TW: dużo wzmianek o niskiej samoocenie
Time skip, dzień po ostatnim zgromadzeniu
Najwyraźniej nie mogła spotkać się z Kołysankową Łapą. Okazało się, że tak naprawdę nie powinna była iść na zgromadzenie. Judaszowcowa Gwiazda był wściekły. Teraz dostała zakaz chodzenia na zgromadzenia, no i przeszło na nią dużo obowiązków związanych z zajmowaniem się starszymi. Teraz cały czas wolny znikł. Ciągle musiała wymieniać mech albo usuwać kleszcze. Bez ustanku chodziła między legowiskiem starszyzny a lecznicą. Nie była zła. To logiczne, że czekoladowy mógł się zdenerwować, a Focza Łapa mogła się pomylić. Jej kara przecież nie będzie trwała długo…
* * *
Jej dni stały się monotonne. Coraz bardziej nienawidziła swoich zajęć. Nie ze względu na samą pracę, ale na komentarze rówieśników. Siedziała w legowisku starszych, przyciskając mysią żółć do każdego kleszcza, jakiego była w stanie wypatrzeć. Miała dość mchu, starszych, kleszczy i tego smrodu, jakim przesiąkało jej futro po każdym razie, kiedy musiała wykonywać te obowiązki. Na domiar złego słyszała innych uczniów, którzy rozmawiali o niej.
– Patrzcie! To Śmierdząca Łapa! Ta pieszczoszka wariatka z mózgiem mniejszym od pchły! Chyba poplamiła się mysią żółcią… a nie, ona tak po prostu wygląda! – wykrzykiwali raz za razem. Obróciła się, żeby zobaczyć kto to. Focza Łapa wskazywała na nią i śmiała się razem ze Skrzydlatą Łapą i Jenocią Łapą. Jak ona mogła?! Przecież… przecież miały być przyjaciółkami… Teraz nawet najmłodsi uczniowie będą się z niej śmiać. Zjeżyła się.
– Chodźcie, idziemy. Panna stuknięta chyba złapała kleszcze. Nie chcemy się od niej zarazić. Dziwne, że ten zapach ich nie odstraszył…
Odwróciła się z powrotem do Bożodrzewnego Kaprysu. Próbowała skoncentrować się na zadaniu, ale nie była w stanie. Wszystkie obelgi szumiały jej w uszach. Zacisnęła zęby ze złości. Spowodowało to, że duża część mysiej żółci skapnęła na białe futro starszej.
– Co ty na Klan Gwiazdy wyprawiasz?! Idź stąd już i powiedz medykom, żeby następnym razem przysłali kogoś, kto umie posługiwać się mchem!
Wzorzysta Łapa odskoczyła jak oparzona i z podkulonym ogonem odbiegła do lecznicy. "Śmierdząca Łapa", "Nawet mchem nie potrafi się posługiwać", "Patrzcie jaka durna wariatka!", "Walczy jak pieszczoszek, a wygląda jeszcze gorzej!". Łzy napłynęły jej do oczu.
– Patrzcie! Dziwaczka od starszych płacze!
– Beksa!
– Pewnie mysz jej nie smakowała więc woli wrócić do swoich dwunożnych!
Miała już dość. Nie chciała mieć oczu ani uszu. Nie chciała ich widzieć, nie chciała ich słyszeć, nie chciała cierpieć.
* * *
Mijały dni, a sprawy nie poprawiały się. Przynajmniej nie znacznie. Jej nastrój poprawił się chwilowo, kiedy zauważyła, że nie wszyscy się z niej śmieją. Bukowa Łapa jako chyba jedyny zawsze omijał temat obrażania jej. Zazwyczaj po prostu odchodził zajmować się innymi sprawami. Może on tego nie zauważał, ale dla niej to znaczyło wszystko. Miała wrażenie, jakby sam Klan Gwiazdy zstąpił na ziemię, by uszczęśliwić ją i położyć kres wszystkim trudnościom spowodowanym innymi uczniami. Niestety niedługo potem zdała sobie sprawę, że Bukowa Łapa pewnie nie myśli o niej nawet raz na księżyc. Przynajmniej nie w dobry sposób. Nie miał też jak zmienić swojej opinii, bo jedyne co słyszał na jej temat to wszystkie wyzwiska i opowieści o tym, jaka to ona jest nienormalna. Kocur pewnie nawet nie chciał jej znać. W końcu była brzydka, głupia, była pieszczochem i nikt jej nie lubił. Było dużo innych kotek, z którymi pewnie wolałby się spotykać. Taka na przykład Drobna Łapa miała piękne lśniące futro albo Nietoperza Łapa ze swoimi idealnie niebieskimi oczami byłaby lepszym wyborem. Każda z uczennic miała coś, czego ona nie miała. Teoretycznie miała puszysty ogon, ale przy ogonie Niebiańskiej Łapy mogła się schować! Przy Świetlistej Łapie wyglądała jak tłusty pieszczoch, a przy Foczej Łapie to już w ogóle wyglądała jak zagubiony kociak. Płomienne Serce wielokrotnie jej powtarzała jako kociakowi, że wygląd innych nie wpływa na nią. Ale z tymi wszystkimi ładniejszymi od niej kotkami śmiejącymi się z niej czuła jak jej wszelkie marzenia opadają niczym liście jesienią.
* * *
Nadal musiała chodzić na treningi. Niestety teraz treningi grupowe, które niegdyś sprawiały jej radość, napawały ją lękiem. Dzisiaj miała pójść na trening nawigacji w tunelach… z Foczą Łapą. Próbowała łudzić się, że może przy mentorce nie będzie taka wredna. Tylko że z nią nigdy tak nie było.
– Pamiętajcie, musicie kierować się słuchem i węchem. Podążajcie za nami. – Kukułczy Wdzięk tłumaczyła obu kotkom, co mają robić.
– Moja mentorka chyba wiedziała, że świetnie sobie radzę, dlatego jako utrudnienie postanowiła przyprowadzić tu ze mną śmierdzącego kota – prychnęła Foka. Czyli nie mogła mieć spokoju nawet tutaj w ciemnych tunelach, gdzie przychodzili tylko uczniowie z mentorami. Przez cały trening starała się nie rozpłakać tuż obok kotki. Nie mogła tego zrobić. Nie miałaby życia. Wszystko szło nawet dobrze. Dziwnie dobrze. Już wychodziły z tuneli, gdy nagle… łapa omsknęła jej się, a ona cała runęła w dół w błoto. Z każdej strony była obklejona błotem. Podniosła się zdezorientowana. Była w stanie wyraźnie zobaczyć zarys wystawionej łapy rówieśniczki. Podstawiła jej łapę!
– Hej!
– Nie płacz, teraz przynajmniej będziesz miała więcej czasu do babrania w mysiej żółci. Nie dziękuj. Przecież dasz radę się wymyć. Chyba że potrzebujesz, żeby zrobiła to twoja mamusia… a nie czekaj. Ona jest pieszczoszką! – szeptała perfidnie niebieska.
* * *
Po wymyciu się i odbyciu przymusowej wizyty u starszyzny wróciła do legowiska uczniów. Miała nadzieję na spokojny odpoczynek. Niestety nie było to możliwe. Kiedy tylko weszła, wszystkie oczy skierowały się na nią. Znowu posypały się typowe wyzwiska. Oczywiście przede wszystkim ze strony Foczej Łapy. Chyba wszystkie koleżanki z legowiska zaczęły się śmiać.
– Cicho bądź Focza Łapo! Robisz to wszystko tylko dlatego, że jesteś zazdrosna i samotna! – krzyknęła. Była już tak wściekła, że to była jej pierwsza reakcja. Większość tłumu spojrzała na nią z politowaniem lub znudzeniem. Nagle jej pewność siebie zmalała. Te wszystkie koty bawiły się świetnie, krzywdząc tylko ją? Nie chciały nic wypunktować Foce?
– Zazdrosna o co? Smród? – zaśmiała się niebieska, po czym podniosła coś do góry. Ciemnoróżowy kawałek materiału ze złotym medalionikiem. Esme. Wisiała na pazurze kotki.
– Ja przynajmniej nie jestem na tyle samotna, żeby nazywać śmieć od dwunożnych swoim jedynym przyjacielem! Ciekawe co powiesz, jak rozszarpię to coś na strzępy!
– Nie! – Wzorek wyskoczyła do przodu i w locie zabrała Esme z pazura kotki. Kilka kotów odsunęło się, żeby przypadkiem nie zostały przez nią przygniecione. Zanim ktokolwiek zdążył wyrwać się z szoku szylkretka już była poza legowiskiem. Biegła ile miała sił w łapach. Nie zatrzymała się, kiedy przebiegała przez wodospad odgradzający obóz od reszty terenów. Nie obchodziło jej to, co się stanie. Musiała odbiec poza obóz. Nie biegła daleko. Kiedy tylko znalazła się poza obozem, usiadła na brzegu jakiegoś drobniejszego strumienia. Świat nagle stał się zamazany. Poluzowała szczęki, żeby szybciej nabierać oddechy. Esme wysunęła się spomiędzy jej zębów i upadła na ziemię. Medalionik zadzwonił, kiedy uderzył o ziemię. Błyskawicznie otworzyła oczy i wbiła wzrok w kawałek materiału.
– To wszystko przez ciebie! Przez ciebie mnie nie lubią! Gdyby nie ty to mogłabym być jak Nietoperza Łapa jak Drobna Łapa, jak Świetlista Łapa… Mogłabym być każdym tylko nie mysim sercem, którym teraz jestem! Nie chcę cię! Nie chcę cię już! Idź sobie! Nie chcę cię widzieć! – krzyczała. Obroża nie poruszyła się. Wzorzysta Łapa podniosła ją i wrzuciła do strumienia. Nurt zaniósł ciemnoróżowy materiał daleko, daleko gdzieś, gdzie nie będzie krzywdził życia żadnej młodej kotki. Szylkretka obserwowała go jeszcze chwilę, po czym zaniosła się płaczem. Nagle usłyszała głos znanej jej, rudej kotki.
– Wzorek? Co się stało?
– Idź sobie! Nie jestem już kociakiem! Nie potrzebuję cię! Przez ciebie wszyscy mówią, że jestem kociakiem! Tylko mi przeszkadzasz!
<Płomyk? Jest źle>
[ 1202 słów + nawigacja w tunelach]
[przyznano 24% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz