Jako kociak po wypadku Księżyc już jakiś czas temu zastąpił na niebie słońce. Choć nie widziałem go, wiedziałem, że tak było po większym niż zwykle mroku w obozie. Próbowałem więc spać; miałem zamknięte oczy. Mimo niedawnych wydarzeń w obozie wszyscy już odpłynęli. Nawet mamusia Bożodrzewny Kaprys. Ta czuwała nad mną cały czas, nieprzerwanie, słyszałem nawet, że jest teraz ze mną; słyszałem jej oddech. Nawet jak nasza medyczka opatrywała mi moje oko… Moje biedne oko. Nic zbytnio na nie nie widziałem. Jedyne co mi pozostało to żywić nadzieje, że wzrok do mnie wróci. Oby Przodkowie na to pozwolili, wolałbym go nie tracić. A jak już to w walce! Chciałbym móc powiedzieć, że przydałem się i odebrano mi wzrok w honorowy sposób… W moim duchu była tylko nadzieja, że go nie stracę. Nawet teraz, jeśli na nie nie widzę, to może powróci? Nie powiedzieli mi przecież, że nie będę na nie widzieć na pewno! Może Klan Gwiazdy mnie posłucha? Trzeba być dobrej myśli! Może Przodkom spodoba się moje myślenie i w nagrodę pozwolą mi zatrzymać umiejętność widzenia? Oby! Te myśli dodawały mi nadziei, której tak wtedy potrzebowałem. Nadzieja jest taka przyjemna! Chyba dobrze mieć nadzieje, gdy jest się smutnym jak ja teraz. Fakt, nie miałem zbytnio siły myśleć, chciało mi się spać, ale musiałem teraz pozostać o dobrej myśli… Po chwili jednak uznałem, że powinienem jednak spróbować usunąć. Może jutro będzie mniej bolec? Choć zajęło mi to dosyć długo, w końcu zapadłem w głęboki sen.
* * *
Obudziłem się nagle wystraszony. Oddychałem ciężko, wystraszony moim snem. Śnił mi się mój wypadek, śniło mi się, że nikt mi nie pomógł… To był straszny sen, myślałem o nim przez chwile i dopiero po kilku uderzeniach serca coś przerwało te specyficzne myśli. Odwróciłem głowę, by kątem oka przyjrzeć się, co dotyka mojego barku. Spodziewałem się wielu rzeczy, nawet tego, że jest tam duży żuk, ale nie długowłosej, niebiesko-białej srebrzystej koteczki… Moja siostra. Księżyc! Moja biedna siostra. Musiałem ją wystraszyć, tak bardzo wystraszyć tym wszystkim… Powinienem być mądrzejszy i nawet nie dotykać tego patyka... Po chwili dopiero zdałem sobie sprawę z czegoś. Ona przyszła mimo to mnie odwiedzić? Jak miło! Ja na jej miejscu bym chyba tego nie zrobił, tylko się obraził… W każdym razie nie spała; patrzyła na mnie swoimi ślepiami. W ciemności przypomniały mi dwa żółte księżyce w pełni… Ciekawe czy moje oko na stronie niezawiniętej w pajęczyny i liście pyska, wyglądało podobnie do księżyca… W każdym razie odetchnąłem głęboko, dopiero po dłuższej chwili wydychając je. Powiedziałem do niej cicho, najłagodniejszym głosem, jaki potrafiłem wydać;
— Co ty tu robisz? Jest ciemno, powinnaś spać — Miałem wrażenie, że mogła być zmęczona, skoro ja też byłem.
— Bracisz... — Mówiła cicho, jak to miała w zwyczaju, jednak ja jej przerwałem.
— Idź, idź albo się obrażę — odezwałem się. Nie chciałem, aby miała problemy! Dodałem więc po chwili — Nic już do ciebie nie mówię do kolejnego poranka, dziękuje bardzo, masz iść do mamusi Zielone Wzgórze-
Kotka w reakcji na to szepnęła coś pod nosem, nieco jakby posmutniała. Fakt nie chciałem, aby była smutna, jednak nie chciałem też, by miała, problemy. Dlatego siedziałem cicho. Za mój cel ustawiłem sobie nieodzywanie się. Po paru biciach serca moja siostra wstała i zaczęła wychodzić z legowiska medyka. Obserwując tak ją, zdałem sobie ponownie sprawę, jaki ja wyczerpany wtedy byłem. Zamknąłem więc swoje oczy i położyłem głowę na legowisku. Po dłużej chwili przestałem słyszeć jej kroki, myśli były coraz bardziej leniwe. W końcu zasnąłem, a mój sen był głęboki i przyjemny, choć niewiele z niego potem pamiętałem.
* * *
Obecnie
Dzień powoli już się kończył. Wróciłem właśnie z polowania; nie przyniosłem ze sobą do obozu nic. Nie licząc ciernia, który wbił mi się w łapę niedaleko wodospadu. No cóż, czasem bywa i tak. Pocieszałem się, że będę mógł przynajmniej mieć dobry pretekst, by pogadać z siostrami. W takich momentach jak ten cieszyłem się, że obie są medyczkami i mogłem znaleźć je bardzo łatwo. No, chyba że akurat szukały ziół czy czegoś takiego. W każdym razie miałem nadzieje, że zastane je tam gdzie zwykle. Albo, że chociaż jedna z nich będzie w legowisku medyka. Podziękowałem reszcie kotów, z którymi polowałem, po czym oddaliłem się, od nich. Powoli szedłem przez obóz, co jakiś czas witając się z kotami przechodzącymi obok i jednocześnie uważając na to, by nie stawać zbytnio na łapie, w której miałem cierń. To by tylko mogło pogorszyć sprawę, no i bardziej bolało. W końcu minąłem stos zwierzyny i wszedłem do legowiska medyka. Powitał mnie intensywny zapach różnorodnych ziół. Oraz co najważniejsze srebrzysto-biała kotka zajęta akurat ich sortowaniem. Jej głowa była pochylona nad roślinami, wąchając je co jakiś czas oraz przesuwając je łapą w tę czy inną stronę. Nie zauważyła mnie, a raczej nie zwróciła uwagi na moje kroki i zapach. Podszedłem do niej i powiedziałem nieco zbyt głośno;
— Ładnie dziś wyglądasz siostrzyczko — powiedziałem, dodając kolejne zdanie, zanim kotka się odezwała — Gdyby ktoś pomógłby ci się umyć i gdybyś nie była medyczką, jestem przekonany, że kocury z całej okolicy szalałyby za tobą.
Kotka nieco się zjeżyła na nagły dźwięk, jednak szybko opadło jej futro. Odwróciła łeb, w moją stronę pytając:
— Promieniste Słońce? O ci tym razem chodzi? — spytała.
— Chcesz pogadać i mi pomóc? Proszę to tylko drobniutka pomoc, taka wiesz, co ci parę bić serca zajmie. No wiesz tylko chwileczkę. Taką króciutką jeszcze. Nic wielkiego Ćmi Księżycu — Powiedziałem żartobliwym tonem.
— Jaką pomoc? — zapytała ponownie Ćmi Księżyc.
— A taką malutką, naprawdę malusieńką wiesz to nawet problem dla ciebie moja siostro, nie będzie — mówiłem, postanawiając się nieco przy tym powygłupiać.
— O co ci chodzi — pytała nadal swoim cichym jak zwykle głosem.
— Wiesz, byłem na polowaniu, i nic nie złapałem, ale w każdym razie to szedłem sobie i się zamyśliłem no i ten no, trochę mam problem teraz w każdym razie chcesz wiedzieć, co się stało? — mówiłem dalej. Chyba nie powinienem tego tak długo przeciągać, jeszcze się zirytuje.
— Mów — rzekła.
— Mam ciernia w łapie, widzisz? Nie jest duży, wyjęcie jego zajmie ci, no wiesz, tę chwilkę taką króciutką, nawet mniej niż bicie serca — powiedziałem, wysuwając jedną z przednich łap w jej stronę. Dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że chyba nie powinienem używać słowa "widzisz", ale chyba się nie obrazi, prawda? To było w końcu przypadkiem.
<Ćmi Księżyc? Do odpowiedzi zapraszam>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz