Buraska długo nie mogła się nacieszyć uroczymi kociętami swojego synka! Starała się jak najczęściej odwiedzać Drżącą w kociarni i bawić się z maleństwami, lub dbać o to, aby ich matce niczego nie brakowało! Miała wrażenie, że czuje się jak nowo narodzona, obserwując, jak maleństwa stawiają swoje pierwsze kroki, otwierają oczy, czy słysząc, jak wypowiadają swoje pierwsze słowa. Ach, tak, radość na nowo powróciła do jej serca, a kocica chłonęła z niej tyle, ile tylko mogła. Przynajmniej do czasu.
Burzowe Serce skrzywił się, patrząc na swoją przyjaciółkę z pewną konsternacją, a ta po raz kolejny zaniosła się tym okropnym, donośnym kaszlem, mając wrażenie, że zaraz się udusi. Bury pokręciła głową, wzdychając.
— Bez wątpienia zielony kaszel. Masz szczęście, że masz tyle żyć, bo byłoby kiepsko. Ale zrobię co w mojej mocy, abyś nie straciła ani jednego — zapewnił, uśmiechając się do niej ciepło, chociaż po oczach widziała, że nie był tego do końca pewny. Cierń prasnęła go łapą w bok. — Hej! A to za co?!
— Za to, że kłamiesz — syknęła z pewnym wyrzutem, kręcąc łbem. — Znam cię od kociarni, tępy patyku. Przecież widzę, że coś się martwi.
Kocur spojrzał w ziemię, po czym uśmiechnął się krzywo.
Czy mogę cię zapytać... Ile żyć ci zostało? — powiedział cicho, a bura spokojnie kiwnęła głową.
— Siedem, Burzowe Serce — odparła spokojnie. Kocur spojrzał na nią poważnym wzrokiem.
— Najpewniej zostanie ci sześć — szepnął. Bura uśmiechnęła się pogodnie, kiwając powoli głową.
— Niech więc tak będzie. Nic nie poradzimy, prawda? — rzuciła jakby nigdy nic, aby zaraz ponownie zająć się tym okropnym, duszącym kaszlem. Nie rozumiała, wokół czego robić takie halo. Kiedyś straci wszystkie życia. Prędzej czy później, tak się stanie. Na razie jednak najważniejsze było, aby jej klan czuł, że jest w dobrych łapach. Nie mogła pozwolić, aby pomyśleli, że słabnie.
— Hej, tak sobie myślę... Czy możemy przyspieszyć moją utratę życia? — rzuciła nagle, a medyk zamarł. Powoli odwrócił głowę w jej kierunku.
— Cierniku... Co ty mówisz? — zdziwił się. Bura uśmiechnęła się delikatnie.
— Przyspieszyć. Tak, abym tutaj nie siedziała. Na pewno da się coś zrobić, prawda?
Minęła dłuższą chwila, nim przekonała kocura do swojego planu. Naprawdę, bardzo długa chwila.
~*~
Żwawo wyszła z leża medyka, jakby nigdy nic, mimo iż ona i Burza wiedzieli, że teraz ma o jedno życie mniej. Nie ważne. Nikt inny nie musi wiedzieć. Dojrzała swoją córeczkę i ruszyła w jej kierunku.
— Bu! — zawołała zza Fiołka, a ta niemalże podskoczyła.
— Mamo! — burknęła zirytowana, zaraz jednak zaśmiała się. Ciernista wzruszyła ogonem.
— Cóż to, staruszka nie może cię podejść? — zaśmiała się wesoło, po czym liznęła córkę w policzek. Zaraz jednak usłyszała śmiech i dojrzała swojego byłego ucznia, Zakręcone Ucho.
— Haaa, Teściowa dzisiaj w eeee... Dobrym humorze, no nie? Fajnie, co, Fiołeczku? — zapytał, stając obok szylkretki. Obie kotki zmierzyły go takim samym wzrokiem, będącym w stanie zgasić słońce.
< Fiołeczku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz