Zastępca zauważył, że Zając również rzuca w kierunku nieznanego niepewne spojrzenia. Obaj nigdy nie byli jakoś specjalnie przyjaciółmi, co więcej Jaś żywił swojego rodzaju pogardę wobec starszego kocura, choć sam nie do końca rozumiał czemu. Sarenka zawsze mówiła że jest nieudacznikiem i tchórzem. Jaś nie rozumiał do końca dlaczego. Zając był bardzo miłym i koleżeńskim wojownikiem, pełnym dobrych chęci i posiadającym niemałe umiejętności. Nie zasługiwał na takie traktowanie, co zastępca uświadomił sobie dopiero jakiś czas temu za sprawą Jemioły, która po Sarence była jego drugą najlepszą przyjaciółką.
- Zającu co myślisz o planach Sarenki? - zapytał Jaś bez ogródek. Szary kocur zadrżał i się zatrzymał.
- A co mam sądzić? - zapytał niepewny swoich słów.
- No nie wiem. Cieszysz się, że zamieszkamy tam, za płotem czy może jesteś temu przeciwny?
- Oczywiście, że się cieszę! - Zając podniósł głowę ponad linię grzbietu, co zdarza mu się chyba tylko wtedy, kiedy siedzi. Jaś, aż zrobił krok w tył. Zając zaraz się skulił lekko drżąc.
- Ty kłamiesz... - szepnął Jaś cicho widząc przerażenie i zabiegany wzrok wojownika. Zającowi zaraz do oczu napłynęły łzy. Skulił się przed zastępcą jeszcze bardziej.
- Proszę cię, nie mów nic Sarence! Ona wygna mnie, Jemiołę i Oset, jak tylko się dowie! - krzyczał wystraszony przez łzy. - My nie chcemy iść z nią do klanów! Te koty są niebezpieczne... One zabiły matkę i ojca! I widziałeś co zrobiły Sarence! Przecież ona kiedyś... Jak była kociakiem... Ona miała wszystkie łapy i ogonek taki ładny, długi i puszysty...
Jasia ogarnął żal gdy patrzył na Zająca kulącego się u jego łap. Otarł się o niego bokiem, po przyjacielsku.
- Nic jej nie powiem - mruknął spokojnie. - Ja również nie jestem zadowolony z tego jej pomysłu.
- Nie jesteś? Jak to? - zdziwił się starszy kocur.
- Może dojść do tego, że będziemy musieli walczyć z Klanem Nocy... Na pewno będziemy musieli, Sarenka im nie odpuści. A tam przecież uciekł Srebrny!
- Nie rozumiem, jak mógł nas opuścić - mruknął Zając. - I pójść tam - dodał wskazując las. Jaś wziął głęboki wdech i spojrzał z zadumą na ciemny gąszcz nagich gałęzi.
- To była jego decyzja.
Gdy obaj wrócili do obozu zaraz przywitała ich Płomykówka, uczennica Zająca. Oboje mieli świetny kontakt i doskonale się dogadywali. Jaś bardzo zazdrościł im tej relacji. On i Wiśnia nigdy nie byli dobrymi przyjaciółmi. Zbytnio się różnili. Wiśnia bywała niemiła i niegrzeczna i często wchodziła mu na głowę. Ciężko tu było mówić o przyjacielskiej relacji.
- Wiesz Zającu, mama opowiadała mi o babci! - zawołała podekscytowana kotka. - Naprawdę umarła tak bohatersko?
- Oczywiście, umarła tragicznie - mruknął kocur. - Ale czy bohatersko? Najpewniej próbowała bronić Sarenki przed tymi okrutnymi kotami z Klanu Nocy!
- Łał! Babcia musiała być naprawdę bardzo dzielna! - zawołała kotka z podziwem w oczach. - Też bym chciała kiedyś zmierzyć się z tymi wstrętnymi kotami! Aby ją pomścić, oczywiście!
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł. Widziałaś co zrobili Sarence...
- Masz rację. Ale ona była wtedy niedoświadczona. Zającu, naucz mnie walczyć tak, abym pokonała każdego kota w lesie! Proszę! - mruczała kotka ocierając się o mentora. Zając zachichotał.
- Nie tylko w lesie, ale też poza nim, obiecuję! - powiedział wojownik i wraz z kotką oddalił się od Jasia. Zastępca odszedł do stosu ze zwierzyną i wziął dwie myszy. Zaraz poszedł z nimi do legowiska Sarenki. Kotka oczywiście siedziała na swoim miejscu.
- Czego? - spytała bezbarwnym głosem widząc Jasia podchodzącego do niej ze zdobyczą. Kocur dał jej jedną myszkę i położył się obok.
- Byliśmy na patrolu - powiedział.
- Jacy my?
- Ja i Zając.
- Ta trzęsidupa poszła dobrowolnie na patrol? Myślałam, że tylko poluje.
- Nie nazywaj go trzęsidupą, proszę. To tak jakbym cię nazywał zaborczyninią.
- Kto cię uczy takich dziwnych słów?
- Punia.
- Nadal do niej łazisz? - Sarenka zjeżyła grzbiet.
- Nigdy mi tego nie zabroniłaś - zauważył kocur. Sarenka otworzyła pyszczek, jakby chcąc coś powiedzieć, ale zaraz go zamknęła. Rzeczywiście nigdy nie zabroniła mu tego wprost.
- Więc jak było na patrolu? - spytała słodkim głosem wracając do pierwotnego tematu rozmowy.
- Tak jak zawsze. Klanów w ogóle nie obchodzi nasze istnienie - mruknął Jaś.
- Głupcy, jeszcze pożałują, że tak ignorują Klan Lisa! - warknęła Sarenka wbijając pazury w spróchniałe deski.
- Kiedy niby? - prychnął Jaś. - Byliśmy na Zgromadzeniu i nic. Klany już o nas zapomniały.
- Ale ja pamiętam o nich.
- Świetnie.
- Masz jakiś problem? - rzuciła Sarenka nagle.
- Chciałem z tobą porozmawiać o twoich planach. To wszystko - powiedział kocur spokojnie. - Uważam, że mogłabyś działać zbyt pochopnie decydując się na atak na którykolwiek z klanów.
- Co masz na myśli?
- Chcę abyś spojrzała na to z innej strony. Nie pod względem "czy damy radę?" tylko patrząc na to, jakie poniesiemy straty "dając radę".
- Żadnych, wszystko dokładnie obliczyłam.
- Ach tak? To ile kotów liczą poszczególne klany?
- Z kilkanaście na klan.
- Bzdura.
- Jaka bzdura?
- Na każdym Zgromadzeniu na jakim byliśmy, kiedy ty sobie słuchałaś tej głupiej paplaniny liderów ja obserwowałem wojowników i podsłuchiwałem ich rozmowy. I jestem w stanie oszacować, że każdy klan liczy co najmniej dwadzieścia kotów zdolnych do walki.
- Nie przesadzaj. Klany nie są duże. Widziałeś Klan Wilka? Banda starych, schorowanych biedaczków.
- Ale Klan Wilka to jeden z czterech. I obecnie jest najmniejszy, masz rację. Ale pozostałe klany są duże i silne.
- Jasiu, doceniam twoje próby odwiedzenia mnie od swojego planu, ale niepotrzebnie zawracasz sobie głowę problemami przywódczyni.
- Jestem twoim zastępcą.
- Właśnie. I zastępujesz mnie jak jestem nieobecna. A teraz jestem cała i zdrowa. I w pełni świadoma tego co robię.
Jaś pokręcił z rezygnacją głową, ale już więcej nie dyskutował. Wiedział, że przekonywanie Sarenki i odwodzenie jej od jej planu nie ma sensu. To było jej marzenie. Ich marzenie. Ale to było zanim Srebrny uciekł do Klanu Nocy. Zanim dowiedzieli się, że Jaś pochodzi z Klanu Burzy. Sarenka zawsze chciała, aby Klan Wilka był bezpieczny, bo stamtąd pochodzą jej przodkowie, bo tam należą jej krewni. Ale w Klanie Burzy są krewni Jasia! A w Klanie Nocy jest ich własny syn.
Jaś przysiadł na środku stodoły i owinął łapy ogonem zwieszając głowę. Zaraz jednak otarł się o niego jeden z członków klanu. Zastępca obejrzał się o zobaczył pyszczek Małego Synka.
- Rozmawiałeś z?...
Jaś kiwnął głową.
- O czym?
- O klanach.
- Pokłóciliście się?
- Tak... Nie... Nie wiem...
- Porozmawiam z nią - oznajmił stanowczo młodziak, po czym ruszył w kierunku legowiska swojej matki.
- Nie! Czekaj! - powstrzymał go Jaś. - Niepotrzebnie byś ją tylko rozdrażnił. Chodź do mnie.
Medyk podreptał w kierunku ojca i usiadł przed nim. Jak on urósł, pomyślał Jaś podnosząc łepek, by spojrzeć swojemu dziecku w oczy. Czasami miewał uczucie, że Synek nie jest jego dzieckiem, że Sarenka go zdradziła. Niewątpliwie ze wszystkich ich dzieci był do ojca najmniej podobny, ale nie zmieniało to faktu, ze Jaś kochał go bezgranicznie. Sarenka także. Czasami kocur odnosił wrażenie, że gdyby kochali Synka nieco mniej byliby wspaniałymi rodzicami i szczęśliwą rodziną. Sarenka ciągle oskarżała go o śmierć Miętus i odejście Srebrnego. Ale czy ona była bez winy? Nigdy im się nie układało. Byli świetnymi przyjaciółmi, wspaniałym rodzeństwem, ale okropną rodziną.
- Przepraszam - powiedział Jaś patrząc dziecku w oczy.
- Za co? - zaśmiał się młodziak.
- Za wszystko - westchnął starszy. - To nasza wina.
- O czym ty mówisz?
- O Miętus. O Srebrnym. O tobie.
- Tato...
- Spokojnie. Muszę wrócić na chwilę do mamy. Wracaj do siebie.
Jaś wyminął syna i ruszył z powrotem do swojej partnerki.
- Sarenko, musimy porozmawiać - powiedział z powagą.
<Sarenko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz