Jeść, trenować, spać, a nawet podczas snu prowadzić trening w swojej głowie. Tak mniej więcej przebiegały ostatnie dni Ognika, który teraz po uświadomieniu sobie kilku rzeczy, zrozumiał nagle, że zrobił z siebie pośmiewisko. Miał być najlepszy, miał być światełkiem rodziny, płomieniem który kiedyś przerodzi się w pożar, pozostawiając za sobą zgliszcza, a zamiast tego spotkało go jedynie przykre spotkanie z rzeczywistością. Czy jednak go to załamało? W żadnym wypadku. Zranione ego młodego kocura wzięło za wygraną i w przerwach między docinkami, na które nie marnował już tyle energii co kiedyś, jedyne co robił, to trenował. Nie ważne czy rudy, czy nie rudy, czy starszy czy młodszy, brał wszystko co miał pod łapami, traktując każdego napotkanego kota, który miał chociaż odrobinę więcej czasu, jako worek treningowy. Z resztą nie tylko koty były jego pomocami naukowymi, a również zwierzęta i gdyby miał zabijać każde z nich które złapał, najpewniej nie zostałoby na terenach Klanu Burzy nic, co nadawałoby się do jedzenia. Nie, te ganiające po trawach króliki były mu potrzebne. Co ranek budził się wcześnie, wychodził z obozu by trenować biegi, łapiąc i ganiając za puchatymi ogonkami tak długo, aż któregoś nie złapał. Jeśli była to pierwsza złapana zwierzyna, oczywiście zabijał by zanieść do klanu, jednak jeśli któraś z kolei, po prostu puszczał luzem, by dalej pełniła swoją rolę przynęty. I tak od rana do wieczora, jak nie na powierzchni to w tunelach, nie tylko zaciągając wiedzy w dziedzinie siły i mięśni, ale także mózgu. Zaczął słuchać. Słuchać tak intensywnie, tak intensywnie też dopytywać, że mógłby zrobić za najlepszego ucznia w klasie. Od swojej grupki wrednych przerośniętych kociaków też się odłączył, ba, wcale go nie było widać w obozie prócz wieczorów i ranków, kiedy to spędzał czas w legowisku, na tak potrzebny sen. Był jak zjawa. Zmora, obsesyjnie dążąca do idealności. Wciąż za mało, wciąż niedokładnie, wciąż nie wystarczająco. Wyimaginowany wzrok Płomiennego Ryku ciążył mu na karku niczym wiązka kamieni, cegieł noszonych przez niewolnika, popychając do granic wytrzymałości, sprawdzając wytrwałość młodego ciała i cokolwiek by się nie działo, ktokolwiek by mu czegoś nie powiedział, reagował jedynie zirytowanymi prychnięciami.
— To ty chciałeś, żebym się wziął w garść — Prychnął pewnego razu, po raz kolejny podnosząc się z piaszczystego zagłębienia, patrząc ognistym wzrokiem w stronę Kminkowego Szumu. Wzrok mentora nie był pochwalny, nie był taki, jakiego by oczekiwał. Znowu coś nie pasowało, znowu coś było nie tak. Co tym razem? Co, chodziło po głowie tym wszystkim, którzy najpierw patrzyli na niego krzywo z powodu braku rozwoju, a teraz, kiedy w końcu się rozwijał, patrzyli na niego jeszcze dziwniej? Wszędzie tylko pomruki niezadowolenia, szepty. I chociaż ze strony Ognistej Piękności przyzwyczaił się do podobnych rzeczy, tak opinia klanu okazała się być dla niego o wiele ważniejsza, a to oznaczało, że przy okazji o wiele bardziej irytująca. I jeszcze powoli, w przerwach między wyzwiskami i doprowadzania się do granic wytrzymałości, łapał się na zastanawianiu się, co myślą o nim inni, jak wygląda w ich oczach ten nie-pierworodny syn Płomiennego Ryku.
— To ty chciałeś, żebym się wziął w garść — Prychnął pewnego razu, po raz kolejny podnosząc się z piaszczystego zagłębienia, patrząc ognistym wzrokiem w stronę Kminkowego Szumu. Wzrok mentora nie był pochwalny, nie był taki, jakiego by oczekiwał. Znowu coś nie pasowało, znowu coś było nie tak. Co tym razem? Co, chodziło po głowie tym wszystkim, którzy najpierw patrzyli na niego krzywo z powodu braku rozwoju, a teraz, kiedy w końcu się rozwijał, patrzyli na niego jeszcze dziwniej? Wszędzie tylko pomruki niezadowolenia, szepty. I chociaż ze strony Ognistej Piękności przyzwyczaił się do podobnych rzeczy, tak opinia klanu okazała się być dla niego o wiele ważniejsza, a to oznaczało, że przy okazji o wiele bardziej irytująca. I jeszcze powoli, w przerwach między wyzwiskami i doprowadzania się do granic wytrzymałości, łapał się na zastanawianiu się, co myślą o nim inni, jak wygląda w ich oczach ten nie-pierworodny syn Płomiennego Ryku.
[494 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz