Jakiś czas temu; przed związkiem Tojadka i Borówy
— Słońce, powiem ci, że jakbyś była jakąś przybłędą z innego klanu, to powiedziałbym, że jesteś jedynaczką. Może ten twój brat jest w porządku, może nie wytargiwaliście sobie futer z grzbietów, nie wrzucaliście robali i kamieni pod mech, ale to nie znaczy, że każdy miał tak niesamowite doświadczenia z rodzeństwem. — Posłał jej jedno jadowite spojrzenie. Zmarszczka na nosie została, nawet kiedy przestał mówić. Wojowniczka westchnęła. Zanim coś powiedziała, pchnęła mocniej, a Żmijowiec, nie chcąc wyjść na słabego, również wysilił się, aby wprawić głaz w ruch. Wszystkim zaczynało iść znacznie gorzej niż na samym początku; wszystkim zaczynało doskwierać zmęczenie, a mokry pach przestał być rześki, a stawał się kłujący i nieprzyjemnie chłodny. Zapadał się coraz mocniej, ale z każdym krokiem zbliżali się do upragnionego obozu, w którym miały dumnie spocząć przytachane przez grupę głazy. Zagryzł mocniej zęby, wstrzymał oddech, położył po sobie uszy, aby całą swoją uwagę i siłę skupić w piersi, którą napierał na gładką, zimną ścianę. Dopiero gdy spomiędzy zębów wydarł mu się cichy warkot, Borówka odezwała się.
— To, co powiedziałeś, to zachowanie każdego kocięcia. Z tego się wyrasta, a przynajmniej powinno się wyrosnąć. Jeśli dalej czujesz potrzebę nasyłania chrząszczy na mech kota, z którym dzielisz legowisko, to może powinieneś pozostać w tym uczniowskim, jeśli nie we żłobku — powiedziała twardo, chociaż jej ton nie był wyłącznie karcący, a sama mordka, chociaż delikatnie zmarszczona, nie wydawała się być wyrzeźbiona tylko negatywnymi odczuciami.
— Mówisz, jakbyś miała pewność, że takie zagrywki wychodzą jedynie spod moich łap — prychnął. Nie miał jednak ochoty na tę rozmowę. Oczywiście... To on był stawiany w roli potwora, który pastwi się nad słodziutkim Tojadkiem.
"Bo to ja przecież niemal nie posłałem go do życia po życiu, wciskając go za pomocą wielkiej kłody w miękkie błoto." — Na samo wspomnienie zjeżyła mu się sierść na karku. "Czemu nikt nic z tego sobie nie robił! Tyle kotów to widziało... Jedynie Szałwiowe Serce się mną wtedy zainteresował... Tylko on chciał mieć pewność, że obejrzy go Różana Woń... Tylko on był coś wart w tym klanie"
— Stop! Stójcie! — rozległ się nagle donośny głos Biedronkowego Pola. Kocur podniósł ucho, obrócił pysk tak, aby widzieć to, na co zerka starsza wojowniczka. — Mandarynkowe Pióro i jej koty potrzebują miejsca, aby wepchnąć kłodę. Posuńcie się.
Faktycznie. Duża grupa Nocniaków, prowadzona przez zastępczynie, zajmowała się wtaczaniem sporego kawałka pustego drzewa. Między większymi osobnikami udało mu się dojrzeć nawet Kropiatkową Łapę, ale jej czółko ledwo dotykało chropowatej powierzchni, kiedy reszta zbyt szybko przebierała silnymi łapami; nie nadążała.
"Przynajmniej nie nabiję sobie guza. Jest sprytna, jeśli udaję jej się unikać zbyt dużego wysiłku w sposób, którego nie dostrzegła Mandarynka. Szczwana..." — pochwalił ją w głowie mentor, pozwalając, aby na pyszczek wpełznął mu lekki uśmiech. Srebrna skinęła głową szylkretcę, kiedy jedna z par odsunęła kamień z bok, schodząc im z drogi. Kocie odciski łap, jak i mniejszy rowek, który utworzył głaz, szybko zostały wygładzone przez szurającą po piachu kłodę. Wszyscy w ciszy czekali, aż konar zostanie przepchnięty, aby mogli w spokoju wrócić do pracy. Zwłaszcza że już można było wyczuć nadchodzący wieczorny wiatr, a cykady rozpoczynały swój conocny koncert.
Faktycznie. Duża grupa Nocniaków, prowadzona przez zastępczynie, zajmowała się wtaczaniem sporego kawałka pustego drzewa. Między większymi osobnikami udało mu się dojrzeć nawet Kropiatkową Łapę, ale jej czółko ledwo dotykało chropowatej powierzchni, kiedy reszta zbyt szybko przebierała silnymi łapami; nie nadążała.
"Przynajmniej nie nabiję sobie guza. Jest sprytna, jeśli udaję jej się unikać zbyt dużego wysiłku w sposób, którego nie dostrzegła Mandarynka. Szczwana..." — pochwalił ją w głowie mentor, pozwalając, aby na pyszczek wpełznął mu lekki uśmiech. Srebrna skinęła głową szylkretcę, kiedy jedna z par odsunęła kamień z bok, schodząc im z drogi. Kocie odciski łap, jak i mniejszy rowek, który utworzył głaz, szybko zostały wygładzone przez szurającą po piachu kłodę. Wszyscy w ciszy czekali, aż konar zostanie przepchnięty, aby mogli w spokoju wrócić do pracy. Zwłaszcza że już można było wyczuć nadchodzący wieczorny wiatr, a cykady rozpoczynały swój conocny koncert.
— Jeśli widzisz w Tojadzie tylko to, co chce ci pokazać, to jesteś głupia — powiedział nagle głośno i wyraźnie, patrząc w niebieskie ślepia wojowniczki. — Masz dusze słabego kocięcia i umysł ufnej sarny. Nie będę się na ciebie irytował więcej, bo to bez sensu. Sama sobie narobisz problemów; nie musze być jednym z nich. — Odwrócił się i bez większych ogródek znów zaczął pchać kamień. Nie zostało im dużo drogi.
<Jagodziana?>
Event KN: Wtoczenie na wyspę głazów, Wtoczenie na wyspę pnia, mającego stanowić część nowego legowiska starszyzny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz