dawno temu
Sytuacja nie była po jego stronie, jednak nie miał zamiaru dać tego po sobie poznać. W jego głowie mieszało się zaintrygowanie, zirytowanie i zmęczenie, oraz chęć zabłyśnięcia.
– Na twoje zniewagi w naszym kierunku można jedynie napluć – wyprostował się, mierząc czarnego wzrokiem. Nie rudy, oczywiście. Uniósł wzrok ku niebu na tą myśl. – Łapo. Tak bardzo przeszkadza wam nasz smród, a kradniecie zwierzynę, która jest nim przesiąknięta. Co, rozwijacie jakiś nowy fetysz w Klanie Wilka? Zawsze ciągnęło was jakoś w nasze tereny.
Czarny uczeń nie zmienił wyrazu pyska, nadal nie wyrażał żadnych głębszych uczuć względem kocura.
– Senna Łapo – przedstawił się tamten – Skoro i tak mamy się obrażać, to chociaż pod konkretnym adresem. Po za tym nie wyglądasz na tak starego, byś wiedział jak było zawsze. No chyba, że pozory mylą i Klan Burzy od zarania dziejów nie umieli wytrenować tego jednego oseska. – poruszył z rozbawieniem wąsami.
– Co do zwierzyny, nie jest podpisana pod żadne z terenów. Zając, nie zając, nie jest już wasz kiedy wskoczy do lasu. – wzruszył łopatkami. – Taka kolej rzeczy, trzeba jeść by przetrwać.
– Potrafimy dbać o pamięć o dziejach naszego klanu, podobnie jak o wyszkolenie nowych wojowników. Skąd bierzesz takie przykłady, ze swojego doświadczenia? – skomentował jedynie, unosząc podbródek. Po chwili jednak znów otworzył pysk – Oskrzydlona Łapa – Przedstawił się również. Niech zna jego imię.
– Pmh, masz szczęście, że nie przyłapałem was na naszej granicy. Mój ojciec na pewno by was pogonił, gdybyście ruszyli ją chociaż palcem.
– Oskrzydlona Łapa? Ładne imię – przyznał wilczak, sidając na śniegu. Rozluźnił swoje mięśnie i zabrał się za czyszczenie swojego futerka. I tak było czarne, więc nie widać było krwi zająca, jedynie rudzielec mógł czuć zapach. Na sam koniec przeczesał swoją rosnącą bródkę. Na wspominkę o ojcu rudzielca, czarnemu uczniowi poruszyły się wąsy z rozbawienia.
– Cieszy mnie, że masz tatusia, który za ciebie zrobiłby wszystko Oskrzydlona Łapo, jednak tak nie zdobędziesz umiejętności, których wymaga się jak bowiem od potencjalnego, dobrego wojownika. – posłał mu krótki, skromny uśmiech – Jednak to ty byłeś zbyt blisko granicy. Tatuś nie byłby zadowolony, gdyby jego niuniuś łamał zasady i doprowadził do kolejnej walki na granicy. Nikt tego, by nie chciał, nawet ja. Dlatego, jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to swój jakże i wspaniały, trzymający wysoko pyszczek, zawróciłbyś w przeciwną stronę i zajął się polowaniem, czy co tam teraz robisz.
Machnął obojętnie łapą, dalej kontynuując swoją pielęgnację.
Jego ego zostało połechtane. Może czarny kocur nie był aż takim idiotą na jakiego wyglądał? Niestety następne słowa całkowicie rozmyły to nowe, pozytywne uczucie, zastępując je złością.
– Sam potrafię przegonić takie "nic" z terenów mojego klanu, ojciec mi nie jest do tego potrzebny. – Syknął, po czym uniósł łeb – I może byłam, ale waszej granicy nawet palcem od stopy bym nie dotknął. Co wy tam macie, wściekliznę? Jeszcze bym się bał, że coś od was złapię. – dumny ze swojej wypowiedzi, uznając, że nic więcej ciekawego tu nie znajdzie, odwrócił głowę w stronę z której przyszedł, wstając.
– Nie wiem jak ty, wymoczku, ale ja się znudziłem. Wracaj skąd żeś przylazł – machnął zbywająco rudą łapą w jego kierunku, samemu mając zamiar odejść. Nie chciał potem odpowiadać na zbędne pytania.
– Nawzajem. – były już rozmówca wydawał się być całkiem rozbawiony... co nasz królewicz zauważył jedynie kątem oka, zanim odwrócił całkiem wzrok od wilczaka. Paskudztwo. Jakim cudem nie widzieli jego wspaniałości? Ale to nic, jeszcze się przekonają. Spłoną, zanim zdążą wydusić z siebie słowo sprzeciwu.
– Na twoje zniewagi w naszym kierunku można jedynie napluć – wyprostował się, mierząc czarnego wzrokiem. Nie rudy, oczywiście. Uniósł wzrok ku niebu na tą myśl. – Łapo. Tak bardzo przeszkadza wam nasz smród, a kradniecie zwierzynę, która jest nim przesiąknięta. Co, rozwijacie jakiś nowy fetysz w Klanie Wilka? Zawsze ciągnęło was jakoś w nasze tereny.
Czarny uczeń nie zmienił wyrazu pyska, nadal nie wyrażał żadnych głębszych uczuć względem kocura.
– Senna Łapo – przedstawił się tamten – Skoro i tak mamy się obrażać, to chociaż pod konkretnym adresem. Po za tym nie wyglądasz na tak starego, byś wiedział jak było zawsze. No chyba, że pozory mylą i Klan Burzy od zarania dziejów nie umieli wytrenować tego jednego oseska. – poruszył z rozbawieniem wąsami.
– Co do zwierzyny, nie jest podpisana pod żadne z terenów. Zając, nie zając, nie jest już wasz kiedy wskoczy do lasu. – wzruszył łopatkami. – Taka kolej rzeczy, trzeba jeść by przetrwać.
– Potrafimy dbać o pamięć o dziejach naszego klanu, podobnie jak o wyszkolenie nowych wojowników. Skąd bierzesz takie przykłady, ze swojego doświadczenia? – skomentował jedynie, unosząc podbródek. Po chwili jednak znów otworzył pysk – Oskrzydlona Łapa – Przedstawił się również. Niech zna jego imię.
– Pmh, masz szczęście, że nie przyłapałem was na naszej granicy. Mój ojciec na pewno by was pogonił, gdybyście ruszyli ją chociaż palcem.
– Oskrzydlona Łapa? Ładne imię – przyznał wilczak, sidając na śniegu. Rozluźnił swoje mięśnie i zabrał się za czyszczenie swojego futerka. I tak było czarne, więc nie widać było krwi zająca, jedynie rudzielec mógł czuć zapach. Na sam koniec przeczesał swoją rosnącą bródkę. Na wspominkę o ojcu rudzielca, czarnemu uczniowi poruszyły się wąsy z rozbawienia.
– Cieszy mnie, że masz tatusia, który za ciebie zrobiłby wszystko Oskrzydlona Łapo, jednak tak nie zdobędziesz umiejętności, których wymaga się jak bowiem od potencjalnego, dobrego wojownika. – posłał mu krótki, skromny uśmiech – Jednak to ty byłeś zbyt blisko granicy. Tatuś nie byłby zadowolony, gdyby jego niuniuś łamał zasady i doprowadził do kolejnej walki na granicy. Nikt tego, by nie chciał, nawet ja. Dlatego, jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to swój jakże i wspaniały, trzymający wysoko pyszczek, zawróciłbyś w przeciwną stronę i zajął się polowaniem, czy co tam teraz robisz.
Machnął obojętnie łapą, dalej kontynuując swoją pielęgnację.
Jego ego zostało połechtane. Może czarny kocur nie był aż takim idiotą na jakiego wyglądał? Niestety następne słowa całkowicie rozmyły to nowe, pozytywne uczucie, zastępując je złością.
– Sam potrafię przegonić takie "nic" z terenów mojego klanu, ojciec mi nie jest do tego potrzebny. – Syknął, po czym uniósł łeb – I może byłam, ale waszej granicy nawet palcem od stopy bym nie dotknął. Co wy tam macie, wściekliznę? Jeszcze bym się bał, że coś od was złapię. – dumny ze swojej wypowiedzi, uznając, że nic więcej ciekawego tu nie znajdzie, odwrócił głowę w stronę z której przyszedł, wstając.
– Nie wiem jak ty, wymoczku, ale ja się znudziłem. Wracaj skąd żeś przylazł – machnął zbywająco rudą łapą w jego kierunku, samemu mając zamiar odejść. Nie chciał potem odpowiadać na zbędne pytania.
– Nawzajem. – były już rozmówca wydawał się być całkiem rozbawiony... co nasz królewicz zauważył jedynie kątem oka, zanim odwrócił całkiem wzrok od wilczaka. Paskudztwo. Jakim cudem nie widzieli jego wspaniałości? Ale to nic, jeszcze się przekonają. Spłoną, zanim zdążą wydusić z siebie słowo sprzeciwu.
ᔕ◦∙⚜∙◦ᔓ
W późniejszym czasie spotkać mógł jedynie Senną już-nie-łapę na zgromadzeniu, na którym tylko utwierdził się w przekonaniu, że szczerze, dogłębnie i namacalnie nienawidzi tego brudnego stworzenia. Był jak robak. Wijący się i pełzający ro- chociaż nie, bardziej jak mucha. Dżdżownice i gąsienice są tylko żałosne, a ten tu był irytujący. W dodatku czarny, za kogo on się miał? Jak śmiał mu, MU mówić, że brak mu kultury? Ha! Ha, ha....
Cisnął gwałtownie resztką jaszczurki, w której uprzednio zatopił pazury, patrząc, jak z pustym dźwiękiem odbija się od kamienia, pozostawiając po sobie brzydki ślad, zanim opadła na ziemię. Dawno nie czuł takiej wściekłości i w chwili obecnej aż nim trzęsło. Od samego rana poruszać się musiał ostatnio w tunelach, próbując wyuczyć się wszystkich technik na pamięć, uderzając głową w ściany, zaciągając się pyłem i raniąc pazury o kamienne przejścia, jednak za każdym razem gdy to robił, za każdym razem, gdy przełykał upokorzenie, znajdywał nową energię, wyobrażając sobie, jak kiedyś być może będzie dana mu szansa, by zaciągnąć ten nic nie warty pomyj prosto pod ziemię, gdzie wydrapie mu to brudne futro ze skóry. W pewnym sensie, musiał Sennej już-nie-łapie podziękować. Był świetnym motywatorem do działania.
,,Jeszcze kilka razy i myślę, że opanujesz poruszanie się w tunelach" w uszach bębniły mu słowa mentora ,,Za dużo myślisz, w tej ciemnicy i tak nikt cię nie zauważy. Polegaj bardziej na swoich zmysłach".
Warknął rozeźlony. Za dużo myśli? Pha! Ktoś musi! Ktoś musi myśleć za tą całą brudną hołotę, która nie potrafi zobaczyć najprostszych rzeczy. Ktoś musi doprowadzić klan do świetności, ktoś musi przenieść linię przodków dalej, a im dłużej rozmawiał z Rudzik, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że najlepiej by było ją wydziedziczyć i dać jej sobie żyć w błogiej niewiedzy, u boku zdrajców krwi. Odrzuca swojego ojca, odrzuca boską krew, na którą nie zasługuje. Ale to nic... to nic! On... ON będzie to wszystko ciągnął. ON jest pół-boskim dziedzicem, który przejmie kiedyś klan. Nie ona, nawet nie ojciec. ON SAM. Uśmiechnął się głupkowato pod nosem, nieco się uspakajając. Wizja wspaniałej przyszłości która podwyższa mu ego była wspaniała. Na tyle wspaniała, by zapomnieć o fakcie, że otaczają go głupcy. Zlizał z siebie resztki niewidzialnego pyłu, by dumnie dołączyć do patrolu, który dawno zostawił go za sobą.
ᔕ◦∙⚜∙◦ᔓ
– Weź to... to paskudztwo – wycedził przez zęby, kiedy Rudzik postanowiła pokazać mu konika polnego, którego znalazła. Mogłaby się zająć polowaniem na myszy jak normalny kot, zamiast na robaki. Nie dość, że paskudne, to jeszcze tak nie wypadało.
– Wcale nie jest paskudny! Popatrz, taki zieloniutki~
– Aha, jak tak ci się podoba to się z nim zwiąż, albo go zjedz. Na pewno ma w sobie dużo bi-aAAAA! – Wrzasnął nienaturalnie łamiącym się głosem, gdy kreatura skoczyła w jego stronę. Jedyną rzeczą jakiej nienawidził bardziej od pospólstwa, były robaki. A ten właśnie poleciał prosto na niego! Na jego pysk! tymi paskudnymi odnóżami!
– Weź go ze mnie, WEŹ GO ZE MNIE!! – Zmieszana, w połowie dusząca się śmiechem Rudzik, zgoniła ze spanikowanego pyska rudzielca, zielonego potwora.
– No już, już...
– Oszalałaś?! Nigdy więcej nie wciskaj mi tych paskudztw przed pysk!
– Pfft, nudziarz – Usłyszał jeszcze na odchodne, zanim oddreptała z uśmiechem na pysku, najpewniej totalnie nie-przejęta, szukając kolejnego robaka do upolowania. On tymczasem spróbował się uspokoić, drżąc i biorąc głębokie oddechy. Nienawidził ich. Nienawidził tych małych kreatur, tych paskudztw które pomimo swojej wielkości potrafiły wysoko skakać, latać, pływać... czemu niektórych nie obrzydzają? Czy nie widzieli ich pysków z bliska? Nie widzą tych dziwnie złożonych, mało naturalnych odnóż powykręcanych w dziwnych pozycjach?
Coś jakby błysło gdzieś z boku. A może to ruch? Wiatr liści? Spojrzał zaraz jeszcze raz, by zobaczyć mignięcie futra na granicy, czyichś oczu... Już otworzył pysk, by rzucić ,,Na co się gapisz", jednak zaraz zagryzł język, prychnął i odwrócił głowę. Co za paskudna sytuacja, nie ma sobie co strzępić języka.
<Mglistek? Możemy się minąć i spotkać za ileśtam...>
[walka w tunelach + 1194 słów]
[przyznano 24% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz