Kiedyś
— Dobra. Zniknij z naszych terenów, zanim ktoś mniej cierpliwy cię znajdzie.
Samotniczka przez chwilę patrzyła jej w oczy, a potem, bez słowa, odwróciła się i zniknęła w gęstwinie. Brukselkowa Zadra zmrużyła ślepia, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stała biało-czarna kotka. Oby już nigdy nie wróciła na tereny Klanu Wilka. Wyglądała na chytrą, a takie koty jak ona, niestety zawsze wracają. Brukselka postanowiła mieć na nią oko.
Ciekawe, o co chodziło jej z tym komentarzem o Wilczej Łapie. Czy mogła go znać? A może po prostu była przekonana, że jest silniejsza od każdego klanowego kota? Liliowa potrząsnęła głową i, upewniwszy się, że intruzka naprawdę opuściła te tereny, ruszyła w stronę obozu. Zastanawiała się, czy powinna komuś wspomnieć o obecności tej kotki. Nie wyglądała na zagrożenie, ale bycie ostrożnym nie przyniesie żadnej szkody.
Dotarła prędkim krokiem do obozu, gdzie w kącie siedział Wilcza Łapa, przeżuwając właśnie świeżą piszczkę. Brukselka postanowiła podejść – może on wiedział coś o tej samotniczce. Usiadła ciężko obok, głośno wzdychając. Czekoladowy kocur uniósł na nią wzrok i oblizał się z resztek zwierzyny.
— Cześć, Brukselko… Chcesz o czymś pogadać? — zagadał brązowooki. Brukselkowa Zadra uśmiechnęła się szeroko, może nawet trochę złośliwie, na co uczeń zastrzygł uchem.
— Co? Coś się stało? — dopytał, rozglądając się wokół. — A może kawałek zwierzyny wylądował mi na czole? — Wilcza Łapa uniósł łapę, by przetrzeć pyszczek, jednak uśmiech nie znikał z mordki wojowniczki.
— Spotkałam dziś samotniczkę na terytorium Klanu Wilka — zaczęła. Wilcza Łapa natychmiast znieruchomiał i powoli opuścił łapę. Przez chwilę milczeli.
— Tak? I… jak wyglądała? — zapytał ostrożnie, przekrzywiając głowę. — Ale chyba nie musiałaś się z nią bić, prawda? — mruknął, obserwując uważnie futro Brukselkowej Zadry w poszukiwaniu ran.
— Nie. Samymi słowami udało mi się sprawić, że odeszła — zapewniła go, kiwając głową. — A co do wyglądu… była prawie cała biała. Tylko uszy i końcówkę ogona miała czarną, jeśli dobrze pamiętam. Miała też ciemne oczy — zaczęła opisywać. Z każdym kolejnym słowem, mięśnie Wilczej Łapy napinały się coraz bardziej.
— Zdradziła ci swoje imię? — spytał, starając się brzmieć obojętnie. Brukselkowa Zadra pokręciła głową, na co kocur przesunął ogonem po ziemi. Sprawiał wrażenie, jakby właśnie kamień spadł mu z serca.
— Och… Miejmy nadzieję, że już nie wróci. Byłoby szkoda, gdyby podkradała nam zwierzynę — dodał ze słabym uśmiechem. — Ja… muszę już iść. Obiecałem Kwitnącemu Kalafiorowi, że pomogę jej posprzątać posłanie — mruknął. Brukselkowa Zadra skinęła głową, a Wilcza Łapa wstał i skierował się ku legowisku starszyzny. Liliowa czuła jednak, że jej uczeń znał tę samotniczkę. Nie wiedziała jeszcze, jak to udowodnić, ale instynkt podpowiadał jej, że miała rację. Zachowanie obojga – i tej kotki, i Wilczej Łapy – mówiło samo za siebie. Tylko jedno było dla niej niejasne: czy byli dla siebie przyjaciółmi, czy wrogami? Może, jeśli znów spotka tę kotkę, spróbuje nie przeganiać jej od razu i wypyta o Wilczą Łapę? A może lepiej zmusić samego ucznia do zwierzeń? Tego jeszcze nie wiedziała. Na razie jednak nie zamierzała się wtrącać. Póki jest bezpieczny, niech robi, co mu się żywnie podoba. Jest jeszcze młody, musi się przecież wyszaleć, nim kompletnie zmiażdżą go obowiązki.
***
Teraźniejszość
Plotka o tym, że Wilczy Skowyt często wymyka się z obozu, krążyła już od kilku księżyców. Brukselkowa Zadra podejrzewała, że czekoladowy spotyka się z tą kotką, o której wspominał na zgromadzeniu. Jak ona miała na imię? Mewa? Czy to możliwe, że tamta biało-czarna samotniczka, którą spotkała wcześniej, była właśnie nią?
Liliowa leżała w legowisku wojowników, opierając głowę na łapach. Obok drzemała Wrotyczowa Szrama, a spokojny rytm jej oddechu koił nerwy Brukselki, pozwalając zapomnieć choć na chwilę o Kwitnącym Kalafiorze i sprawie z Mglistym Snem. Miło było myśleć o czymś przyjemniejszym niż ostatnie kłótnie i dramaty. Sam fakt, że Wilczy Skowyt znalazł sobie przyjaciółkę – choćby samotniczkę – ją radował. Zawsze pytała go, czy z kimś rozmawia, czy ma z kim dzielić się wszelkimi nowinkami. Czekoladowy nigdy nie był za bardzo chętny do spoufalania się z rówieśnikami, więc skoro ta "Mewa" potrafiła przebić się przez jego skorupę… to znaczyło, że Wilczkowi naprawdę na niej zależało. Ciekawe, czy teraz byli tylko przyjaciółmi, czy może czymś więcej.
Brukselkowa Zadra uniosła powoli głowę i spojrzała na jasnofutrą towarzyszkę.
— Psst! Wrotyczowa Szramo! — mruknęła, trącając ją łapą w pysk. Brązowooka powoli uchyliła powieki, a gdy dostrzegła pysk Brukselki, na jej mordkę wstąpił delikatny uśmiech. Potem ziewnęła przeciągle.
— Tak? — zapytała, mrugając kilka razy, by odzyskać ostrość wzroku. — O co chodzi?
Brukselkowa Zadra na moment zawahała się, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. W końcu obudziła ją zupełnie bez powodu, pod wpływem impulsu.
— Ładna dziś pogoda — miauknęła spokojnie, spoglądając na obóz skąpany w słonecznych promieniach. — Pomyślałam, że może pójdziemy się przejść? — zaproponowała.
— Chętnie! — odparła sennym głosem Wrotyczowa Szrama. Obie kotki wstały i wyszły z legowiska na polanę, gdzie od razu uderzył je skwar. Promienie przebijały się przez korony drzew, nieprzyjemnie grzejąc w ich futra.
— Może ta pogoda wcale nie jest taka piękna… strasznie praży! — burknęła Brukselkowa Zadra. — Na pewno chcesz iść? Możemy zostać.
— To nie problem. Nasze tereny są gęsto zalesione, więc nie będziemy czuły słońca aż tak często — odparła Wrotyczowa Szrama, wciąż uśmiechając się subtelnie. Brukselka wzruszyła ramionami i razem opuściły obóz. Las doprowadził je aż nad rzekę, która oddzielała ziemie Klanu Wilka od terenów samotników. Wyglądała teraz raczej jak niewielki strumień, ponieważ słońce już mocno ją wysuszyło. Brukselkowa Zadra pochyliła się, by zaczerpnąć kilka łyków wody, po czym wróciła do cienia i przysiadła przy drzewie obok towarzyszki.
— Takie upały są gorsze niż Pora Nagich Drzew! — zażartowała, po czym spojrzała na Wrotyczową Szramę. — Wydawałoby się, że zwierzyny będzie w bród, a w lesie nie wyczułam żadnego tropu. Wszystko chowa się przed tym gorącem! — westchnęła. — Nie mogę się doczekać ponownego nadejścia Pory Nowych Liści. Wtedy las ożywa po mrozach, a myszy i wiewiórki same pchają się pod łapy.
Brązowooka kiwnęła głową, zgadzając się z pręgowaną.
— Ja wolę Porę Opadających Liści. Uwielbiam te wszystkie brązy i pomarańcze! A gdy chodzę po zabłoconych terenach, moje futro staje się ciemniejsze... — mruknęła, przenosząc wzrok na łapy. — Bardzo podobają mi się ciemne futra, wiesz?
Wrotyczowa Szrama oparła się ciężko o Brukselkową Zadrę.
— Czyżbyś się w kimś zakochała? — wyszeptała jej nagle do ucha. Dymna natychmiast się odsunęła. Gdyby mogła, pewnie by się zarumieniła.
— Nie! — zaprzeczyła gwałtownie. Brukselkowa Zadra tylko się uśmiechnęła, nie kontynuując tematu. W myślach jednak zaczęła wymieniać wszystkie koty, które w Klanie Wilka szczyciły się ciemniejszą okrywą:
"Mroczna Wizja? Za stara… Może Lodowa Sałata? Albo Jaskółcze Ziele?" – gdybała, gdy nagle obie kotki usłyszały szelest. Zwróciły głowy w stronę dźwięku i ujrzały sylwetkę kota. Biało-czarną, dokładnie taką, jaką Brukselka widziała kilka księżyców temu. Co ona tu znowu robi? Żółtooka podniosła się i ostrożnie podeszła bliżej.
— Nie zapomniało ci się? — odezwała się nagle, zaskakując tym samotniczkę. Futro na karku obcej najeżyło się, a gdy obróciła głowę, ich spojrzenia się spotkały. — Z tego, co wiem, miałaś już nie wracać… Mewo. Szukasz kogoś?
W tej chwili dołączyła do niej Wrotyczowa Szrama, zaskoczona tą sytuacją. W jej spojrzeniu kryło się mnóstwo pytań, których jednak nie miała odwagi wypowiedzieć na głos.
<Mewo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz