*tw: krew*
– Sęp... – wyszeptała, jednak było już za późno. Wielkie stworzenie zamachnęło się, swoim dziobem próbując jej dosięgnąć. Czekoladowa nie ruszyła się. Nie była w stanie, choć tak bardzo chciała uciekać. Przerażenie coraz bardziej i łapczywie łapało za jej gardło. Zalewało jak wielka fala, której woda powoli wylewała się do pyska i nozdrzy kotki, uniemożliwiając oddychanie. Sęp znów się zamachnął, znów zaatakował, tym razem łapiąc kogoś innego? Sówka nie miała pojęcia, była sparaliżowana, jej głowa dalej była skierowana w stronę cienia. Nagle poczuła coś dziwnego, dotykającego jej łap. Klejącego i ciepłego, nieco oblepiającego jej futro. Mimo wysiłku spróbowała spuścić głowę. Oczy tylko jej się rozszerzyły na widok kałuży krwi, w której stała, której jeszcze przed chwilą tu nie było. I nie była to jej krew. Należała ona do...
Czuła jak serce bije jej szybciej, gdy tylko się podniosła. Przez pierwsze sekundy nie mogła załapać dobrze oddechu. Rozglądała się dookoła, lecz nie było już ciemności, nie było cienia, były tylko znajome ściany legowiska. To wszystko to był tylko sen. Gdy informacja ta w pełni do niej doszła, stopniowo zaczęła uspokajać swój oddech.
– Mężu? – usłyszała głos Kaczki, która otworzyła zaspane oczy. Sówka spojrzała na nią kątem oka, po chwili szybko odwracając wzrok. Dopiero wtedy czekoladowa sobie wszystko przypomniała. Ciche łkanie Kaczki noc wcześniej, kiedy to obie leżały razem w tym legowisku. Jej słowa i prośby. Próby zaczęcia jakiejkolwiek rozmowy.
Wojowniczka przyszła do niej, jak to robiła od kilku dni, każdej nocy, nie chcąc zostawiać czekoladowej samej. Nawet jak dalej nie wiedziała, co tak naprawdę działo się w głowie przywódczyni. Odkąd wrócili z akcji z sępem, Sówka nie odzywała się, nie opowiedziała nikomu, co tak właściwie się tam stało. Nie umiała zmusić się do spojrzenia komukolwiek w oczy, zwłaszcza swojej partnerce. Każdy jej dzień wyglądał praktycznie tak samo, aż wszystkie zaczęły zlewać się w jedno. W jedną, okropną całość, którą Sówka najchetniej by przespała, gdyby nie koszmary.
Nagle czekoladowa poczuła czyiś dotyk, który szybko spowodował ból. Kaczka otarła się o przywódczynię, po chwili opierając o nią swoją głowę. Sówka zacisnęła mocniej zęby i spięła się, gdy poczuła kłucie z wielkiej rany na grzbiecie.
– Wybacz mężu – powiedziała szybko Kaczka, odsuwając się od swojej partnerki. – Dobrze spałaś? – zapytała kotka, na co Sówka tylko kiwnęła głową. Nie zwracała już uwagi na to, czy Kaczka uwierzy w jej kłamstwo. – Znów męczyły cię koszmary, prawda? – znów zapytała, lecz tym razem Sówka się nie ruszyła, zdradzając tym samym prawdę. Kaczka westchnęła cicho, jednak na tyle głośno, by doszło to do uszu przywódczyni. – Dlaczego w takim razie mnie okłamujesz?
– Nie rozmawiajmy o tym – poprosiła ochrypłym i cichym głosem Sówka, spuszczając głowę. Kaczka poraz kolejny westchnęła cicho.
– Mężu proszę... – zaczęła, jednak czekoladowa tylko bardziej odwróciła głowę od wojowniczki, zabierając jej tym samym jakąkolwiek nadzieję na rozmowę. – Nie zapomnij udać się do Świergot – powiedziała na koniec bura i wstała. Skierowała się do wyjścia, lecz zatrzymała się jeszcze w progu, by poraz ostatni spojrzeć na swoją partnerkę. Po chwili spuściła głowę i chcąc ukryć cisnące się do jej oczu łzy, po prostu wyszła, zostawiając przywódczynię samą. Czekoladowa dopiero wtedy się obróciła.
***
Silny wiatr szybko popychał chmury, zmieniając ich lokalizację. Z tego powodu niebo bardzo szybko zmieniało swój wygląd, z każdą chwilą mogąc tylko zachwycić kolejnymi wzorami z chmur, które dla kociąt oraz kotów z wyobraźnią, mogły tworzyć niesamowite kształty. Tym razem jednak Sówka nie zatrzymywała się by na nie spojrzeć. Głowę miała spuszczoną, oczy wlepione w ziemię. Rzadko kiedy ktoś mógł zobaczyć ją w tym stanie. Zwykle zadowolona, z uśmiechem na pysku. Nawet gdy nie było dobrze, ona udawała, by utrzymywać pozory. A teraz? Teraz włóczyła łapami po ziemi, nie mogąc się chociażby zmusić do uśmiechu. Wyglądała jak duch dawnej siebie. Gdyby nie ciało, wiele kotów mogłoby śmiało powiedzieć, że to nie ich Sówka.
Weszła powoli do legowiska medyka. Koty obecne w środku zwróciły ku niej swój wzrok, co spowodowało, że kotka trochę z automatu cofnęła się o krok do tyłu.
– Witaj Sówko – usłyszała głos Orzeszka, który to powoli do niej podszedł. Czekoladowa domyśliła się, że Świergot była zajęta innymi sprawami, tak samo jak jej uczennica i to dlatego Orzeszek ruszył w jej stronę. W końcu wyszkolony był on na stróża, jednak po zniknięciu Murmur i jej ucznia, zaczął pomagać Świergot, przez co zdobył nieco umiejętności, w tym zmienianie opatrunków. Przywódczyni kiwnęła mu głową na powitanie, dalej jednak wzrok mając wlepiony w ziemię, dokładnie tak, jakby oderwanie go od niej, miało spowodować coś złego. Orzeszek na szczęście nie pytał o to, od razu wracając do półki z ziołami, by złapać te odpowiednie. Kazał Sówce usiąść i sam zajął się jej ranami, powoli zdejmując opatrunek. Czekoladowa co jakiś czas krzywiła się z bólu, lecz się nie odzywała. Nie chciała dyskutować na ten temat i zwracać uwagę Orzeszka. I nawet jeśli nie odpowiadała jej taka cisza, która od razu dawała przestrzeń myślą, do głośniejszych szeptów, to wiedziała, że dyskusja z kocurem będzie o wiele gorsza. Dlatego siedziała dalej tak samo, słuchając każdej ze swoich myśli z osobna. Każdej obwiniającej ją o to wszystko. A te blizny? Te blizny na jej ciele były tylko zaznaczeniem, że już nigdy od tego nie ucieknie.
***
– Gotowe – usłyszała głos Orzeszka. – Tylko uważaj teraz na to. Twoja rana na grzbiecie jest naprawdę ogromna, musisz się oszczędzać – oznajmił.
– Tak... Dziękuję – odparła cicho Sówka, odwracając głowę od stróża. Ten porzegnał ją i wrócił do swoich obowiązków, pozwalając jej opuścić legowisko i zrobić dokładnie to samo. Kotka tak więc zrobiła, chcąc tylko wrócić do siebie. Wyszła na polanę pełną kotów. Powoli ruszyła przed siebie, starając się na nikogo nie wpaść. Na chwilę podniosła głowę i wtedy w oczy rzuciło jej się legowisko wojowników. A w nim jakby znajoma sylwetka? Sówka skierowała się w jego stronę, chcąc tylko zajrzeć, kto siedzi w środku. A była to jej partnerka. Kaczka siedziała sama, zwinięta na swoim posłaniu. Co jakiś czas Sówka mogła zauważyć jak łapą wyciera swój pysk. Płakała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz