Delikatne podmuchy wiatru, podwijały moje srebrne wibrysy. One robiły powolne esy-floresy, po czym znowu upadały, następnie jeszcze raz robiły w powietrzu przedziwne akrobacje. Leżałam na nagrzanej, srebrnej skale, upajałam się ostatnimi, jesiennymi promykami słońca.
-Jesień to przepiękna pora roku...-mruknęłam do siebie, z zadowoleniem.
Mrużąc swoje szmaragdowe oczyma, niczego nieświadoma, mruczałam cicho pod nosem. Mój różowy nos, łapał wszystkie pobliskie zapachy, i ruszał się niczym pszczoła w ulu. Słoneczne ciepło zasłonił wielki cień, cicho prychnęłam, nie otwierając ślepi. Wyczułam kotkę, czuć było od niej wieloma kotami, czyli pewnie była w jakimś klanie.
-Kim jesteś?- odparłam obojętnie, nadal mając zamknięte oczy.
- Nikim wyjątkowym...-odparła równie obojętnie kotka.
Korciło mnie żeby otworzyć moje szmaragdowe ślepia, ale chciałam udawać zwykłą, niczym nie wyróżniającą się z tłumu, kocicę.
- Należę do Klanu Wilka, i tak właściwie...- rzekła z powagą samiczka- Jesteś na terenach tegoż Klanu, a my nie cierpimy intruzów.
Ostatnie słowo wypowiedziała ostro i wolno. Otworzyłam oczy, w których błysnęła szelmowska iskierka, po czym delikatnie wypowiedziałam słowa:
-Nie obchodzi mnie to...
Ciekawiła mnie reakcja samicy. Zauważyłam, że jej mięśnie napinają się do skoku, ale po chwili ustają, tak jak ogień w jej oczach.
- A powinno, Pieszczochu Dwunogów!- ryknęła mi prosto w pysk kocica.
- Nie tym tonem!-syknęłam lekko speszona, że wyczula ode mnie ludzki zapach.
Obie nie wytrzymałyśmy napięcia, i z otwartymi pyszczkami, naszpikowanymi ostrym jak igły zębami, rzuciłyśmy się sobie do gardeł. Była twardą rywalką, taką jak ja. Jej ruchy były szybkie i zdecydowane, co chwila widziałam jej migające pazury przed oczami. Ona była szybka i zwinna, a ja silna i strategiczna. W końcu odskoczyłyśmy od siebie, i nerwowo zaczęłyśmy zataczać symetryczne kółka. Słyszałam jej przyśpieszony oddech, i moje intensywne bicie serca. Otworzyłyśmy mozolnie nasze pyszczki, i wywiesiłyśmy języki. Po moim języczku spłynęła wielka kropla śliny, szybko ją z rzuciłam, po czym z powagą w głosie, odparłam:
-Jesteś godną rywalką...
-Ty...Też...-wysapała ciężko.
-Więc mówiłaś o jakimś Klanie Psa, czy coś takiego?-zapytałam, przyjmując postawę siedzącą.
- O Klanie Wilka-poprawiła mnie szybko kotka- Owszem, mówiłam.
-Czy wszyscy członkowie Klanu, są tak waleczni, jak Ty?-zapytałam, przechylając łeb i uważnie lustrując kotkę.
-Tak!-potwierdziła samica.
-Możesz zaprowadzić mnie do Waszego przywódcy?-spytałam, wręcz z błagalną nutą w głosie.
Kotka tylko skinęła swym łaciatym łbem, i ruszyła z zgniło-zielone krzaki. Wyruszyłam za nią, jednakże samica znowu wyjrzała zza krzaków, i powiedziała:
- Tak w ogóle, jestem Mintleaf, a Ty?
-Leafstripe...-wyszeptałam trochę zdziwiona.
Mintleaf po prostu ruszyła przed siebie, nie zwracając uwagi, na moją zdziwioną minę. Mijałyśmy bajeczne krajobrazy, trawa przyjemnie szeleściła mi pod łapami, a wiatr targał moją sierść. W uszach zaczynało mi dzwonić, i czułam, że zaraz powiem coś głupiego, bo nie mogłam wytrzymać tej ciszy. Jak grom z jasnego nieba, zza brzozy wyszedł muskularny, szary samiec. Usiadł naprzeciw nas, i skinął łbem Mintleaf, podejrzanie się uśmiechając. Siedzieliśmy kilka grobowych minut, w tej przeklętej ciszy. Mój mózg nie wtrzymał napięcia, ryknęłam tak, aż ptaki wzniosły się do góry:
-LUBIĘ NALEŚNIKI, A WY?!
Koty spojrzały na siebie ze zdziwieniem...
<Wolfstar? Mintleaf?>
-Jesień to przepiękna pora roku...-mruknęłam do siebie, z zadowoleniem.
Mrużąc swoje szmaragdowe oczyma, niczego nieświadoma, mruczałam cicho pod nosem. Mój różowy nos, łapał wszystkie pobliskie zapachy, i ruszał się niczym pszczoła w ulu. Słoneczne ciepło zasłonił wielki cień, cicho prychnęłam, nie otwierając ślepi. Wyczułam kotkę, czuć było od niej wieloma kotami, czyli pewnie była w jakimś klanie.
-Kim jesteś?- odparłam obojętnie, nadal mając zamknięte oczy.
- Nikim wyjątkowym...-odparła równie obojętnie kotka.
Korciło mnie żeby otworzyć moje szmaragdowe ślepia, ale chciałam udawać zwykłą, niczym nie wyróżniającą się z tłumu, kocicę.
- Należę do Klanu Wilka, i tak właściwie...- rzekła z powagą samiczka- Jesteś na terenach tegoż Klanu, a my nie cierpimy intruzów.
Ostatnie słowo wypowiedziała ostro i wolno. Otworzyłam oczy, w których błysnęła szelmowska iskierka, po czym delikatnie wypowiedziałam słowa:
-Nie obchodzi mnie to...
Ciekawiła mnie reakcja samicy. Zauważyłam, że jej mięśnie napinają się do skoku, ale po chwili ustają, tak jak ogień w jej oczach.
- A powinno, Pieszczochu Dwunogów!- ryknęła mi prosto w pysk kocica.
- Nie tym tonem!-syknęłam lekko speszona, że wyczula ode mnie ludzki zapach.
Obie nie wytrzymałyśmy napięcia, i z otwartymi pyszczkami, naszpikowanymi ostrym jak igły zębami, rzuciłyśmy się sobie do gardeł. Była twardą rywalką, taką jak ja. Jej ruchy były szybkie i zdecydowane, co chwila widziałam jej migające pazury przed oczami. Ona była szybka i zwinna, a ja silna i strategiczna. W końcu odskoczyłyśmy od siebie, i nerwowo zaczęłyśmy zataczać symetryczne kółka. Słyszałam jej przyśpieszony oddech, i moje intensywne bicie serca. Otworzyłyśmy mozolnie nasze pyszczki, i wywiesiłyśmy języki. Po moim języczku spłynęła wielka kropla śliny, szybko ją z rzuciłam, po czym z powagą w głosie, odparłam:
-Jesteś godną rywalką...
-Ty...Też...-wysapała ciężko.
-Więc mówiłaś o jakimś Klanie Psa, czy coś takiego?-zapytałam, przyjmując postawę siedzącą.
- O Klanie Wilka-poprawiła mnie szybko kotka- Owszem, mówiłam.
-Czy wszyscy członkowie Klanu, są tak waleczni, jak Ty?-zapytałam, przechylając łeb i uważnie lustrując kotkę.
-Tak!-potwierdziła samica.
-Możesz zaprowadzić mnie do Waszego przywódcy?-spytałam, wręcz z błagalną nutą w głosie.
Kotka tylko skinęła swym łaciatym łbem, i ruszyła z zgniło-zielone krzaki. Wyruszyłam za nią, jednakże samica znowu wyjrzała zza krzaków, i powiedziała:
- Tak w ogóle, jestem Mintleaf, a Ty?
-Leafstripe...-wyszeptałam trochę zdziwiona.
Mintleaf po prostu ruszyła przed siebie, nie zwracając uwagi, na moją zdziwioną minę. Mijałyśmy bajeczne krajobrazy, trawa przyjemnie szeleściła mi pod łapami, a wiatr targał moją sierść. W uszach zaczynało mi dzwonić, i czułam, że zaraz powiem coś głupiego, bo nie mogłam wytrzymać tej ciszy. Jak grom z jasnego nieba, zza brzozy wyszedł muskularny, szary samiec. Usiadł naprzeciw nas, i skinął łbem Mintleaf, podejrzanie się uśmiechając. Siedzieliśmy kilka grobowych minut, w tej przeklętej ciszy. Mój mózg nie wtrzymał napięcia, ryknęłam tak, aż ptaki wzniosły się do góry:
-LUBIĘ NALEŚNIKI, A WY?!
Koty spojrzały na siebie ze zdziwieniem...
<Wolfstar? Mintleaf?>
Leafstripe, kiedy stawiasz '?', '!' albo '?!" to max. 3 razy. Ten ostatni jest wyjątkiem, stawiasz go tylko raz.
Ale.... Mintleaf nie jest taką złą kotką, koty nie wiedzą, co to są naleśniki, Mintleaf nie ma łaciatego łba (._.), WolfStar nie jest szary.
OdpowiedzUsuńNa naleśniki mam usprawiedliwienie, Leafstripe mieszkała z Dwunożnymi. A Wolf jest szaro-brązowy.
UsuńFenku, za ten łaciaty łeb przepraszam, gdyż nieuważnie przejrzałam zdjęcia (rysunki). A Mintleaf nie była zła (;-;), tylko broniła terenów, jak każdy lojalny kot.
Usuń