Kotka
z ogromną dumą chwyciła w pysk złowioną przed chwilą mysz. Ćmi Trzepot
oddaliła się od swojej uczennicy na dłuższy czas, by ta sama mogła
wypróbować swoje umiejętności łowieckie. Śnieg w końcu stopniał, trawa
zaczęła rosnąć, a na pojedynczych drzewach na terenie Klanu Burzy
pojawiły się małe listki i pąki. A, co najważniejsze - zwierzyna była
coraz większa, smaczniejsza i bardziej tłusta. Szylkretka ostrożnie
położyła zdobycz na ziemi, jakby bała się, że ta spadając rozpadnie się
na tysiąc kawałeczków. Po chwili wykopała niewielki dół, w który
włożyła ją i zakopała, by wrócić tu później. Następnie wolnym,
spacerowym krokiem ruszyła dalej. Wsłuchiwała się w delikatny i
przyjemny świergot ptaków, które co jakiś czas przelatywały nad nią.
Było po prostu idealnie. Nagle przypadła do ziemi, czując woń królika.
Po cichutku zaczęła się skradać w stronę ofiary. Była wystarczająco
blisko i skoczyła. Za wolno. Królik wyczuł jej zapach i zaczął uciekać.
Migocząca Łapa rzuciła się za nim, lecz na próżno. Zwiał do norki w
ziemi. Warknęła z niezadowoleniem. Zrobiła to źle, wyskoczyła za
późno... Dobrze, że mentorka jej nie widziała. Z niechęcią podążyła
dalej.
Wędrowała już całkiem długo, nie
zorientowała się nawet, kiedy doszła do krańców terytoriów jej klanu.
Już miała zawracać, kiedy do nozdrzy doszedł zapach niby obcy, lecz
jednocześnie znajomy. Zapach kota, lecz przesiąknięty innym,
nieprzyjemnym dla niej zapachem. Czyżby dwunożni? Tu, na terenach klanu?
A może to ich pieszczoch? W każdym razie, intruz. Czyli... Powinna go
przegonić. Rety, to jej pierwsze tak ważne zadanie! Żwawo podążyła w
stronę zapachu, który z każdą chwilą się nasilał. Po jakimś czasie jej
oczom okazało się... Coś, czego raczej nie chciała widzieć. 'Intruz'
wbrew jej oczekiwaniom był kotem niezwykle dużym i potężnym. Przy nim, a
raczej przy niej Migocząca Łapa wydawała się maleńka. Pieszczoszka
wyglądała na kocicę dość starą, o wiele starszą od terminatorki. Miała
cynamonową sierść, żółty pasek na szyi, który chyba nazywał się obroża
oraz równie żółte oczy, które nieprzyjemnie mierzyły szylkretkę. Mimo to
nie zamierzała okazywać słabości, ta kotka była intruzem.
- To teren Klanu Burzy. Uciekaj stąd!
Zdawała się jednak nie słyszeć jej, lecz uważnie przyglądać.
- Te oczy. A ten ogon... Taki podobny...
Migotka
spojrzała na nią ze zdziwieniem. Kim była i o co jej chodziło? Choć zżerała ją ciekawość, wiedziała, że jedynym, co powinna zrobić było
przegonienie tej istoty.
- Idź stąd! - powtórzyła.
- Hm... Znasz 'Rdzawą'?
Poczuła się coraz bardziej niepewna. Czyżby chodziło jej o Rdzawy Ogon?
- A-a co ci do t-tego?
- Nie bądź taka cwana - prychnęła. - Znasz czy nie?
- O-owszem...
Cynamonowa
gniewnie zmrużyła oczy, nie spuszczając wzroku z szylkretowej. Ciągle
mierzyła kremowy ogon potomkini Rdzawego Ogona. Czyżby ta intruzka znała
zmarłą wojowniczkę? Ale skąd i po co tak zaciekle pytała o nią
wystraszoną uczennicę?
- Wyglądasz mi... Podobnie do niej... I te niebieskie oczy... - warknęła.
- Co ci do m-moich oczu?
- I jeszcze się zgrywa! Jestem pewna... Jesteś córką tej całej Rdzawej, tak?
Przez
chwilę nie odpowiadała, lecz gdy cynamonowa wyciągnęła pazury,
wybełkotała 'tak'. Mimo bycia pieszczoszkiem wyglądała na silną, z
pewnością silniejszą od Migoczącej Łapy. Nie chciała z nią zadzierać.
-
Och... Córeczka mojego kochanego Alberta! - zamruczała ironicznie, a
imię wypowiedziała z taką ilością jadu, że niebieskookiej wszystkie
włosy stanęły dęba.
- Nie znam nikogo takiego! - warknęła. - Moim ojcem jest Cienisty Pazur!
- Przestań udawać!
- Nie udaję!
-
Albo ty kłamiesz, albo twoja mamusia tak kochała twojego tatusia, że
wcisnęła swoim dzieciom kit, że ich ojcem jest ktoś inny. No to naprawdę
wspaniałą partnerkę sobie znalazł...
- Rdzawy Ogon nie okłamała by nas - syknęła. - Pająki zasnuły ci mózg.
- Nie pozwalaj sobie, smarkulo!
Wzdrygnęła
się. Nie powinna używać takich słów. Nie chciała walki... Lecz nie była
już niczego pewna. Niemożliwe, by ta stara kotka mówiła prawdę...
Przecież.... To Cienisty Pazur jest jej ojcem, nie żaden Albert! Kto to w
ogóle jest?!
- A kim jest w ogóle ten Albert?!
- Raczej kim był - splunęła. - Karma dla wron, nic nie warty samotnik...
Jak to, kim był? Czyżby ten kocur... Nie żył? Ale nie. On mógł być tylko wytworem wyobraźni intruzki... Mógł nigdy nie istnieć!
-
Niemożliwe! Moja mama to wspaniała wojowniczka. Nigdy nie pokochałaby
samotnika! - odparła, chcąc wierzyć we własne słowa. Już niczego nie
była pewna. A jeśli jednak ona mówiła prawdę?
- Nie
byłabym tego taka pewna... Jestem starsza od ciebie smarkulo, wiem co
mówię - mruknęła, a jej oczy prześwitywały Migoczącą Łapę na wylot.
- Nie... Kim ty w ogóle jesteś?
- Kukułka - odpowiedziała tylko. - Dobra dobra, a gdzie jest ta twoja mamusia?
Nie odpowiedziała, mrużąc oczy.
- M-muszę iść.
- Nie, nie musisz. Gdzie ona jest?! Zaprowadź mnie do niej, jeśli ci życie miłe!
- Mam cię zaprowadzić na jej grób?! - wypaliłla wściekle.
Kukułka spojrzała na nią z narastającym zdziwieniem. Jej oczy rozszerzyły się, a ciągle najeżone futro wygładziło.
- W sumie szkoda... Jej krew byłaby równie słodka, co Alberta... Ale mam tu jego córkę... To też go zaboli.
Na
pysku uczennicy pojawiło się ogromne przerażenie i strach. Jedyne, co
miała w głowie, to ucieczka. Popędziła przed siebie, mając nadzieje, że
jej długie łapy będą przewagą przed przeciwniczką. To była jakaś
psychopatka! Sierść członkini Klanu Burzy najeżyła się, a kotka zdawała
się dwa razy większa. Po dłuższej chwili biegu wyczuła zbliżający się
zapach pointki. Zaraz ją zobaczyła.
- Ćmi Trzepocie! - wrzasnęła, biegnąc w jej stronę.
Kocica
spojrzała ze zdziwieniem na biegnącą szylkretkę, lecz jej oczy nabrały
innego wyrazu, gdy ujrzała Kukułkę. Migocząca Łapa odruchowo schowała
się za mentorką. Cynamonowa zmierzyła je wzrokiem.
- Intruz - syknęła wojowniczka. - Idź stąd. Nie potrzebujemy cię.
- Jeszcze cię dorwę - parsknęła do terminatorki i odwróciła się, by odejść.
- Migocząca Łapo, co to było? - spytała po chwili ciszy.
- Chciałam ją przegonić, ale była nieugięta i zaczęła mnie gonić... Wredny intruz - mruknęła wymijająco.
- Ale dlaczego powiedziała, że jeszcze cię dorwie? Zrobiłaś jej coś? - Ćmi Trzepot nie chciała odpuścić.
- Nie, nie mam pojęcia - odparła. 'Zrobiłam jej to, że istnieje' dodała w myślach.
- No dobrze... Idź po swoje zdobycze i wracajmy.
Ochoczo
pokiwała łbem. Musiała to wszystko przemyśleć. Czy powinna uwierzyć
Kukułce? Czy uznać, że to stara, niezbyt inteligentna kocica chora
psychicznie? Ale z drugiej strony, skąd ona znałaby Rdzawy Ogon? Wkrótce
kotki wróciły do obozu. To wszystko było dla uczennicy zdecydowanie
zbyt dziwne. Ale wiedziała jedno - NIKOMU nie może powiedzieć o tym,
czego się dowiedziała. Bez słowa ułożyła się w legowisku uczniów, by to
wszystko przemyśleć.
<<Jak ktoś chętny, to niech odpiszę.>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz