BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Dla owocniaków nadszedł trudny okres. Wszystko zaczęło się od śmierci wiekowej szamanki Świergot i jej partnerki, zastępczyni Gruszki. Za nią pociągnęły się śmierci liderki, rozpacz i tęsknota, które pociągnęła za sobą najmłodszą medyczkę, by skończyć na wybuchu epidemii zielonego kaszlu. Zmarło wiele kotów, jeszcze więcej wciąż walczy z chorobą, a pora nagich drzew tylko potęguje kryzys. Jeden z patroli miał niesamowite szczęście – natrafił na grupę wędrownych uzdrowicieli. Natychmiast wyraziła ona chęć pomocy. Derwisz, Jaskier i Jeżogłówka zostali tymczasowo przyjęci w progi Owocowego Lasu. Zamieszkują Upadłą Gwiazdę i dzielą się z tubylcami ziołami, pomocą, jak i również ciekawą wiedzą.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Owocowym Lesie!
(dwa wolne miejsca!)

Znajdki w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 7 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

21 września 2025

Od Pacynki CD. Koniczynowej Łapy

TW: Krew, opis walki, brutalność

Pacynka, wciąż niewzruszona obelgami, jakie zdążyła usłyszeć od klanowych kotów, przechadzała się po terenach Klanu Wilka. Dziwiło ją, że jeszcze nikt nie nasłał na nią patrolu tych “złych, innych” kotów, przed którymi te “dobre” tak chętnie ją ostrzegały. Choć może i tych dobrych nigdy naprawdę nie było – rana na klatce piersiowej po spotkaniu z Astrową Łapą wciąż czasem piekła. Zresztą nieważne, chyba były kwita, bo sama Pacynka zostawiła szylkretce szramę na pysku, w dużo bardziej widocznym miejscu. Ciekawe, czy tamta rana zdążyła się już zabliźnić, czy może zniknęła po podaniu kilku ziół? Klanowe koty miały przecież same ułatwienia. Żyły w grupie, z pewnością miały swoich uzdrowicieli. Idealne warunki dla niesamodzielnych, leniwych jednostek! Samotnicy, tacy jak ona, musieli naprawdę się starać, by zdobyć coś do jedzenia, a tamci mieli zwierzynę niemal podstawianą pod nos. Niech nawet nie ważą się dziwić, że samotnicy przekraczają ich granice – sami zagarnęli dla siebie tyle terenów, że Pacynce zostało tylko krążyć między miastem a ich głupimi oznaczeniami. Wszędzie indziej było za daleko albo te wredne sierściuchy już tam były i coś do niej wrzeszczały.
Tym razem nie było inaczej. Pacynka w pewnym momencie usłyszała czyjeś wrzaski. Zaalarmowana, odwróciła się i dostrzegła kocią sylwetkę. Skupiła wzrok na jego pysku – wyglądał na przerażonego.
— Hej! Hej! — wołał obcy łamiącym się głosem. Bura przyspieszyła kroku, zdziwiona jego zachowaniem. — Pomóż mi! Proszę! Pomocy! — błagał, potykając się o własne łapy. — Jakiś ptak mnie goni! Proszę…! — mówił chaotycznie, raz zerkając na Pacynkę, raz za swoje ramię. W końcu łaciaty wywrócił się, uderzając pyskiem o wilgotną ziemię. Pacynka spojrzała w kierunku, z którego przyszedł, i dostrzegła cień wielkiego ptaszyska. Szybko chwyciła nieznajomego za kark i wciągnęła go w krzaki, gdzie mogli skryć się przed drapieżnikiem. Wtedy ich spojrzenia się spotkały, a jego oczy były pełne wdzięczności.
— Na Marionetkę! Co tu się stało?! — syknęła półszeptem, oglądając jego krwawiącą ranę na zadzie. Łaciaty odwrócił głowę i, widząc swoje posklejane szkarłatną cieczą futro, spuścił uszy. Pacynka, widząc jego reakcję, dodała:
— Pfff…! Nie masz czym się przejmować, przecież macie w klanie uzdrowicieli, nie? — mruknęła żartobliwie, przewracając oczami. W jego zielonych oczach zaszkliły się łzy, ale szybko starł je łapą, przybierając poważną minę.
— Tak, tylko że… ja w ogóle nie powinienem tu być! Uczniowie nie mogą sami opuszczać obozu! — wyszeptał drżącym głosem. Pacynka przechyliła głowę.
— Ale przecież nie jesteś sam. Jestem tu ja — odparła z uśmiechem. Kocur machnął łapą w jej stronę, a bura odskoczyła, jeżąc delikatnie futro. Nie widziała jednak, by ten wysunął pazury.
— To nie wystarczy! — prychnął, jeżąc futro. — Jak wrócę do obozu, to mnie ukarzą! Miałem… miałem być tu z mentorem! — wybełkotał, wyraźnie spanikowany. Pacynka wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
— A powiesz mi chociaż, jak się nazywasz? — spytała. — Ja jestem Pacynka!
— Koniczynowa Łapa — odparł, znowu przecierając oczy. Potem, westchnąwszy, wyjrzał zza krzaków, sprawdzając, czy jastrząb wciąż gdzieś się na nich czai. — Pusto — mruknął, odwracając się do niej. — Dobra… muszę znaleźć swojego mentora i wrócić z nim do obozu, ale zanim to zrobię… powiedz, co chcesz w zamian?
— W zamian za co? — zdziwiła się.
— Za pomoc — wyjaśnił.
Pacynka rozejrzała się po lesie, rozmyślając nad nagrodą. Co samotniczka mogłaby chcieć od biednego, poszkodowanego ucznia?
— Jesteś z Klanu Wilka, prawda? — spytała nagle. Łaciaty skinął niepewnie głową. — Znasz Zalotną Krasopani? — kontynuowała, uśmiechając się coraz szerzej.
— I… co z nią? — zapytał ostrożnie, schylając nieco głowę, jakby bał się, że ktoś ich podsłucha.
— Nie, nie o nią chodzi! — odparła, a w jej ślepiach pojawiła się iskra. — Chcę porozmawiać z kimś o imieniu Prążkowana Kita! — zachichotała, mrużąc oczy. Pamiętała, jak szylkretka wspominała o swoim podłym partnerze. Pacynka postanowiła, że sama z nim porozmawia.
Koniczynowa Łapa zawahał się, jakby rozważał wszystkie za i przeciw. Nie spodziewał się, że samotniczka będzie znać kogokolwiek z jego pobratymców.
— Nie wiem, po co ci Prążkowana Kita, ale… dobrze. Zaczekaj tu. Znajdę mentora, wrócimy do obozu, a potem przyprowadzę Prążka, żebyś mogła z nim pogadać. Pasuje?
— Pasuje! — Pacynka wyszczerzyła ząbki, a jej wibrysy zadrżały z ekscytacji. Nie wierzyła, że naprawdę uda jej się znaleźć kogoś, kto by jej pomógł. Była przecież samotniczką, czy klanowe koty nie powinny się jej bać?
Łaciaty odwrócił się i pognał w stronę obozu, co chwilę zerkając za siebie, jakby bał się, że ptaszysko znów się pojawi. Pacynka została w krzewach, czekając na jego powrót. Już nie mogła się doczekać spotkania z tym kocurem. Jeśli tylko uda jej się go dorwać, da mu taką nauczkę, że Zalotna Krasopani już nigdy nie powie o nim złego słowa.

***

Robiło się już ciemno, a Pacynka coraz bardziej traciła nadzieję, że ten zasmarkany uczeń jeszcze wróci. Ziewnęła przeciągle i już miała zawrócić na tereny samotnicze, by zwinąć się w kłębek i zasnąć, gdy nagle między drzewami mignęło jasne futro. Po lesie kroczył wysoki, umięśniony kocur o niebieskich ślepiach i spokojnym wyrazie pyska.
Kiedy znalazł się niedaleko krzewu, w którym ukrywała się Pacynka, ta wyskoczyła nagle, lądując prosto przed jego łapami. Srebrny odskoczył do tyłu, sycząc coś pod nosem. Gdy jego spojrzenie spoczęło na pysku obcej buraski, uszy położyły mu się na głowie.
— Kim jesteś? — zapytał ostrożnie, marszcząc brwi. — Nie jesteś z Klanu Wilka, czuję to. Musisz być samotniczką — dodał nerwowo, smagając powietrze ogonem. Nie rzucił się od razu do walki, co ucieszyło buraskę.
— Trafne spostrzeżenie! Masz rację, jestem samotniczką. Nazywam się Pacynka. A ty? — odparła, uśmiechając się niewinnie. Nie była pewna, czy to właśnie ten kot, którego szukała. Zdziwiło ją też, że nigdzie w pobliżu nie było Koniczynowej Łapy, ale może po prostu nie pozwolono mu wychodzić o tej porze dnia, gdy słońce zaszło już za horyzontem.
— Dlaczego miałbym zdradzać ci swoje imię? Nie jestem głupi — odrzekł spokojnie, prostując się. Pacynka przewróciła oczami.
— Prążkowana Kita? — zapytała. Jej słowa rozniosły się echem po opustoszałym lesie. Wyraz pyska pręgowanego zdradzał więcej, niż ten chciał przyznać. Prążkowana Kita wyglądał na zdezorientowanego, a gdy odwrócił się, by oddalić się od Pacynki, ta krzyknęła:
— A dokąd to się wybiera!
Liliowy kocur zamarł w miejscu. Jego łapy drgnęły, jakby wahał się między ucieczką a pozostaniem w miejscu.
— Czego ode mnie chcesz? Jakbym był mniej- — zaczął, ale Pacynka nie dała mu skończyć, wtrącając się w środku zdania:
— Jakbym był mniej łaskawy, to bym cię już dawno przegonił! — przedrzeźniła go, przekrzywiając głowę. Wojownik fuknął pod nosem i zrobił krok naprzód, potem kolejny, i jeszcze jeden. Prążkowana Kita dobrze wiedział, gdzie znajduje się obóz Klanu Wilka, i wyraźnie zmierzał w jego stronę.
Pacynka, nie mogąc już dłużej znosić jego ignorancji, wysunęła pazury i w kilku susach znalazła się tuż za nim. Nim Prążkowana Kita zdążył się odwrócić, by sprawdzić, co wydaje z siebie ten świszczący dźwięk, bura była już na jego grzbiecie, wbijając szpony głęboko pod jego skórę. Wojownik fuknął głośno i zaczął się szarpać, usiłując zrzucić z siebie młodszą.
— Zejdź ze mnie, dzikusko! — warknął, próbując dosięgnąć jej łapy zębami. — Uciekaj stąd albo będę musiał użyć siły! — wycedził przez kły. — A nie chcę cię skrzywdzić, bo nie jestem za ranieniem niewinnych kotów!
Pacynka nie słuchała. Wbiła kły w jego kark, a wtedy liliowy rozluźnił mięśnie i z całej siły wywrócił się na ziemię, strącając ją z siebie. Bura przekoziołkowała kilka lisich ogonów dalej. Widząc, że wojownik podnosi się, szykując do ucieczki, wrzasnęła:
— Ja wcale nie jestem niewinna!
Prążkowana Kita zesztywniał, stawiając uszy na sztorc. Samotniczka wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu.
— Tak… dobrze słyszałeś! Ja… zamordowałam wiele kotów! W tym tamtego ucznia, którego głowę… zaniosłam potem na zgromadzenie! — zaczęła się przechwalać. Liliowy wykrzywił pysk w grymasie.
— Tamten kot został zabity! To… to nie mogłaś być ty! — zauważył, wyraźnie zdezorientowany. Pacynka nie odpowiedziała. Rzuciła się na niego, lecz tym razem kocur był szybszy. Chwycił ją za kark i cisnął na bok.
Nie zamierzając się poddać, kotka poderwała się na łapy i ryjąc pazurami w ziemi, znów pognała w stronę srebrnego. Z całym impetem uderzyła w jego bok, przy czym uczepiła się jego ciała wszystkimi czterema kończynami. Oboje potoczyli się po trawie, aż w końcu Pacynka została przygwożdżona do ziemi przez ciężko dyszącego wojownika.
— Przestań mnie atakować i powiedz wreszcie, czego ode mnie chcesz! — warknął rozwścieczony, z wyraźnym znużeniem.
Bura milczała, wpatrując się w jego gniewne ślepia, jakby rozważała coś w myślach. Kiedy cisza zaczęła ją nudzić, kopnęła liliowego z całej siły w brzuch. W tym samym momencie poczuła przeszywający ból – kocur zdążył uderzyć ją łapą w pysk. Fuknęła wściekle, po czym w jednym susie dopadła jego szyi. Zanim zdążył odskoczyć, zacisnęła kły głęboko pod jego skórą.
Prążkowana Kita szarpnął się, chwytając ją za grzbiet i próbując odrzucić, lecz Pacynka wyrwała wraz z kłami kawałek jego skóry i sierści. Krew trysnęła wokół, a bura wypluła z pyszczka ślinę i pozostałości jego futra. Srebrny zamarł na moment, niemal kuląc się z bólu. Jego spojrzenie – zamglone od bólu – utkwił w niej. Położył uszy i rzucił się na nią na oślep, ponownie przygniatając ją do ziemi. Ciepła krew spływała mu z szyi, kapiąc na łapy Pacynki. Wiedziała jednak, że poprzedni cios nie był śmiertelny, bo ugryzła go od boku. Tym razem nie zamierzała popełnić tego samego błędu.
Zaparła się łapami o jego ciało, unosząc pysk, i nim zdążył uskoczyć, zacisnęła kły na jego gardle. Prążkowana Kita syknął, szamocząc się rozpaczliwie. Pacynka czuła, jak krew zalewa jej podniebienie i jak jej metaliczny posmak wciska jej się w mózg. Zacisnęła mocniej, aż zaczęła się nią dławić. W końcu, odkaszlnąwszy, puściła go, wypluwając z pyska lepką, szkarłatną ciecz.
Nim zdążyła sprawdzić jego stan, poczuła, jak okrywa ją jego cień. Prążkowana Kita mamrotał coś niewyraźnie pod nosem, aż wreszcie, ostatkiem sił, rzucił się na nią i zacisnął szczęki na jej karku. Źrenice burej zwęziły się gwałtownie – nie mogła się poruszyć. Jednak po chwili uścisk wojownika osłabł, a oboje runęli na ziemię. Krew szybko wsiąkała w glebę, tworząc coraz większą kałużę. Pacynka odepchnęła jego pysk łapą i wydostała się z objęcia. Chwiejnym ruchem podniosła się, spoglądając w jego oczy. Wciąż były w nią wbite, lecz z każdym uderzeniem serca mętniały. W końcu bok Prążkowanej Kity uniósł się po raz ostatni i bezwładnie opadł, zwiastując jego odejście. Pacynka nie spodziewała się, że naprawdę odbierze mu życie. Tak bardzo skupiła się na walce, że zapomniała, iż miała mu tylko dać słowną nauczkę. No cóż… przynajmniej jednego mniej. Ciekawe tylko, jak zareaguje na to Koniczynowa Łapa.

***

Pacynka zdążyła w ciągu nocy zmyć z siebie plamy z krwi tamtego kocura, a przy okazji wytarzała się w różnych kwiatach, by zamaskować swój zapach. Nie chciała, by ktokolwiek wyczuł ją żywą na terenach Klanu Wilka. Miała szczęście, że była noc, bo patrole zapewne wyruszą dopiero o świcie. Kiedy wróciła na miejsce, gdzie wciąż nieruchomo leżał Prążkowana Kita, wspięła się na pobliskie drzewo, by stamtąd obserwować, czy ktoś się zbliża. Tej nocy nie zmrużyła nawet oka, obawiając się, że jeśli zaśnie, nie zdąży odpowiednio szybko zareagować, gdyby ktoś ją zauważył.
Gdy słońce zaczęło wschodzić, Pacynka była już zmęczona i senna, lecz nie pozwoliła sobie nawet na krótkie przymknięcie powiek. Chwila nieuwagi i mogłaby rozluźnić mięśnie, a wtedy spadłaby prosto z drzewa! Na szczęście nie musiała tkwić w tym stanie zbyt długo, bo po pewnym czasie dostrzegła trzy sylwetki zmierzające w stronę ciała. Na przedzie kroczyła znajoma szylkretka – Zalotna Krasopani. Tuż za nią, wyraźnie nieswój, szedł Koniczynowa Łapa. Na tyłach kroczył śnieżnobiały kocur o złocistych oczach. Cała trójka nagle przystanęła, unosząc głowy i węsząc. Pacynka obserwowała ich poruszające się nosy – wyglądało na to, że już złapali woń krwi. Nagle Zalotna Krasopani zawyła i zaczęła prędko przebijać się przez krzewy, a dwójka kocurów ruszyła za nią.
W końcu stanęli nad ciałem Prążkowanej Kity i zastygli w bezruchu, nie wiedząc, jak powinni zareagować. Pacynka wyczuwała narastające pomiędzy nimi napięcie. Śnieżnobiały kocur próbował zachować powagę, lecz co chwilę zerkał na Zalotną Krasopani, uważnie analizując każdą zmianę w jej mimice. Koniczynowa Łapa wpatrywał się w zakrwawione ciało Prążka w przerażeniu, cały drżąc ze strachu. W jego oczach tliła się mieszanina wielu, intensywnych emocji. Jednak sama Zalotna Krasopani patrzyła na ciało swojego partnera z kamiennym, pozbawionym uczuć wyrazem.
Pacynka dostrzegła, jak maska spokoju w końcu zsuwa się z pyszczka białego kocura. Jego spojrzenie staje się zatroskane, a on sam zaczął coś mówić do szylkretki. Oboje zaczęli żywo wymieniać się zdaniami, lecz ich słowa docierały do samotniczki zniekształcone, trudne do zrozumienia. Tymczasem Koniczynowa Łapa, zdezorientowany i pełen obaw, rozglądał się po lesie… aż w końcu jego wzrok zatrzymał się dokładnie na tym drzewie, na którym ukrywała się Pacynka. Złapali ze sobą kontakt wzrokowy, na co bura instynktownie się wyszczerzyła. Łaciaty uczeń nie odwzajemnił jej uśmiechu, a jedynie zmarszczył brwi.

<Koniczynowa Łapo? Pssst! Tu jestem!>

[2047 słów + umiejętność obserwacji]

[przyznano 41% + 5%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz