BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wilcza Łapa (KW). Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wilcza Łapa (KW). Pokaż wszystkie posty

16 sierpnia 2025

Od Wilczego Skowytu CD. Mewy

Wilczy Skowyt przyzwyczaił się do tego, że każdy dzień zaczynał w obozie. Wstawał, jadł, słuchał rozkazów, szedł na patrol lub polowanie. Wszystko według planu, bez miejsca na „a może dziś inaczej”. Ale od tamtej pory, odkąd spotkał Mewę, w jego głowie co chwila pojawiała się myśl: a gdyby po prostu… pójść tam znowu? Nie musiał mieć powodu. Wystarczyło, że wiedział, iż tam będzie ciszej. I że ona tam może być. Tego wieczoru znów wymknął się, już bez tej niepewności, jak wtedy, gdy był jeszcze Wilczą Łapą. Teraz jego kroki były pewne, miękkie, ciche. Niósł ze sobą drobną zdobycz — wróbla — nawet nie wiedząc, czy ona to przyjmie. Ale coś mu mówiło, że warto spróbować. Kiedy dotarł do stawu, Mewa siedziała na tym samym kamieniu, jakby w ogóle się nie ruszała od ostatniego spotkania. Spojrzała na niego krótko, ale jej uszy lekko drgnęły.
— Spóźniłeś się — stwierdziła sucho.
— Przyniosłem ci coś — mruknął, kładąc ptaka obok kamienia.
Zmrużyła oczy.
— Nie jestem w twoim Klanie. Nie musisz mnie karmić.
— Wiem. Ale pomyślałem, że może… po prostu masz ochotę.
Patrzyli na siebie chwilę w ciszy. W końcu Mewa przeciągnęła się i złapała zdobycz. Nie podziękowała. Ale nie odepchnęła jej też.
— A więc… Wilczy Skowyt — powiedziała nagle. — Brzmi groźniej niż Wilcza Łapa.
— Tak mnie nazwali wczoraj. Oficjalnie jestem wojownikiem.
— Gratulacje — mruknęła, jakby mówiła o pogodzie. — I co? Czujesz się teraz inaczej?
— Trochę. Ale… wciąż mam ochotę tu przychodzić.
— To się źle skończy — skwitowała, ale nie brzmiała, jakby chciała go wygonić.
Siedzieli chwilę w milczeniu, słuchając jak wieczór gęstnieje. Nad wodą przeleciał ptak, gdzieś w trawie plusnęła ryba. Mewa odwróciła głowę w jego stronę.
— Wojownik, który ucieka z obozu, żeby spotykać się z samotniczką. Ciekawe, co na to twoi wielcy starsi.
Wilczy Skowyt uśmiechnął się lekko.
— Nie muszą wiedzieć.
Ona prychnęła.
— Ty i twoje tajemnice.
— Ty też masz swoje — odpowiedział, a w jego głosie było coś, co sprawiło, że przez moment jej ogon lekko drgnął.
Noc zrobiła się chłodniejsza, a ich oddechy unosiły się w powietrzu jak mgła. Wilczy Skowyt czuł, że coś w tej ciszy jest inne niż wcześniej. Jakby las sam czekał na to, co się stanie. Ale żadne z nich się nie odezwało.
Mewa w końcu wstała.
— Chodź. Pokażę ci coś.
I bez czekania ruszyła w las.
Wilczy Skowyt podążał za Mewą bez słowa. Poruszała się szybko, ale cicho, jak cień przemykający między drzewami. Miał wrażenie, że zna każdy pień, każdy kamień — jakby las sam robił jej miejsce do przejścia. Szli długo. W końcu minęli znajome ścieżki i zanurzyli się w gęstwinę, gdzie świerki rosły tak blisko siebie, że ich gałęzie splatały się nad głowami, odcinając resztki blasku gwiazd. Pachniało igliwiem i wilgotną ziemią.
— Daleko jeszcze? — mruknął, gdy musiał się schylić, żeby przecisnąć się pod zwisającymi gałęziami.
— Prawie. — Jej głos był cichy, ale stanowczy.
Kiedy w końcu wyszli na małą polankę, odetchnął. W środku rosło jedno, ogromne drzewo — stare, z szerokim pniem i konarami, które rozpościerały się jak ramiona. Pod nim leżała warstwa miękkiego mchu, aż kusiło, żeby się na nim położyć. Pośrodku polany znajdowało się niewielkie zagłębienie w ziemi, wypełnione wodą. Tafla była tak gładka, że odbijała gwiazdy jak lustro.
— To… piękne — powiedział bez namysłu.
— Wiem. — Mewa przeszła przez mech i usiadła tuż nad wodą. — Tutaj nikt nie przychodzi. Nie ma patroli, nie ma hałasu. Tylko to.
Wilczy Skowyt usiadł obok niej. Pachniała lasem, ale też czymś cieplejszym, czymś, czego nie potrafił nazwać. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, patrząc, jak w odbiciu pojawia się coraz więcej gwiazd.
— Czemu mnie tu przyprowadziłaś? — zapytał cicho.
Mewa wzruszyła ramionami.
— Może chciałam zobaczyć, czy potrafisz siedzieć cicho dłużej niż chwilę.
— Potrafię.
— Udowodnij. — Spojrzała na niego kątem oka, a w jej spojrzeniu mignęło coś łagodniejszego niż zwykle.
Cisza między nimi zgęstniała, ale była ciepła. Gdzieś w trawie zaszeleścił żuk, gdzieś dalej pohukiwała sowa. Wilczy Skowyt czuł, że mógłby tu siedzieć godzinami, nic nie mówiąc.
Po chwili Mewa położyła się na boku, opierając łeb na łapie. — Gwiazdy wyglądają tu inaczej.
— Może dlatego, że tu jest lepiej niż w obozie.
— Albo dlatego, że nie patrzysz na nie sam.
Spojrzał na nią. Jej futro było ciemniejsze w blasku księżyca, ale oczy błyszczały, odbijając noc. Poczuł dziwne ciepło w środku — nie to, co po wygranej walce czy udanym polowaniu. Coś spokojniejszego.
Mewa uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie. — No dobra, wojowniku. Może jednak nie jesteś aż taki zły.
— Ty też nie. — Wilczy Skowyt zaśmiał się cicho. 
I tak zostali. Las wokół nich szeptał, a woda odbijała gwiazdy, które patrzyły na nich z góry, jakby wiedziały coś, czego oni jeszcze nie rozumieli. Wilczy Skowyt leżał na mchu, patrząc w górę. Powietrze było rześkie, pachniało żywicą i wodą. Gdzieś w oddali przemknął jeż, ale nawet on wydawał się poruszać ciszej niż zwykle. Mewa przesunęła się bliżej. Nie tak, żeby ich futra się dotykały, ale na tyle, że czuł jej ciepło. Udawał, że dalej wpatruje się w gwiazdy, ale tak naprawdę każde uderzenie jej serca — ledwo wyczuwalne przez ziemię — przyciągało jego uwagę.
— Wiesz… — zaczęła nagle. — Nigdy wcześniej nie przyprowadziłam tu żadnego kota.
— Czemu mnie? — spytał, zanim zdążył ugryźć się w język.
Przez moment myślał, że nie odpowie. Potem westchnęła.
— Bo… nie czuję, że muszę przed tobą udawać.
Te słowa utkwiły w nim mocniej niż się spodziewał. Zawsze musiał być kimś — uczniem, wojownikiem, członkiem Klanu. A tutaj, z nią, mógł po prostu być. Mewa obróciła głowę, patrząc na niego. Jej oczy były ciemne, odbijające światło jak dwie małe tafle wody.
— I może… jesteś mniej irytujący, kiedy milczysz.
Uśmiechnął się, ale nie spuścił wzroku.
— Ty też.
Nie wiadomo kto pierwszy się poruszył, ale nagle ich futra musnęły się lekko. Niby przypadek. Niby nic. A jednak w tej chwili poczuł, że cały las zamilkł, jakby chciał, by to trwało. Mewa nie odsunęła się. Wręcz przeciwnie — po chwili jej ogon dotknął jego łapy. Tylko tyle. Żadnych słów, żadnych obietnic. Ale w tym geście było więcej niż w niejednym przemówieniu starszyzny.
— Jutro też tu przyjdziesz? — zapytała szeptem.
— Tak — odpowiedział od razu, jakby to było oczywiste.
Przez dłuższą chwilę patrzyli w noc, aż w końcu Mewa zamknęła oczy, a jej oddech stał się spokojniejszy. Wilczy Skowyt został tak, czuwając. Nie po to, by ją pilnować. Po prostu… chciał jeszcze trochę zostać w tym świecie, gdzie wszystko było proste. Biała kotka cicho mruczała, obecność kocura dodawała jej otuchy. Na pewno był to najprzyjemniejszy wieczór obu dwóch kotów.

< hej... Mewo?>

12 sierpnia 2025

Od Wilczej Łapy (Wilczego Skowytu)

W trakcie wojny

Noc była gęsta jak smoła, a powietrze pachniało walką i krwią. Wilcza Łapa biegł tuż obok Miodowej Kory, ich futra smagał wiatr, a pod łapami dudniła ziemia. Gdzieś przed nimi, w mroku, błyszczały oczy Miedzianego Kła — wojowniczki z Klanu Klifu. Krzyki i szczęk pazurów niosły się po terenach. Wojna rozgorzała na całego. Wilcza Łapa poczuł, jak serce wali mu w piersi, ale nie zwolnił ani o krok. Wiedział, że dziś nie może się cofnąć. Miodowa Kora biegł obok, jego spojrzenie było twarde jak kamień — byli w tym razem. Gdy wpadli na polanę, Miedziany Kieł czekała już na nich, skulona, gotowa do skoku. Pierwsze uderzenie było tak silne, że ziemia aż się zachwiała. Pazury cięły powietrze, futro fruwało w mroku. Wilcza Łapa rzucił się z boku, odciągając uwagę wroga, podczas gdy Miodowa Kora z furią zaatakował od przodu. Walczyli jak jeden organizm — bez słów, tylko z czystym instynktem.
— Zdrajca! Będziesz patrzeć, jak twoja rodzina umiera! Jesteś zdrajcą! — wysyczała w stronę Wilczej Łapy. Czekoladowy nie mógł sobie pozwolić na takie traktowanie. Krew Miedzianego Kła plamiła liście, ale ona wciąż trwała, wściekła i dzika. Dopiero kiedy Miedziany Kieł przyszpiliła czekoladowego do ziemi, Miodowa Kora powalił ją ciosem w szyję, wojowniczka z Klanu Klifu upadła, dysząc ciężko. Po chwili jej klatka piersiowa przestała się ruszać. Bitwa wokół nich trwała, ale oni stali ramię w ramię, cali w kurzu, krwi i dumie. Martwa wojowniczka Wilczej Łapie pozostawiła pamiątkę po tej bitwie. Duża rana na klatce piersiowej już z nim zostanie na długo.
— O... Dziękuję Miodowa Koro, widzisz? Tworzymy zgrany duet — zachichotał Wilcza Łapa. Miodowa Kora przytaknął, na pewien czas się rozdzielili. Wilcza Łapa pobiegł w stronę uzdrowicieli Klanu Klifu, dostrzegł tam swoją siostrę. Próbował cicho do niej zagadać.
— Psst! Asterko...! — Pół szeptem zawołał siostrę, kompletnie rozkojarzona wbiła wzrok w swojego brata, nie dowierzając co się właśnie dzieje. Świdrowała wzrokiem po całym terenie bitwy.
— J-Jeżynek...? C-Co ty tutaj robisz! Dlaczego walczysz przeciwko nam... O co chodzi... Nic nie rozumiem! — Astrowa Łapa nie mogła uwierzyć w to, co właśnie widzi. Czekoladowy uczeń do niej podszedł, polizał ją za uchem. Siostra się w niego wtuliła, nie widzieli się przez kilkanaście księżyców.
— Hej Asterko... Ja już nie jestem Jeżynkiem. Jestem Wilcza Łapa i no... Wiesz... — Próbował mówić spokojnie, jego głos się łamał — było to słychać przy niektórych słowach.

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶

Chwilę ze sobą rozmawiali. Astrowa Łapa wydawała się nerwowa przez zaistniałą sytuację, jedyne co dostał od siostry na pożegnanie, był śliczny fioletowy kwiatuszek z jej futra. Wilcza Łapa odszedł od siostry z zaszklonymi oczami, kierując się w skwer wojny.

Kilka księżyców po wojnie

Pogoda nie należała do najłatwiejszych. Wszędzie było błoto z samego rana, śpiew ptaków był ledwie słyszalny przez wiatr. W nocy najwidoczniej musiało ostro padać. Poranek był chłodny i zniechęcał do opuszczania legowiska. Wilcza Łapa jednak wyszedł, aby coś zjeść i porozmawiać z Brukselkową Zadrą. Liliowa wojowniczka już siedziała na polanie, rozmawiała z Nikłą Gwiazdą. Wilcza Łapa nie chciał im przeszkadzać w rozmowie, więc po prostu poczekał gdzieś z boku przy jednym z krzaków. Gdy zobaczył, że dwójka się rozchodzi, Wilcza Łapa podbiegł do Brukselkowej Zadry. Wojowniczka się z nim pogodnie przywitała.
— Brukselkowa Zadro... Kiedy zostanę wojownikiem? — Czekoladowy spojrzał z iskrą nadziei w oczach na swoją mentorkę. Wiedział, że jest już gotowy i nie chciał dłużej czekać.
— Już nie długo Wilcza Łapo! — zachichotała i uśmiechnęła się do swojego ucznia. Koty zaczęły wychodzić już z legowisk. Pogoda nadal była jaka była. Nikła Gwiazda zwołał zebranie klanu. Wilcza Łapa wraz z Brukselkową Zadrą zwrócili głowy w stronę miejsca przemówień, na którym siedział lider. Wojownicy wraz z uczniami zbierali się dookoła Nikłej Gwiazdy, aby dowiedzieć się, co ma do przekazania. Czekoladowy wraz z liliową usiedli w tłumie kotów. Lider wydobył z siebie kilka słów.
— Ja, Nikła Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. — Nikła Gwiazda wskazał na Wilczą Łapę, a oczy ucznia zaświeciły się z radości, ekscytacji oraz dumy.
— Wilcza Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia? — Wpatrywał się tylko w tego jednego ucznia, którego pochodzenie było znane tylko jego mentorce.
— Przysięgam! — Uniósł dumnie głowę do góry, skrobał pazurami ziemię, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.
— Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Wilcza Łapo, od tej pory będziesz znany jako Wilczy Skowyt. Klan ceni twoją lojalność i odwagę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka! — Po skończonej wypowiedzi lider dotknął nosem głowy nowego wojownika. Klan skandował nowe imię czekoladowego.
– Wilczy Skowyt! Wilczy Skowyt! Wilczy Skowyt!
Brukselka patrzyła na niego z dumą i uśmiechem na pysku. Wiedziała, że Wilczy Skowyt nadal będzie do niej przychodzić po rady, albo porozmawiać o głupotach. Tak jak zawsze. Mimo iż pogoda nie dopisywała, dla Wilczego Skowytu ten dzień był najlepszym pod słońcem.

[803 słowa + opis walki Klanu Wilka z Klanem Klifu]

[przyznano 16%]

11 sierpnia 2025

Od Wilczej Łapy

Wilcza Łapa przebudził się zimnego, pochmurnego poranka. Mgła zajmowała dużą część lasu, a poranną rosa przemoczyła trawę. Chwilę po jego przebudzeniu do legowiska weszła Brukselkowa Zadra
— Psst! Wilcza Łapo, chodź! Trening nas czeka! — nie szeptała, nie starała się nawet mówić ciszej. Jej głos rozniósł się po legowisku budząc poniektórych uczniów. Czekoladowy się przeciągnął i szybko wyszedł z legowiska uczniów. Jego pierwszym pytaniem było oczywiście co będą robić na treningu. Odpowiedzi jak na razie dokładnej nie dostał.
— Zobaczysz jak dojdziemy na miejsce! — Liliowa kotka mu odpowiedziała, słońce już powoli wychodziło zza chmur gdy kierowali się do wyjścia z obozowiska.

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶

Gdy dotarli już na miejsce przed nimi ukazał się niewielki, ciemny tunel.
— Nauczymy cię dzisiaj nawigacji w tunelach, brzmi ciężko a takie nie jest. Zobaczysz zaraz sam. — Brukselka rzuciła od razu, młody przyglądał się tunelowi. Podszedł do niego i powąchał - zapach innych uczniów i wojowników był słaby, najwidoczniej trenowali tu już dawno temu. Tunel wydawał się straszny, jakby siedziało w nim coś ogromnego, coś, co zjadłoby dwójkę kotów. Brukselkowa Zadra przerwała jego rozmyślania oraz wpatrywanie się w ciemny tunel.
— Spróbuj, Wilcza Łapo! Wejdź i wytęż swój wzrok, po chwili powinieneś był wszystko w tym tunelu widzieć! — zawołała, a czekoladowy niepewnym krokiem wszedł do tunelu. Posłuchał się słów swojej mentorki i zrobił to co powiedziała. Jego widoczność nagle stała się… lepsza, zrobił kilka kroków do przodu. Jego mentorka do niego dołączyła. Zaczęła mu tłumaczyć co ma robić i skąd wiedzieć gdzie się kierować.

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶

Po kilkunastu próbach dochodziło już południe, była ostateczna kolej Wilczej Łapy na spróbowanie wejścia samemu oraz wyjścia z innej strony.
— Ostateczny test Wilcza Łapo! Dasz radę! — Liliowa mentorka go dopingowała, dodawała mu otuchy. Powoli, ale już pewniej wszedł do tunelu, wytężył swój wzrok a jego źrenice znacznie się pomniejszyły. Zaczął wąchać powietrze w tunelu, doskonale już wiedział gdzie iść. Szedł za zapachem świeżego powietrza. Po drugiej stronie czekała już kotka. Młody wyłonił się z tunelu, jego łapy były częściowo ubrudzone od ziemi zebranej w tunelu.
— Doskonale! — Mentorka mu pogratulowała udanego wyjścia. Oby dwoje się cieszyli a Wilcza Łapa miał ochotę skakać z radości.
— Może pójdziemy coś upolować? Jestem strasznie głodny.. a klan też nakarmimy! — zaproponował czekoladowy. Strzepał ogon, a jego uszy wzdrygnęły na samą myśl o polowaniu. Brukselka skinęła głową na znak zgody. Wilcza Łapa odrazu pognał do przodu w wyszukiwaniu zwierzyny. Wyczuł królika, przykucnął a ciężar z jego przedniej części ciała przeniósł na tylnie łapy. Królik jeszcze niczego nie wiedział. Czekoladowy wybił się z krzaków zatapiając zęby w króliku. Brukselka do niego dołączyła również zdobywając zwierzynę. Po skończonym polowaniu oraz treningu wrócili do obozowiska z pyskami pełnymi nowych posiłków. Wieczór dochodził bardzo powolnymi krokami. Dwójka zmęczonych, ale zadowolonych kotów pożegnała się ze sobą na dobranoc. Rozeszli się w stronę swoich legowisk. Wilcza Łapa co jakiś czas ziewał, ułożył się powoli na swoim posłaniu. Przywitał się z innymi uczniami którzy już siedzieli w swoich legowiskach. Zwinął się w kłębek i powoli zasnął.

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶

Następny dzień, następny poranek. Tym razem słońce świeciło na prawdę mocno. Było ciepło jak na poranek. Czekoladowy ciężkimi krokami wyszedł z legowiska. Z trudem dotarł do stosu ze zwierzyną. Przetarł zmęczone oczy łapami i sięgnął po niewielkią ryjówkę ze stosu. Zaczął ją zjadać szybkimi i dużymi kęsami, jadł tak jakby mieli mu zaraz ją zabrać u odebrać dostęp do jedzenia na następny księżyc. Po skończonym posiłku się przeciągnął. Rozpoczął poranną pielęgnację, w tym momencie chętnie by się dowiedział co u jego siostry. Przypomniał mu się prezent od Asterci. Ten wspaniały kwiatuszek cały czas mu towarzyszy! Na dobre i na złe z kwiatuszkiem od Aster! Uśmiechnął się lekko, a następnie przypomniał sobie walkę z klanem w którym się urodził. Nie było to najłatwiejsze przeżycie w jego życiu. Szybko wybił sobie te myśli z głowy i kontynuował mycie się. Ułożył swoje futro, wytrzepał ściółkę z futra. Był gotowy do dzisiejszego dnia. Był ciekawiły co dzisiaj będzie robić ż Brukselkową Zadrą. Może po prostu zapytał by innego wojownika czy wyszedłby z nim na polowanie gdy jego mentorka będzie zajęta? Jeszcze będzie musiał o tym pomyśleć. Mimo iż słońce dzisiaj mocno grzało był gotowy spędzić ten dzień aktywnie! Ostatni raz się przeciągnął. Poszedł w swoje ulubione miejsce w rogu obozowiska, było tam dużo cienia i było o'wiele chłodniej niż w centrum obozu. Westchnął znudzony. Wokół obozu panowała poranna krzątanina. Z pobliskich legowisk dobiegały ciche rozmowy i stłumione ziewnięcia wojowników. Gdzieś niedaleko para kociaków ganiała się po suchych liściach, a ich drobne łapy szeleściły przy każdym kroku. Z koron drzew spadały ciężkie krople rosy, uderzając o liście i ziemię jak powolne, rytmiczne stuknięcia. Wysoko nad polaną śpiewały ptaki, a ich trele mieszały się z odległym, miękkim szumem wiatru w iglastych gałęziach. Od czasu do czasu rozlegał się krótki trzask gałązki, gdy ktoś przechodził w pobliżu.

[786 słów + umiejętność nawigacji w tunelach]

[przyznano 16% + 5%]

31 lipca 2025

Od Wilczej Łapy CD. Brukselkowej Zadry

Przed wojną

Wilcza Łapa spał w najlepsze. Pierwsze patrole już wyruszyły, a w jego legowisku wydobył się szept Brukselkowej Zadry.
— Wilcza Łapo! — zawołała, a młody od razu podniósł leniwie ze zmęczenia głowę i wyszedł ze swojego legowiska. — Dzisiaj nauczę Cię wspinaczki na drzewa! — Brukselka mruknęła z uśmiechem na pysku. Zaczęli ramię w ramię kierować się do wyjścia z obozowiska. Gdy słońce jeszcze ledwo przeciskało się przez mgłę, wyszli z obozu. Sylwetka Brukselki była smukła, jakby wyrzeźbiona z dymu, z lekko potarganym futrem i spokojem, który nie pasował do jej imienia. 
— Gotowy? — zapytała, nie odwracając się do niego. Patrzyła w górę na dąb, który wyglądał na starszy niż cały las.
— Nie wiem — przyznał. — Ale jestem tutaj. 
Brukselka uśmiechnęła się lekko. Zawsze tak robiła, gdy mówił coś szczerego.
— To już połowa sukcesu.
Podeszła do pnia i postawiła łapy na korze.
— Drzewa to nasi sojusznicy. Twardsze niż skały, ale łagodniejsze niż wojownik z urazą. Wspinanie to nie tylko siła, Wilcza Łapo. To rytm. Wyczucie. Musisz poczuć, gdzie chcesz być, zanim się ruszysz.
Spojrzał na jej łapy. Czułe, a jednak mocne. Jej ogon balansował jak lina. Kiedy ruszyła w górę, wyglądała jak cień przesuwający się po korze.
— Twoja kolej! — zawołała z góry. Wilcza Łapa podszedł do pnia. Serce mu waliło. Przypomniał sobie, jak kiedyś próbował wspiąć się na niższe drzewko jako kociak – spadł wtedy na ogon i płakał pół dnia. Teraz jednak nie miał zamiaru się cofać. Wbił pazury. Znalazł pierwszy chwyt, potem drugi. Czuł, jak mięśnie się spinają. Był już na wysokości dwóch długości ogona, gdy łapa mu się ześlizgnęła. Spadł. Nie mocno, ale wystarczająco, żeby uderzyć bokiem o ziemię i stracić dech. Brukselkowa zeskoczyła zaraz po nim. Nie warczała. Nie karciła. Zamiast tego położyła ogon na jego łopatce i nachyliła się. — Oddychaj, Wilcza Łapo. Nie musisz być idealny. Masz tylko próbować.
Wilcza Łapa spojrzał na nią. W jej oczach nie było rozczarowania. Tylko czułość. Taka, której nie pamiętał z czasów w Klanie Klifu. Taka, która bolała i koiła jednocześnie.
— Ty naprawdę we mnie wierzysz?
— Bardziej niż w poranny świt — szepnęła. — Bo ja cię widzę, Wilcza Łapo. Widzę, jak walczysz. Jak się boisz, ale nie uciekasz. To znaczy więcej niż sto udanych wspinaczek.
Zrobiło mu się ciepło w brzuchu. Wstał, otrzepał się i bez słowa wrócił do drzewa. Tym razem szło mu lepiej. Spokojniej. I kiedy dotarł do pierwszej gałęzi, poczuł, że naprawdę coś osiągnął. Brukselkowa dołączyła do niego i lekko dotknęła jego policzka ogonem.
— Zobacz, gdzie jesteś.
Rozejrzał się. Liście migotały światłem. Las był jak zielone morze pod nimi.
— Dobrze się wspinać, jeśli ktoś czeka na ciebie na dole.
Brukselkowa Zadra uśmiechnęła się.
— A ja zawsze będę. Dopóki nie nauczysz się latać.

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶

Las był dziś cichy. Nienaturalnie. Nawet ptaki jakby milczały. Wilcza Łapa siedział na skraju niewielkiej polany. Pazury wbijał w ziemię, jakby chciał się trzymać rzeczywistości. Czuł w gardle coś ciężkiego. Głowę miał pełną obrazów, których nie potrafił wyrzucić. Usłyszał kroki za sobą. Ciche, miękkie, znajome. Brukselkowa Zadra usiadła obok niego bez słowa. Przez chwilę tylko razem siedzieli, patrząc, jak wiatr porusza liście.
— Chcesz pogadać? — zapytała w końcu, bardzo spokojnie. — O tym, co się stało na wojnie?
Wilcza Łapa przytaknął. Z trudem przełknął ślinę.
— To było… nagłe. Zaatakowaliśmy. Klan Klifu przyszedł od strony urwisk, nikt się tego nie spodziewał…
Wciągnął powietrze przez zęby.
— Pierwszy raz widziałem tyle krwi. Wszędzie. Pachniało jak… jak mokra ziemia.
Brukselkowa Zadra nic nie mówiła. Tylko słuchała. Zawsze wiedziała, kiedy nie przerywać.
— Widziałem, jak inne koty rzucają się na Liściastą Gwiazdę i… ona nie żyje! Po prostu. W jednej chwili była, a w następnej – leżała nieruchomo.
— Przynajmniej jednego klifiaka mniej... — powiedziała cicho.
— Też chciałem z kimś walczyć! Sam na sam! Chciałem pokazać, że się nadaje... a Pustułkowy Szpon stracił oko!
— Nie ma mowy! Co, gdyby coś ci się stało? — odpowiedziała stanowczo, ale bez złości. — I wtedy co? Kto by wrócił, żeby to opowiedzieć? Kto by z tego czegoś się nauczył?
Wilcza Łapa zamilkł. Po chwili dodał:
— Zaatakował mnie jeden z nich. Duża kotka. Miedziany Kieł! Nie wiem... próbowałem się obronić, ale pudłowałem... zadałem jej na początku kilka ciosów! A potem razem z Miodową Korą ją wykończyliśmy! Ale i tak chyba będę mieć z tej bitwy pamiątkową bliznę na klatce piersiowej...
Spojrzał na Brukselkową z oczami pełnymi wstydu. Nie chciał, aby ktoś umierał.
— Kiedy inni wrócili po bitwie, udawałem, że tylko się zgubiłem. Nikt nie wie, że rozmawiałem z Aster...
— Teraz ja wiem — odparła spokojnie.
Zamarł.
— I wiesz co? Nadal jestem z ciebie dumna.
Zamilkł. W jego spojrzeniu było coś drżącego. Niedowierzanie. Pytanie bez słów: jak możesz być ze mnie dumna, skoro uciekłem rozmawiać z kotem z klanu klifu? Brukselkowa Zadra ułożyła się obok, opierając głowę na przednich łapach.
— Wilcza Łapo. Odwaga to nie to, co robisz, gdy jesteś silny. Odwaga to to, co robisz, kiedy jesteś przerażony. A ty przeżyłeś... Patrzysz prawdzie w oczy. To więcej niż niektórzy wojownicy potrafią.
Wilcza Łapa zacisnął oczy.
— Śni mi się to. Wracam tam, znowu słyszę krzyk, znowu czuję ten zapach… Mam wrażenie, że nigdy się tego nie pozbędę.
Brukselkowa Zadra przesunęła się bliżej i polizała go po głowie.
— Może nie. Ale z czasem nauczysz się z tym żyć. Aż pewnego dnia zauważysz, że głosy w twojej głowie milkną. I zostaje tylko pamięć. I to, czego cię nauczyła.
— A co, jeśli nigdy nie będę prawdziwym wojownikiem?
— Jesteś już nim. Tylko jeszcze o tym nie wiesz.
Wilcza Łapa oparł głowę o jej bok. Była ciepła. Pachniała czymś znajomym – mchem, liśćmi, bezpiecznym snem. Jak dom. Może pierwszy, odkąd opuścił Klan Klifu. Tym razem pozwolił sobie zamknąć oczy. I chociaż cienie wojny wciąż siedziały głęboko w jego duszy – poczuł, że nie jest z nimi sam.
— Brukselko... czy ja jestem zdrajcą...? — zapytał cicho swoją mentorkę, a jego głos brzmiał jakby... się łamał... W jego głowie biegały słowa Miedzianego Kła. „Będziesz patrzeć, jak twoja rodzina umiera”, „Jesteś zdrajcą, zabijasz własną rodzinę”. Nie mógł się ich pozbyć, tak samo, jak obrazu zapłakanej Asterci. Kwiatek z jej futra cały czas siedział przy jego uchu, nie odstępował nawet na krok od tego kwiatuszka. Astrowa Łapa była dla niego najważniejszą osobą w całym życiu. Podarunku pilnował jak oczka w głowie...

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶

Popołudnie przyniosło wilgotny zapach lasu. Wilcza Łapa wymknął się z obozu – znowu. Wiedział, że to niezgodne z zasadami, ale jego łapy same niosły go na znajome ścieżki. Tam, gdzie drzewa były gęstsze, a zapach Klanu Wilka rzadki i stłumiony.
— Wiedziałam, że przyjdziesz — rozległ się głos z cienia.
Mewa wyszła z krzaków jak duch. Jej białe futro połyskiwało w mroku, a brązowe oczy błyszczały złośliwie.
— Powinnaś nie włazić tak cicho — mruknął Wilcza Łapa. — Mógłbym cię zaatakować.
— Nie dałbyś rady — uśmiechnęła się z przekąsem. — No i co, wojownik już z ciebie?
— Jeszcze nie. Ale… uczę się. Brukselkowa Zadra mnie trenuje. Jest poważna… ale naprawdę fajna!
Mewa zachichotała cicho.
— Lepiej, żeby była. Te lasy cię pożrą, jeśli nie będziesz wystarczająco czujny.
Usiedli razem na płaskim kamieniu, gdzie promienie słońca wpadały między liście. Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Tylko szum wiatru i daleki krzyk jastrzębia wypełniały ciszę.
— Myślisz, że kiedyś to się skończy? — zapytał Wilcza Łapa nagle. — Te wojny. Strach. Wszystko.
Mewa spojrzała w górę.
— Nie wiem. Ale dopóki żyjesz… wspinaj się wyżej. Nawet jeśli gałęzie ranią… Hej, właśnie! Skąd ta blizna na klatce piersiowej?
Wilcza Łapa spojrzał na nią.
— A no, jak walczyłem z wojowniczką Klanu Klifu, to mi zadała trochę obrażeń! Ale czuję się dobrze. — Znowu poczuł wiatr, znów zobaczył siebie na gałęzi, wysoko, mimo drżących łap. I zrozumiał. Być może nie był gotowy na wszystko. Ale był gotowy próbować
— Muszę już chyba wracać... Brukselka będzie mnie pewnie szukać!
Mewa odwróciła szybko wzrok, jakby była smutna ich pożegnaniem...
— Hm... no dobrze... Wilcza Łapo... uważaj na siebie po drodze — mruknęła cicho, jakby tymi słowami chciała coś przekazać cętkowanemu uczniowi.
— Ty też uważaj Mewo! — półszeptem jej odpowiedział i pobiegł do obozowiska.

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶

Wrócił prędko do obozu, od razu zobaczył Brukselkę kręcąca się przy wejściu. Próbował ją jakoś ominąć, lecz ta i tak wyczuła jego zapach.
— Gdzieś ty był! Wiesz, jak się martwiłam?! Myślałam, że klifiacy cię ukradli! — krzyczała na biednego czekoladowego ucznia, wiedział, że jak na razie... to ma przechlapane…
— Przepraszam Brukselkowa Zadro... potrzebowałem... samotności, chciałem poukładać myśli! — Najszybsza i najprostsza wymówka... zawsze działa. Liliowa skinęła głową. Nadal patrzyła na niego wzrokiem mówiącym „nie rób mi tak więcej, bo obedrę cię z futra!” Było to doskonale widać, bo płomienistym wzroku mentorki. Uczeń westchnął i udał się do swojego ciepłego legowiska, w którym trzymał prezent od siostrzyczki. Nadal pamiętał tamten dziwny i krwawy dzień... traumatyzujący do końca życia...
— Mam ogromną nadzieję, że jeszcze ją spotkam... — mruknął cicho do siebie. Położył głowę na swoich łapach i pogrążony w myślach wpatrywał się w wyjście z legowiska uczniów.

<Brukselkowa Zadro?>

[1440 słów + umiejętność wspinaczki na drzewa]

[przyznano 29% + 5%]

21 lipca 2025

Od Wilczej Łapy

Rano

Nastał ranek, pierwsze promienie słońca wlatywały już między liście i korony drzew. Wilcza Łapa prędko się obudził z ogromnym bólem głowy, nie wiedział, czym tak silny ból mógł być spowodowany. Wiedział, że musi się udać do medyczki. Nie miał na razie siły nawet wstać, z każdą minutą ból się nasilał. W legowisku uczniów zawitała nowa głowa; Brukselkowa Zadra miała go właśnie zabierać na trening. Zauważyła, że z jej uczniem chyba było coś wyraźnie nie tak, ponieważ skulał się z bólu.
— Wilcza Łapo? Wszystko w porządku? — zapytała zmartwiona stanem swojego ucznia. Młody skinął głową, a ta od razu go pociągnęła za sobą do legowiska medyczki. Cisowe Tchnienie układała swoje medykamenty, lecz dwójka Wilczków musiała jej to przerwać.
— Dzień dobry Cisowe Tchnienie — zaczęła Brukselkowa Zadra i skinęła głową w pozdrowieniu do Medyczki. — Możesz się przyjrzeć Wilczej Łapie? Źle wygląda… — Zostawiła cętkowanego ucznia samego w lecznicy. Cisowe Tchnienie zaczęła przyglądać się całemu uczniowi; zero ran. Ale na twarzy było widać kaprys, a jego ogon z bólu uderzał w ziemię, rozprowadzając pył i kurz po legowisku.
— Bardzo boli mnie głowa... Ból nie przestaje wzrastać, pomożesz mi? — mruknął cicho do medyczki, krzycząc w środku w agonii.

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶

Medyczka Klanu Wilka podała uczniowi zioła na sen oraz coś na ból głowy; smakowało ohydnie! Przełykając zioła, Wilcza Łapa miał ochotę wydalić wszystko, co ostatnio zjadł! Fuj… na szczęście na razie spał, więc ból głowy nie mógł na razie psuć mu dnia. Ból z każdą chwilą już powoli mijał, a dochodziło powoli po południe. Brukselkowa Zadra co jakiś czas zaglądała do legowiska uczniów, aby sprawdzić stan swojego podopiecznego. Gdy się przebudził, już nie dolegał mu ból głowy, a brzucha. Nie jadł nic cały dzień, więc przydałoby się w końcu coś przekąsić. Cisowe Tchnienie kazała mu ją odwiedzić, gdyby jego stan się pogorszył. Ale było lepiej; wyszedł pełen sił z legowiska i od razu skierował się do stosu ze świeżą zwierzyną. Jak nie umrze z bólu głowy, to z głodu... tragedia... Brukselka od razu, jak go zobaczyła, to przybiegła, jakby cały las się palił!
— Jak się czujesz? Wszystko w porządku? To coś poważnego? — sapnęła; przebiegła właśnie pół obozowiska, aby tylko zadać zdesperowane pytania swojemu uczniowi.
— Na Klan Gwiazdy… Brukselkowa Zadro wszystko okej... Nawet się w sumie wyspałem! Już się czuję o wiele lepiej serio — zachichotał pod nosem, gdy widział, jak Brukselka sapie i wzdryga uszami. Chciałby się przejść wokół granic z Klanem Klifu, może zapyta się mentorki czy go zabierze!
— Brukselkowa Zadro, może przejdziemy się... no wiesz z granicami Klanu Klifu... — spytał lekko zestresowany samym pytaniem o takie rzeczy — Spacer dobrze nam zrobi! — pociągnął dalej swoje zdanie. Liliowa kotka się zgodziła, wyszli oboje z obozowiska. Pokierowali się w stronę granicy z nadmorskim klanem.

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶
Po dotarciu do granicy

Słońce już powoli znikało za horyzontem. Przyjemny szum rzeki oraz ostatnie ciepłe promienie słońca łagodziły jego ciężki dzień.
"Najlepsza rzecz w ciągu dzisiejszego dnia..." — pomyślał. Przyjrzał się dokładnie temu, co znajdowało się po drugiej stronie rzeki. Puste tereny Klanu Klifu ani żywego kota po drugiej stronie. Z daleka było widać odlatujące mewy.
— Tęsknisz za Astrową Łapą? — Mentorka Wilczej Łapy przerwała spokojną ciszę, może była po prostu ciekawa albo cały czas o tym myślała.
— No wiesz... Tęsknię za nią! To moja siostrzyczka, oczywiście, że będę tęsknić. Ale nie zostawię takiej wspaniałej mentorki prawda? — Uśmiechnął się do liliowej wojowniczki. Słońce już zaszło, oby dwoje zaczęli się kierować w stronę obozowiska. Byli zmęczeni, ale miło spędzili wieczór. Czekoladowy uczeń lubił swoją mentorkę, była w sumie jego przyjaciółką! Spędzali ze sobą dużo czasu, przynajmniej dzień nie został do końca zmarnowany...

︶⊹︶︶୨୧︶︶⊹︶

Wrócili już do obozu, pożegnali się i skierowali do swoich ciepłych legowisk. Inni uczniowie już szykowali się do spania. Wilcza Łapa ugniótł mech łapami i ułożył się w kulkę. Myślał jeszcze chwilę o tym, jak dobrze spędził dzisiaj czas mimo bólu głowy. Każdy dzień da się wykorzystać, przynajmniej tak uważał. Położył głowę na łapach i zaczął powoli zasypiać. Spacery zawsze go męczyły, mimo iż je uwielbiał; nie ma lepszej rzeczy na sen niż spacer! Ostatni raz ziewnął i zamruczał przez obecność każdego z uczniów; w legowisku było ciepło, miło i przyjaźnie. Zawsze można dowiedzieć się jakiejś nowej plotki; kto co zrobił i rzeczy podobne do tego. Ciekawe nieprawdaż?
Cętkowany już zasnął. Najwidoczniej coś mu się przyśniło naprawdę miłego — mruczał przez sen i się kręcił, ale nie nerwowo. Może przyśniła mu się siostra? Nie wiadomo! Niestety sen nie może trwać wiecznie, za niedługo znowu ranek i kolejne przygody... albo treningi.

[738 słów]

[przyznano 15%]

16 lipca 2025

Od Wilczej Łapy CD. Pustułkowej Łapy

Młody uczeń oblizał się po pysku i natychmiastowo odpowiedział na słowa większego ucznia
– No.. wiesz, obydwoje możemy być mokrzy! W grupie chyba raźniej, co nie? Możemy iść też razem! – Zaśmiał się lekko pod nosem. Miał ochotę na jakąś soczystą mysz albo wiewiórkę! Na chwilę zapadła cisza, ale nie była niezręczna. Obaj po prostu wsłuchiwali się w jednostajny dźwięk deszczu bębniącego o dach legowiska. Wilcza Łapa odruchowo przeciągnął łapą po futrze na szyi, usiłując rozprostować zlepione kosmyki.
– Nigdy nie sądziłem, że ktoś w ogóle będzie ze mną tak normalnie gadał w legowisku. Tylko czasami próbowałem zagadywać do innych, ale raczej... wiesz... nie wychodziło – powiedział cicho, ale bez smutku. Raczej z jakimś takim cichym zaskoczeniem. Pustułkowa Łapa spojrzał na niego kątem oka.
– Serio? Ale czemu? Myślałem, że jesteś po prostu… cichy. Nie, że samotnik.
– Bo jestem, kurcze. A przynajmniej… byłem – odpowiedział Wilcza Łapa, wzruszając ramionami. – Ciągle miałem wrażenie, że nie pasuję. Wiesz, inne pochodzenie, inne zachowania. A potem jakoś tak… przestałem się starać.
– No to może czas znowu zacząć? – zaproponował Pustułkowa Łapa bez owijania w mech. – Nie mówię, że masz od razu biegać po obozie i się każdemu rzucać na szyję. Ale pogadać… czasem. Nie jesteś aż tak dziwny, serio.
– Dzięki – mruknął Wilczek, uśmiechając się lekko. – Ty też nie jesteś aż tak przemądrzały, jak się wydajesz.
– Aż tak? No dzięki, naprawdę podniosłeś mnie na duchu. – Pustułkowa Łapa przewrócił oczami teatralnie, ale też się uśmiechnął. – Dobra, to co? Jeszcze chwilę posiedzimy i idziemy na wyprawę po zdobycz? Zanim deszcz zdąży wszystko przemoczyć?
– Brzmi jak plan. Tylko najpierw muszę się upewnić, że nie mam więcej patyków w futrze. Bo jeśli Brukselkowa Zadra mnie zobaczy, to urządzi mi kąpiel w kałuży.
– Ej, w sumie… – Pustułkowa Łapa przekrzywił głowę z szelmowskim uśmieszkiem. – Jakbyś wpadł do największej, to miałbyś to z głowy raz na zawsze.
Wilcza Łapa spojrzał na niego poważnie.
– Jeżeli spróbujesz mnie do niej wepchnąć, przysięgam na Klan Gwiazd, że znajdę ci świerszcza w lesie i przyniosę do legowiska. I to nie martwego.
– Okej, okej, już nic nie mówię! – Pustułkowa Łapa uniósł łapy w obronnym geście. – Pokój. I świerszcze trzymamy z dala od legowisk.
Obaj zamilkli ponownie, ale teraz była to cisza zupełnie inna — wygodna. Jakby między nimi coś kliknęło, jakby nagle ten dziwny, mokry, szarobury dzień nie był już tak przytłaczający.
– No dobra, przemoczony mysi móżdżku, chodźmy zanim rzeczywiście padniemy z głodu – miauknął Wilczek i poderwał się z miejsca. Trochę niechętnie opuścił ciepłe legowisko, ale Pustułkowa Łapa już wstał i przeciągnął się z głośnym ziewnięciem.
– A więc wyprawa! Dwaj uczniów przeciwko kałużom, błotu i potencjalnym resztkom zająca. Brzmi jak świetny plan.
– Dobrze, że nie powiedziałeś „szczur”, bo bym się zawrócił do legowiska bez słowa – mruknął Wilczek, przechodząc ostrożnie przez kałużę, która wyglądała bardziej jak miniaturowy staw.
Oczywiście Pustułka wszedł w nią prosto – z głośnym chlupnięciem, rozbryzgując wodę na boki, w tym także na Wilczka.
– Hej! – prychnął cętkowany kocur, otrzepując się teatralnie. – Robisz to specjalnie!
– Oczywiście. To jest rytuał przejścia. Tylko wybrani zostają ochlapani przeze mnie na pierwszej wspólnej misji. Czuj się zaszczycony!
Wilcza Łapa spojrzał na niego z powagą, po czym… chlup – specjalnie pacnął ogonem w kolejną kałużę, rozpryskując ją prosto na Pustułkę.
– O ty... Chcesz wojny?
– Wojna już trwa! - I się zaczęło. Dwa przemoknięte, śmiejące się koty ganiające się między legowiskami, pryskające na siebie wodą z każdej możliwej kałuży, czasem przypadkiem wpadające na mniejszych uczniów, którzy z piskiem próbowali uniknąć rozprysków. Pustułkowa Łapa raz niemal poślizgnął się i uderzył zadkiem w rozrzucony na posadzce mech, a Wilczka zaatakowała gałązka, którą przypadkiem przydepnął. Deszcz lał się dalej z nieba, ale teraz był tylko tłem dla rechotu i wrzasków dwóch kotów, które – przynajmniej na tę chwilę – miały gdzieś cały świat. W końcu, dysząc i ociekając wodą jeszcze bardziej, niż wcześniej, dotarli do stosu ze zwierzyną.
– Zimne. Mokre. Niezbyt apetyczne – mruknął Wilczek, patrząc na jedną z myszy. – Ale za to zdobyte z honorem. Po dzielnej bitwie błotnej – sapnął Pustułkowa Łapa i pacnął łapą jedną z nienaruszonych przepiórek. – Ta wygląda, jakby się jeszcze nie poddała. Weźmiemy ją?
– Dzielna przeciwniczka. Godna nas. Bierzemy.
Usiedli obok siebie pod pobliskim krzakiem, który dawał minimalną ochronę przed deszczem, i zaczęli dzielić zdobycz. Wilczek spojrzał na Pustułkę kątem oka, kąsając delikatnie mięso.
– Wiesz… To był chyba mój najlepszy dzień w Klanie Wilka.
Pustułkowa Łapa spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko.
– To jeszcze ci pokażę, jak wygląda naprawdę dobry dzień. Ale najpierw… zjesz to wszystko, bo ja nie jem jedzenia, które pokonałem tylko w połowie.
– No to masz problem, bo ja też nie.
Obaj wybuchli śmiechem, mimo zmęczenia, mimo deszczu, mimo wszystkiego. W tej chwili byli po prostu dwójką kotów, którzy zaczęli dzień od ciszy… a skończyli go jak przyjaciele.

<Hej! Pustułkowa Łapo!>

[767 słów]

[przyznano 15%]

02 lipca 2025

Od Wilczej Łapy Do Szczawiowej Łapy

Czekoladowy uczeń wkroczył powoli do obozowiska Klanu Wilka wraz z Brukselkową Zadrą. Oboje w pyskach nieśli zwierzynę złapaną podczas ich treningu. Wilczej Łapie polowanie wychodziło coraz lepiej i widać było, że robi postępy. Szybkim krokiem wraz z mentorką położyli swoje zdobycze na stosie.

* * *

Nastał poranek, wyjątkowo zimny jak na aktualną porę roku. Brązowy uczeń wytrzepał się z mchu oraz kurzu. Wojownicy wychodzili właśnie na patrole, a niebo już się rozjaśniało. Wyszedł ze swojego legowiska i poszedł w stronę stosu ze zwierzyną. Był naaaprawde głodny... Dzisiejsza noc go bardzo wygłodziła! Przed zjedzeniem pierwszego posiłku rozpoczął poranną pielęgnację, a z legowisk wyłaniały się kolejne sylwetki kotów - karmicielek, wojowników i uczniów. Poranek może i był chłodny, ale świeży wiatr był idealnym pobudzeniem i początkiem dnia. Wilcza Łapa nie zwracał uwagi na kręcące się wokół niego koty; był zaspany i najchętniej by przespał cały księżyc! Był z samego ranka (jak zwykle) cały obolały. Ale co mógł poradzić? Przyjemny głos rozległ się za jego plecami
— Cześć Wilcza Łapo jak tam poranek? — To był Szczawiowa Łapa, w podobnym wieku uczeń Klanu Wilka. Nie mieli okazji ze sobą jeszcze nigdy porozmawiać, więc była to najlepsza okazja na kolejną przyjaźń! Przyjaciół nigdy nie za wiele, prawda?
— Oj, cześć, jest w porządku. A u ciebie? — Czekoladowy mu odpowiedział, nadal czując zmęczenie i głód. Gdy czekał na odpowiedź, sięgnął po mysz ze stosu zwierzyny i kęs za kęsem ją zjadał.
— U mnie też! Smacznego — odparł i uśmiechnęli się oby dwoje do siebie.

* * *

Oby dwoje skończyli poranny posiłek oraz toaletę, ciekawe co oby dwoje będą robić dzisiaj na treningu? Może zapyta Brukselkowej Zadry czy mogliby pójść razem? Może by lepiej się zakolegowali! Wilcza Łapa wzdrygnął ogonem na samą myśl; już czuł się w Klanie Wilka dobrze, już nie martwił się siostrą. Wiedział, że da sobie radę sama. Nie minęła nawet połowa dnia, a czekoladowy uczeń już polubił Szczawiową Łapę! Chyba mógł go traktować jak kolegę. W końcu miał kogoś w swoim wieku, a nie 20 księżyców starszego... Ale przyjaciół w każdym klanie i wieku trzeba mieć, prawda?
— Zapytamy może Brukselkowej Zadry czy wyjdzie z nami zapolować? Może złapiemy fajne łowy dla klanu! — zaproponował koledze. Pręgowany się zgodził i razem wyruszyli na poszukiwania liliowej wojowniczki.

* * *

W trakcie polowania
Obaj uczniowie się rozdzielili, wojowniczka ukrywała się w krzakach, patrząc na strategię polowania obydwóch; każdemu z nich kibicowała.
Wilcza Łapa wyczuł niewielką wiewiórkę, wiedział, że musi podejść ją od tyłu, aby go nie zauważyła, gdy wcinała swoje orzechy. Przełożył siłę na tylne łapy i rzucił się na rude stworzonko. Momentalnie chwycił je w zęby i był zadowolony ze swojego pierwszego łupu. Szczawiowa Łapa trafił na mysz. Obydwoje się widzieli i co jakiś czas spoglądali na swoje postępy, Brukselka też po jakimś czasie wyruszyła na poszukiwanie zdobyczy.
Gdy słońce już naprawdę mocno grzało im w plecy, zebrali się przy jednym z drzew w okolicach obozowiska. Wszyscy położyli swoje zdobycze, uczniowie mieli po 3 zwierzyny każdy, a liliowej... Niezbyt się poszczęściło z niewielką myszką... Zaczęli wracać już do obozu przez napadające ich przypływy gorąca.
Odłożyli to, co złapali na stosie, a czekoladowy uczeń rozciągnął się.
— Było fajnie! Złapaliśmy więcej od Brukselkowej Zadry! — mruknął z dumą oraz z nutką szczęścia w głosie. Był dumny z siebie i swojego nowego kolegi! Wilcza Łapa robił coraz większe postępy i miał nadzieję, że wyrośnie na porządnego wojownika!
Obaj uczniowie zaczęli się po chwili razem bawić; wygłupiali się jak kociaki, obydwoje się śmiali oraz tarzali w brudnej posadzce.
Niebo powoli zaczęło ciemnieć. Terminatorzy zjedli kolację oraz wspólnie zaczęli kierować się do legowisk. Dzisiejszy dzień był pełen emocji, które okazały się być męczące dla oby młodych kotów.
— Dobranoc Szczawiowa Łapo! — Wilcza Łapa ziewnął w międzyczasie, Szczawiowa Łapa skinął głową na dobranoc i obydwoje wtulili się w swoje posłania.

<Hej Szczawiowa Łapo>
[619 słów]

[przyznano 12%]

18 czerwca 2025

Od Wilczej Łapy CD. Brukselkowej Zadry

Wcześniej

Wilcza Łapa wraz ze swoją mentorką wędrował wzdłuż granicy z Klanem Burzy. Kocurek cały czas rozglądał się po lesie. Pierwszy raz był aż tak blisko terenów obcych klanów i swojego rodzinnego klanu. Widząc granicę Klanu Klifu zrobił się nerwowy. Co, jeśli ktoś z rodzinnego klanu go zobaczy? Co, jeśli spotkał Aster?! Co by jej powiedział... Jakby się jej wytłumaczył? Czuł mrowienie pod łapami z nerwów na widok granicy ze swoim klanem; właściwie już nie swoim, bo teraz należał do Klanu Wilka.
— W sumie... fajnie tu... — mruknął cicho do swojej mentorki, po czym zatrzymał się, słysząc szum liści oraz ciepły powiew wiatru. Otworzył pysk, aby lepiej poczuć zapach niesiony przez powiewy wiatru. — Czuje! Czuję patrol Klanu Wilka! — rozejrzał się po okolicy. Zapach może i był już zmieszany z zapachami lasu. Brukselkowa Zadra zaśmiała się, a razem z nią jej czekoladowy uczeń. Kroczyli dalej przez las spoglądając na terytoria i zaznaczając granice swoim zapachem. Młody kocur czuł burczenie w brzuchu. Od razu zaczął myśleć o jedzeniu i o tym, co zje, gdy już wrócą do obozowiska.

✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .

Jasne promienie księżyca oświetlały las. Liderzy zabierali swoje klany na pokojowe zgromadzenie wszystkich klanów. Wilcza Łapa był szczęśliwy i miał ochotę skakać z radości na myśl o tym, że idzie na zgromadzenie i może zobaczyć Aster oraz tatę. Gdy wilczaki wraz z Nikłą Gwiazdą dotarły na skałę na której odbywały sie zgromadzenia, Wilcza Łapa przywitał się ze swoją mentorką. Rozglądał się za rodziną z Klanu Klifu, lecz nikogo nie znalazł. Może Klan Klifu jeszcze nie dotarł? W jego głowie pojawiały różne myśli. Spod szumu rozmów innych kotów wydobył się znajomy mu głos
— Szukasz kogoś? — spytała Brukselkowa Zadra.
Spojrzał lekko roztargniony na Brukselkową Zadrę
— Ach... nie, nikogo nie szukam. — odpowiedział swojej mentorce i spuścił wzrok na swoje łapy, okrywając je ogonem. Miał nadzieję, że zobaczy swoją siostrę i będzie miał okazję z nią porozmawiać. Westchnął zniechęcony do dalszego szukania; nie było już po co. Nie pojawili się. Zrezygnował z rozglądania się za siostrą i skupił się na samym zgromadzeniu. Jeszcze chwilę gadał z Brukselkową Zadrą o tym kogo poznał ostatnio, z kim gadał i rzeczy podobne do tego.

✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .

Zgromadzenie się zakończyło. Wilczaki wróciły już do obozu. Wilcza Łapa szukał wzrokiem swojej mentorki. Nadal myślał o uczniach gawędzących ze sobą na zgromadzeniu. Wokół nich widział jednego z uczniów Klanu Wilka, reszty nie był w stanie rozpoznać. Jego pierwsze zgromadzenie odbyło się spokojnie, mimo bójki dwóch kotów. Czekoladowy zauważył nagle puchatą, liliową kotkę. Wiedział, że to Brukselkowa Zadra - od razu ją rozpoznał!
— Oh... um, Brukselkowa Zadro? Chciałem z tobą porozmawiać po zgromadzeniu, ale może lepiej zrobić to rano? — spojrzał na nią, a przez jego struny głosowe przechodził strach związany z nadchodzącą rozmową. Nie potrafił dłużej dusić w sobie jego sekretu oraz tęsknoty, więc w końcu musiał komuś to powiedzieć. Komuś, komu ufa.
Liliowa kotka spojrzała na swojego ucznia tak, jakby zapomniała o tym, że chciał z nią pogadać.
— Ah, jasne. Możemy przełożyć to na jutro, jestem wykończona... — ziewnęła i skinęła głową do swojego ucznia. Młody czekoladowy odpowiedział jej tym samym gestem, po czym skierował się do legowiska uczniów. Starał zachowywać się jak najbardziej cicho, aby nie obudzić żadnego już śpiącego ucznia; byłoby mu głupio. Położył się na posłaniu z mchu. Może i był zmęczony, ale zanim zasnął, minęło kilka minut. Rozmyślał o tym, czy na pewno chce powiedzieć Brukselkowej Zadrze o swojej przeszłości. Nie umiał się zdecydować, czy był gotów, czy też nie. Było to dla niego strasznie ciężkie. Młody rzucał przekleństwami w głowie, nadal czując lekki strach przed rozmową, ale wiedział, że już nie było odwrotu. Poinformował Brukselkę, że będzie chciał z nią rozmawiać, więc musiał tego dokonać. Inaczej męczyłaby go męczyć pytaniami...
Rozmyślał i rozmyślał. Jak on miał jej o tym powiedzieć? Prosto z mostu? Czy może dawać jakieś zagadnienia, aby sama sie domyśliła? Opcji było wiele..
Może po prostu powiem jej prosto z mostu? — W głowie zaczęła mu się burza myśli; wszystkiena siebie nachodziły. Już nie wiedział, co miał myśleć o tej całej sytuacji. Przecież Brukselkowa Zadra na pewno się domyślala, że coś było nie tak i szukałem kogoś na dzisiejszym zgromadzeniu... — pomyślał i rozejrzał się po legowisku. Ugniotł sobie mech pod łapami, po czym ułożył się w wygodniejszej pozycji. Nie minęło kilka minut, a młody wilczak zasnął.

✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .

Rankiem, gdy pierwszy śpiew ptaków oraz ciepłe powiewy wiatru dotarły aż do legowiska uczniów, Wilczek przebudził się. Patrole właśnie wyruszyły, a czekoladowy kocur powolnym oraz ciężkim krokiem wyszedł z legowiska. Podszedł do stosu zwierzyny i wyciągnął z niego niewielką zdobycz, po czym powoli ją skonsumował. Po skończonym posiłku oblizał pysk i rozpoczął poranną pielęgnację, poszukując Brukselkowej Zadry. Wylizał ostrożnie swoje cętkowane futro. Nagle zauważył wychodzącą liliową kotkę z zapełnionego cieniem legowiska wojowników. Przywitał się z nią skinięciem głową, a jego sierść zjeżyła się ze stresu na plecach.
— Cześć, o czym chciałeś porozmawiać? — Usiadła obok swojego ucznia i rozpoczęła poranną pielęgnację. Młody zawachał się, zanim wypowiedział pierwsze słowo.
— Może... odejdziemy trochę... nie chcę, aby wszyscy to słyszeli... — Powoli podniósł się i zaczął myśleć, gdzie mogli porozmawiać. Tak, aby nikt ich nie słyszał.
Nagle Brukselkowa Zadra odpowiedziała mu, wiedząc, gdzie mogą iść porozmawiać.
— W naszym obozie mamy kilka miejsc; są najbardziej zacienione i nikt tam nie przychodzi - oprócz ciebie, bo wiem, że lubisz tam siedzieć, jak się nudzisz. — Uśmiechnęła się do Wilczej Łapy, a ten skinął głową i skierował się w zacienione miejsce.
Szli szybkim tempem, po nawet nie minucie dotarli na miejsce. Czekoladowy usiadł. Jego sierść zaczęła opadać. W tej chwili żył nadzieją, że Brukselkowa Zadra nie odepchnie go od siebie lub nie wyśmieje. Bardzo bał się odrzucenia - chociażby od swojej mentorki. Stres zżerał go od środka, od łap po same uszy.
— No bo ja cię okłamałem! Przepraszam Brukselkowa Zadro, nie potrafię już dłużej tego w sobie dusić... na zgromadzeniu szukałem siostry i mojej rodziny... Oni są z Klanu Klifu i ja... no... Gdy mnie znalazłaś wtedy, to... ja się zgubiłem, bo pokłóciłem się z tatą... — Nie chciał już dalej kończyć, po prostu ucichł. Z nerwów zaczął drapać ziemię pazurami. Czuł, że nie powinien był mówić o tym komukolwiek, źle się czuł. Miał nadzieję, że reszta dnia przejdzie mu już spokojnie. Czekał na razie na reakcję Brukselkowej Zadry. Nie chciał wiedzieć, co stałoby się, gdyby komuś to powiedziała. Wcale nie był przybłędą czy samotnikiem. Był kociakiem, wtedy znanym jako Jeżynek urodzonym w Klanie Klifu, żył razem ze swoją siostrą w cieple swojej matki.
Wilcza Łapa skulił uszy i okrył swoje niespokojne łapy ogonem. Brukselkowa Zadra stała jak wryta, przez chwilę w kompletnym szoku przyglądając się swojemu uczniowi.
— Och… — zaczęła, a pyszczek czekoladowego wykrzywił się w nerwowym grymasie. — A-ale to… chcesz wrócić do swojej rodziny? — zapytała, jej głos zadrżał. — Jeśli tak… to będę musiała cię puścić. Jeśli byś tylko zechciał, mogę odprowadzić cię pod granicę, ale… — przerwała, aby przełknąć ślinę. — Nie wiem, czy Nikła Gwiazda tak łatwo odda cię w łapy klifiaków.
Czekoladowy kocur zdziwiony reakcja swojej mentorki odpowiedział jej cicho
— No... wiesz, podoba mi się tutaj więc... Chcę zostać tutaj z wami! Podoba mi się z wami, lubię was bardzo... po prostu tęsknię za moją siostrą. Myślałem, że ja będę mieć okazję na zgromadzeniu z nią pogadać... Aster była dla mnie najbliższa osobą! — Nie miał już ochoty na kontynuację rozmowy z mentorką. Wstał z zacienionego miejsca i powoli odszedł od niej w stronę stosu ze zwierzyną.

[1237 słów]

<Brukselkowa Zadro?>

[przyznano 25%]

16 czerwca 2025

Od Wilczej Łapy Do Kosaćcowej Grzywy

Kilka godzin wcześniej

Wilcza Łapa co jakiś czas w nocy wybudzał się ze swojego snu, czuł mrowienie na łapach i niepokój związany z nocnym zimnym wiatrem, który wpadał do legowiska. Myślał o tym, jak miewa się Aster i o tym, że rano może zdobędzie kogoś, z kim będzie mógł pogadać pod nie obecność Brukselkowej Zadry. Było jeszcze ciemno, więc postanowił dalej ułożyć się do snu. Po niedługim czasie ponownie zapadł w głęboki sen.

✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .

Młody wyłonił głowę z legowiska, widząc już promienie słońca wpadające do obozu. Zauważył samotnie siedzącego białego wojownika i postanowił do niego podejść i zapytać o jakąś przyjaźń - nie chciał całe swoje życie siedzieć samotnie, więc w końcu musiał kogoś poznać. Powoli lekko wachającym się krokiem podszedł do większego wojownika.
— Uhm.. Cześć! Jestem Wilcza Łapa, a ty? - usiadł obok wojownika czekając na jego reakcje, był zestresowany. Co gdyby go wyśmiał? Albo nie zaakceptował go w klanie? Mimo, iż nie znali jego pochodzenia, chodził zestresowany tym, skąd pochodzi. Nie przyzna się raczej nikomu jakie jest jego prawdziwe pochodzenie, nawet gdyby miało by to wpłynąć na jego przyszłość, już i tak okłamał Brukselkę, więc nie przyzna się do tego, skąd pochodzi. Starszy wojownik uśmiechnął się do ucznia i pogodnym głosem odpowiedział:
— Ja jestem Kosaćcowa Grzywa, miło mi cię poznać! - wojownik przechylił głowę w bok. Wilcza Łapa poczuł ulgę, może uda mu się znaleźć przyjaciela..
— Chcesz się zakolegować..? Uhm.. - zaczął mruczeć pod nosem na tyle głośno aby wojownik mógł usłyszeć. Kosaćcowa Grzywa przytaknął a uczeń poczuł ulgę przechodzącą przez jego łapy.

✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .

Rozmawiali ze sobą dosyć długo, słońce grzało w ich plecy, oraz wybrali się razem na polowanie. Wilcza Łapa w końcu miał jakąś rozrywkę, oprócz ciągłego siedzenia w cieniu i nudzenia się i coraz mniej zamartwiał się siostrą. Wiedział, że da bez niego radę - w końcu jest naprawdę silną kotką i na pewno uczy się na świetnego wojownika. Uczeń z wojownikiem poznawali się bardziej oraz lepiej, młodemu dzień minął osiedle szybciej niż w ostatnim czasie. Poznał lepiej tereny Klanu Wilka, więc był już nawet zapoznany z lasem.
— Fajnie dzisiaj było, dzięki! - Uczeń z szczerością w głosie podziękował wojownikowi za spędzony dzień. Nadal było południe więc mogli razem spędzić ze sobą więcej czasu, lecz ten nie chciał zawracać za bardzo głowy wojownikowi. Na pewno ma ważne obowiązki, w końcu to wojownik na pewno bardzo szlachetny. Czekoladowy kocurek odszedł powoli od wojownika
— Zgłodniałem, idę coś zjeść! Chcesz też? – zatrzymał się i spojrzał na białego wojownika z uśmiechem, a ten przytaknął i razem poszli do stosu zwierzyny, aby wspólnie zjeść posiłek.

✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .

— Ah, najadłem się, chyba dzisiaj szybko pójdę spać, był to męczący, ale naprawdę fajny dzień! Cieszę się, że w końcu robię coś zamiast bez sensownego leżenia w cieniu! - westchnął i spojrzał na wojownika i obydwoje zaśmiali się.


<Kosaćcowa Grzywo? Dziękuję!>

[452 słowa]

[przyznano 9%]

13 czerwca 2025

Od Wilczka (Wilczej Łapy)

Czekoladowy kocurek siedział sam w cieniu. Został tu chyba zaakceptowany, ale nadal był wystraszony. Bardzo tęsknił za Aster i tatą. Jedynym kotem, któremu ufał, była jego mentorka – Brukselkowa Zadra.
Nie wchodził w interakcje z innymi członkami klanu, był raczej cichy, a dnie i noce spędzał samotnie.
– Ech. Może spróbuję kogoś poznać, mieć kolegę czy coś… – westchnął cicho, kładąc głowę na łapach.
Wilczek wstał i powoli podszedł do stosu ze zwierzyną. Coś jawiło się w jego spojrzeniu – nie głód, nie ciekawość, tylko pustka. Wziął małego wróbla ze stosu zwierzyny, mimo, iż nie był głodny. Tylko po to, by mieć pretekst, żeby nie patrzeć nikomu w oczy.
Obóz tętnił życiem, ale dla Wilczka był jak obraz zza szyby. Dźwięki i obrazy hałaśliwego klanu – czuł się jak intruz.
Kocięta z Klanu Wilka biegały razem, ganiały się wokół pni i legowisk, a Wilczek…? Siedział z boku. Nikt go nie zaczepiał. Może nie wiedzieli, co powiedzieć. A może po prostu ich to nie obchodziło.
Brukselkowa Zadra próbowała. Czasem popychała go do ćwiczeń, ale to nie było to samo. Nie jak Aster. Nie jak tata.
Gdy młody zjadł wróbla, poszedł do ściany i wtulił nos w ogon. Przez chwilę po prostu leżał, nasłuchując rozmów i kroków, których nie rozpoznawał.
Czuł się jak kamień pośród fal.
Niechciany.
Niebo powoli już ciemniało. Kociaki przestały się już ganiać. Wojownicy rozchodzili się do swoich legowisk, a niebo ściemniało jak jego nastrój.
Młody westchnął i skulony wszedł do legowiska uczniów.
Znów poczuł to znajome uczucie, które ściskało go od środka, jakby ktoś wyrwał mu kawałek serca i zostawił dziurę ziejącą pustką.
Wszystko przypominało mu o niej. Tęsknił za siostrą.
Brak jej śmiechu, gdy razem skakali, bawili się... ich wspólne posiłki. Tutaj nie miał nikogo.
Brukselkowa Zadra była w porządku, uratowała go.
"Aster… Przepraszam, że cię zostawiłem" – pomyślał.
Oczy mu się zaszkliły, ale łzy już nie spadły. Płakał już tamtej nocy, kiedy się zgubił i wiedział, że już więcej nie zobaczy Aster.
Wtulił się w posłanie. Pachniało wilgotnym mchem – nie jej futrem, nie futrem Aster. Pachniało klanem, którego nie znał.
Tylko ciemność była dla niego znajoma, i ona go rozumiała.

[350 słów]

[przyznano 7%]

29 maja 2025

Od Jeżynka (Wilczka) do Brukselkowej Zadry

Kilka godzin wcześniej

Jeżynek nie miał ochoty rozmawiać z siostrzyczką.
— Wszystko okej, chcę po prostu pobyć sam. Zostaw mnie! — warknął ostro, odpychając Aster. Skierował się w stronę żłobka. Położył się na swoim posłaniu i zwinął się w kulkę, kładąc głowę na swoich łapach. Naburmuszony położył po sobie uszy. Nadal był zdenerwowany tym, że każdy go traktował tak, jakby naprawdę potrzebował specjalnej opieki. Potrafił sobie sam poradzić; tak mu się przynajmniej wydawało.

✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .

Jeżynek będąc na obcym terenie jeszcze nie wiedział, gdzie się znajduje.
— Asterko! Tatusiu! Postrzępiona Łapo! — Jego monotonne piszczenie roznosiło się po lesie.
"Powinienem był z nią wtedy porozmawiać, a nie jak skończony mysi móżdżek odchodzić bez słowa” — pomyślał, po czym podszedł powoli do jednego z wyższych drzew, aby się pod nim schronić. Nie wiedział co ma zrobić, był wystraszony i przemoknięty. Ledwo co dokulał się do drzewa; był ledwo żywy i cały ubłocony. Jego czekoladowe futro było posklejane i pobrudzone błotem, liśćmi oraz trawą. Jego biała plamka na pysku była ledwo widoczna. Skulił się pod drzewem.
"Czemu musiałem się wtedy oddalić? Czemu nie posłuchałem taty…?"
Myśli szalały mu w głowie jak spłoszone ptaki.
"Może już mnie szukają. Albo… może uznali, że to moja wina?"
Las był cichy, zbyt cichy. Przez to, i przez różne myśli w glowie, kociak miał już paranoję. Tylko wiatr przeciskał się przez gałęzie jak szept, który coś przed nim ukrywał. W oddali zatrzeszczała gałąź. Jeżynkowi serce podskoczyło do gardła.
— Aaah! — Podskoczył wystraszony. Na szczęście to była tylko gałąź. Wrócił do swojej pozycji.
— Oh, Asterko... Przepraszam... — wymruczał pod nosem. Położył się na łapach i ogonem przykrył tylne łapki. Coraz bardziej zmęczony Jeżynek zaczął ignorować dziwne odgłosy lasu. Kocurek ledwo co mówił. Wydobywał z siebie słowa z wielkim trudem z powodu przemęczenia oraz tego, jak był zmarznięty po jego wodnej podróży.
Nagle nieznajomy głos wydobył się zza pleców młodego kociaka:
— Co tutaj robisz? Wiesz, że jesteś na terytorium Klanu Wilka? Jesteś tu sam? — Nieznajomy kot zadawał pytania. Jeżynek zesztywniał. Jak to na terenie Klanu Wilka?
— J-ja... jestem Wilczek... i... i jestem tu sam... cały czas jestem sam… — Młody jąkając się odpowiedział na pytania kotki. Jego ciche miauczenie było ledwo zrozumiałe, lecz starał się precyzować swoje wypowiedzi, jak najbardziej potrafił. — I... no... zgu-zgubiłem się... — Spojrzał na kotkę brązowymi ślepiami pełnymi przerażenia.
— Świetne imię, Wilczek. Nazywasz się Wilczek i znajduje cię na terenie Klanu Wilka! Ja jestem Brukselkowa Zadra. Wezmę cię do obozowiska. Jesteś przemoczony, a jeszcze jakiś chorób się nałapiesz...
Już wtedy znany jako Wilczek, pozwolił, aby młoda wojowniczka chwyciła go w zęby.

✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .

Minęło już trochę czasu. Dotarli do wejścia do obozu. Czekoladowy kociak czuł pełne zdziwienia spojrzenia na sobie. Był zestresowany i wciąż wystraszony. Przemierzając obóz starał się unikać kontaktu wzrokowego z innymi kotami.
Przekroczyli razem próg lecznicy. Brukselkowa Zadra powoli i spokojnie upuściła kociaka na posłaniu i podsunęła go lekko w stronę medyczki.
— Witaj, Cisowe Tchnienie. Mogłabyś go obejrzeć i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku? Znalazłam go w okolicach rzeki, a jest cały przemoczony — mruknęła przyjaźnie do medyczki.

✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .

Gdy medyczka obejrzała kociaka, doszła do wniosku, że wszystko z nim w porządku.
— Wszystko jest dobrze, niech po prostu odpocznie. Dobrze, że trafił na ciebie. Miał szczęście. — Medyczka spuściła wzrok z czekoladowego kotka.
— W takim razie cieszę się. Dziękuję Ci, Cisowe Tchnienie. — Brukselkowa Zadra uśmiechnęła się łagodnie do medyczki, po czym chwyciła w zęby Wilczka i zaczęła się kierować do wyjścia z lecznicy.

<Brukselkowa Zadro?... Boję się...>

27 maja 2025

Od Jeżynka CD. Aster

Jeżynek wybudził się ze snu, a słysząc pytanie Aster momentalnie na nie odpowiedział.
— Spało się w porządku, wyspałem się. A ty? Jak się spało? Wyspana?
Aster ucieszyła się z odpowiedzi brata, najwidoczniej takiej odpowiedzi oczekiwała.
— Mi również, spało się w porządku i się wyspałam! A braciszku.. Miałeś koszmar? mruczałeś przez sen i się wierciłeś... Wszystko w porządku? — spytała zmartwiona Aster
Czekoladowy jej odpowiedział, kompletnie nie wiedząc o co chodzi, był trochę rozkojarzony.
— Jaki koszmar? Wszystko w porządku, nie przypominam sobie żadnego koszmaru. Nie martw się siostrzyczko! — Polizał ją za uchem, po czym wyszedł ze żłobka.
✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .
Kłótnia z ojcem i Postrzępioną Łapą, do której również wtrąciła się Aster, coraz bardziej przyprawiała młodego kociaka o nerwy.
— Mógłbyś chociaż raz mnie posłuchać! — Jeżynek prychnął odwracając się gwałtownie od ojca — ale nie! Ty wiesz lepiej, zawsze! A moje zdanie się w ogóle nie liczy!
Pochmurny Płomień rzucił synowi ostrzegawcze spojrzenie.
— Bo może mam? — Pochmurny Płomień rzucił chłodno mrużąc oczy — Ty tylko gadasz, a nie myślisz. Rzucasz się w każde bagno, a potem liczysz, że ktoś cię wyciągnie!
Jeżynek jeszcze bardziej poddenerwowany słowami ojca odwrócił się i odbiegł w stronę stosu ze zwierzyną. Za sobą słyszał kroki Postrzępionej Łapy. Spod tuptania jej łap wydobył się głos
— Jeżynku, nie denerwuj się tak na tatę. On chce dla Ciebie dobrze, bo się o Ciebie martwi. Wszyscy się martwimy, jak pakujesz się w tarapaty — mruknęła spokojnie, aby uspokoić całą sytuację.
— Ja przynajmniej coś robię i nie jestem niewolnikiem ojca, jak będę starszy będziemy się wszyscy śmiać z tego co robiłem! — syknął zdenerwowany. Chciał być sam. Choć przez moment. — Robicie ze mnie kociaka, który potrzebuje specjalnej klanowej opieki! Potrafię sobie sam poradzić!
— Oho? Czyli to teraz moja wina!? — Postrzępiona Łapa najeżyła się po czym uniosła ogon do góry. — Wiesz co Jeżynku? Masz w sobie tyle uporu, że nawet rzeka nie dała by Ci rady, a ty i tak potknąłbyś się o swoje łapy.
Jeżynek w ciszy odszedł od kuzynki. Miał ich już dzisiaj dosyć.
✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .  ⁺   . ✦ .
Słońce ledwie przebijało się przez liście, kiedy Pochmurny Płomień wciąż spięty po kłótni, postanowił zabrać innych na spacer. Jeżynek nadal plujący negatywną energią niechętnie poszedł za tatą i kuzynką. Czekoladowy kociak po porannej wymianie słów na temat jego uczuć i tego, że nikt go nie słucha, nie chciał się bawić z Postrzępioną Łapą ani ojcem. Chciał być sam. Z każdym dalszym krokiem las przyciągał go swoją tajemniczością, ale młody nie znał jeszcze go wystarczająco dobrze. Oddalił się od reszty słysząc szum wody, skręcił w jego stronę nie zdając sobie sprawy jak blisko jest brzeg. Potknął się. Krzyknął. Jeżynek nagle zniknął pod powierzchnią wody. Pochmurny Płomień z dala zauważył zaistniałą sytuację.
Sekunda. Może dwie, jak Jeżynek zniknął. Liście wzlatywały ku górze. Postrzępiona Łapa i jego tata rzucili się biegiem za młodym w dół rzeki. Czekoladowy kociak z sercem kołatającym mu w piersi ze zdenerwowania myślał, że jest w sytuacji bez wyjścia.
Myślał, że już za późno. W głowie szumiało mu od strachu. W pewnym momencie zaklinował się między mokrymi kamieniami, a kępami trawy, zmęczony sapnął i wygramolił się na brzeg. Tylko, że po drugiej stronie. Cały przemoczony z dygoczącymi łapami i oczyma pełnymi zdziwienia, rozejrzał się dookoła. Nikogo. Głosów też nie było słychać. Tylko szum lasu i rzeki, która wzięła go w swoje ramiona i zostawiła na wrogim terytorium.
<Aster..?>

06 maja 2025

Od Jeżynka CD. Aster

— Hm. Chętnie, zgłodniałem od tej gry w chowanego. — Jeżynek czmychnął w stronę stosu ze zwierzyną.
Wybrał sobie niewielką mysz, a dla siostry wziął jednego skowronka.
Ze swoim posiłkiem skierował się w stronę jego ojca, po czym zaczął go spożywać ze smakiem, oblizując pysk po każdym kęsie myszy. Nie chciał mieć brudnego pyska. Po zjedzonym posiłku przerzucił się na plecy z przejedzenia, dawno nie jadł takiej dużej porcji; zwłaszcza jak na kociaka. Spojrzał przed siebie w poszukiwaniu Aster.
— Hej Aster! Przez ciebie bolą mnie całe plecy! — burknął nieprzyjaźnie do siostry. Był zły za to, że na niego wskoczyła. Czuł, że musi się na niej zemścić w podobny sposób.
— hm... Gdy zacznie jeść, to zrobię jej to samo, ale czy ja chcę być mściwy? Tak! Za mój ból pleców mi zapłaci! — syknął pod nosem, nadal szukając Aster wzrokiem.
"No gdzie ona się podziała?" — Pomyślał Jeżynek, bo nadal nie zlokalizował siostry albo po prostu jest ślepy.
Zobaczył, jak Aster biegnie w jego kierunku, wesoło machając ogonkiem.
— Nie jesteś zmęczona po takiej ilości jedzenia? — zapytał, ze zdziwieniem, lekko przekręcając główkę na bok.
— Nie, ale widzę, że Ciebie jest łatwo pokonać! — zaśmiała się, stając obok mnie.
— Hej! To nie prawda! — oburzył się, szybko wstając.
Nie chciał, żeby siostra pomyślała, że jest słaby. W końcu to z niego miała brać przykład!
— Może pójdziemy do mamy? Nie byliśmy u niej dzisiaj, przynajmniej ja nie byłem — westchnął, nadal czując ścisk w żołądku po posiłku — Może nam opowie jakąś fajną historię! Ciekawe co się działo w klanie, zanim przyszliśmy na świat!

<Asterko?>