z chmarą kotów, w zawstydzeniu i poniżeniu. Chryzantemowa Łapa z jakiegoś powodu poczuła, jak zaczyna pochłaniać ją zmartwienie i wyrzuty sumienia.
Zrobiła to, co było konieczne i słuszne. Wrona próbował rozszarpać jej szyję, pokonać za wszelką cenę (nawet gdyby Chryzantema miała umrzeć), przegrał uczciwie. Był idiotą, pozwalając jej dopaść do jego gardzieli, był od niej słabszy. Ale nie przestawało gryźć ją troska. Znienawidził ją. Został publicznie pohańbiony, mimo desperacji został pokonany. Do końca życia będzie żył z myślą, że jest najsłabszym ścierwem... Czy to musiało właśnie tak wyglądać? Czy nie było lepszego rozwiązania?
Jeśli Omen to ustanowił to oznaczało, że najwyraźniej tak.
— O-ojcze? — podbiegła do kocura zeskakującego z wysokiego punktu. Zatrzymał się, słysząc jej głos.
— Tak?
Wzięła głęboki wdech. Potrzebowała walidacji. Potrzebowała być zapewniona, że zrobiła dobrze i teraz nareszcie może czuć z niej dumę.
— Czy walczyłam dobrze? C-czy... teraz wstydzisz się mnie mniej? — zatrzęsła się. Musiała od niego usłyszeć pochwałę. Musiała wiedzieć, że nareszcie zrobiła coś, co nie przyniosło jej jedynie hańby. Że w końcu chociaż raz nie musiała czuć się jak upośledzony śmieć.
<Mroczna Gwiazdo?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz