Na szczęście przy pomocy Płomień dostała się do medyka i otrzymała odpowiedni zestaw ziół, by zawirowania w jej brzuchu się uspokoiły. Niepewnie zerkała na swoją drugą matkę. Od czasu wojny zdawała się jakaś inna. Taka nieswoja. A mimo to na jej pysiu wciąż widniał uśmiech. Czarna nie potrafiła uwolnić się od myśli, że coś jest nie tak. I z takim głębokim zamyśleniem wyszła od medyka. Nie zdążyła zaczerpnąć powietrza, a ruda pojawiła się koło niej zupełnie znikąd. Krzyknęła wewnętrznie, by nie wyjść na mysi-dudka przy młodszej.
— Już lepiej? — zapytała ze szczerą troską.
Gołębia Łapa nieco zakłopotana powędrowała wzrokiem ku swoim łapą. Nie chciała zmartwić Płomiennej Łapy. Tym bardziej, że jej "złe samopoczucie" było spowodowane taką głupotą.
— Tak
— Cieszę się.
Uczennica uśmiechnęła się i otarła przyjacielsko, chociaż niepewnie, o towarzyszkę. Czarna zaskoczona tą interakcją znieruchomiała na uderzenie serca. Niebieskie ślepka jednak wpatrywały się w nią z taką życzliwością, że sama nieświadomie uśmiechnęła się lekko.
— Chciałabyś może się w coś pobawić? — padła propozycja.
Czarna zmarszczyła brwi. Niezbyt umiała w te klocki. Zwykle to jej siostry wymyślały dzikie zabawy, których zasad nigdy nie potrafiła spamiętać, a ona brała w nich udział lub nie. Czuła jednak, że jeśli odmówi zakończy to tą świeżą i delikatną znajomość. A Płomienna Łapa zdawała się takim szczerym i dobrym kotem.
— Jasne, tylko w co? Masz na coś ochotę? — próbowała wybrnąć z tego zawirowania społecznego w sprawny sposób.
Ruda uśmiechnęła się.
— Jestem otwarta na propozycje. — oznajmiła młodsza.
Gołębia Łapa zaczęła prosić Przodków o wsparcie. I co ona miała teraz poczynić? Naciskanie by ruda wybrała wydawało się nie na miejscu. A nie chciała też wyjść na nudną...
— To może... może pozbieramy skarby? — zapytała ostrożnie.
Na całe szczęście niebieskie ślepka odpowiedziały jej wesołym blaskiem.
— Skarby? Jasne. Tylko szkoda, że nie możemy wyjść same na zewnątrz.
Czarna pokręciła ogonem. Faktycznie. Zapomniała o tak ważnej rzeczy. Była takim mysim móżdżkiem. Powinna tak się nazywać. Nerwowo krążyła wzrokiem po obozowisku. Tak szybko zdążyła zaproponować coś niewykonalnego. Nie mogła po raz kolejny ośmieszyć się przed Płomienną Łapą. Jeszcze trochę i nie będzie chciała się z nią zadawać. Musiała wymyśleć coś dobrego... Coś emocjonujące...
— Możemy tu poszukać... — miauknęła cicho w końcu, nie będąc wstanie wpaść na żaden inny pomysł. — Moja siostra kiedyś mówiła, że znalazła w skalnej szczelinie dziwne przedmioty. Mój mentor stwierdził, że musiało to należeć do kota, który już nie żyje... — urwała zdając sobie sprawę co właśnie plecie.
Proponowała nowej koleżance rabowanie pozostałości po zmarłych. Zaraz uzna ją za kryminalistę i Judaszowa Gwiazda wygna ją z Klanu Klifu! Wpadnie w łapy Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd i zaprzeda im swoją duszę. A tego mama na pewno jej nie wybaczy.
— O, nawet nie wiedziałam, że nasze obozowisko skrywa takie tajemnice. — miauknęła ruda.
Gołębia Łapa odetchnęła z ulgą. Obie kotki wesoło udały się ku skalnym ścianom. Badały łapkami zimne podłoże, rozglądały się wokół, a czasem nawet próbowały podskakując dojrzeć co było poza ich zasięgiem wzroku.
— Mam coś!
Podbiegła szybko do rudej. Zatrzymała się zdyszana, zipiąc niezręcznie. Ruda zaśmiała się cicho. Zawstydzona czarna położyła uszy.
— Co znalazłaś? — próbowała zmienić temat.
Młodsza kotka wyciągnęła łapką małe zawiniątko ze szczeliny. Pod warstwą pyłu i ususzonych liści znajdowało się kilka ładnych gładkich kamyczków i coś co wyglądało jak kora drzewa. Gołębia Łapa lekko zawiodła się w duchu. Liczyła, że zmarli ukryli coś ciekawszego w kątach ich obozowiska niż coś co znajdowało się niemal na całym ich terenie.
— Jak myślisz do kogo to mogło należeć? — zapytała Płomienna Łapa.
Gołąbek zmarszczyła nos. Nie miała bladego pojęcia. Mogło należeć do każdego przypadkowego kota. Nic szczególnego w tym nie było. Kora była zbyt wyschnięta by poczuć na niej jakikolwiek zapach, a kamyki jak kamyki. Takie same jak każde inne. Próbowała mimo wszystko nie dać po sobie poznać rozczarowania tym znaleziskiem.
— Może do kogoś kto kochał kamienie? — mruknęła niepewnie.
— Już lepiej? — zapytała ze szczerą troską.
Gołębia Łapa nieco zakłopotana powędrowała wzrokiem ku swoim łapą. Nie chciała zmartwić Płomiennej Łapy. Tym bardziej, że jej "złe samopoczucie" było spowodowane taką głupotą.
— Tak
— Cieszę się.
Uczennica uśmiechnęła się i otarła przyjacielsko, chociaż niepewnie, o towarzyszkę. Czarna zaskoczona tą interakcją znieruchomiała na uderzenie serca. Niebieskie ślepka jednak wpatrywały się w nią z taką życzliwością, że sama nieświadomie uśmiechnęła się lekko.
— Chciałabyś może się w coś pobawić? — padła propozycja.
Czarna zmarszczyła brwi. Niezbyt umiała w te klocki. Zwykle to jej siostry wymyślały dzikie zabawy, których zasad nigdy nie potrafiła spamiętać, a ona brała w nich udział lub nie. Czuła jednak, że jeśli odmówi zakończy to tą świeżą i delikatną znajomość. A Płomienna Łapa zdawała się takim szczerym i dobrym kotem.
— Jasne, tylko w co? Masz na coś ochotę? — próbowała wybrnąć z tego zawirowania społecznego w sprawny sposób.
Ruda uśmiechnęła się.
— Jestem otwarta na propozycje. — oznajmiła młodsza.
Gołębia Łapa zaczęła prosić Przodków o wsparcie. I co ona miała teraz poczynić? Naciskanie by ruda wybrała wydawało się nie na miejscu. A nie chciała też wyjść na nudną...
— To może... może pozbieramy skarby? — zapytała ostrożnie.
Na całe szczęście niebieskie ślepka odpowiedziały jej wesołym blaskiem.
— Skarby? Jasne. Tylko szkoda, że nie możemy wyjść same na zewnątrz.
Czarna pokręciła ogonem. Faktycznie. Zapomniała o tak ważnej rzeczy. Była takim mysim móżdżkiem. Powinna tak się nazywać. Nerwowo krążyła wzrokiem po obozowisku. Tak szybko zdążyła zaproponować coś niewykonalnego. Nie mogła po raz kolejny ośmieszyć się przed Płomienną Łapą. Jeszcze trochę i nie będzie chciała się z nią zadawać. Musiała wymyśleć coś dobrego... Coś emocjonujące...
— Możemy tu poszukać... — miauknęła cicho w końcu, nie będąc wstanie wpaść na żaden inny pomysł. — Moja siostra kiedyś mówiła, że znalazła w skalnej szczelinie dziwne przedmioty. Mój mentor stwierdził, że musiało to należeć do kota, który już nie żyje... — urwała zdając sobie sprawę co właśnie plecie.
Proponowała nowej koleżance rabowanie pozostałości po zmarłych. Zaraz uzna ją za kryminalistę i Judaszowa Gwiazda wygna ją z Klanu Klifu! Wpadnie w łapy Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd i zaprzeda im swoją duszę. A tego mama na pewno jej nie wybaczy.
— O, nawet nie wiedziałam, że nasze obozowisko skrywa takie tajemnice. — miauknęła ruda.
Gołębia Łapa odetchnęła z ulgą. Obie kotki wesoło udały się ku skalnym ścianom. Badały łapkami zimne podłoże, rozglądały się wokół, a czasem nawet próbowały podskakując dojrzeć co było poza ich zasięgiem wzroku.
— Mam coś!
Podbiegła szybko do rudej. Zatrzymała się zdyszana, zipiąc niezręcznie. Ruda zaśmiała się cicho. Zawstydzona czarna położyła uszy.
— Co znalazłaś? — próbowała zmienić temat.
Młodsza kotka wyciągnęła łapką małe zawiniątko ze szczeliny. Pod warstwą pyłu i ususzonych liści znajdowało się kilka ładnych gładkich kamyczków i coś co wyglądało jak kora drzewa. Gołębia Łapa lekko zawiodła się w duchu. Liczyła, że zmarli ukryli coś ciekawszego w kątach ich obozowiska niż coś co znajdowało się niemal na całym ich terenie.
— Jak myślisz do kogo to mogło należeć? — zapytała Płomienna Łapa.
Gołąbek zmarszczyła nos. Nie miała bladego pojęcia. Mogło należeć do każdego przypadkowego kota. Nic szczególnego w tym nie było. Kora była zbyt wyschnięta by poczuć na niej jakikolwiek zapach, a kamyki jak kamyki. Takie same jak każde inne. Próbowała mimo wszystko nie dać po sobie poznać rozczarowania tym znaleziskiem.
— Może do kogoś kto kochał kamienie? — mruknęła niepewnie.
<Płomienna Łapo?>
[ilość słow 624]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz