BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dąbek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dąbek. Pokaż wszystkie posty

17 września 2025

Od Dąbka Do Gąbczastej Łapy

Dąbek siedział właśnie na polanie, obserwując koty, które dopiero co wychodziły z legowisk. Wszystko przez tą nagłą i upalną Porę Zielonych Liści, która nie dawała żyć pozostałym kotom, opóźniała wszystkie patrole graniczne i łowieckie. Czy mu to robiło jakąś różnicę? Tak, uszczupliło to szczególnie stertę zwierzyny, z której nie mógł już wyciągnąć swojej ukochanej wiewiórki, gdyż ktoś podjadał jego ulubioną zdobycz! Nie, nie mógł na to pozwolić, żeby jakiś parszywy wojownik zabierał mu jedzenie, kiedy kocięta mają pierwszeństwo w jedzeniu i piciu! Co z tego, że zaraz zostanie uczniem? Miał zamiar wykorzystać do końca jego niską rangę, skoro nie mógł jeszcze wychodzić swobodnie poza obóz, oczywiście w świetle jego praw i obowiązków, to chociaż należała mu się ta durna wiewiórka z tego przeklętego stosu zwierzyny!
Stojąc tak przed miejscem, gdzie wojownicy zostawiali zdobycze, obserwował pozostałych klanowiczów, którzy właśnie spożywali swój przedostatni posiłek tego dnia. Jego wzrok w końcu padł na dymną niską kotkę, która tak naprawdę wcale nie była Wilczakiem, dobrze to po niej było widać. W Klanie Wilka nie chodzą aż tak starzy uczniowie, bo nikt nie pozwoliłby trzymać ofermy w społeczności, którą trzeba wykarmić. Kotka akurat miała coś rudego między łapami, co właśnie jadła.
Zmrużył oczy, by lepiej się przyjrzeć. To była wiewiórka!
Wciągnął gwałtownie powietrze nosem. Musiał odzyskać swój kąsek! Dlatego wybrał ze sterty zwierzyny dość ładnego rudzika i ruszył w stronę uczennicy, której imienia jeszcze nie znał. Usiadł obok kotki i położył ptaka przed swoimi łapami.
– Hejka, jestem Dąbek, jak tam wrażenie w Klanie Wilka? – spytał, wiedząc, że musi być miły, żeby kotka chciała się podzielić jego ulubionym kąskiem. – Podobno jesteś z innego klanu, zostajesz tu na długo?
Wolał dowiedzieć się coś o kotce, szczególnie imienia oraz czy zostanie tutaj na długo. Musi być przecież przygotowany emocjonalnie, że będzie miał z kim rywalizować o wiewiórki na stercie zwierzyny.

<Gąbczasta Łapo?>

Od Dąbka Do Wilgi

W końcu parszywe słońce zaszło za drzewa, a na niebie rozpłynęły się barwy pomarańczu i krwistej czerwieni. Upał przeminął, zostawiając w obozie przyjemne ciepło, które biło od nagrzanej trawy, co dziwne było, gdyż ich obóz znajdował się całkowicie zasłonięty przez drzewa, a ich obóz miał wiele zacienionych miejsc. Dąbek mógł jedynie współczuć tym, którzy nie mieszkali w lesie, czyli wszystkim pozostałym klanom, szczególnie Klanowi Burzy, który żył na równinie, co było super dziwnym miejscem do zamieszkania.
Cieszył się, że miał super kontakt z Miodową Korą, dzięki niemu wiedział takie rzeczy, a jeszcze nie wyszedł na swój pierwszy spacer z mentorem. Przyszły nauczyciel będzie z niego dumny! Jeśli okaże się inaczej, to oskarży mentora, że nie umie uczyć. Hah, to był plan.
– Hej! Łapiesz ten mech w końcu, czy będziesz tak stał? – wyrwał go z zamyśleń wołanie Wilgi.
Właśnie bawili się mchem, jego bracia kopali kulkę, a on miał pilnować, by to zawiniątko nie przeturlało się między jego nogami. Był broniącym, jednak to było takie nudne, że sam już nie chciał stać i się gapić jak bracia do siebie kopią mech.
Przewrócił oczyma, odpłynął myślami gdzieś indziej, jak jakiś gamoń, to fakt, jednak ta gra była okropna.
– Ta wasza gra w kopankę, to jakiś żart – skrytykował ich. – Nie chcę wierzyć, że czekałem cały dzień, żeby zagrać w taką grę dla słabiaków.
Wyszedł z miejsca, w którym oznaczyli za granicę, którą miał bronić.
– To ty, ją wymyśliłeś wczoraj – przypomniał mu Wilga.
Kamyczek pokiwał głową zmieszany zachowaniem Dąbka.
– A no tak…
“Ups, zapomniało mi się.”
Zbity z tropu popatrzył po rzeczach, które były dla nich dostępne do zabawy. Wszystko mu się znudziło, nie chciał już bawić się piórkami, mchem ani ogonem matki. Nie był już kociakiem. Na jego wąsy, on przecież miał pięć księżyców!
– Może spróbujmy zawalczyć albo zróbmy zapasy? Co wy na to? Jest to fajne i w dodatku robią to wojownicy – zaproponował.
– Ja myślę, że fajnie byśmy się bawili, udając polowanie, chodzenie po tropach, bądź udawać pogoń – odezwał się Kamyczek, który dotąd siedział cicho. – Te umiejętności też przydają się wojownikom przy polowaniach.
Dąbek machnął niepocieszony ogonem. Byli we trzech i musieli to jakoś przegłosować, a oczywiste było to, że każdy zaproponuje zabawę, która będzie odpowiadała swoim umiejętnościom. On nie mógł się pochwalić prędkością, nie był tak szybki, jak Kamyczek, więc nie bawiłby się dobrze w gonitwie.
– W co chcesz się pobawić Wilgo? – zapytał swojego drugiego brata, który musiał na coś zagłosować.

<Wilgo?>

Od Dąbka Do Cisowego Tchnienia

Kolejny dzień, kiedy słońce chciało wytępić wszystkie koty, które żyły w lesie. Czekoladowemu sreberku nie przeszkadzałoby to, gdyby tyczyło się to pieszczoszków, innych klanów oraz włóczęgów, którzy śmieli naruszać ich granice, jednak niestety on sam razem z innymi kotami był więźniem swojego legowiska, którego nie mógł opuścić ze względu na żar, który panował na zewnątrz. Pewnie słońce było już na samym szczycie i chciało im spalić swoimi płomiennymi promieniami liście i osłonę z roślin, które tworzyło legowiska.
– Achh! Nie mogę tak leżeć i nic nie robić! To nudne!
Na jego pysk wylądował ogon znudzonego Wilgi.
– Cicho! Nie tobie jedynemu jest gorąco! Zachowujesz się, jakbyś to jedyny w tym lesie miał długie futro! – prychnął brat, ewidentnie znudzony jego ględzeniem.
Dąbek odepchnął ogon brata.
– Ta? Zawsze, mogę pomóc ci się schłodzić!
– Ta? Niby jak? – spytał tamten, patrząc na niego poirytowanym wzrokiem, jednak Dąbek mógł zauważyć ciekawość odbijającą się na jego twarzy.
– Zobaczysz, jak do mnie przyjdziesz. – Poklepał miejsce obok siebie, a ogonem przysunął do swojej drugiej łapy mokry mech, który niedawno im przyniesiono.
Zaciekawiony Wilga ostrożnie położył się obok brata, jednak podejrzliwie patrzył na niego spod swoich powiek.
– Bliżej.
Brat podsunął się blisko, że ich futra się stykały.
– Jeszcze trochę i połóż się na plecach tak jak ja.
Czarny pręgus posłuchał się jego. Kiedy wykonał tamten zadanie, Dąbek prędko złapał mech w łapki i nad pyskiem Wilgi ścisną zawiniątko, które trzymało wodę. Ciecz plasnęła na mordkę zszokowanego braciszka, który omal się nie zachłysnął.
– Dąbek! – wrzasnął tamten wściekły.
Oboje prędko wstali. On z mchem w pysku, żeby uratować swoje futerko przed zadrapaniem przez pazury brata, uciekł na polanę.
– Idę po więcej świeżej wody! – krzyknął na odchodne.
Słysząc przekleństwa swojego brata za plecami, zadowolony wszedł do lecznicy, która była obok legowiska lidera. W środku było ciemno, więc potrzebował chwili, by przyzwyczaić oczy. Wtedy zauważył niebieską szylkretową starą kotkę. Musiała być to Cisowe Tchnienie. Widział ją, jak rozmawia z jej ojcem wiele razy, to na polanie, to przy jedzeniu bądź nawet wychodzili poza obóz. Wiedząc, że kotka ma przyjacielskie stosunki z jej ojcem, grzecznie podszedł do niej i położył przed jej łapkami mech.
– Dzień dobry, Cisowe Tchnienie! – przywitał się, strzepując łapą kawałek mchu z jego grubej kryzy, by wyglądać nienagannie. – Przyszedłem po mokry mech.
Rozejrzał się po norze, która była wypełniona różnymi ziołami. Było tutaj duszno, a zapachy zaczęły go mdlić. Okropieństwo! Zaraz jak nie wyjdzie na świeże powietrze, to puści pawia!

<Cisowe Tchnienie?>

Od Dąbka Do Iskrzącej Nadziei

Słońce grzało okropnie, a długa sierść Dąbka bardzo przeszkadzała mu w spokojnym leżeniu na posłaniu.
– Mamo jest strasznie gorąco! – jęknął kocurek i zsunął się z posłania, by rozpłaszczonym niczym placek, schładzać się na ziemi.
Iskrząca Nadzieja też ewidentnie nie mogła znieść upału, gdyż swoim grubym i puchatym ogonem wachlowała się, starając się schłodzić. Jego rodzeństwo również niczym zdechłe chrabąszcze leżeli na posłaniu w pozycji, w których najszybciej traciło się ciepło. Tygrysek razem z Barczatką pochlipywali wodę ze zmoczonego mchu, którego dostali od Cisowego Tchnienia.
W rogu legowiska przykuwały uwagę znajdki od Zalotnej Krasopani, były urocze i w tej swojej słodkości stawały się aż mdłe. Szylkretowa wojowniczka co chwilę do nich przychodziła i kontrolowała ich, obserwując, z kim się bawią oraz jak się bawią.
Matko, jakby on tak byłby traktowany, to chyba wyniósł się z tego Klanu. Jak bardzo się cieszył, że jego ojcem jest Miodowa Kora, który przerwał krąg nudy i zabrał go na wycieczkę poza obóz.
“To jest straszne, co wam robią ziomki, też bym płakał, jakby mnie tak traktowano…” – pomyślał, kiedy tylko do wejścia żłobka zajrzała akurat Zalotna Krasopani.
Szylkretka miała ze sobą zmoczony mech, który dała swoim pociechom, jednak jemu oraz jego mamie nie raczyła już przynieść. – “Co za brak kultury, pewnie jest samolubną kizią! Samolubna niczym pieszczoszek! Phi, sam pójdę po mech do lecznicy.”
Wstał prędko naprzeciw ledwie żyjącym tym upale Iskrzącej Nadziei i zrobił minę grzecznego małego dżentelmena.
– Mamo? Czy mógłbym pójść po mokry mech? Widzę, że go potrzebujesz… – Zerknął na swoje rodzeństwo. – … no i moje rodzeństwo też – dodał już mniej entuzjastycznie.
Szczerze nie pytałby się o taką błahostkę, sam by wyszedł, nawet się nie oglądając za siebie, jednak tutaj wchodziła w grę jego reputacja oraz jak Zalotna Krasopanii i jej małe świeżaki na niego będą patrzeć. Może któraś kotka z tych małych psotek zostanie jego partnerką w przyszłości, bądź dobrą przyjaciółką? Bardzo możliwe.

<Iskrząca Nadziejo?>

Od Dąbka CD. Miodowej Kory

Minęło, już trochę czasu od momentu, kiedy jego ojciec wziął go poza obóz, co bolało małego srebrnego kocurka. Czy czasem Miodowa Kora nie powinien z nim wyjść poza obóz jeszcze kilka razy? Czy to dlatego, że on zachowywał się niegrzecznie i mamusia powiedziała ich ojcu, że nie może go wziąć na kolejną wycieczkę? Absurd! Jeśli to tylko dlatego, że kilka dni temu podłożył pod nogi Wildze patyk, kiedy się ścigali po polanie, to była to wina brata, a nie jego. Mógł nie biec tak krzywo, to by Dąbek nie chciał mu podkładać gałązki pod nóżki. Wtedy pewnie rzuciłby w niego tym patykiem. Przecież szykował go na wojownika Klanu Wilka, a w lesie jest więcej spadających gałęzi. Wilga musi być przygotowany, a nie płakać jak jakiś pieszczoch!
Bawiąc się piórkiem na polanie, zauważył wchodzącego do obozu Miodową Korę.
To był ten moment! Musiał złapać ojca, zanim ktoś inny weźmie go do jakichś nudnych wojowniczych obowiązków.
Dąbek wystrzelił w stronę wchodzącego patrolu niczym płochliwy zając. Wyhamował ledwo przed nogami ojca i pacnął go łapą, żeby raczył na niego zwrócić uwagę.
Miodowa Kora z jakimś małym ptakiem w pysku spojrzał na swojego syna i uśmiechnął się do niego.
– Tato! Chodźmy razem poza obóz, teraz jestem już duży! Byłem grzeczny, najgrzeczniejszy z miotu i najlepszy!
Ojciec nie mógł odpowiedzieć przez trzymaną przez niego zwierzynę. Właśnie miał ją już kłaść, jednak Dąbek podskoczył i wyszarpnął biednego, wiotkiego ptaszka z tamtego pyska.
Teraz mógł ojciec mówić.
Dąbek zrobił oczy aniołka i grzecznie siedział z wróblem w pysku.

<Miodowa Koro?>

Od Dąbka Do Zaćmionego Horyzontu

Dąbek widział, jak któryś raz rzędu odwiedza ich rudawa kotka, która wygląda prześmiesznie z jej tym króciutkim ogonem oraz ogromną grzywką, która co kolejny dzień coraz bardziej zaczynała jej zasłaniać pole widzenia. Był to przezabawny widok i kiedy w końcu tamta przestała do niego przychodzić w odwiedziny, to zaczął coraz częściej o niej myśleć.
Zaćmiona Łapa, bo tak nazywała ją Iskrząca Nadzieja, po prostu tak z dnia na dzień przestała ich odwiedzać. To był skandal! Fakt nie rozmawiał z nią za często, jednak nie oznacza to, że ruda może ot tak sobie znajdować nowych przyjaciół albo obowiązków.
– Dąbku, mówiłam ci już, Zaćmiona Łapa jest już wojowniczką i ma wiele innych obowiązków. Nie może nas tak często odwiedzać – tłumaczyła mu cierpliwie matka. – Teraz nazywa się Zaćmiony Horyzont.
Nie słuchał jej. Co to ma być jakieś dziwne odwracanie kota ogonem. Co z tego, że była dorosła i musiała chodzić na jakieś głupie patrole. Pfff, każdy może zrobić sobie takie wymówki!
– Dobrze mamo… – odpowiedział posłusznie i położył się obok niej na posłaniu.
Zapadła noc, w lesie zrobiło się ciemno, a jego rodzeństwo smacznie pochrapywało. Jednak Dąbek nie spał, nie mógł zmrużyć oczu, gdyż na polanie było zbyt gorąco, żeby się bawić.
Nagle jego wzrok przykuło znajome rudawe futerko. To musiała być Zaćmiona Łapa! Znaczy, Zaćmiony Horyzont.
Nie zastanawiając się ani trochę, po prostu wstał z posłania i uważając na śpiących braci i królowe, wyszedł ze żłobka. Jego krok był elegancki i pewny siebie, jak by to było normalne, że kocięta, ot tak mogą wychodzić same w nocy. Podszedł do ewidentnie zmęczonej swoim dniem rudej wojowniczki, która leżała w pozycji na chlebek i konsumowała swoją zdobycz.
– Ach tak kolacja… – miauknął nonszalancko, opierając się o bok wojowniczki, jednak na nią nie rzucając, chociaż krótkiego spojrzenia. – Jak tam twoja grzywa i czas, że nie raczysz odwiedzać swoich kolegów w kociarni? – spytał, nie owijając w bawełnę i spojrzał swoim zabójczym, wojowniczym wzrokiem, jakie mógł z siebie tylko wykrzesać, na wojowniczkę.
Czarny kocur z brodą, który w tym samym momencie siedział z rudawą kotką, wychylił się zza niej, by zmierzyć Dąbka oceniającym wzrokiem. Jego wąsy poruszyły się z poirytowania. Pewnie nie mógł znieść wspaniałości i wojowniczej pozy, której on zagadał do Zaćmionego Horyzontu.
– Co to za jakiś kocur cię zaczepia, jak ja z tobą rozmawiam? – wzburzył się Dąbek, patrząc na Mglisty Sen.
Dobrze wiedział, że właśnie on przerwał im rozmowę i nie zauważył czarnego wojownika, gdyż zlał się w cieniu nocy.
– Zaćmiony Horyzoncie, ty serio zajmowałaś się tymi kociakami od Iskrzącej Nadziei? Nie mów, że wszystkie są tak irytujące – odezwał się tamten, patrząc się niedowierzająco na Dąbka.
– Kto niby tutaj jest irytujący?
Czarny kocur westchnął przeciągle, nie zamierzał przekomarzać się z kociakiem, ani wchodzić w jakieś głupie dyskusje.
– Dobra siostra, zostawiam was samych. Jak będziesz chciała, to porozmawiamy dalej w legowisku.
Mglisty Sen wstał i od razu skierował się do miejsca, w którym śpią wojownicy.
“Tchórz! Hah, wygrałem!” – cieszył się Dąbek.
Omal nie zaczął tańczyć ze zwycięstwa.

<Zaćmiony Horyzoncie?>

Od Dąbka CD. Kamyczka

– A ja się nie boję! – Wypiął dumnie pierś. – Zobaczysz, wykombinuję coś.
Brat rozchmurzył się i kiwnął mu głową.
– Masz jakiś plan, z kim będziemy rozmawiać? – spytał.
– Nie – zaśmiał się i puścił mu oczko.
– Żartujesz. – Zmarszczył tamten brwi, nie dowierzając, że będą pchać się do legowiska wojowników na żywioł.
– Nie – odpowiedział szczerze i łapą pchnął Kamyczka w stronę legowiska wojowników. – Chodź!
Dąbek sam ruszył za czekoladowym pręgusem bicolor, pilnując, aby tamten nie zawrócił. Nie mógł przecież tamten go zostawić! On miał pewność siebie tylko w momentach, kiedy ktoś z nim przebywał, a samemu? No cóż, wtedy było mu o wiele ciężej, ale nie ma co się martwić teraz, jego brat nigdy przenigdy go nie zostawi, prawda?
Weszli do wnętrza legowiska, gdzie czuć było zapach wojowników. Większość kotów opuściła już dawno swoje leża, jednak w oko srebrzystego kociaka wpadł jeden nieszczęsny śmiertelnik, którego zamierzał z bratem właśnie oblec i zatruć życie, przynajmniej do momentu, kiedy ten kot nie wyjdzie na jakiś patrol.
– Widzisz tamtego chłystka? – zwrócił się do brata, wskazując ogonem niskiego płowego szylkreta, który właśnie zajmował się pielęgnacją swojego futerka.
Kamyczek pokiwał głową, widocznie zestresowany faktem, że mieli się zaraz spytać dorosłego, czy może ich poduczyć.
– Idziesz się spytać, Kamyczku? Nie jesteś chyba aż takim boimyszką? Co nie? – Zmierzył brata wzrokiem.
Dla Dąbka była to przednia zabawa.
– No, chyba że wybierasz tamtego gbura? – Wskazał łapką na leżącego białego kocura, który od początku mierzył ich nieprzyjemnym spojrzeniem. – Wydaje mi się, że jemu się bardziej przyda trochę ruchu. To jak Kamyczku? Ruszaj, póki jeszcze żadne z nich nie wyszło.
Pchnął do przodu brata, by wybrał pomiędzy Poziomkową Polaną a Bladym Licem.

<Kamyczku?>