Przed śmiercią Zabłąkanego Omenu
Był to kolejny dzień, kiedy to do żłobka weszła Brukselkowa Zadra z Kosaćcową Grzywą. Sen lubił kocura, bardzo podobało mu się, jak bawi się z jego siostrami. Wydawał się bardzo energiczny i pomysłowy. Każda jego nowa zabawa była aprobowana przez koteczki, po czym śmiech oraz piski rozprzestrzeniały się po żłobku, zarażając inne kociaki do zabawy, tylko nie Sen. Jego nigdy aż tak nie ciągnęło do zabaw, lubił się za to przypatrywać. Tym razem przyszedł też do nich trzeci kocur. Miał czarne srebrne futro o pręgowaniu klasycznym, a oczy zielone, częściowo matowe, które błądziły po kociakach, aż w końcu spoczęły na nim.
— Cześć młody — zagadał do niego — Jak masz na imię?
— Sen — odpowiedział niemal od razu, patrząc w jego hipnotyzujące oczy.
— Ładne imię. Przyszedłem was spotkać. Brukselkowa Zadra dużo mi o was mówiła. — Złapał pazurkami mech, po czym pchnął go, by się poturlał pod łapkami Snu.
Oczywiście, że nie zareagował. Był dziwniejszy, odstawał od sióstr, nie potrzebował tak częstej zabawy. Był bardziej zainteresowany osobą kocura.
— Nie chcesz się bawić? Znudziły ci się wszystkie zabawki? — Widać było zdziwienie na pysku wojownika. — Troszkę wyróżniasz się od innych kociąt.
Mimo zdziwienia, biła od niego jeszcze potężna aura tajemniczości, która ciekawiła kocurka. Chciał go jakoś poznać, jednak nie wiedział jak.
— Przepraszam, jednak jeszcze nie wiem, jak się nazywasz…
— Zabłąkany Omen — odpowiedział bez problemu, a jego uniósł wysoko. — Powiedz mi Śnie, czy podoba ci się nowe miejsce?
— Podoba, jednak czuje się tutaj dziwnie. Cieszę się, że jestem tutaj z siostrami i poznaję inne kociaki. Bardzo polubiłem się z Niezapominajką… Jednak mam dziwne przeczucie… — przyznał, po czym zamyślił się przez chwilę. — Skoro zadajesz pytania, to możemy zagrać w jedną fajną grę. Możemy zadawać sobie po trzy pytania, jeśli jedno z nich jest dla nas niewygodne, to wtedy mówimy pomiń. Zgoda?
Zabłąkany Omen uważnie popatrzył się na niego swoimi dziwnymi ślepiami. Wydawał się zainteresowany propozycją zabawy. Pokiwał głową w jego stronę i wygodnie się rozłożył, żeby być na jego poziomie.
— To mogę ja zacząć. — Sen również się usadowił i kontynuował — Pierwsze pytanie brzmi: Czy widzisz? Drugie: Czy urodziłeś się z takimi oczyma? Trzecie: Nie przeszkadza ci to w codziennych obowiązkach?
— Hmmm… Pomiń. Nie i Nie — odpowiedział, śmiejąc się rozbawiony. Wojownik dobrze wiedział, że Sen chciał jego pełnej odpowiedzi, jednak go przechytrzył. Czarny kocurek posłał mu zawiedzione spojrzenie.
— Hah, no cóż, Śnie. Trzeba zadawać bardziej skomplikowane pytania, jeśli chcesz od kotów dłuższej odpowiedzi. Dzięki temu będziesz mógł poznać się na kocie, a wiesz, że nie każdy, kto jest dla ciebie miły, będzie dalej miły, jeśli dowie się o tobie wszystkiego. Nie każdy przyjaciel, jest twoim przyjacielem, nawet tutaj.
Przekręcił głowę, za bardzo nie rozumiejąc, co wojownik miał na myśli. Jak to, ktoś mógłby nie być prawdziwym jego przyjacielem? Czy koty aż tak potrafiły być dwulicowe? Zerknął w stronę Brukselkowej Zadry, która rozmawiała z Lodową Sałatą i na Kosaćcową Grzywę, który bawił się z całą resztą żłobka.
— Nie, nie, nie. Oni akurat są w porządku. Brukselkowa Zadra dba o was jak najbardziej może. Jeszcze tego nie dostrzegacie, gdyż jesteście mali. Jednak później zrozumiecie. Uwierz mi.
— Wierzę.
Zabłąkany Omen posłał mu szczery uśmiech, po czym kontynuował ich zabawę, zadając mu kolejne pytania. Bawili się tak bardzo długo, dzięki czemu mógł się pochwalić, że bardzo polubił Obłąkanego Omena i trochę go poznał. Kiedy wychodził z kociarni razem z Kosaćcową Grzywą, odwarknął coś do niebieskiego pręgowanego vana. Na to wychodziło, że wojownik miał również drugą twarz, która miała ostry język. Sen cieszył się, że poznał go od tej dobrej strony. Nie mógł się doczekać, aż kolejny raz ich odwiedzi.
***
Dzień śmierci Zabłąkanego Omenu
Do obozu weszli wojownicy i położyli na środku polany ciało Zabłąkanego Omenu. Sen stanął jak wryty, patrząc z przerażeniem na ciało kocura, z którym załapał przyjazny kontakt. Koty zaczęły się zbierać koło ciała, by pożegnać kocura. Czarny kocurek spokojnie poczekał w kolejce. Kiedy w końcu dotarł bliżej wojownika, zobaczył jego dziwnie wykrzywiony kark oraz stróżkę krwi, płynącą z jego pyska. Naśladując inne koty, zbliżył się i wsadził pysk w jego futro. Nie wiedział, co koty szeptają do zmarłych, gdyż sierść tłumiła ich słowa.
“Niech Klan Gwiazdy przyjmie cię z otwartymi łapami Zabłąkany Omenie” – pomyślał.
Odszedł na bok, by zrobić miejsce dla innych. Był to pierwszy raz, kiedy zobaczył zwłoki kota i to swojego starszego przyjaciela, który co jakiś czas specjalnie odwiedzał ich w żłobku. Czuł, jak jego żołądek się kurczy, a w jego gardle znajduje się wielka gula. Szkoda mu było kocura, tym bardziej że nie tak dawno miał dziwny przypadek z własną uczennicą. Sam widział na oczy, jak Kocankowa Łapa wraz z Zabłąkanym Omenem raz wrócili do obozu, będąc cali poharatani. Ewidentnie doszło do bójki, dlatego młoda szylkretka trafiła do izolatki. Szczerze wątpił, żeby była to wina wojownika, jednak jak przyglądał się jego uczennicy, ta wydawała się spokojna i nawet miła.
“Tylko czy teraz ma to sens?”
Nie miało to żadnego sensu. Zabłąkany Omen nie żył, a w tym czasie Kocankowa Łapa siedziała w obozie pod wielkim nadzorem straży. Nie mogła go zabić. Wtedy do główki czarnego kocura wślizgnęły się słowa zmarłego wojownika: “...a wiesz, że nie każdy, kto jest dla ciebie miły, będzie dalej miły, jeśli dowie się o tobie wszystko. Nie każdy przyjaciel, jest twoim przyjacielem, nawet tutaj.” Kotka mogła okazać się kimś, kto mógłby zrobić mu potencjalną krzywdę.
“Muszę się zdystansować… lub nie brać wszystkiego co mówią inni do serca”
Nie wiedział, kto tak naprawdę, jest jego przyjacielem, a kto chętnie chciałby go wykorzystać lub zrobić mu krzywdę. Nie chciał skończyć jak Zabłąkany Omen.
“Trzeba się pilnować”
Odbyło się czuwanie. Sen całą noc siedział na polanie przy ciele wojownika. Było mu zimno, gdyż Pora Opadających Liści nie była łaskawa, szczególnie w nocy. Nad ranem, zanim patrole wyszły z obozu, kilkoro wojowników wzięło jego zwłoki i wyszło, by pochować kocura na wieczny odpoczynek.
“Klanie Gwiazdy, daj mu udanych wiecznych łowów. Niech opiekuję się nami, jeszcze żywymi, w Klanie Wilka” – modlił się w myślach, przymykając powieki.
Powinien już wracać na posłanie. Musi odpocząć po czuwaniu. Zmarznięty i zmęczony, wrócił do kociarni.
Sigmastyczne opowiadanie
OdpowiedzUsuń