Dzień, w którym rodzeństwo zostało znalezione.
To był ciężki dzień dla całego rodzeństwa, choć zaczął się bardzo przyjemnie: słońce rozgrzewało powietrze, a delikatny, ciepły wiatr w duecie z mżawką mógł być, chociaż w najmniejszym stopniu ochłodzeniem dla kotów. Świergot ptaków wypełnił ciszę, współpracując wówczas z podmuchami wiaterku. Kiedy Gwiazdnica otworzyła zaspane oczka, pierwszym co zobaczyła, było ciałko jej rudej siostrzyczki, a nieco dalej leżał Sen. Oba koty dawno już nie spały, rozmawiając między sobą o czymś, jednak nie na tyle głośno, aby obudzić szylkretkę.
— Idziemy na dwór? — zapytała zachrypniętym, po nocy, głosem.
— Pada mżawka! — wtrąciła się Makowiec.
Oczy Gwiazdnicy rozbłysły, jeszcze lepiej!
— No to super! Idziemy, idziemy! — koteczka podniosła się i kiedy już miała rzucić się do wyjścia, jej matka złapała ją za kark.
— Nie ma mowy, będziesz cała mokra — wysyczała, ponieważ futro córki w pysku tłumiło jej głos.
Odłożyła delikatnie kocię na ziemię i położyła swój ogon przed jej pyskiem, by nie uciekła poza gniazdo. Tak nie powinno być! Koteczka rzuciła się na ogon matki, wbijając ostre kiełki w jej futerko. Makowiec syknęła jedynie, strzepując córę ze swojego ciała.
— No proooszę! Proszę, proszę, proszę! — Gwiazdka zrobiła maślane oczka, licząc na to, że matka się zlituje!
Kocica przewróciła tylko oczyma, najwidoczniej nie miała siły na kłótnie. Przejechała ogonem po grzbiecie szylkretki, często tak robiła.
— Niech będzie, ale nie dyskutuj później, że chce cię wymyć, dobrze? — Docisnęła puchaty ogon do ciała młodej, uniemożliwiającą jej ucieczkę.
— No dobra… Sen, Horyzont, chodźcie! — pisnęła tylko zanim jej ciałko znikło w wyjściu z gniazda.
Wielbiła różne zabawy czy psoty, zanim jej rodzeństwo wygramoliło się z legowiska, kotka zdążyła zrobić parę kółek na polance. W końcu, kiedy na wilgotnej trawie zobaczyła rude futerko siostrzyczki, rzuciła się na nią, krzycząc „berek”! Dwie koteczki ganiały się tak dłuższą chwilę, gdy w końcu Gwiazdka zmieniła swój cel z szybszej siostry na braciszka. Sen już próbował im uciec! Stał pod wejściem do gniazda, zaglądając w jego wnętrze z ukosa, na szczęście szylkretka zauważyła to w parę i mogła zareagować. Skręciła gwałtownie, wbiegając w czarnego kota, nie przewidziała jednak, że nie zdoła wyhamować na czas. Skutek był taki: dwa koty przeturlały się do środka gniazda.
— Ups! Niechcący — Gwiazdka zrobiła kilka kroczków w tył, schodząc z brata — Ty gonisz!
Po tych słowach wystrzeliła z gniazda, zostawiając za plecami zszokowaną matkę i brata, który wcale nie miał zamiaru bawić się w berka…
— Gwiazdnico, wracaj! — zawołała młodą Makowiec.
Koteczka nie była chętna do powrotu, dobrze się tu bawiła! Obiecała mamie, że wróci jeśli tylko będzie tego chcieć… Cóż najwidoczniej nie ma wyjścia, westchnęła dramatycznie, po czym obróciła się na pięcie. Horyzont szybko dogoniła siostrę.
— Fajnie się biegało szkoda, że musimy wracać — jęknęła z grymasem niezadowolenia na pyszczku.
Gwiazdka tylko pokiwała główką. Obie weszły do legowiska oraz ustawiły w kolejkę do matki, która teraz zajmowała się pielęgnacją futerka Snu. Pomarańczowo oka zagłębiła się we własnych myślach, ale cudownie byłoby bez mamy! Mogłaby bawić się, ile tylko zapragnie! Bez żadnych ograniczeń! Coś wspaniałego. Młoda przełknęła głośno ślinę, nadeszła jej kolej na kąpiel. Grzecznie ustawiła się przed Makowcem, w myślach odliczając do końca czyszczenia. Uwagę koteczki przykuł Konfident, który właśnie zaszczycił rodzinę swoją obecnością w legowisku. Oczywiście nie mogła obyć się bez kolejnej kłótni, dwa koty szybko znalazły powód do sprzeczek, Gwiazdnica była już do tego przyzwyczajona. Położyła uszy, nie chciała słuchać czegoś takiego… Wpatrywała się w swoje łapki, tym razem czekając na koniec dyskusji. Serce Gwiazdki pękło, widząc cierpienie odbijające się w oczach matki, gdy ich ojciec wypadł na polankę. Młoda nie miała pojęcia, jak ma się zachować, Makowiec zwinęła się w kłębek i szlochała cicho. Durny Konfident! Nie powinien tak robić, teraz mamie jest przykro. Szylkretka wtuliła pyszczek w futro matki, oprócz psot kochała też spać, nie potrzebowała dużo czasu, aby odejść do świata snów. Obudziła się, dopiero kiedy słońce opadało powoli na horyzoncie. Miała wspaniały sen, całą rodziną bawili się w chowanego, nawet Konfident tam był! A on nie znosił zabaw z dziećmi. No i Makowiec była taka szczęśliwa… Jak szkoda, że to nie może być prawda!
— Chodźcie dzieci, pójdziemy na spacer — zawołała rodzeństwo Makowiec.
Gwiazdnica podniosła głowę, spacer po ciemku? Ale fajnie!! Głos matki był zmęczony, jednak pomarańczowo oka niespecjalnie zwróciła na to uwagę. Szybko wyszła z gniazda za rodziną, zapominając już o swoim śnie. Młoda dotrzymywała kroku swojemu rodzeństwu, maszerowali jednak w całkowitej ciszy, dookoła panowała gęsta atmosfera, która towarzyszyła im już od kłótni rodziców. Nogi Gwiazdki zaczęły ją piec, dawno nie przeszła takiego dystansu! Mimo iż lubiła ruch, to nie przepadała za chodzeniem, wolała raczej biegać — to było znacznie ciekawsze. W końcu Makowiec zatrzymała się gwałtownie, szylkretka prawie w nią wpadła.
— Niedługo przyjdę, obiecuję — powiedziała starsza, nawet nie odwracając się w stronę kociąt.
Kocica skoczyła w zarośla, Gwiazdnica nie spodziewała się, że to ostatni raz widzi swoją mamę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz