Popołudniowe światło sączyło się przez gałęzie drzew, tworząc na ziemi delikatną mozaikę cieni i złotawych smug. Ciepły wiatr niósł ze sobą zapach wilgotnej kory, rozmokłej ziemi i ziół suszących się w cieniu skalnej półki. Obóz był nadal pełen śladów katastrofy – nie mniej jednak wydawał się dużo bardziej czysty. Z każdym wschodem słońca rany pozostawione przez powódź stawały się coraz mniej zauważalne. Borówka rozejrzała się po obozowisku, poszukując dla siebie zajęć.
Zaczęła od tego, co było najbardziej widoczne – od resztek.
W pierwszym legowisku wojowników wciąż tkwiła rozszarpana podpora z pokrzywionego krzewu, połamane konary przesiąknięte wodą i rozciągnięta warstwa rozmokłego mchu, który nie nadawał się już do niczego. Borówka schyliła się, ostrożnie zaciskając szczęki na końcówce grubszego konaru. Wojowniczka wciągnęła powietrze i ruszyła naprzód, ciężko przy tym oddychając. Przeciągnęła konar poza barierę obozu, zostawiając go w miejscu, gdzie zgromadziła już stertę nieprzydatnych, zniszczonych szczątków.
Praca była rytmiczna, nieprzerwana. Gałąź po gałęzi. Kępa mchu po kępie. Czasem znajdowała zaplątane w legowisko korzenie, które wdarły się do środka wraz z wodą. Ich wyciąganie wymagało cierpliwości i siły – Borówkowa Słodycz napierała ciałem, szarpiąc, aż w końcu czuła, jak ziemia ustępuje, a roślina puszcza z wilgotnym mlaśnięciem. Wynosiła wszystko poza granice obozu, aż miejsce zaczynało wyglądać… nie czysto, ale gotowo. Jakby mogło znów coś przyjąć.
Potem przyszedł czas na nowy budulec.
Przemknęła przez wejście do obozu, kierując się w stronę Brzozowego Zagajnika. Tam rosły trawy, które jeszcze nie ugięły się pod ciężarem wody. Długie, sprężyste źdźbła, trzymające się w kępach. Borówka gryzła je ostrożnie u nasady, zwijając w pęki, które unosiła w pyszczku. Potem zbierała świeży mech spod zacienionych kamieni – miękki, chłodny, lekko wilgotny. Jej łapy poruszały się w skupieniu, a spojrzenie było czujne, niemal instynktowne. Wybierała tylko najlepsze kępy – te, które nie miały zgnilizny ani śladów ślimaków. Na powrót do obozu niosła budulec w kilku kursach, starając się nie gubić drobnych liści czy kępek mchu.
Wykonane zadania:
- Wyniesienie połamanych krzewów, gałęzi i innych zniszczonych elementów legowisk.
- Zebranie budulca na nowe legowiska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz