Była taka zmęczona. Jej ciało wydawało się z nią nie współpracować. Wlekła za sobą opuszczony ogon, nie zwracając uwagi na wplątujące się w niego gałązki. Wszystko bolało, piekło, ściskało jej wnętrzności. Znowu nie przyniosła nic z polowania. Pikująca Jaskółka nawet na nią nie spojrzała, gdy przechodziła obok. Być może nic nie mówiła, bo bała się zepsucia swojej relacji z Judaszowcem. Być może po prostu wiedziała, że Bożodrzew jest już straconą sprawą.
Wpatrywała się w stos zwierzyny – nie tak wielki, jak za czasów świetności Klanu Klifu, lecz wystarczający, by wykarmić to, co z grupy zostało. Wojowniczka tylko raz odwiedziła groby zabitych w wojnie z Klanem Wilka i samotniczkami, by odmówić niemą modlitwę nad mogiłą matki. W tamtym momencie już dawno przestała czuć smutek. Wyobrażanie sobie nieruchomego ciała upokorzonej przywódczyni jedynie powiększało rosnącą w niej pustkę.
Przełknęła zbierającą się w jej pysku ślinę. Była taka głodna, ale nie mogła nic zjeść. Do nieustającego od wielu księżyców bólu klatki piersiowej niedawno dołączył ból brzucha. Musiała przeczekać najgorszy moment. Przecież w końcu musiało przejść, dokładnie tak jak wszystko inne.
Tak jak Zielone Wzgórze.
Nieobecność kotki stała się w pewnym sensie stanem domyślnym dla Bożodrzewa. Nie oczekiwała jej ciepła, gdy kładła się w legowisku. Nie spodziewała się zobaczyć jej pyska, gdy budziła się ze snu. Nie potrzebowała jej ciepłych zapewnień miłości. Zielone Wzgórze mogłaby równie dobrze nigdy nie istnieć.
Wzrok wojowniczki przyciągnął Rozświetlona Skóra, który prowadził w kierunku legowiska medyków rozglądającą się z niepokojem kotkę. Nieczęsto gościła w tej części obozu Klanu Klifu i Bożodrzew bardzo często zapominała, że wciąż się w nim znajduje. Jej obecność obudziła coś jednak w jej starym, pustym ciele. Niechętna ciekawość zachęciła ją do podejścia.
Nieczęsto chodziła do medyczek. Nie chciała patrzeć na swoje dwie córki, które marniały, niszczały, stawały się coraz odleglejsze. Nie odwiedzała często Wiecznego Zaćmienia. Nie dlatego, że chciała w jakiś sposób zaprzeczyć jej obecnej sytuacji – nie była kotem, który potrzebował okłamywać sam siebie. Wiedziała, co działo się z jej córką. Akceptowała to. Po prostu nie chciała być tego częścią. I tak nie potrafiłaby nic zmienić. Zielone Wzgórze jej to uświadomiła. Nie musiała na to patrzeć. Nie miała siły. Nie miała chęci.
Jagienka stała nieco na uboczu, niepewnie zerkając na Rozświetloną Skórę. Kocur nawet na nią nie patrzył, jednak całe jego ciało było wyraźnie spięte. Być może nie chciał jej widzieć. Być może nie chciał myśleć, o czym mu przypominała, z kim niegdyś była związana.
– Co się stało? – Głos Bożodrzewnego Kaprysu był chrapliwy, przypominającym o jej długim milczeniu, przerywanym jedynie bolesnym kaszlem. Nie, żeby miała do kogo otwierać pysk. Nie po tym, co miało miejsce.
Rozświetlona Skóra odwrócił się w jej stronę. Na powitanie z szacunkiem polizał ją po policzku.
– Więźniarka twierdzi, że podobno ją przewiało i że musi iść do medyczki – wyjaśnił, nie ukrywając irytacji kryjącej się w każdym słowie. Jagienka spięła się, rozglądając się strachliwie, i otworzyła pysk, jakby chcąc się wyjaśnić, wyjaśnić to, co powiedział wojownik. Nic jednak nie powiedziała. Jej zdanie i tak nie miało żadnego znaczenia. – Trzymałem wartę przy jej legowisku – mruknął z niezadowoleniem.
Bożodrzew kiwnęła głową, przyglądając się kotce. Jej widok z jakiegoś powodu bawił i obrzydzał wojowniczkę. Dziwna, gorzka mieszanka uczuć na krótką chwilę wypełniła jej ciało. Pamiętała, jak przyprowadzono Jagienkę do obozu, roztrzęsioną i przerażoną. Pamiętała reakcję Zielonego Wzgórza – cichą, niemal niezauważalną. Czy Bożodrzew już wtedy mogła się domyślić? Czy mogła się spodziewać, co nadejdzie?
Przywołana dźwiękiem ich głosów, z legowiska medyków wyłoniła się Ćmi Księżyc. Jej niewidzące, jasne oczy wbite były w punkt daleko za nimi. Bożodrzewny Kaprys przyzwyczaiła się do tego widoku. Może nawet to udało jej się zaakceptować.
– Jagienka potrzebuje dostać coś na katar – oznajmił Rozświetlona Skóra. Stojąca obok Jagienka w milczeniu wpatrywała się w uzdrowicielkę. Czy wiedziała, że była córką kotki, która razem z Terpsychorą zniszczyła Klan Klifu? Bożodrzew z ciekawością wodziła spojrzeniem między kotkami. Coś w biernej obserwacji dawało jej poczucie bezpieczeństwa, odrębności od sytuacji.
Ćmi Księżyc zrobiła krok w stronę Jagienki, jednak prawie natychmiast zatrzymała się. Jej uszy obróciły się w stronę dźwięku, a ciało spięło w oczekiwaniu.
– Ćmi Księżycu! Błagam, potrzebujemy pomocy! – okrzyk rozległ się gdzieś za plecami Bożodrzewnego Kaprysu. Kotka odwróciła głowę, by zobaczyć dwójkę starszych zbliżających się do legowiska. Półślepy Świstak wydawała się bliska upadku pod ciężarem słaniającego się brata, który podpierał się o nią. Oddech Kornikowej Kory był ciężki i urywany, a skurcze co jakiś czas wstrząsały jego ciałem. Cierpiał, uświadomiła sobie Bożodrzewny Kaprys. Ćmi Księżyc natychmiast odsunęła się od Jagienki, z dezorientacją wąchając powietrze. Nie mogła przecież wiedzieć, co się działo. Dwójka starszych zbliżyła się do legowiska.
– To pe-pewnie nic takiego. – Kornikowa Kora próbował się uśmiechnąć, jednak jego pysk natychmiast ścisnął ból. Wydał z siebie pełen cierpienia jęk, a łapy się pod nim zachwiały. Nim Bożodrzewny Kaprys zdążyła się poruszyć, Jagienka doskoczyła do boku starszego, podpierając go z drugiej strony. Futro na karku Rozświetlonej Skóry zafalowało, a jego gniewne spojrzenie po raz pierwszy od dłuższej chwili skupiło się na więźniarce. – Byłem niedawno u Wiecznego Zaćmienia po zioła na ból brzucha… Po prostu musiały jeszcze nie zadziałać, a mi się pogorszyło. Tak to już jest w moim wieku – zaśmiał się krótko, jednak jego oczy wodziły po legowisku medyków z zaniepokojeniem. Półślepy Świstak pokręciła głową, błagalnie wpatrując się w Ćmi Księżyc.
– Proszę, Ćmi Księżycu. Ledwo udało mu się tu dojść. To nie jest normalne.
Uzdrowicielka zmarszczyła nos, natychmiast podchodząc do pacjenta. Jagienka z pomocą Półślepego Świstaka pomogła Kornikowi położyć się na ziemi. Rozświetlona Skóra zacisnął zęby, jednak nie odezwał się, jedynie robiąc krok do tyłu i dając miejsce siostrze. Bolesny jęk starszego wywołany dotknięciem jego brzucha przez medyczkę rozbrzmiał w uszach Bożodrzewa. Przez jej ciało przeszedł niekontrolowany dreszcz. Czy tak miała wyglądać jej przyszłość? Poczuła potrzebę ucieczki z cuchnącego chorobą legowiska.
– Czy pamiętasz, co to były za zioła? – zapytała Ćmi Księżyc. Wzrok Kornikowej Kory, z każdą chwilą coraz mniej ostry, zatrzymał się na składziku z ziołami.
– Nie jestem pewien… Nie patrzę przecież medykom na łapy. Przecież wiecie lepiej ode mnie, co robicie. – Niepokój w jego głosie był coraz bardziej wyczuwalny. Bożodrzewny Kaprys wpatrywała się z oczekiwaniem w Ćmi Księżyc. Nie była ignorantką. Wiedziała, co działo się z Wiecznym Zaćmieniem. Nawet jeśli nie miała pewności, nawet jeśli chciała wierzyć w siostrę, musiała chociaż coś podejrzewać. – To była jakaś mieszanka… Chyba malwa, może mięta… Nie znam się tak dobrze na ziołach, przepraszam. Wydaje mi się, że mógł być tam czosnek, ale nie jestem pewien. Może Wieczne Zaćmienie się pomyliła i dała mi coś o odwrotnym efekcie. Nie wiem, naprawdę nie wiem – Ciało starszego zatrzęsło się w bólu.
– Zimowit. To mógł być Zimowit – wypaliła nagle Jagienka. Rozświetlona Skóra wydał z siebie głośne warknięcie.
– Nie wygaduj głupot, przybłędo – przerwał jej. Cały żal do samotniczek, do Terpsychory, do Zielonego Wzgórza wydawał się skupić na więźniarce, jedynej osobie, która wciąż była w jego zasięgu, którą wciąż mógł za cokolwiek obwiniać. Czy bał się, że Jagienka odbierze mu również Wieczne Zaćmienie?
Gdy ogon Ćmiego Księżyca opadł, coś ścisnęło serce Bożodrzewnego Kaprysu. Medyczka nie musiała nic mówić.
– Wyjdźcie. Potrzebuję miejsca do pracy. Zawołajcie Wieczne Zaćmienie – rozkazała Ćmi Księżyc przez ściśnięte gardło. Natychmiast ruszyła w stronę niechlujnie posortowanych ziół,
Bożodrzewny Kaprys powinna być przerażona. Powinna krzyczeć, powinna wyprzeć wszystko, co się stało, powinna zaprzeczyć, że jej córka, jej dziecko, jej kocię właśnie skazało kogoś niewinnego na śmierć. Przecież Wieczne Zaćmienie była tak zdolna, tak godna podziwu.
Może to dlatego Zielone Wzgórze nigdy się jej nie przyznała do tego, co zrobiła. Może wiedziała, że Bożodrzewny Kaprys tak naprawdę nie potrafiłaby za nią walczyć. Może rozumiała, że ich miłość od zawsze była skazana na porażkę, na rezygnację, na to puste spojrzenie, na bierną ciszę, gdy były rozrywane, rozdzielane.
Wojowniczka nie potrzebowała się oszukiwać. Rozumiała, jaka była prawda. Zielone Wzgórze była zdrajczynią, Wieczne Zaćmienie otruła Kornikową Korę, a Bożodrzewny Kaprys była całkowicie sama.
Pomimo starań medyczek, Kornikowa Kora tamtej nocy stał się ofiarą błędu, szaleństwa, cierpienia Wiecznego Zaćmienia.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Znajdki w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)
Znajdka w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz