Za kociaka
– Co robię? Wykonuję swoje obowiązki. W przeciwieństwie do ciebie nie mam tyle czasu na zabawy. Zresztą czy ty nie powinieneś być w żłobku? To nie miejsce dla dzieci. – Wujek Czerwiec zmierzył go wzrokiem i zaraz był w drodze. Kurka zmarszczył nos. Jego sprawy też były ważne! Może jeszcze nie był uczniem, ale w żłobku było zwyczajnie nudno! Zwłaszcza jak Guziczek i reszta spali, a tatusiów nie było.
– Wracaj do żłobka – prychnął jeszcze. Kurka jednak nie miał zamiaru się poddać. Chciał przeżyć coś ciekawego! A u boku wujka Czerwca to z pewnością było do dokonania! Kociak spojrzał za czekoladowego kota i ruszył za nim. Starał się być cichy, ale jednak krótkie łapki i niedoświadczony krok nie ułatwiały mu zadania.
– Powiedziałem coś, tak? Wracaj. – Czerwiec zatrzymał się i odwrócił do niego. – Kociakom nie wolno wychodzić ze żłobka! A za tereny obozu tym bardziej! – ofuknął go. Kurka speszył się trochę. Nie przepadał, kiedy inni podnosili na niego głos. Łzy zebrały się w kątach jego oczu i zaraz się wylały. Czerwiec widocznie się speszył…
***
Po mianowaniu
Kurka westchnął ciężko. Jego łapy nadal były niepewne. Nadal ślizgały się na gałęziach.
– No, dawaj, Kurko! – Jeżyna machnęła na niego łapą. Zachęcała go wspierającymi miauknięciami. Więc Kurka skoczył. Z gałęzi na gałąź. Jego pazurki wbiły się w korę drewna, jego ogon zawisł nad pozorną przepaścią. Nie byli nigdzie wysoko. – Brawo! – Jeżyna poklepała go plecach.
Kurka uśmiechnął się szeroko. Przemieszczanie się między drzewami nie było, aż tak trudne jakby się na początku wydawało. Kurka czuł się w tym coraz pewniej.
– No dobra. Zwijamy się. Po drodze szybka rundka polowania! – Jeżyna zgrabnie zeskoczyła na gałąź niżej i zsunęła po konarze na ziemię. Z gracją przesunęła się pomiędzy trawą i zajrzała na niego. Oh oh… Schodzenie z drzewa. Największy ból dla Kurki. Kociak zmrużył oczy i próbował podążyć za krokami mentorki. Na niższą gałąź i na ziemię… och. Ziemia zbliżyła się trochę za szybko. Kurka spadł z niższej gałęzi prosto na ziemię, pomijając krok oparcia łap na konarze drzewa. Wszystkie jego łapki dotknęły ziemi na raz z nieprzyjemnym dźwiękiem. Na szczęście nic mu nie było, poza szokiem. Kurka speszył się. Jeżyna już tyle próbowała go tego nauczyć i zdawało się, że ta konkretna wiedza odbijała się od jego głowy jak od ściany. Jego mentorka pokręciła głową, ale nie skomentowała.
Kurka siedział na skraju obozu i wpatrywał się beznamiętnie w drzewa. Zieleniejące korony tańczyły na wietrze. Jego treningi były męczące, sporo nocy nieprzespanych i apetyt praktycznie nie istniał. Jego nieumiejętność schodzenia z drzew doskwierała mu coraz bardziej. Jeżyna była cierpliwa, ale tylko do pewnego momentu. Dobrze, że na niego nie krzyczała, ale zdawało się, że zwyczajnie nie idzie Kurki tego nauczyć! A może to Kurka miał problem nauczyć się tego od niej? To była teoria, którą Kurka był gotów przetestować!
Kurka przeniósł oczy z koron przed siebie. Tam zobaczył swoją małą nadzieję. Czajka pędziło pomiędzy korzeniami i trawą do wejścia. A za nim szedł nikt inny jak Czerwiec. Kurka wstał, jego serce nagle bijące głośno w jego klatce piersiowej, jakby chciało uciec.
– Wujku! – odezwał się, kiedy czekoladowy kot przechodził obok. Kocur zatrzymał się. Jego uszy były spuszczone, ale nie skomentował przydomka. Może dlatego, że Kurka używał go w jego kierunku prawie całe swoje dzieciństwo. – Jesteś świetnym zwiadowcą, prawda?
– Jestem, no! Najlepszym! – Czerwiec wyszczerzył się szeroko.
– Wiem! I Czajka uczy się od ciebie dobrze, nie?
– No… Do czego zmierzasz? – kot zmrużył oczy podejrzliwie.
– Bo ja… Mam teorię! Bo nie mogę… Nie mogę nauczyć się schodzić z drzew. Wiesz… Wejdę bez problemu! Przeskoczę pomiędzy drzewami! Ale… zejść… nie... Nie umiem! I... pomyślałem, że to problem tego, że Jeżyna ma tyle gracji i w ogóle. A ja nie mam. I ty... Taki dobry zwiadowca! Nie... Nie pomógłbyś mi z tym? Tylko z tym. Prooooszę! – Kurka zrobił wielkie oczka.
<Czerwiec?>
[625 słów]
[przyznano 13%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz