Dni mijały identycznie. W sercu kotki z każdą chwilą rozwijała się coraz
to większa dziura. Pustka, pozostawiona po Virusie uderzyła w nią...
tak znienacka. Już sama nie wiedziała, co jest gorsze. Wiedzieć, że dana
osoba nie żyje i nigdy już jej nie zobaczysz, ale kochała cię, czy że
nie zbyt się tobą interesuje, żyje i jest wciąż zagrożona. Była już na
takim dnie, że myślała tylko, czy jej marne życie ma większy sens.
Zadawała sobie to pytanie codziennie. Każdy ma swoje przeznaczenie, ale
ona go nie czuła. Była... niczym. Niczego nigdy nie osiągnęła, po prostu
była, jadła, spała. I tak wciąż, i wciąż, i wciąż. Jej instynkt
przetrwania powoli wraz z nią umierał. Był coraz mniejszy, przez co jej
możliwości do zakończenia swojego istnienia się rozrastały. Dwunożni,
choć bardzo się starali, jeździli po najwybitniejszych lekarzach z
prośbą o pomoc, nie rozumieli, co ich podopieczna czuje. Robili dużo. Za
dużo. Przywozili jej zabawki, czesali ją, dawali przysmaki - wszystko
na nic. Leki, witaminy, antybiotyki przyjmowała bez większych
sprzeciwień, choć i te mało co robiły.
Dwunożni zachowywali się dziś nietypowo. Szukali czegoś, wystawili
transporter. I nie, nie wyglądali na smutnych, jak to zwykle bywało przy
odwiedzinach u weterynarza. Byli wręcz szczęśliwi! Pani zawołała
kocicę, która smutnym, jak cała jej egzystencja, krokiem ruszyła do
transportera. Ułożyła się na kocu i wpatrzyła w zamykające się kratki.
Właścicielka Tuni wzięła klatkę w rękę i zaniosła ją do "Samochodu".
Potem, gdy pan do nich dołączył, ruszyli. Jechali jakiś czas, jednak nie
tak długo jak zwykle.
***
Po wyjściu z auta, zamiast lecznicy, ukazał się ładny, zadbany budynek.
Pachniało... kotami. Mnóstwem kotów. Kocurów, kotek, kociąt. Gdy weszli
do środka ukazała się mała kasa, dwunodzy zapłacili za "bilety" i
ruszyli korytarzem przed siebie. Za ostatnim zakrętem ukazała się im....
sala pełna rasowych pieszczochów. Niektóre były łyse, inne jakby się w
pralce wyprały, a jaszcze inne miały bardzo krótkie, przypominające
puchate rzepy, ogonki. Kobieta, wraz z transporterkiem, w którym leżała
nieco zdezorientowana kotka, podeszła do jakiejś samicy.
Najprawdopodobniej, zapytała gdzie może odstawić swoją podopieczną, bo
już po chwili stała przy zamkniętym wybiegu. Ostrożnie otworzyła i
wpuściła pieszczoszkę. Były tam same kotki, zdecydowaną przewagę miały
persy, czyli takie z krótką mordką i długą sierścią, oraz syjamskie,
czyli przeciwieństwo poprzednika. Za przeźroczystą szybką były różne
stoiska, klatki z kotami, niektóre miały na nich różne pierdółki, inne
nic nie miały, a jeszcze inne stały na niej i rozglądały się.
- Tunia! - wykrzyknął jakiś delikatny, damski głos.
- Lulu...? - zapytała przygnieciona przez kota pieszczoszka.
- No raczej nie królik! - zaśmiała się siostra brązowookiej. - co robisz na wystawie? Startujesz, czy raczej obserwujesz?
- Ja-ja... chyba obserwuję... - mruknęła skrępowana.
- Nie poznaję cię, siostrzyczko, co cię tak zmieniło? - zapytała
odsuwając się od szylkretki. - schudłaś... zmarniałaś... - stwierdziła
nieco zakłopotana.
- Dorosłam. - miauknęła łaciata.
- Widzę, że kłamiesz, mów.
- No... no... mój synek... on... on uciekł pewnego dnia, potem moja
córeczka-- nie dokończyła, gdyż jej siostra miauknęła głośno:
- To ty masz dzieci?! - dopiero po chwili zauważyła, że nie powinna przerywać kocicy.
Po opowiedzeniu wszystkiego Lulu, Tunia wtuliła się w nią, bo i tak głos łamał jej się podczas mówienia.
- Był już na tyle duży, bo móc świadomie podejmować decyzje, więc to nie
twoja wina. - warknęła poważnie kotka liżąc Tunię za uchem.
- A-ale...
- Żadnych al-- w tym momencie dwunożni zaczęli przychodzić po swoje
koty, najprawdopodobniej zaraz miało się zacząć oceniania ich kategorii.
Tunia także została wzięta. Resztę czasu, wraz z panią i panem,
spedziła na obserwowaniu kotów i małych zakupach. Jednak nie na tym
skupiła się Tunia. Podopieczna była wstrząśnięta słowami Lulu. Wzięła je
sobie do serca, czując, że te słowa zmienią ją... przynajmniej trochę.
Podczas powrotu do domu, zaczęła czuć coś. Czuła zapach obcego kocura, który płynął od... jej właścicieli!
***
Znowu była w swoim przenośnym domku. Myślała, że ponownie jadą na
wystawę, ale była w błędzie. Zaparkowali przed nic nie różniącym się od
innych domem. Ładny, zadbany ogródek z oczkiem wodnym, mini weranda, na
której stał fotel i stoliczek, parę posążków i jakieś roślinki. Kobieta z
bananem na ustach wyszła wraz ze swoim kotem z auta i zapukała z drzwi.
Wpuściła je kobieta w podobnym wieku do opiekunów Tuni. Zaprowadziła
ich do małego pomieszczenia, przy okazji dając jakiś znak swojej
najpewniej córce. Dziewczyna zawołała jakieś mało znane pieszczoszce
słowa, a tuż po nich, zza drzwi wyłonił się sporych wielkości... kocur
perski. Blondynka wzięła go na ręce i zaniosła do pokoju. Trochę
zestresowana koteczka chciała się wycofać, jednak jej się nie udało i
także została wepchnięta do pomieszczenia. Dwunodzy zamknęli drzwi i
stanęli z boku. Van otarł się jakoś dziwnie o kotkę, która już po chwili
przybrała dotychczas nie zbyt dobrze jej znaną pozycję. Nie wiedziała
jak to zrobił, jednak gdy chciała zapytać, poczuła, jak wchodzi na nią i
łapie zębami za kark. Miauknęła i wbiła pazury w ziemię. Czyżby jej
państwo chcieli, żeby ten puchatek ją... zabił? Syknęła zdenerwowana,
gdy pomarańczowooki zlazł z niej z wrednym uśmieszkiem na pysku. Choć
dwunożni się śmiali, ona była oburzona. Położyła się na plecach i
machnęła ogonem. Od dawna nic jej tak nie zdenerwowało. Choć... czy w
ogóle kiedyś coś ją wściekło? Uczucie było dziwne, nieswoje, obce.
Czuła, że to coś więcej niż widzimisię kocura.
Po tym wydarzeniu została zabrana do domu, z czego bardzo się cieszyła.
Siedząc na swoim drapaku rozmyślała, po co, a gdy znalazła najbardziej
prawdopodobną odpowiedź, aż zaniemówiła. Bury van, który najpewniej miał
na imię "Maksio" zostanie ojcem. Tunia miała wielką nadzieję, że już
nigdy go nie spotka na swojej drodze. Jeśli jest w ciąży musi się
zmienić. Dla dobra jej przyszłych dzieci. Dla jej właścicieli, którzy
przez nią wycierpieli. Dla Arsi, Verony, Virusa... i dla niej samej.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz