Oh boi, to się zdarzyło w uj dawno. Macie tu troszku historii :")
Wschodząca Łapa przychodziła do kociarni prawie codziennie. Obserwowała małe czarno-białe kuleczki z szeroko otwartymi oczami, nie chcąc pominąć żadnego ich ruchu.
Kocięta piszczały i pełzały blisko Sójczego Skrzydła, a szylkretka uznała, że wyglądały wtedy jak małe gąsienice. Zguba i Oset zazwyczaj siedziały przy łapach królowej, wtulając się w jej futerko i popiskując cicho. Za to Północ jako jedyna, mimo jeszcze zamkniętych oczu, ruszała na podbój kociarni. Wschodząca zazwyczaj wtedy trzymała się blisko kocięcia, pilnując ją, by Sójcze Skrzydło nie musiała się martwić.
Niedługo kociaki powinny zacząć otwierać oczy, czego kotka nie mogła się doczekać.
— Są urocze — powiedziała szylkretka prawdopodobnie po raz setny, na co królowa zaśmiała się serdecznie.
— Powtarzasz się Wschodząca Łapo.
— No, ale co poradzę, nie potrafię przez nich stąd wyjść — jęknęła wesoło, kładąc się na plecach. Spojrzała w kierunku Błękitnej Łapy, która leżała odwrócona tyłem do nich. Jej boki unosiły się nieregularnie, na co kotka zadrżała lekko, przełykając ślinę.
"A jeśli coś jej się stanie?" zapytała siebie w myślach. Nagle na jej pysk zaczął wspinać się Oset, przez co zasłonił jej widok na wszystko. Zaśmiała się perliście, powoli się obracając, by nie zrzucić z siebie kociaka.
— Uciekaj stąd leniuchu, bo poskarżę się Wierzbowemu Sercu — fuknęła pointka, tłumiąc śmiech — Dziękuje ci bardzo za wieczne towarzystwo, ale chyba niedługo będziesz miała mianowanie, prawda?
Wschodząca Łapa znieruchomiała, gdy usłyszała słowa świeżej królowej.
— Masz rację Sójcze Skrzydło — mruknęła szylkretka, wzdychając cicho.
Wojowniczka uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, po czym ziewnęła, szeroko otwierając pyszczek, na co Wschodząca Łapa zareagowała natychmiastowo.
— To ja już pójdę — miauknęła speszona, ganiąc się za to, że nie zauważyła, jak bardzo królowa jest zmęczona.
Złapała pełznącego tuż przy niej Osta delikatnie za kark, na co mały pisnął cichutko. Wschodząca Łapa położyła go tuż przy królowej, nosem popychając go w stronę jej brzucha. Obserwowała jeszcze chwilkę, jak kociak podchodzi do swojego rodzeństwa, przepychając się pomiędzy nimi i zwija się w kłębek.
Szylkretka ziewnęła potężnie, wstrząsając się i rozciągając ścierpnięte łapy. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie w kierunku swojej siostry, która podciągnęła łapki pod siebie, skalując się jeszcze bardziej. Westchnęła cicho, życząc siostrze w myślach dobrej nocy i choć maleńkiej ulgi, po czym ruszyła w kierunku legowiska uczniów.
Po kilkunastu wschodach słońca dni zaczynały się robić coraz cieplejsze. Jednak ten dzisiejszy był okropnie pochmurny. Zamiast białych, lekkich płatków, padał ostry deszcz ze śniegiem, który odbierał chęci na robienie czegokolwiek. Wiatr pozbawiał tchu i sprawiał, że ciężko było się poruszać. Wschodząca Łapa leżała w wyjściu z legowiska uczniów, strzygąc uszami i obserwując, co się dzieje na dworze.
Poczuła ciepły nos Czarnej Łapy na swoim boku, który sprawił, że jej mięśnie rozluźniły się nieco. Z nim u boku nie miała się co martwić. Zatrzęsła się i wypuściła powietrze z płuc, wsłuchując się w spokojne mruczenie kocura.
— Czym się tak martwisz Wschodząca Łapo? — zapytał cicho, wodząc za jej wzrokiem.
Kotka pokiwała tylko głową w milczeniu, wzdychając cicho. Położyła głowę na jego łapach, tuląc uszy i ciesząc się z jego bliskości.
Nagle przez wiatr przebiły się głośne popiskiwania kociąt. Uczniowie podnieśli czujnie głowy, wybijając wzrok w kierunku żłobka. Nagle ze szczeliny wysunęła się głowa Sójczego Skrzydła. Nerwowość malowała się na jej pysku. Obejrzała się jeszcze za siebie, krzycząc coś, po czym czmychnęła w kierunku legowiska medyczki.
Wschodząca Łapa czuła, jak każdy włosek na sierści zaczyna się podnosić. Gdyby coś stało się kociętom Sójczego Skrzydła, szłaby z nimi od razu. A skoro pobiegła sama...
— O nie — jęknęła przerażona, podnosząc się — Zaczyna się.
— Co się zaczyna? — zapytał, wodząc wzrokie
Królowa biegła już z powrotem, razem z obiema medyczkami. Czarna Łapa spojrzał zaskoczony na szylkretkę, która bez słowa pobiegła w ich kierunku. Porywisty wiatr smagał jej futro na wszystkie strony, jednak ona nawet się nie zatrzymała. Zmrużyła oczy, z trudem zbliżając się do kociarni. Weszła tam tuż za kotkami, po czym skierowała się od razu do Błękitnej Łapy.
Niebieska kotka oddychała z trudem, a jej pyszczek wykrzywiał się w grymasie bólu. Raz po raz drżała pod wpływem spazmów.
Wschodząca Łapa patrzyła na to wszystko z przerażeniem w oczach. Czuła jak bardzo jej siostra się boi i jak słaba jest.
— Błękitna Łapo słyszysz mnie? — odezwała się Fenkułowe Serce spokojnym głosem — Oddychaj głęboko, spokojnie. Wszystko będzie dobrze...
Różany Kwiat wyjmowała potrzebne zioła, zawinięte na liściu w paczuszkę
Wschodząca Łapa podeszła wolno w kierunku siostry, kładąc się obok jej pyska i dotknęła ją nosem, próbując dodać otuchy. Mruczała uspokajająco, jednak w środku próbowała uspokoić narastającą panikę. Już wczoraj Błękitna Łapa czuła się źle, a dzisiaj wygląda jak cień kota.
Poród trwał okropnie długo. Wschodząca Łapa straciła poczucie czasu, siedząc przy siostrze, która nie miała pojęcia jak zająć się kociętami. Obie medyczki oraz Sójcze Skrzydło pomagały młodej królowej w wyczyszczeniu kociąt, które piszczały cicho. Jeden z nich był całkowicie cicho jakby zmęczony. Błękitna Łapa nawet nie zdążyła przypatrzeć się swoim młodym, zasnęła od razu na końcu porodu po tym, jak Fenkułowe Serce podała jej kilka nasion maku.
— Fenkułko i jak? — cichy głos Niedźwiedziej Gwiazdy przebił się przez popiskiwania młodych.
— Czy ta mysia strawa wreszcie urodziła? — warknął drugi głos, należący do zastępcy.
— Spadający Liściu! — syknęła cicho biało-czarna medyczka, co nie było dla niej podobne.
Szylkretka zatrzęsła się, otwierając szybko oczy. Jej niewidzący wzrok wpatrzył się z lekka gniewnie na zastępcę, który mierzył skrzywionym spojrzeniem niebiesko-białą. Czarny kocur prychnął głośno, tuląc uszy. Lider i medyczka patrzyli na niego karcąco, jednak on nic sobie z tego nie robiąc, odwrócił się do wyjścia.
— Czekam na was w tamtym miejscu, chcę omówić zaistniałą sytuację — warknął, wychodząc z kociarni, zostawiając oniemiałe rodzeństwo.
Fenkułowe Serce spojrzała na Niedźwiedzią Gwiazdę zaniepokojona, po czym westchnęła cicho. Wschodząca Łapa mogła w tamtej chwili wyraźnie zobaczyć, jak stara jest już medyczka. Tak samo wyglądał lider, który miał ciemniejszą sierść, więc łatwo można było zobaczyć siwe włoski na jego pysku. Po chwili Wschodzącą Łapę ogarnął dziwny lęk. O co mogło chodzić Spadającemu Liściu? Czy chodzi o Błękitną Łapę? Co on chciałby zrobić? Przecież kotka dopiero co urodziła trójkę młodych, będzie chciał ją wypędzić? Gdy wszystkie te pytania zaczęły gnieść się w jej głowie, nagle poczuła dziwne ukłucie w brzuchu. Po chwili zakręciło jej się w głowie jak podczas zbyt długiego ganiania za własnym ogonem, a jej serce zaczęło dziwnie kołatać w piersi.
— Wschodząca Łapo? — Różany Kwiat, która stała tuż obok, spojrzała badawczo na kotkę.
Szylkretka odwróciła w jej stronę swój pysk, lecz jej wzrok był dziwnie zamglony.e Leżała przy śpiącej Błękitnej Łapie, która była teraz o wiele chudsza niż wcześniej. Spojrzała na malutkie kuleczki, które pełzały tuż przy niej, wybierając sobie najlepsze miejsce do spania. Przez ten krótki moment uspokoiła się na chwilę, by potem spojrzeć nieco dalej. Zaczęła drżeć jeszcze mocniej w chwili, w której zobaczyła krew na tylnych łapach swojej siostry. Przez głowę przelatywały jej tysiące myśli, ciche piski kociąt wwiercały się jej w czaszkę. Zaczęła płytko oddychać, wstając szybko od siostry i cofając się krok za krokiem. Różany Kwiat mówiła do niej uspokajająco z mieszaniną troski i przerażenia na pysku.
— Wschodząca Łapo, spokojnie... Co się dzieje?
Pokręciła głową, rozglądając się dookoła. Właśnie, co się dzieje? Skąd pojawił się w jej głowie ten irracjonalny strach przed wszystkim dookoła? Dlaczego nie potrafi opanować drżenia swojego ciała i brakuje jej tchu?
Nagle przed jej oczami zatańczyły czerwone i żółte światełka, po czym jej pole widzenia zaczęło się zmniejszać. Szylkretka zatrzęsła się, po czym upadła na mech.
— Wschodząca Łapo! — krzyknęła Różany Kwiat, doskakując do niej.
Uczennica westchnęła, oddając się miękkiej ciemności, która pochłonęła jej umysł.
Obudziła się nagle lecznicy. Podniosła nieprzytomnie głowę, powoli przypominając sobie, co się stało. Jej oddech przyśpieszał z każdym biciem serca. Próbowała się podnieść, jednak mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Zatoczyła się i wypadła ze swojego legowiska.
Fuknęła cicho, znów podnosząc się na drżących łapach, kiedy nagle poczuła, jak ktoś wspiera ją z lewej strony.
— Gdzie ci się tak śpieszy, hm?
Momentalnie zwróciła swoje mętne zielone oczy w kierunku właściciela głosu. Czarna Łapa wpatrywał się w nią zmartwiony, uśmiechając się ciepło. Kotka oszołomiona nie zauważyła, kiedy z powrotem znalazła się na swoim posłaniu, popchnięta lekko przez kocura. Jęknęła cicho, czując, jak w jej głowie powoli narasta pulsujący ból.
— Napędziłaś mi strachu, gdy zobaczyłem cię, jak leżałaś na mchu… — mruknął zdenerwowany, tuląc uszy. Jego wzrok jednak był łagodny, chcący dodać kotce otuchy.
— Co się stało? — zapytał cicho, kładąc swój pysk na jej głowę. Wschodząca Łapa była na wpół przytomna, a ból głowy tylko pogarszał sprawę.
Nie chciała mu mówić, co dokładnie się tam stało i co usłyszała. Tylko by się zdenerwował, a nie było to aktualnie potrzebne.
— Przepraszam Czarna Łapo — mruknęła cicho, zamykając oczy, gdy kolejna fala bólu zalała jej głowę.
— Ale za co? — zawołał cicho kocur z nutką rozbawienia w głosie — Zrobiłaś coś złego?
— Ja… nie wiem — powiedziała po krótkim zawahaniu się — Myślę, że nie.
Kocur zamruczał uspokajająco, przez co szylkretkę przeszedł dreszcz. Był tu przy niej przez cały czas, martwił się o nią. Poczuła się jeszcze gorzej ze świadomością, że chce go teraz okłamać.
Ziewnęła cicho, zamykając oczy, by Czarny nie widział jej wzroku. Nigdy nie umiała kłamać, zawsze zdradzał ją jej uciekający wzrok. Patrzyła się wtedy wszędzie, byle nie na osobę, do której właśnie mówi.
— Wybacz, Czarna Łapo … — westchnęła cicho — Ale nie spałam przez cały poród Błękitu…
Otworzyła oczy, by spojrzeć wprost w czekoladowe źrenice czarnego kocura. Przez jedno bicie serca miała ochotę zmienić zdanie i powiedzieć mu o wszystkim. Tylko nie mogła. Sama musi się dowiedzieć, o co chodzi. Jeśli będą chcieli wygnać jej małą siostrzyczkę, nie będzie przecież stała obojętnie!
Czarna Łapa przechylił głowę w bok, po czym uśmiechnął się szeroko.
— A zrobisz mi miejsce? — zapytał wesoło, na co Wschodząca Łapa otworzyła szeroko oczy — Myślałaś, że cię tu zostawię?
W tamtym momencie nie wiedziała, czy chciała trzepnąć go ogonem w głowę, czy może zacząć płakać. Zacisnęła pyszczek i zamrugała szybko oczami, chcąc powstrzymać swoje łzy od pojawienia się. Czuła się strasznie głupio tak jak nigdy. Poddała się, przesuwając się i robiąc mu miejsce.
— Oczywiście, że nie — miauknęła wzruszona, pociągając nosem.
Czarna Łapa już miał się położyć obok przyjaciółki, gdy nagle usłyszał cichy głos za sobą.
— O nie, nie, nie — mruknęła Różany Kwiat stanowczo, na co oboje obrócili w jej stronę głowy — Wschodząca Łapa musi odpocząć Czarna Łapo, wróć do legowiska wojowników… proszę.
Z każdym słowem mówiła coraz ciszej, aż ostatnie wręcz wyszeptała, zwracając wzrok w stronę swoich łap.
Uczniowie zamrugali oniemieli, by po chwili spojrzeć na siebie porozumiewawczo. Bardzo lubili młodą medyczkę, dlaczego mieliby teraz robić jej na przekór? Kotka wypuściła z ulgą powietrze, dziękując w myślach Różanemu Kwiatowi.
— No nic — westchnął kocur zawiedziony, podnosząc się powoli. — Spokojnych snów Wschodząca Łapo — mruknął ciepło i liznął szylkretkę w polik.
Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, mrucząc ciche „Dobranoc”. Wymościła się ostentacyjnie w legowisku, nasłuchując kroki czarnego kocura, które były coraz cichsze.
Kilkanaście bić serca później przeciskała się przez splątane gałęzie, za każdym razem przeklinając swoje szczęście. Co ją popchnęło do tego, by osłabiona po stresującym porodzie Błękitnej, biegła na ślepo bez zwalniania? Zatrzęsła się, czując ciernie, które szarpały jej grube futro.
W oddali zobaczyła prześwit wśród drzew oraz odgłos uderzających o skały fal. Tak szybko, jak błysnęło jej światło słońca, tak znikło wśród gęstych chmur zbierających się na horyzoncie.
Już miała wybiec spomiędzy plątaniny krzewów, gdy nagle zamajaczyły przed nią trzy sylwetki stojące przy krawędzi klifu. Zwolniła, oddychając chrapliwie po szalonym biegu. Gdy była już w odpowiedniej odległości, wyciszyła się, wyłapując uniesiony głos zastępcy.
— Od początku wiedziałem, że nie warto przyjmować przybłęd do klanu. Same z nimi kłopoty!
— Spadający Liściu, ty chyba sam nie wiesz, co mówisz...
Wschodząca Łapa podeszła bliżej, trzęsąc się. Było jej słabo, a zawartość jej żołądka chciała wrócić tam, skąd przyszła. Jej źrenice rozszerzyły się ze strachu, który wypełnił jej myśli. „Proszę, nie, zostawcie ją w spokoju…”
Czarny kocur prychnął rozgniewany w kierunku Fenkułowego Serca. Zamyślony przez ten czas Niedźwiedzia Gwiazda, westchnął cicho, odwracając wzrok od reszty.
— Ja nie wiem, co mówię? Wiem dokładnie, co chcę powiedzieć — syknął czarny kocur — Żadnych więcej przybłęd w klanie nie chcę widzieć!
— Braciszku, Kodeks Wojownika nakazuje pomóc wszystkim w potrzebie — mruknął bury kocur, spoglądając na brata prosząco — Chcesz okryć hańbą samego siebie?
— Hańbą jest dla mnie przyjmowanie takich lisich bobków do klanu! — warknął — Widzisz, co się stało, gdy jedną taką przyjąłeś! Zaszła w ciążę, w dodatku uczennica! Złamała Kodeks sama, więc powinna zostać wypędzona!
Wschodząca Łapa jeszcze nigdy nie widziała, żeby Spadający Liść stracił nad sobą panowanie. Wiele razy widziała go rozgniewanego, jednak nie do tego stopnia.
— Ona przecież nie zrobiła nic złego, Spadku, proszę — powiedziała ciepło Fenkułowe Serce — To jeszcze młoda koteczka, miała fiubździu w głowie. Weź głęboki oddech i spróbuj się trochę uspokoić-
— JAK MAM BYĆ SPOKOJNY, KIEDY DZIEJĄ SIĘ TUTAJ TAKIE RZECZY! — wrzasnął czarny kocur, stając się dwa razy większy od samego przywódcy — Już jesteśmy uznani za najsłabszych spośród wszystkich, a co by było, gdyby dowiedzieli się o tym?!
Jego ogon wzniecał tumany kurzu, kiedy miotał się po ziemi w tą i z powrotem.
Wschodząca Łapa była zszokowana tym, z jakim spokojem starsza medyczka przyjęła wybuch kocura.
— Przestań, zanim powiesz coś, czego będziesz żałował... — powiedziała cicho, spoglądając na brata z niemą prośbą.
— A co mam żałować? — kocur zaśmiał się, a w jego oczach płonął gniew — Jestem najstarszy z was, to ja powinienem być głową klanu.
— Ale na szczęście nie jesteś — mruknął groźnie Niedźwiedzia Gwiazda.
Szylkretka prawie zapomniała, że lider również tam stoi. Wciągnęła powietrze, zaskoczona wodząc oczami od jednego do drugiego kocura. Dziękowała w duchu, że jest praktycznie niewidoczna. Miałaby nie lada kłopoty, gdyby któryś z nich ją teraz zauważył.
Spadający Liść oniemiały, otworzył szeroko oczy, po czym syknął z taką mocą, że Wschodzącej Łapie wszystkie włoski stanęły dęba.
— Jesteś najbardziej niekompetentnym liderem, jakiego widziałem — warknął, podchodząc do przywódcy, że prawie stykali się nosami — Szczęście raczej mamy do tego, że nikt nas jeszcze nie zaatakował.
Przez moment mierzyli się wzrokiem, na co Wschodząca Łapa wstrzymała oddech. Wyglądali tak, jakby mieli zaraz rzucić się sobie do gardeł. Niedźwiedzia Gwiazda po chwili warknął gardłowo, drapiąc pazurami ziemię pod sobą, po czym odwrócił pysk. Spadający Liść wpatrywał się jeszcze przez moment w brata z pogardą, po czym burknął coś pod nosem, odchodząc w kierunku obozu.
Wschodząca Łapa przypadła niżej do ziemi, gdy zastępca przeszedł obok niej o jakieś trzy długości lisa. Na szczęście wiatr wiał od strony Wielkiej Wody, więc małe były szanse, by mógł ją wyczuć.
Chwilę później Niedźwiedzia Gwiazda z bólem wymalowanym na pysku, podszedł do medyczki, mrucząc jakieś słowa, których szylkretka nie mogła dosłyszeć. On również ruszył do obozu powolnym krokiem, ze spuszczoną nisko głową. Uczennica usłyszała głębokie westchnienie
Fenkułowe Serce siedziała przy krawędzi klifu, wpatrzona w fale uderzające o jego brzeg. Wschodząca Łapa nie miała siły i chęci na podniesienie się i skierowanie do obozu.
Zresztą i tak nie miała jak się ruszyć, dopóki biało-czarna kotka nie opuści tego miejsca. Jeszcze by ją usłyszała i nic by jej nie uratowało przed konsekwencjami.
— Możesz już wyjść Wschodząca Łapo — miauknęła ciepło medyczka, na której słowa szylkretka zamarła, wpatrzona w punkt w ziemi.
Jak ją usłyszała? Zobaczyła? Nie no, przecież siedzi tyłem do niej. Widziała ją już wcześniej? A może ruszyła się w jakimś momencie i zaszeleściły liście?
Bała się stanąć oko w oko z prawdą, jednak zachęcona ciepłym tonem Fenkułki, ruszyła powoli w jej kierunku. Zawsze słuchała się medyczki, to od niej dowiedziała się tak wielu rzeczy. Wychodząc spomiędzy krzewów, rozejrzała się czujnie dookoła, sprawdzając, czy któryś z kocurów nie zawrócił.
Usiadła z ociąganiem obok medyczki, spojrzeniem ogarniając zachmurzone niebo. Zimny powiew wiatru uderzył w długowłosą, która połknęła z trudem ślinę, przez zalegającą gulę w gardle.
— Pogoda jest ostatnio bardzo zmienna prawda? — medyczka przerwała ciszę, zerkając z ukosa na uczennice.
Wschodząca Łapa nie wiedziała co odpowiedzieć. Właśnie przyłapano ją na podsłuchiwaniu i nie da się wytłumaczyć, że zrobiła to przez przypadek. Przecież jeszcze chwilę temu leżała w lecznicy nieprzytomna. Co teraz zrobi Fenkułowe Serce? Powie Niedźwiedziej Gwieździe albo Spadającemu Liściowi? Przez ciągłe rozmyślanie nie zauważyła, jak bardzo płytki stał się jej oddech. Po chwili poczuła na swojej głowie uderzenie łapy arlekinki. Jęknęła cicho i spojrzała z lekkim wyrzutem na medyczkę. Bolało!
— Potrzebujesz tak długiego namyślania się nad jednym pytaniem? — zapytała rozbawiona, z powrotem zwracając się w kierunku Wielkiej Wody.
— N-nie… — miauknęła z trudem uczennica, spoglądając na swoje łapy — J-jest bardzo zmienna. Szkoda, że słońce nie świeci przez cały czas.
Zganiła się w duchu za taką głupią odpowiedź, ale jak miała to zrobić inaczej? Jakieś ukryte znaczenie? Chodzi o to, że Fenkułowe Serce przeważnie jest uśmiechnięta i wesoła, to teraz się zmieni i będzie zła?
— Niestety, nie mamy na to wpływu — miauknęła ciepło medyczka, podnosząc głowę do góry — Tak jak nie mamy wpływu na plany Klanu Gwiazdy.
— Ale dlaczego robią nam coś takiego!? — wybuchła, prychając w stronę Słonej Wody — Nie liczą się z nami, robią to, co im się podoba! To nie jest w porządku!
Fenkułowe Serce siedziała niewzruszona z uśmiechem. Wschodząca Łapa długo jeszcze stała rozjuszona, wpatrując się gniewnie w źdźbła trawy przy swoich łapach. Z czasem, jak się uspokajała, obie nie odezwały się ani słowem. Szylkretka skarciła się w duchu za swoje słowa. Nie chciała obrazić Gwiezdnych. Po prostu za żadne skarby nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ich właśni przodkowie sprawiają im tyle przykrych sytuacji. Dopiero po jakimś czasie Wschodzik usłyszała ciężkie westchnięcie medyczki.
— Widzisz moja droga, oni nie mają wpływu na niektóre sprawy. Czasem też próbują sprawdzić nasz charakter, rzucając nam kłody pod nogi — kotka zaśmiała się cicho, spoglądając na wzburzone fale w dole klifu — Pamiętaj, że droga, którą prowadzi nas Klan Gwiazdy, zawsze będzie kręta i pełna przeszkód.
Po tych słowach wstała i przeciągnęła swój grzbiet. Szylkretka usłyszała ciche chrupnięcie, gdy kotka wyciągnęła tylną łapę do tyłu. Wschodząca Łapa wpatrywała się zamyślona w ciemniejące na horyzoncie niebo, przetrawiając słowa medyczki. Nie spojrzała za siebie, by zobaczyć, jak kotka odchodzi do obozu. Został na wzniesieniu razem ze swoimi myślami, dopóki słońce nie zniknęło za sztormowymi chmurami.
Stuliła uszy, wysuwając i wsuwając pazury, po czym z cichym burknięciem ruszyła w stronę obozu. Mogła mieć tylko nadzieję i w duchu modlić się do Klanu Gwiazdy.
Następnego dnia koteczka obudziła się wcześnie rano, po czym uciekła z lecznicy wprost do żłobka, przebywając z Błękitną Łapą calutki dzionek. Odwiedziło ich kilka kotów, które przyszły zobaczyć młode. Gratulowali oni młodziutkiej królowej, która odpowiadała im słabym głosem. Senny Krok, który odwiedził ich jako ostatni, wybiegł w pewnym momencie z ciężkim napadem kaszlu. Wschodząca Łapa usłyszała potem, że zemdlał tuż przed wejściem do żłobka. Po tym wszystkim jedno z kociąt zaczęło cicho pokasływać, a sama królowa pociągała nosem częściej.
Czarna Łapa również ich odwiedził, jednak musiał szybko wychodzić, ponieważ Spadający Liść wybrał go do myśliwskiego patrolu.
Wszyscy wiedzieli dobrze, że Wschodzik nie opuści teraz siostry ani na chwilę, dlatego nawet jej stamtąd nie wyganiali. Fenkułowe Serce przychodziła do nich kilka razy, sprawdzając stan młodej królowej i jej kociąt. Prosiła Sójcze Skrzydło i Wschodzącą o jak najszybsze zawołanie jej, gdyby tylko coś się stało. Medyczka ani słowem nie wspomniała o wczorajszym podsłuchiwaniu. Co więcej, mrugnęła i uśmiechnęła się szeroko do uczennicy.
Szylkretka przyglądała się właśnie maluchom, słodko śpiącym obok Błękitnej Łapy, dopóki jej nie usłyszała.
— Wschodząca Łapo... — mruknęła kotka cicho, po czym zakaszlała — Wiesz może, gdzie jest Miętowy Oddech?
Szylkretka spojrzała na siostrę tępo, mrużąc oczy.
— M-miętowy Oddech zmarł kilka wschodów słońca temu, Błękitna Łapo... — odpowiedziała, zauważając nagłą zmianę wyrazu pyska królowej.
Niebieskooka patrzyła na Wschodzącą Łapę zamglonym oczami, z których po kilku biciach serca zaczęły płynąć łzy. Kotka zatrzęsła się spazmatycznie, łapiąc szybko powietrze.
— Błękitna Łapo, co się dzieje? — zapytała przerażona szylkretka, przyciskając pysk do jej głowy.
Kocięta jakby wyczuwając zmianę w nastroju matki, zaczęły piszczeć niespokojnie.
— N-nawet ich n-nie zobaczył... — powiedziała chrapliwym od płaczu głosem — Już i-ich nie pozna, nie ukocha...
Wschodząca Łapa otworzyła szeroko oczy i otwierając pysk w zdziwieniu.
Wszystko zaczęło się jej nagle układać w całość. Od dnia, w którym dowiedziała się o ciąży siostry, aż do dzisiaj. Wszystkie przepraszające spojrzenia Miętowego Oddechu skierowane w jej stronę. Każdy jego nerwowy gest czy spięcie, gdy ją mijał lub gdy usiadła obok niego. Czyli to potomek Kruczej Gwiazdy został ojcem kociąt Błękitki? Mimo tych wszystkich wyzwisk, które kierowała w stronę nieznanego jej wcześniej kocura, nie potrafiła złościć się na Miętowy Oddech. Teraz nawet zrobiło jej się go trochę żal.
Westchnęła cicho, przeznaczając całą swoją uwagę Błękitnej Łapie i jej kocietom. Próbowała uspokoić ją chociaż trochę, ale wiedziała, że to na nic.
Kotka chlipała przy boku szylkretki jeszcze przez długi czas. Im mocniejszy był płacz, tym bardziej męczył ją kaszel i kichanie. Nie mogła stwierdzić, czy to ten cały Łzawy Kaszel, ponieważ kotka ciągle płakała. To nie mogło być to prawda? Przecież nie można się tym zarazić w jeden dzień, to byłoby głupie.
Kocięta były przez cały ten uspokajane przez Wschodzącą Łapę, która gładziła je puszystym ogonem po grzbietach.
Gdy niebieska kotka wyciszyła się na tyle, by móc normalnie funkcjonować, Wschód postanowiła zadać jej pewne pytanie.
— Siostrzyczko...
— Hm? — zapytała słabo niebieska, pociągając nosem.
— Jakie dasz im imiona? — spytała cicho, patrząc na kocięta troskliwym spojrzeniem.
Błękitna Łapa zatrzęsła się znów, jednak nie potrafiła już rozpłakać się kolejny raz.
— Ta będzie Gronostajem — mruknęła cicho, pokazując łapą niebiesko-kremową szylkretkę. Po krótkiej chwili odezwała się ponownie lekko stłumionym głosem — kocurek Tygrysem…
Wschodząca Łapa spojrzała na przybraną siostrę wyczekująco, jednak po chwili oniemiała. Błękitna zasnęła wyczerpana na jej boku, a jej pierś unosiła się delikatnie.
Szylkretka spojrzała na ostatnie kocie, które miało śliczną czarno-rudą sierść. Pokryty gęstym puszkiem, rdzawy ogonek, przypominało kotce jedno zmyśle zwierzątko, które kiedyś spotkała w lesie.
— Myślę, że Wiewiórka będzie odpowiednim imieniem — mruknęła cicho Wschodząca, patrząc na kociaka.
Sama była już znużona, więc gdy tylko zamknęła oczy, sen powitał ją z otwartymi ramionami.
— Wschodząca Łapo? — szylkretka otworzyła nagle oczy, słysząc niepewny głos Błękitnej Łapy. Był dziwny, jakby odbijał się echem w jej uszach.
Jak wielkie zdziwienie ją ogarnęło, kiedy zauważyła, że nie jest już w żłobku. Leżała w zagajniku, który otaczały dziwne jasne drzewa. Wszystko błyszczało dziwnym blaskiem, a gdy spojrzała w górę, Srebrna Skórka wydawała jej się bliżej niż kiedykolwiek. Pośród krzaków widziała wiele świecących punkcików przypominających oczy. Wzdrygnęła się, stulając się w sobie. Jasnozielona trawa łaskotała ją po łapach, a lekki wiaterek niósł ze sobą nieznany kotce zapach. Rozejrzała się niepewnie dookoła, aż ją zauważyła. Wyglądała na zdrowszą. Wschodząca Łapa uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się z tego, że już wszystko będzie dobrze! Jednak im bliżej podchodziła, tym więcej różnic widziała. Futerko Błękitnej Łapy było bardziej błyszczące niż zazwyczaj, pełne świecących punkcików. Lekka poświata emanowała z niej, rozświetlając nieco zagajnik. A oczy... Ich Wschodząca Łapa po prostu się przestraszyła.
Dwa jasnoniebieskie punkciki, które błyszczały tak samo, jak te wśród krzaków dookoła.
— Co się stało, Błękitko? — zapytała się zaniepokojona, nie rozumiejąc sytuacji, w której się znalazła.
Niebieska arlekina posłała jej pokrzepiający uśmiech, jednak w jej oczach krył się cień smutku.
— Dziękuję ci za to, że byłaś razem ze mną — miauknęła wesoło, a jej głos zadrżał cicho — ale muszę już iść.
Wschodząca Łapa patrzyła na nią jak zaczarowana. Zajęło jej długo, nim dotarło do niej znaczenie jej słów.
— A-ale jak to iść — zawołała zdziwiona — Gdzie jak, z kim?
Po chwili przy jej boku pojawiła się mała czarna calico kuleczka, która zapiszczała cicho.
— Wybacz mi maleńka, że odeszłaś ze mną tak wcześnie — miauknęła troskliwie Błękitna Łapa.
— W-wiewiórka? — zająknęła się kotka. Powoli wszystko zaczęło do niej docierać.
— Wiewiórka? Oh, bardzo dobre imię Wschodku — miauknęła kotka wesoło — Ja chciałam dać Miętka, ale twoje pasuje bardziej!
W kącikach oczu rudo-czarnej zgromadziły się łzy, a jej pyszczek wykrzywił się w rozpaczliwym grymasie.
— B-b-błękitna Łapo, czy t-to je-est…
— Tak Wschodząca Łapo — mruknęła smutno niebieska — To jest Klan Gwiazdy.
Cały świat młodej uczennicy runął w jedną chwilę. Przecież miało być już wszystko dobrze! Modliła się całą noc, przepraszała, prosiła! Znów próbują zobaczyć, jak zareaguje? A może to tylko głupi żart? To nie mogło się stać tak szybko. Kotka pokręciła głową rozpaczliwie, a słone łzy spływały jej po pyszczku.
— Nie, nie, nie! — krzyknęła, ruszając w stronę stojącej uczennicy.
Niebieska kotka uśmiechnęła się do niej słabo, podnosząc Wiewiórkę w pysku. W kącikach jej oczu pojawiły się małe łezki. Im szybciej kotka biegła, tym bardziej wydawało się jej, że Błękitna Łapa się oddala. Ostatkiem sił skoczyła w jej kierunku, wyciągając łapy przed siebie. Chciała ją chwycić, zatrzymać, cokolwiek!
W momencie, w którym miała jej dotknąć, kotka rozpłynęła się razem ze swoim kociakiem. Błyszcząca chmura pyłu, jaka po niej pozostała, rozproszyła się, gdy Wschodząca Łapa z całym swoim pędem w nią wpadła. Przeturlała się, nie mając jak się zatrzymać, po czym padła rozłożona całkowicie na trawie. Leżała dobre kilka bić serca w totalnym szoku, a łzy spływały ciurkiem na trawę w Gwiezdnym Klanie.
Po chwili otworzyła oczy, czując na sobie chłodny dotyk nosa. Wiedziała dobrze, co się stało, ale może to wszystko to tylko głupi sen? Podniosła głowę, by po chwili usłyszeć ciche popiskiwania, które nasilały się z każdym biciem serca.
Ciało Błękitnej Łapy leżało tuż przy niej. Bez ciepła, bez życia. Zimne niczym lód, przez który Wschodząca Łapa zamarła wpatrzona w spokojne oblicze swojej siostry. Nie była gotowa na to, co zobaczyła. Było na to o kilka księżyców za wcześnie. Tyle śmierci na raz, to za dużo na jej wrażliwe serduszko. Cały klan był jej rodziną, wszystkie koty znaczyły dla niej wiele, ale śmierć członka rodziny była dla niej potężnym ciosem.
Zakopali ją razem z Wiewióreczką praktycznie obok siebie. Wschodzącej Łapy tam nie było. Przez następne kilkanaście wschodów słońca po każdym treningu udawała się do legowiska, by tam leżeć godzinami bez życia. Nie jadła dużo, spała bardzo mało. Jej bliscy próbowali wszystkiego, by jakoś ją pocieszyć. Najbardziej jednak pomagało jej wypłakiwanie się w bok Czarnej Łapy, który trwał przy niej w każdej chwili jej małego załamania.
Do żłobka nie chodziła już ani razu. Może tylko zanosić kociakom coś do jedzenia, chociaż i tak najczęściej pomagał jej w tym Czarna Łapa.
Gdy nastała pora nowych liści, a kocięta były na tyle duże, że mogły na spokojnie bawić się poza żłobkiem w obozie, Wschodząca Łapa omijała je szeroko, czasem nawet czekając w wejściu do obozu, nim maluchy nie weszły do środka.
Codziennie prosiła w duchu, by nigdy więcej nie musiała przeżywać podobnej sytuacji. Nigdy.
Tylko dlaczego Klan Gwiazdy zawsze wszystko musi utrudniać…
4300 słów, hell yeah
Kocięta piszczały i pełzały blisko Sójczego Skrzydła, a szylkretka uznała, że wyglądały wtedy jak małe gąsienice. Zguba i Oset zazwyczaj siedziały przy łapach królowej, wtulając się w jej futerko i popiskując cicho. Za to Północ jako jedyna, mimo jeszcze zamkniętych oczu, ruszała na podbój kociarni. Wschodząca zazwyczaj wtedy trzymała się blisko kocięcia, pilnując ją, by Sójcze Skrzydło nie musiała się martwić.
Niedługo kociaki powinny zacząć otwierać oczy, czego kotka nie mogła się doczekać.
— Są urocze — powiedziała szylkretka prawdopodobnie po raz setny, na co królowa zaśmiała się serdecznie.
— Powtarzasz się Wschodząca Łapo.
— No, ale co poradzę, nie potrafię przez nich stąd wyjść — jęknęła wesoło, kładąc się na plecach. Spojrzała w kierunku Błękitnej Łapy, która leżała odwrócona tyłem do nich. Jej boki unosiły się nieregularnie, na co kotka zadrżała lekko, przełykając ślinę.
"A jeśli coś jej się stanie?" zapytała siebie w myślach. Nagle na jej pysk zaczął wspinać się Oset, przez co zasłonił jej widok na wszystko. Zaśmiała się perliście, powoli się obracając, by nie zrzucić z siebie kociaka.
— Uciekaj stąd leniuchu, bo poskarżę się Wierzbowemu Sercu — fuknęła pointka, tłumiąc śmiech — Dziękuje ci bardzo za wieczne towarzystwo, ale chyba niedługo będziesz miała mianowanie, prawda?
Wschodząca Łapa znieruchomiała, gdy usłyszała słowa świeżej królowej.
— Masz rację Sójcze Skrzydło — mruknęła szylkretka, wzdychając cicho.
Wojowniczka uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, po czym ziewnęła, szeroko otwierając pyszczek, na co Wschodząca Łapa zareagowała natychmiastowo.
— To ja już pójdę — miauknęła speszona, ganiąc się za to, że nie zauważyła, jak bardzo królowa jest zmęczona.
Złapała pełznącego tuż przy niej Osta delikatnie za kark, na co mały pisnął cichutko. Wschodząca Łapa położyła go tuż przy królowej, nosem popychając go w stronę jej brzucha. Obserwowała jeszcze chwilkę, jak kociak podchodzi do swojego rodzeństwa, przepychając się pomiędzy nimi i zwija się w kłębek.
Szylkretka ziewnęła potężnie, wstrząsając się i rozciągając ścierpnięte łapy. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie w kierunku swojej siostry, która podciągnęła łapki pod siebie, skalując się jeszcze bardziej. Westchnęła cicho, życząc siostrze w myślach dobrej nocy i choć maleńkiej ulgi, po czym ruszyła w kierunku legowiska uczniów.
Po kilkunastu wschodach słońca dni zaczynały się robić coraz cieplejsze. Jednak ten dzisiejszy był okropnie pochmurny. Zamiast białych, lekkich płatków, padał ostry deszcz ze śniegiem, który odbierał chęci na robienie czegokolwiek. Wiatr pozbawiał tchu i sprawiał, że ciężko było się poruszać. Wschodząca Łapa leżała w wyjściu z legowiska uczniów, strzygąc uszami i obserwując, co się dzieje na dworze.
Poczuła ciepły nos Czarnej Łapy na swoim boku, który sprawił, że jej mięśnie rozluźniły się nieco. Z nim u boku nie miała się co martwić. Zatrzęsła się i wypuściła powietrze z płuc, wsłuchując się w spokojne mruczenie kocura.
— Czym się tak martwisz Wschodząca Łapo? — zapytał cicho, wodząc za jej wzrokiem.
Kotka pokiwała tylko głową w milczeniu, wzdychając cicho. Położyła głowę na jego łapach, tuląc uszy i ciesząc się z jego bliskości.
Nagle przez wiatr przebiły się głośne popiskiwania kociąt. Uczniowie podnieśli czujnie głowy, wybijając wzrok w kierunku żłobka. Nagle ze szczeliny wysunęła się głowa Sójczego Skrzydła. Nerwowość malowała się na jej pysku. Obejrzała się jeszcze za siebie, krzycząc coś, po czym czmychnęła w kierunku legowiska medyczki.
Wschodząca Łapa czuła, jak każdy włosek na sierści zaczyna się podnosić. Gdyby coś stało się kociętom Sójczego Skrzydła, szłaby z nimi od razu. A skoro pobiegła sama...
— O nie — jęknęła przerażona, podnosząc się — Zaczyna się.
— Co się zaczyna? — zapytał, wodząc wzrokie
Królowa biegła już z powrotem, razem z obiema medyczkami. Czarna Łapa spojrzał zaskoczony na szylkretkę, która bez słowa pobiegła w ich kierunku. Porywisty wiatr smagał jej futro na wszystkie strony, jednak ona nawet się nie zatrzymała. Zmrużyła oczy, z trudem zbliżając się do kociarni. Weszła tam tuż za kotkami, po czym skierowała się od razu do Błękitnej Łapy.
Niebieska kotka oddychała z trudem, a jej pyszczek wykrzywiał się w grymasie bólu. Raz po raz drżała pod wpływem spazmów.
Wschodząca Łapa patrzyła na to wszystko z przerażeniem w oczach. Czuła jak bardzo jej siostra się boi i jak słaba jest.
— Błękitna Łapo słyszysz mnie? — odezwała się Fenkułowe Serce spokojnym głosem — Oddychaj głęboko, spokojnie. Wszystko będzie dobrze...
Różany Kwiat wyjmowała potrzebne zioła, zawinięte na liściu w paczuszkę
Wschodząca Łapa podeszła wolno w kierunku siostry, kładąc się obok jej pyska i dotknęła ją nosem, próbując dodać otuchy. Mruczała uspokajająco, jednak w środku próbowała uspokoić narastającą panikę. Już wczoraj Błękitna Łapa czuła się źle, a dzisiaj wygląda jak cień kota.
Poród trwał okropnie długo. Wschodząca Łapa straciła poczucie czasu, siedząc przy siostrze, która nie miała pojęcia jak zająć się kociętami. Obie medyczki oraz Sójcze Skrzydło pomagały młodej królowej w wyczyszczeniu kociąt, które piszczały cicho. Jeden z nich był całkowicie cicho jakby zmęczony. Błękitna Łapa nawet nie zdążyła przypatrzeć się swoim młodym, zasnęła od razu na końcu porodu po tym, jak Fenkułowe Serce podała jej kilka nasion maku.
— Fenkułko i jak? — cichy głos Niedźwiedziej Gwiazdy przebił się przez popiskiwania młodych.
— Czy ta mysia strawa wreszcie urodziła? — warknął drugi głos, należący do zastępcy.
— Spadający Liściu! — syknęła cicho biało-czarna medyczka, co nie było dla niej podobne.
Szylkretka zatrzęsła się, otwierając szybko oczy. Jej niewidzący wzrok wpatrzył się z lekka gniewnie na zastępcę, który mierzył skrzywionym spojrzeniem niebiesko-białą. Czarny kocur prychnął głośno, tuląc uszy. Lider i medyczka patrzyli na niego karcąco, jednak on nic sobie z tego nie robiąc, odwrócił się do wyjścia.
— Czekam na was w tamtym miejscu, chcę omówić zaistniałą sytuację — warknął, wychodząc z kociarni, zostawiając oniemiałe rodzeństwo.
Fenkułowe Serce spojrzała na Niedźwiedzią Gwiazdę zaniepokojona, po czym westchnęła cicho. Wschodząca Łapa mogła w tamtej chwili wyraźnie zobaczyć, jak stara jest już medyczka. Tak samo wyglądał lider, który miał ciemniejszą sierść, więc łatwo można było zobaczyć siwe włoski na jego pysku. Po chwili Wschodzącą Łapę ogarnął dziwny lęk. O co mogło chodzić Spadającemu Liściu? Czy chodzi o Błękitną Łapę? Co on chciałby zrobić? Przecież kotka dopiero co urodziła trójkę młodych, będzie chciał ją wypędzić? Gdy wszystkie te pytania zaczęły gnieść się w jej głowie, nagle poczuła dziwne ukłucie w brzuchu. Po chwili zakręciło jej się w głowie jak podczas zbyt długiego ganiania za własnym ogonem, a jej serce zaczęło dziwnie kołatać w piersi.
— Wschodząca Łapo? — Różany Kwiat, która stała tuż obok, spojrzała badawczo na kotkę.
Szylkretka odwróciła w jej stronę swój pysk, lecz jej wzrok był dziwnie zamglony.e Leżała przy śpiącej Błękitnej Łapie, która była teraz o wiele chudsza niż wcześniej. Spojrzała na malutkie kuleczki, które pełzały tuż przy niej, wybierając sobie najlepsze miejsce do spania. Przez ten krótki moment uspokoiła się na chwilę, by potem spojrzeć nieco dalej. Zaczęła drżeć jeszcze mocniej w chwili, w której zobaczyła krew na tylnych łapach swojej siostry. Przez głowę przelatywały jej tysiące myśli, ciche piski kociąt wwiercały się jej w czaszkę. Zaczęła płytko oddychać, wstając szybko od siostry i cofając się krok za krokiem. Różany Kwiat mówiła do niej uspokajająco z mieszaniną troski i przerażenia na pysku.
— Wschodząca Łapo, spokojnie... Co się dzieje?
Pokręciła głową, rozglądając się dookoła. Właśnie, co się dzieje? Skąd pojawił się w jej głowie ten irracjonalny strach przed wszystkim dookoła? Dlaczego nie potrafi opanować drżenia swojego ciała i brakuje jej tchu?
Nagle przed jej oczami zatańczyły czerwone i żółte światełka, po czym jej pole widzenia zaczęło się zmniejszać. Szylkretka zatrzęsła się, po czym upadła na mech.
— Wschodząca Łapo! — krzyknęła Różany Kwiat, doskakując do niej.
Uczennica westchnęła, oddając się miękkiej ciemności, która pochłonęła jej umysł.
Obudziła się nagle lecznicy. Podniosła nieprzytomnie głowę, powoli przypominając sobie, co się stało. Jej oddech przyśpieszał z każdym biciem serca. Próbowała się podnieść, jednak mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Zatoczyła się i wypadła ze swojego legowiska.
Fuknęła cicho, znów podnosząc się na drżących łapach, kiedy nagle poczuła, jak ktoś wspiera ją z lewej strony.
— Gdzie ci się tak śpieszy, hm?
Momentalnie zwróciła swoje mętne zielone oczy w kierunku właściciela głosu. Czarna Łapa wpatrywał się w nią zmartwiony, uśmiechając się ciepło. Kotka oszołomiona nie zauważyła, kiedy z powrotem znalazła się na swoim posłaniu, popchnięta lekko przez kocura. Jęknęła cicho, czując, jak w jej głowie powoli narasta pulsujący ból.
— Napędziłaś mi strachu, gdy zobaczyłem cię, jak leżałaś na mchu… — mruknął zdenerwowany, tuląc uszy. Jego wzrok jednak był łagodny, chcący dodać kotce otuchy.
— Co się stało? — zapytał cicho, kładąc swój pysk na jej głowę. Wschodząca Łapa była na wpół przytomna, a ból głowy tylko pogarszał sprawę.
Nie chciała mu mówić, co dokładnie się tam stało i co usłyszała. Tylko by się zdenerwował, a nie było to aktualnie potrzebne.
— Przepraszam Czarna Łapo — mruknęła cicho, zamykając oczy, gdy kolejna fala bólu zalała jej głowę.
— Ale za co? — zawołał cicho kocur z nutką rozbawienia w głosie — Zrobiłaś coś złego?
— Ja… nie wiem — powiedziała po krótkim zawahaniu się — Myślę, że nie.
Kocur zamruczał uspokajająco, przez co szylkretkę przeszedł dreszcz. Był tu przy niej przez cały czas, martwił się o nią. Poczuła się jeszcze gorzej ze świadomością, że chce go teraz okłamać.
Ziewnęła cicho, zamykając oczy, by Czarny nie widział jej wzroku. Nigdy nie umiała kłamać, zawsze zdradzał ją jej uciekający wzrok. Patrzyła się wtedy wszędzie, byle nie na osobę, do której właśnie mówi.
— Wybacz, Czarna Łapo … — westchnęła cicho — Ale nie spałam przez cały poród Błękitu…
Otworzyła oczy, by spojrzeć wprost w czekoladowe źrenice czarnego kocura. Przez jedno bicie serca miała ochotę zmienić zdanie i powiedzieć mu o wszystkim. Tylko nie mogła. Sama musi się dowiedzieć, o co chodzi. Jeśli będą chcieli wygnać jej małą siostrzyczkę, nie będzie przecież stała obojętnie!
Czarna Łapa przechylił głowę w bok, po czym uśmiechnął się szeroko.
— A zrobisz mi miejsce? — zapytał wesoło, na co Wschodząca Łapa otworzyła szeroko oczy — Myślałaś, że cię tu zostawię?
W tamtym momencie nie wiedziała, czy chciała trzepnąć go ogonem w głowę, czy może zacząć płakać. Zacisnęła pyszczek i zamrugała szybko oczami, chcąc powstrzymać swoje łzy od pojawienia się. Czuła się strasznie głupio tak jak nigdy. Poddała się, przesuwając się i robiąc mu miejsce.
— Oczywiście, że nie — miauknęła wzruszona, pociągając nosem.
Czarna Łapa już miał się położyć obok przyjaciółki, gdy nagle usłyszał cichy głos za sobą.
— O nie, nie, nie — mruknęła Różany Kwiat stanowczo, na co oboje obrócili w jej stronę głowy — Wschodząca Łapa musi odpocząć Czarna Łapo, wróć do legowiska wojowników… proszę.
Z każdym słowem mówiła coraz ciszej, aż ostatnie wręcz wyszeptała, zwracając wzrok w stronę swoich łap.
Uczniowie zamrugali oniemieli, by po chwili spojrzeć na siebie porozumiewawczo. Bardzo lubili młodą medyczkę, dlaczego mieliby teraz robić jej na przekór? Kotka wypuściła z ulgą powietrze, dziękując w myślach Różanemu Kwiatowi.
— No nic — westchnął kocur zawiedziony, podnosząc się powoli. — Spokojnych snów Wschodząca Łapo — mruknął ciepło i liznął szylkretkę w polik.
Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, mrucząc ciche „Dobranoc”. Wymościła się ostentacyjnie w legowisku, nasłuchując kroki czarnego kocura, które były coraz cichsze.
Kilkanaście bić serca później przeciskała się przez splątane gałęzie, za każdym razem przeklinając swoje szczęście. Co ją popchnęło do tego, by osłabiona po stresującym porodzie Błękitnej, biegła na ślepo bez zwalniania? Zatrzęsła się, czując ciernie, które szarpały jej grube futro.
W oddali zobaczyła prześwit wśród drzew oraz odgłos uderzających o skały fal. Tak szybko, jak błysnęło jej światło słońca, tak znikło wśród gęstych chmur zbierających się na horyzoncie.
Już miała wybiec spomiędzy plątaniny krzewów, gdy nagle zamajaczyły przed nią trzy sylwetki stojące przy krawędzi klifu. Zwolniła, oddychając chrapliwie po szalonym biegu. Gdy była już w odpowiedniej odległości, wyciszyła się, wyłapując uniesiony głos zastępcy.
— Od początku wiedziałem, że nie warto przyjmować przybłęd do klanu. Same z nimi kłopoty!
— Spadający Liściu, ty chyba sam nie wiesz, co mówisz...
Wschodząca Łapa podeszła bliżej, trzęsąc się. Było jej słabo, a zawartość jej żołądka chciała wrócić tam, skąd przyszła. Jej źrenice rozszerzyły się ze strachu, który wypełnił jej myśli. „Proszę, nie, zostawcie ją w spokoju…”
Czarny kocur prychnął rozgniewany w kierunku Fenkułowego Serca. Zamyślony przez ten czas Niedźwiedzia Gwiazda, westchnął cicho, odwracając wzrok od reszty.
— Ja nie wiem, co mówię? Wiem dokładnie, co chcę powiedzieć — syknął czarny kocur — Żadnych więcej przybłęd w klanie nie chcę widzieć!
— Braciszku, Kodeks Wojownika nakazuje pomóc wszystkim w potrzebie — mruknął bury kocur, spoglądając na brata prosząco — Chcesz okryć hańbą samego siebie?
— Hańbą jest dla mnie przyjmowanie takich lisich bobków do klanu! — warknął — Widzisz, co się stało, gdy jedną taką przyjąłeś! Zaszła w ciążę, w dodatku uczennica! Złamała Kodeks sama, więc powinna zostać wypędzona!
Wschodząca Łapa jeszcze nigdy nie widziała, żeby Spadający Liść stracił nad sobą panowanie. Wiele razy widziała go rozgniewanego, jednak nie do tego stopnia.
— Ona przecież nie zrobiła nic złego, Spadku, proszę — powiedziała ciepło Fenkułowe Serce — To jeszcze młoda koteczka, miała fiubździu w głowie. Weź głęboki oddech i spróbuj się trochę uspokoić-
— JAK MAM BYĆ SPOKOJNY, KIEDY DZIEJĄ SIĘ TUTAJ TAKIE RZECZY! — wrzasnął czarny kocur, stając się dwa razy większy od samego przywódcy — Już jesteśmy uznani za najsłabszych spośród wszystkich, a co by było, gdyby dowiedzieli się o tym?!
Jego ogon wzniecał tumany kurzu, kiedy miotał się po ziemi w tą i z powrotem.
Wschodząca Łapa była zszokowana tym, z jakim spokojem starsza medyczka przyjęła wybuch kocura.
— Przestań, zanim powiesz coś, czego będziesz żałował... — powiedziała cicho, spoglądając na brata z niemą prośbą.
— A co mam żałować? — kocur zaśmiał się, a w jego oczach płonął gniew — Jestem najstarszy z was, to ja powinienem być głową klanu.
— Ale na szczęście nie jesteś — mruknął groźnie Niedźwiedzia Gwiazda.
Szylkretka prawie zapomniała, że lider również tam stoi. Wciągnęła powietrze, zaskoczona wodząc oczami od jednego do drugiego kocura. Dziękowała w duchu, że jest praktycznie niewidoczna. Miałaby nie lada kłopoty, gdyby któryś z nich ją teraz zauważył.
Spadający Liść oniemiały, otworzył szeroko oczy, po czym syknął z taką mocą, że Wschodzącej Łapie wszystkie włoski stanęły dęba.
— Jesteś najbardziej niekompetentnym liderem, jakiego widziałem — warknął, podchodząc do przywódcy, że prawie stykali się nosami — Szczęście raczej mamy do tego, że nikt nas jeszcze nie zaatakował.
Przez moment mierzyli się wzrokiem, na co Wschodząca Łapa wstrzymała oddech. Wyglądali tak, jakby mieli zaraz rzucić się sobie do gardeł. Niedźwiedzia Gwiazda po chwili warknął gardłowo, drapiąc pazurami ziemię pod sobą, po czym odwrócił pysk. Spadający Liść wpatrywał się jeszcze przez moment w brata z pogardą, po czym burknął coś pod nosem, odchodząc w kierunku obozu.
Wschodząca Łapa przypadła niżej do ziemi, gdy zastępca przeszedł obok niej o jakieś trzy długości lisa. Na szczęście wiatr wiał od strony Wielkiej Wody, więc małe były szanse, by mógł ją wyczuć.
Chwilę później Niedźwiedzia Gwiazda z bólem wymalowanym na pysku, podszedł do medyczki, mrucząc jakieś słowa, których szylkretka nie mogła dosłyszeć. On również ruszył do obozu powolnym krokiem, ze spuszczoną nisko głową. Uczennica usłyszała głębokie westchnienie
Fenkułowe Serce siedziała przy krawędzi klifu, wpatrzona w fale uderzające o jego brzeg. Wschodząca Łapa nie miała siły i chęci na podniesienie się i skierowanie do obozu.
Zresztą i tak nie miała jak się ruszyć, dopóki biało-czarna kotka nie opuści tego miejsca. Jeszcze by ją usłyszała i nic by jej nie uratowało przed konsekwencjami.
— Możesz już wyjść Wschodząca Łapo — miauknęła ciepło medyczka, na której słowa szylkretka zamarła, wpatrzona w punkt w ziemi.
Jak ją usłyszała? Zobaczyła? Nie no, przecież siedzi tyłem do niej. Widziała ją już wcześniej? A może ruszyła się w jakimś momencie i zaszeleściły liście?
Bała się stanąć oko w oko z prawdą, jednak zachęcona ciepłym tonem Fenkułki, ruszyła powoli w jej kierunku. Zawsze słuchała się medyczki, to od niej dowiedziała się tak wielu rzeczy. Wychodząc spomiędzy krzewów, rozejrzała się czujnie dookoła, sprawdzając, czy któryś z kocurów nie zawrócił.
Usiadła z ociąganiem obok medyczki, spojrzeniem ogarniając zachmurzone niebo. Zimny powiew wiatru uderzył w długowłosą, która połknęła z trudem ślinę, przez zalegającą gulę w gardle.
— Pogoda jest ostatnio bardzo zmienna prawda? — medyczka przerwała ciszę, zerkając z ukosa na uczennice.
Wschodząca Łapa nie wiedziała co odpowiedzieć. Właśnie przyłapano ją na podsłuchiwaniu i nie da się wytłumaczyć, że zrobiła to przez przypadek. Przecież jeszcze chwilę temu leżała w lecznicy nieprzytomna. Co teraz zrobi Fenkułowe Serce? Powie Niedźwiedziej Gwieździe albo Spadającemu Liściowi? Przez ciągłe rozmyślanie nie zauważyła, jak bardzo płytki stał się jej oddech. Po chwili poczuła na swojej głowie uderzenie łapy arlekinki. Jęknęła cicho i spojrzała z lekkim wyrzutem na medyczkę. Bolało!
— Potrzebujesz tak długiego namyślania się nad jednym pytaniem? — zapytała rozbawiona, z powrotem zwracając się w kierunku Wielkiej Wody.
— N-nie… — miauknęła z trudem uczennica, spoglądając na swoje łapy — J-jest bardzo zmienna. Szkoda, że słońce nie świeci przez cały czas.
Zganiła się w duchu za taką głupią odpowiedź, ale jak miała to zrobić inaczej? Jakieś ukryte znaczenie? Chodzi o to, że Fenkułowe Serce przeważnie jest uśmiechnięta i wesoła, to teraz się zmieni i będzie zła?
— Niestety, nie mamy na to wpływu — miauknęła ciepło medyczka, podnosząc głowę do góry — Tak jak nie mamy wpływu na plany Klanu Gwiazdy.
— Ale dlaczego robią nam coś takiego!? — wybuchła, prychając w stronę Słonej Wody — Nie liczą się z nami, robią to, co im się podoba! To nie jest w porządku!
Fenkułowe Serce siedziała niewzruszona z uśmiechem. Wschodząca Łapa długo jeszcze stała rozjuszona, wpatrując się gniewnie w źdźbła trawy przy swoich łapach. Z czasem, jak się uspokajała, obie nie odezwały się ani słowem. Szylkretka skarciła się w duchu za swoje słowa. Nie chciała obrazić Gwiezdnych. Po prostu za żadne skarby nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ich właśni przodkowie sprawiają im tyle przykrych sytuacji. Dopiero po jakimś czasie Wschodzik usłyszała ciężkie westchnięcie medyczki.
— Widzisz moja droga, oni nie mają wpływu na niektóre sprawy. Czasem też próbują sprawdzić nasz charakter, rzucając nam kłody pod nogi — kotka zaśmiała się cicho, spoglądając na wzburzone fale w dole klifu — Pamiętaj, że droga, którą prowadzi nas Klan Gwiazdy, zawsze będzie kręta i pełna przeszkód.
Po tych słowach wstała i przeciągnęła swój grzbiet. Szylkretka usłyszała ciche chrupnięcie, gdy kotka wyciągnęła tylną łapę do tyłu. Wschodząca Łapa wpatrywała się zamyślona w ciemniejące na horyzoncie niebo, przetrawiając słowa medyczki. Nie spojrzała za siebie, by zobaczyć, jak kotka odchodzi do obozu. Został na wzniesieniu razem ze swoimi myślami, dopóki słońce nie zniknęło za sztormowymi chmurami.
Stuliła uszy, wysuwając i wsuwając pazury, po czym z cichym burknięciem ruszyła w stronę obozu. Mogła mieć tylko nadzieję i w duchu modlić się do Klanu Gwiazdy.
Następnego dnia koteczka obudziła się wcześnie rano, po czym uciekła z lecznicy wprost do żłobka, przebywając z Błękitną Łapą calutki dzionek. Odwiedziło ich kilka kotów, które przyszły zobaczyć młode. Gratulowali oni młodziutkiej królowej, która odpowiadała im słabym głosem. Senny Krok, który odwiedził ich jako ostatni, wybiegł w pewnym momencie z ciężkim napadem kaszlu. Wschodząca Łapa usłyszała potem, że zemdlał tuż przed wejściem do żłobka. Po tym wszystkim jedno z kociąt zaczęło cicho pokasływać, a sama królowa pociągała nosem częściej.
Czarna Łapa również ich odwiedził, jednak musiał szybko wychodzić, ponieważ Spadający Liść wybrał go do myśliwskiego patrolu.
Wszyscy wiedzieli dobrze, że Wschodzik nie opuści teraz siostry ani na chwilę, dlatego nawet jej stamtąd nie wyganiali. Fenkułowe Serce przychodziła do nich kilka razy, sprawdzając stan młodej królowej i jej kociąt. Prosiła Sójcze Skrzydło i Wschodzącą o jak najszybsze zawołanie jej, gdyby tylko coś się stało. Medyczka ani słowem nie wspomniała o wczorajszym podsłuchiwaniu. Co więcej, mrugnęła i uśmiechnęła się szeroko do uczennicy.
Szylkretka przyglądała się właśnie maluchom, słodko śpiącym obok Błękitnej Łapy, dopóki jej nie usłyszała.
— Wschodząca Łapo... — mruknęła kotka cicho, po czym zakaszlała — Wiesz może, gdzie jest Miętowy Oddech?
Szylkretka spojrzała na siostrę tępo, mrużąc oczy.
— M-miętowy Oddech zmarł kilka wschodów słońca temu, Błękitna Łapo... — odpowiedziała, zauważając nagłą zmianę wyrazu pyska królowej.
Niebieskooka patrzyła na Wschodzącą Łapę zamglonym oczami, z których po kilku biciach serca zaczęły płynąć łzy. Kotka zatrzęsła się spazmatycznie, łapiąc szybko powietrze.
— Błękitna Łapo, co się dzieje? — zapytała przerażona szylkretka, przyciskając pysk do jej głowy.
Kocięta jakby wyczuwając zmianę w nastroju matki, zaczęły piszczeć niespokojnie.
— N-nawet ich n-nie zobaczył... — powiedziała chrapliwym od płaczu głosem — Już i-ich nie pozna, nie ukocha...
Wschodząca Łapa otworzyła szeroko oczy i otwierając pysk w zdziwieniu.
Wszystko zaczęło się jej nagle układać w całość. Od dnia, w którym dowiedziała się o ciąży siostry, aż do dzisiaj. Wszystkie przepraszające spojrzenia Miętowego Oddechu skierowane w jej stronę. Każdy jego nerwowy gest czy spięcie, gdy ją mijał lub gdy usiadła obok niego. Czyli to potomek Kruczej Gwiazdy został ojcem kociąt Błękitki? Mimo tych wszystkich wyzwisk, które kierowała w stronę nieznanego jej wcześniej kocura, nie potrafiła złościć się na Miętowy Oddech. Teraz nawet zrobiło jej się go trochę żal.
Westchnęła cicho, przeznaczając całą swoją uwagę Błękitnej Łapie i jej kocietom. Próbowała uspokoić ją chociaż trochę, ale wiedziała, że to na nic.
Kotka chlipała przy boku szylkretki jeszcze przez długi czas. Im mocniejszy był płacz, tym bardziej męczył ją kaszel i kichanie. Nie mogła stwierdzić, czy to ten cały Łzawy Kaszel, ponieważ kotka ciągle płakała. To nie mogło być to prawda? Przecież nie można się tym zarazić w jeden dzień, to byłoby głupie.
Kocięta były przez cały ten uspokajane przez Wschodzącą Łapę, która gładziła je puszystym ogonem po grzbietach.
Gdy niebieska kotka wyciszyła się na tyle, by móc normalnie funkcjonować, Wschód postanowiła zadać jej pewne pytanie.
— Siostrzyczko...
— Hm? — zapytała słabo niebieska, pociągając nosem.
— Jakie dasz im imiona? — spytała cicho, patrząc na kocięta troskliwym spojrzeniem.
Błękitna Łapa zatrzęsła się znów, jednak nie potrafiła już rozpłakać się kolejny raz.
— Ta będzie Gronostajem — mruknęła cicho, pokazując łapą niebiesko-kremową szylkretkę. Po krótkiej chwili odezwała się ponownie lekko stłumionym głosem — kocurek Tygrysem…
Wschodząca Łapa spojrzała na przybraną siostrę wyczekująco, jednak po chwili oniemiała. Błękitna zasnęła wyczerpana na jej boku, a jej pierś unosiła się delikatnie.
Szylkretka spojrzała na ostatnie kocie, które miało śliczną czarno-rudą sierść. Pokryty gęstym puszkiem, rdzawy ogonek, przypominało kotce jedno zmyśle zwierzątko, które kiedyś spotkała w lesie.
— Myślę, że Wiewiórka będzie odpowiednim imieniem — mruknęła cicho Wschodząca, patrząc na kociaka.
Sama była już znużona, więc gdy tylko zamknęła oczy, sen powitał ją z otwartymi ramionami.
— Wschodząca Łapo? — szylkretka otworzyła nagle oczy, słysząc niepewny głos Błękitnej Łapy. Był dziwny, jakby odbijał się echem w jej uszach.
Jak wielkie zdziwienie ją ogarnęło, kiedy zauważyła, że nie jest już w żłobku. Leżała w zagajniku, który otaczały dziwne jasne drzewa. Wszystko błyszczało dziwnym blaskiem, a gdy spojrzała w górę, Srebrna Skórka wydawała jej się bliżej niż kiedykolwiek. Pośród krzaków widziała wiele świecących punkcików przypominających oczy. Wzdrygnęła się, stulając się w sobie. Jasnozielona trawa łaskotała ją po łapach, a lekki wiaterek niósł ze sobą nieznany kotce zapach. Rozejrzała się niepewnie dookoła, aż ją zauważyła. Wyglądała na zdrowszą. Wschodząca Łapa uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się z tego, że już wszystko będzie dobrze! Jednak im bliżej podchodziła, tym więcej różnic widziała. Futerko Błękitnej Łapy było bardziej błyszczące niż zazwyczaj, pełne świecących punkcików. Lekka poświata emanowała z niej, rozświetlając nieco zagajnik. A oczy... Ich Wschodząca Łapa po prostu się przestraszyła.
Dwa jasnoniebieskie punkciki, które błyszczały tak samo, jak te wśród krzaków dookoła.
— Co się stało, Błękitko? — zapytała się zaniepokojona, nie rozumiejąc sytuacji, w której się znalazła.
Niebieska arlekina posłała jej pokrzepiający uśmiech, jednak w jej oczach krył się cień smutku.
— Dziękuję ci za to, że byłaś razem ze mną — miauknęła wesoło, a jej głos zadrżał cicho — ale muszę już iść.
Wschodząca Łapa patrzyła na nią jak zaczarowana. Zajęło jej długo, nim dotarło do niej znaczenie jej słów.
— A-ale jak to iść — zawołała zdziwiona — Gdzie jak, z kim?
Po chwili przy jej boku pojawiła się mała czarna calico kuleczka, która zapiszczała cicho.
— Wybacz mi maleńka, że odeszłaś ze mną tak wcześnie — miauknęła troskliwie Błękitna Łapa.
— W-wiewiórka? — zająknęła się kotka. Powoli wszystko zaczęło do niej docierać.
— Wiewiórka? Oh, bardzo dobre imię Wschodku — miauknęła kotka wesoło — Ja chciałam dać Miętka, ale twoje pasuje bardziej!
W kącikach oczu rudo-czarnej zgromadziły się łzy, a jej pyszczek wykrzywił się w rozpaczliwym grymasie.
— B-b-błękitna Łapo, czy t-to je-est…
— Tak Wschodząca Łapo — mruknęła smutno niebieska — To jest Klan Gwiazdy.
Cały świat młodej uczennicy runął w jedną chwilę. Przecież miało być już wszystko dobrze! Modliła się całą noc, przepraszała, prosiła! Znów próbują zobaczyć, jak zareaguje? A może to tylko głupi żart? To nie mogło się stać tak szybko. Kotka pokręciła głową rozpaczliwie, a słone łzy spływały jej po pyszczku.
— Nie, nie, nie! — krzyknęła, ruszając w stronę stojącej uczennicy.
Niebieska kotka uśmiechnęła się do niej słabo, podnosząc Wiewiórkę w pysku. W kącikach jej oczu pojawiły się małe łezki. Im szybciej kotka biegła, tym bardziej wydawało się jej, że Błękitna Łapa się oddala. Ostatkiem sił skoczyła w jej kierunku, wyciągając łapy przed siebie. Chciała ją chwycić, zatrzymać, cokolwiek!
W momencie, w którym miała jej dotknąć, kotka rozpłynęła się razem ze swoim kociakiem. Błyszcząca chmura pyłu, jaka po niej pozostała, rozproszyła się, gdy Wschodząca Łapa z całym swoim pędem w nią wpadła. Przeturlała się, nie mając jak się zatrzymać, po czym padła rozłożona całkowicie na trawie. Leżała dobre kilka bić serca w totalnym szoku, a łzy spływały ciurkiem na trawę w Gwiezdnym Klanie.
Po chwili otworzyła oczy, czując na sobie chłodny dotyk nosa. Wiedziała dobrze, co się stało, ale może to wszystko to tylko głupi sen? Podniosła głowę, by po chwili usłyszeć ciche popiskiwania, które nasilały się z każdym biciem serca.
Ciało Błękitnej Łapy leżało tuż przy niej. Bez ciepła, bez życia. Zimne niczym lód, przez który Wschodząca Łapa zamarła wpatrzona w spokojne oblicze swojej siostry. Nie była gotowa na to, co zobaczyła. Było na to o kilka księżyców za wcześnie. Tyle śmierci na raz, to za dużo na jej wrażliwe serduszko. Cały klan był jej rodziną, wszystkie koty znaczyły dla niej wiele, ale śmierć członka rodziny była dla niej potężnym ciosem.
Zakopali ją razem z Wiewióreczką praktycznie obok siebie. Wschodzącej Łapy tam nie było. Przez następne kilkanaście wschodów słońca po każdym treningu udawała się do legowiska, by tam leżeć godzinami bez życia. Nie jadła dużo, spała bardzo mało. Jej bliscy próbowali wszystkiego, by jakoś ją pocieszyć. Najbardziej jednak pomagało jej wypłakiwanie się w bok Czarnej Łapy, który trwał przy niej w każdej chwili jej małego załamania.
Do żłobka nie chodziła już ani razu. Może tylko zanosić kociakom coś do jedzenia, chociaż i tak najczęściej pomagał jej w tym Czarna Łapa.
Gdy nastała pora nowych liści, a kocięta były na tyle duże, że mogły na spokojnie bawić się poza żłobkiem w obozie, Wschodząca Łapa omijała je szeroko, czasem nawet czekając w wejściu do obozu, nim maluchy nie weszły do środka.
Codziennie prosiła w duchu, by nigdy więcej nie musiała przeżywać podobnej sytuacji. Nigdy.
Tylko dlaczego Klan Gwiazdy zawsze wszystko musi utrudniać…
4300 słów, hell yeah
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz